Dieta Obfitości
Jedno wyklucza drugie? Niekoniecznie.
Na łamach magazynu PANORAMA będę starała się udowadniać, że jedząc dość
duże porcje zgodnie z zasadami Diety Obfitości, można przy okazji pięknie
schudnąć. Niemożliwe? Możliwe! W tej diecie ważne jest nie ile, ale co
jemy. I najważniejsze! Nie mamy poczucia, że jesteśmy na diecie, bo pod
pojęciem diety rozumiem sposób odżywiania się, a nie drakońskie ograniczenia
dotyczące ilości spożywanych posiłków. Potocznie często nieprawidłowo rozumiemy
to określenie i kojarzymy go tylko w stosunku do diet odchudzających. To
duży błąd. Dieta to styl odżywiania się, a w języku greckim "diaita" oznacza
styl życia. Zapraszam więc w podróż po smakach i po mojej diecie.
Nie jestem zawodowym kucharzem ani
dietetykiem, ale z pewnością mogę o sobie powiedzieć, że jestem pasjonatką
zdrowej, kolorowej i smacznej kuchni. Lubię gotować, jeść i opowiadać o
jedzeniu. Mam całkiem pokaźną domową bibliotekę z ciekawym księgozbiorem
prezentującym potrawy różnych narodów. Lubię oglądać programy kulinarne,
a za najlepszy z nich uważam serial "Chef's Table" na NETFLIX, gdzie prezentowani
są najlepsi szefowie kuchni na świecie i ich wyrafinowane rarytasy. Kilkanaście
lat temu wydawało mi się, że jedzenie nie jest tak ważne jak moja pasja
podróżowania i praca w radio. Wtedy moje doświadczenia kulinarne były ograniczone,
a nawet był taki czas w moim emigranckim życiu, kiedy nie miałam w domu
kuchni z piekarnikiem i sporadycznie gotowałam na małej dwupalnikowej kuchence
turystycznej.
Obecnie mogę pochwalić się doświadczeniem
ze smakami, które od ponad sześciu lat wydobywam przede wszystkim z warzyw.
Z przeszłości pamiętam kilka kulinarnych zaskoczeń smakowych. Pierwsze
miało miejsce w malutkiej wiosce niedaleko Nowosybirska. Ziemniaki upieczone
w ognisku, a inne w żeliwnym saganie w niczym nie przypominały smaku naszych,
polskich. To było niebo w gębie. Gospodarze pytani o tajemnicę kartoflanych
przysmaków, uśmiechali się wskazując na rosnące dookoła zioła. Ziemniaków
takich jak wtedy na Syberii nie jadłam już nigdy. Kilka lat później na
wyspie Paros poczęstowano mnie arbuzem z fetą i czarnymi oliwkami. Było
upalne popołudnie, cykały cykady, a smak podwieczorku wprawił mnie w zdumienie.
Zresztą nie tylko smak, ale i sposób podania. W Polsce jadłam arbuza krojonego
w plastry, które trzymało się za skórkę i ze smakiem pałaszowało miąższ.
Grecki deser serwowano na ogromnym półmisku gdzie arbuz i feta były pokrojone
w niewielkie kawałki, wśród nich połyskiwały czarne oliwki, a wszystko
przystrojone listkami pachnącej mięty. Gra kolorów i smaków była ogromnym
zaskoczeniem. Podwieczorek konsumowało się widelcem. Od tamtej pory w upalne
dni arbuza jadam z greckim serem i oliwkami. Kolejne zaskoczenie związane
jest z kolacją w paryskiej, eleganckiej restauracji, gdzie główne danie
- ryby podano na... płaskich kamieniach. Stół wypełniony skarbami morza
robił wrażenie. Zapytałam dlaczego nie na talerzach albo na półmiskach.
Usłyszałam, że tak lepiej smakują. Nie uwierzyłam, ale kelner miał rację.
Smak ryb jedzonych z kamienia różnił się od tych z porcelany. Inne zaskoczenie
miało miejsce w Montrealu w jednej z najlepszych restauracji szczycącej
się dwiema gwiazdkami Michelina. Smaków i niebywale eleganckiego sposobu
podania miniaturowych dań które miałam okazję spróbować nie podejmuję się
opisać, bo nie znam takich słów i musiałabym je dopiero wymyślać. Najbardziej
zaskoczyły mnie przystawki. Osiem kulinarnych cudów serwowano w kolejności
wcale nie przypadkowej. Każda z nich była eksplozją smaku. Podobnie było
z maleńkimi daniami podstawowymi, których także było osiem. Wśród ośmiu
deserów najbardziej zaskoczył mnie czerwony mus w kształcie truskawki.
To była wyrafinowana, nieporównywalna z niczym słodycz, coś z pogranicza
szampana i wybornego porto.
Montrealska kolacja, która wywarła
na mnie ogromne wrażenie smakowe i estetyczne oraz wspomnienia z
Syberii, Grecji i Paryża sprawiły, że na serio zainteresowałam się gotowaniem.
Kupiłam prawdziwą kuchnię z piekarnikiem, mikser, wyciskarkę do warzyw
i owoców, tortownice i blachy do pieczenia oraz różne przyrządy do krojenia
jarzyn i ozdabiania ciast. W kuchni na specjalnie zamontowanych uchwytach
zawisły wianki czosnku, w wielkich donicach zasiałam zioła, a na dużym
bufecie ustawiłam szklane słoje z kolorowymi fasolami, roślinnymi makaronami,
kaszami, orzechami i suszonymi owocami.
Przed pięcioma laty założyłam stronę
na Facebooku poświęconą zdrowemu żywieniu. Od tamtej pory ugotowałam, upiekłam
i usmażyłam ponad tysiąc dań, do których nie używałam mąki pszennej, cukru
ani mleka. Niektóre z nich wylądowały w koszu na śmieci, ale znakomita
większość na talerzu, a wcześniej przed oczkiem mojego i-Pada, bo wszystko
co wydało mi się godne utrwalenia, sfotografowałam na użytek mojej strony.
Lubię dania z niewielką ilością składników,
bo doskonałą potrawę charakteryzuje prostota. Nie korzystam ze znanych
przepisów. Zdecydowanie wolę wymyślać je sama, bo komponowanie i testowanie
potraw to wielka frajda. Potrafię wstać w środku nocy, gdy przyjdzie mi
do głowy jakiś pomysł i gotować do rana.
W 2018 roku rozpoczął się nowy rozdział
w moim kucharzeniu. Z nastaniem chłodów chciałam poprawić swoją odporność,
bo kanadyjskie zimy są długie i uciążliwe. Chęć oczyszczenia organizmu
z toksyn, a także pozbycia się kilku kilogramów zaprowadziły mnie do poszukiwań
diety, która pomogłaby mi w moim planie poprawy zdrowia. W Internecie znalazłam
"Post Daniela". Przeczytałam, że stosując go można nie tylko naprawić wiele
szkód, które robimy sobie nieprawidłowo odżywiając się, ale przy okazji
nieco
schudnąć. To była bardzo dobra wiadomość. Na dodatek moja przygoda związana
z daniami opartymi na warzywach i owocach zbiegła się z postanowieniem
o zmniejszeniu ilości spożywania mięsa. Z czasem wykreśliłam z diety także
potrawy mięsne.
Wtajemniczeni, a więc ci którzy stosują
"Post Daniela" wiedzą, że w wielu przypadkach proponowana tam dieta ratuje
życie, odmładza, wpływa korzystnie na skórę, paznokcie i włosy, a kto nie
chciałyby być zdrowy, piękny i młody? To "Post Daniela" leży u podstaw
mojej autorskiej Diety Obfitości, mojego stylu odżywiania się.
Dużo czytam, przeszukuję Internet.
Na przestrzeni ostatnich lat poznałam i wypróbowałam kilka diet, nieustannie
dokształcam się w zakresie wpływu żywności na zdrowie. Jestem pasjonatką,
która lubi bawić się smakami i eksperymentować w kuchni. Zastosowanie zasad
diety warzywno owocowej przed laty potraktowałam nie tylko jako chęć
poprawy kondycji fizycznej, ale także jako wyzwanie kulinarne. Chcę podkreślić,
że emocje mają ogromny wpływ na smak i wygląd potraw, co widać na mojej
stronie na Facebooku.
Planuję w każdym numerze PANORAMY
dawać do rąk Czytelników zapis moich odczuć towarzyszących mi podczas wymyślania
i przygotowywania dań. Postaram się dowieść, że wykorzystując w potrawach
wyłącznie warzywa, owoce, orzechy, roślinne oleje oraz zioła można jeść
zdrowo, smacznie i kolorowo. Życzę dobrej zabawy podczas lektury kolejnych
artykułów, kulinarnych inspiracji i wspaniałych odkryć smakowych.
Z pozdrowieniami
Bożena Szara
P.S. Załączone fotografie potraw
pochodzą z mojego fanpage na Facebooku.
Bożena Szara - dziennikarka radiowa
i prasowa, producentka programów radiowych. Jej artykuły publikowała prasa
w Polsce, Grecji, USA i Kanadzie. Pracowała w Co-op Radio w Vancouver.
Przez 15 lat była producentką autorskiego programu radiowego Jedynka w
stacji CFMB 1280 AM. Współpracuje z dziennikiem GAZETA w Toronto. Prowadzi
polskojęzyczny program Radio Polonia w Montrealu: www.radiopolonia.org.
Ma dwa koty: Felę i Felka. |