O sztuce picia wina (przez
Francuzów)
Jeszcze w 1939 roku przeciętny Francuz
wypijał pół butelki wina dziennie - bo wino stanowiło nieodłączną część
jego codziennego życia i było dobrem narodowym w równym stopniu, co ser
albo impresjonizm. W latach sześćdziesiątych, restaurator Gérard Faesch
wyliczał, że w jego barze "szło" kilkanaście litrów na idących do pracy
robotników. Z kolei literat i filozof Roland Barthes mówił - jakby
na potwierdzenie - że wino jest napojem proletariatu i napędza kulturę.
"Kto w wino nie wierzy, musi być chory, a nawet niedołężny" - przekonywał.
Nie da się ukryć, że wino jest czymś
więcej niż zamek w Chambord albo katedra w Reims. Wino wręcz symbolizuje
Francję - a dopiero w następnej kolejności symbolizują ją sztuka czy architektura
gotycka. A dopiero potem andouillette i ostrygi, aby znowu w tej wyliczance
pojawiło się wino. Wszystko po to, by zilustrować Francję i Francuzów jako
ludzi obdarzonych wybitną kulturą, smakiem oraz węchem. I znawstwem wina
w szczególności.
Podobno teraz jest inaczej - przynajmniej
tak twierdzi Simon Kuper, holenderski dziennikarz, który napisał, że w
kawiarniach paryskich wielką rzadkością jest widok zamawiających "un ballon
de rouge" do śniadania. Według niego Francja zaczęła nareszcie przypominać
resztę świata. I że to proces pozytywny.
Simon Kuper zżyma się na Francuzów
- jest z pochodzenia Afrykanerem, choć wychował się w Holandii, więc jako
skąpiec z natury, musi im wytknąć lekki styl życia. Dla niego orzeszki
ziemne są jak trufle. Wybredny nigdy nie będzie...
Kupera drażni picie wina przez innych.
Wylicza Francuzom, że robią to zbyt często. Szczególnie rano, żeby "stawić
czoła trudnościom dnia" - kpi. Przy okazji analizuje - i wychodzi mu,
że świat się zmienia, a spożycie wina spada, bo młodzi mają inne upodobania.
Według niego Francuzi byli obciążeni statystycznym, siedemdziesięcioprocentowym
ryzykiem zejścia z powodu alkoholizmu - a teraz już nie. Teraz są zaledwie
na czwartym miejscu w spożyciu wina - daleko za Watykanem.
Kupera cieszy, że Francuzi odnajdują
szczęście w byciu trzeźwymi. Holender był znany jako dziennikarz sportowy.
Pisał o futbolu. W Holandii był bardzo ceniony. Ale futbol to nie socjologia
jedzenia ani nawet kultury. Pisanie o upodobaniach innych ludzi przynosi
większą sławę. Wiedzieli o tym Lévi-Strauss czy Malinowski. Kuper podąża
ich tropem i bada zachowania Francuzów w stosunku do wina. Taki sobie antropolog.
Twierdzenie, że globalizacja oddaliła
Francuzów od wina nie jest jednak pozbawione prawdy. Weźmy na przykład
takie hasło "prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu jest niebezpieczne".
Jeszcze dwadzieścia lat temu było nie do pomyślenia! Podobnie jak sprzeczne
z filozofią Francuzów jest twierdzenie, że wino to alkohol. Ewidentna bzdura.
Przecież wino dla nich to "une boisson", czyli po prostu napój - a nie
trunek.
Jednak stara kultura picia wina to
przeżytek, bo przywołuje pamięć o ubóstwie. Wielu ludzi, których stać na
codzienną niezłą butelkę Listrac-Médoc, wybierze wino argentyńskie w tajskiej
restauracji. Francuzi wolą iść w sobotni wieczór na talerz "tom yum gai"
albo "yakitori" niż "blanquette de veau". Co ciekawe, w tradycyjnej
restauracji "Chez Fernand", przy Rue Guisarde w Paryżu, każdego wieczora
słychać wyłącznie język angielski - to turyści poszukujący smaków Francji
i jej starej kulinarnej kultury, pchają się tam drzwiami i oknami. I jest
kucharz, który wygląda tam ze swojej twierdzy i zagaduje klientów. Kucharz
też przeżytek.
Truizmem jest twierdzenie, że kultura
francuska dominuje na całym świecie. Przyrost roczny odwiedzających ten
kraj turystów przygniata liczbami. Robi wrażenie. Ludzie odwiedzają Francję
dla jej zabytków, wspaniałych parków, muzeów i atmosfery ulicy. We Francji
tłok z powodu turystów jest oczywistością. Moda na Francję nie przemija.
I na jej kuchnię też. A jednak musi robić wrażenie fakt, że "Steak Haché"
smaży się już tylko pod Amerykanów, a Francuz - nawet, jeśli ma pod pachą
Rousseau - pójdzie na kolację do knajpy tajskiej. I nie zamówi, jak jego
dziadek, aperitifu.
Według wspomnianego Kupera naród
francuski wytrzeźwiał. Czy to dobrze? Może więc przy tej okazji dostrzeże,
że z końcem picia wina wiąże się upadek jego kultury. Grozi to destabilizacją
narodową. Ale turyści tego nie wiedzą - dla nich Francja nadal zdobywa
świat. Dla nich 160 tutejszych gatunków sera to kosmos, w którego zrozumieniu
pomoże wyłącznie picie wina. Francuskiego oczywiście.
A może to tylko zbyt przedwczesna
diagnoza?
Tomasz Rudomino
Tomasz Rudomino - historyk sztuki,
dziennikarz, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego i Sorbony. Mieszka w
Paryżu. Pisuje głównie o podróżach i sztukach pięknych. Z aparatem fotograficznym
zwiedził ponad 140 krajów. Pisze również w: wsztuce.com
|