Zmysły świąt
Adwentowy kalendarz
przyspiesza odsłaniając kolejne dni. Czasem uchyla rąbka tajemnicy i otwiera
schowki, gdzie czekają adwentowe niespodzianki. Jednym słowem odmierza
czas dzielący nas od daty, na którą wszyscy i jak zawsze od lat czekają
z niecierpliwością. Granica oczekiwania na "spełniony cud", tak jak granica
oddzielająca dzień od nocy lub sacrum od profanum przybliża się. Już za
tydzień, za pięć dni, za trzy, za dzień... Już! Wszystkie kalendarze i
czasomierze wskazują wyczekiwaną datę 24 grudnia.
Czas świętować,
czas powrócić do wspomnień, tych dalszych, zapisanych głęboko w sercu lub
tych z nieodległych lat. Wszystkie one, przesuwają się pod powiekami, wracają,
przyspieszają bicie serca, a czasem nawet wywołują wilgotność oczu.
To wyjątkowy
okres, kiedy czas przeszły miesza się teraźniejszym, a także bardzo sprzyja
przyszłym planom. Czekamy na niego, celebrujemy go kiedy w końcu nastanie,
a potem znów pieczołowicie chowamy go do skarbca uczuć, aby za rok, celebrować
jego powrót.
Święta Bożego
Narodzenia to dziecięca wiara w powrót Świętego Mikołaja, pakowanie prezentów,
kuchenne zapachy, czas spędzony z bliskimi, milczący telefon, nie spieszący
się nigdzie budzik i śnieg, który nie zawsze jest...
Magia Świąt
zatrzymuje czas, wymazuje winy, przypomina o dobru, które w sobie wciąż
nosimy. Dzięki niej Święta Bożego Narodzenia mają swój niepowtarzalny klimat
bez względu z kim i gdzie się je spędza, ponieważ od zawsze, wcześniej
nieświadomie, obecnie już bardziej, przeżywaliśmy je i przeżywamy wszystkimi
zmysłami - wzrokiem, słuchem, powonieniem, smakiem i dotykiem. Pozwólmy
im się poprowadzić się, aby zobaczyć, usłyszeć, poczuć, dotknąć i w pełni
delektować się ich smakiem.
Nasza pamięć
przechowuje obrazy. Myśląc o Świętach natychmiast widzimy twarze bliskich,
czerwony strój Mikołaja, a czasem i domowników "ubranych" w renifery, zieleń
choinki, a pod nią błyszczące opakowania prezentów, biel opłatka, a za
oknem tańczące i lśniące płatki śniegu. To łatwe. Spróbujmy jednak zapomnieć
o realnych kształtach i kolorach. Przywołajmy inne zmysły, by świadomie
poczuć, jak smakują i jak pachną Święta. Dotknijmy ich czaru i usłyszmy
ich dźwięk. A kto wie, może gdy wytężymy słuch, to usłyszymy nawet w tę
wyjątkową noc zwierzęta mówiące do nas ludzkim głosem. Bo przecież wszystko
jest możliwe. Ja już wiele razy słyszałam i mam nadzieję, że Wy też, a
jeśli nie, to gwarantuję, że w tę wigilijną noc usłyszycie. Jest tylko,
zgodnie z wróżbą, jeden warunek - Wasze czyste serce musi być wypełnione
dobrymi myślami i takimi samymi uczynkami. Niech przestrogą będzie opowieść
o człowieku, który chciał się dowiedzieć, co zwierzęta o nim mówią. Te
poczuły, że są przez niego podsłuchiwane i w żartach powiedziały, że on
wkrótce umrze. I tak się stało, jeszcze tego samego dnia umarł on ze strachu.
Ale wróćmy
do zmysłów. Bardzo trudno jest oddzielić od siebie zmysł smaku i zmysł
węchu. Są jak dwie ręce i dwie nogi. Mimo dwoistości, są jednością. Bez
nich nawet najsmaczniejsze potrawy są nijakie. To one, jak papierek lakmusowy,
dostarczają informacji o przyjemnych doznaniach, przywołują zapach potraw
z rodzinnego domu, a także ostrzegają przed kulinarnymi katastrofami -
przypaleniem lub przesoleniem. No właśnie, przestańcie czytać ten tekst
i czym prędzej sprawdźcie co się dzieje w kuchni. Ja już czuję, że najwyższy
czas wyjmować ciasto z piekarnika; ? propos, zastanawialiście się kiedyś,
dlaczego zapach ciasta od razu przypomina mamę lub babcię? To wszystko
za sprawą węchu, który jest ściśle połączony z naszą pamięcią. Naukowcy
udowodnili, że wspomnienia powstające na skutek zapachu są najbardziej
trwałe i najintensywniejsze. Dlatego koniecznie naszą pamięć trzeba wypełniać
gamą smakowych i węchowych doznań, którymi przesiąknięte są Święta.
I będzie to
nie tylko zapach ustawionej w salonie zielonej choinki, żywicy i płonącej
świecy, przypraw korzennych, ale i potraw unoszący się z kuchni lub już
ustawionych na świątecznym stole. Zapach potrafi stworzyć niepowtarzalną
atmosferę i przenieść nas, niczym wehikuł czasu, w szczęśliwe chwile. Bo
nigdy, tak jak w Święta nie pachnie smażona ryba ani ugotowany barszcz
z grzybami czy pierogi, a przede wszystkim ciasto czekające w kuchennej
kolejce na deser.
Smaki i zapachy
są najtrudniejsze do zarejestrowania. Smak można odtworzyć przyrządzając
potrawę według receptury. Zapach można próbować zachować odtwarzając jego
esencję. Nigdy jednak nie będzie to samo wrażenie zapamiętane z przeszłości,
związane z domem i z bliskimi osobami, bo wigilijna uczta kubków smakowych
zdarza się tylko raz w roku. Powrót do rygorystycznej diety lub jej kolejne
postanowienie, ja to dobrze znam, ale Wam tego nie życzę! Zacznie obowiązywać
dopiero po Nowym Roku. Teraz kuszą ulubione potrawy, których nie może zabraknąć
na świątecznym stole i którym nie można się oprzeć. Dań jest standardowo
dwanaście, ale czasem warto nieco dostosować menu do gustu i możliwości
biesiadników, aby wszyscy odczuli, jak smakuje i pachnie Boże Narodzenie.
Dotykiem poznajemy.
Uwielbiam przeciągnąć ręką po okładce książki, poczuć wypukłość liter lub
obrazka. Dotknięcie zapakowanego prezentu daje możliwość puszczenia wodzy
wyobraźni i zaciekawienia. Jak go świadomie wykorzystać? Nic prostszego,
okazujmy sobie serdeczne gesty - uściski, przytulenia, może i dotknięcie
przy skradaniu komuś pod jemiołą pocałunku. Kto z nas nie zna uczucia podczas
dotykania igiełek choinki, świątecznego stroju ubieranego tylko na tę okoliczność,
szalika, rękawiczek czy swetra, które kiedyś ktoś nam ofiarował.
Pamiętacie, co wtedy, właśnie dzięki dotykowi, czujecie?
Dzięki wzrokowi
dociera do nas najwięcej informacji. "Rzutem oka" widzimy coś lub kogoś,
a także orientujemy się w przestrzeni. Dzięki niemu zapisujemy wspomnienia,
które nawet wiele lat później "widzimy" w pamięci, bliskie osoby, ważne
miejsca, dom rodzinny, twarze kochanych ludzi, miejsca, za którymi tęsknimy...
Warto jednak pamiętać o przestrodze Małego Księcia, że najważniejsze jest
niewidoczne dla oczu.
A czy święta
mają swoje charakterystyczne kolory? Może jest to biel śniegu na Krakowskich
Plantach i prześwitująca przez niego złocistość jesiennych liści. Może
biel obrusa i czerwień stroju Świętego Mikołaja. A może granat nieba rozgwieżdżonego
gwiazdami, które otula nas jasnością, kiedy przed północą idziemy na Pasterkę.
Może zieleń choinki? A może cichy szept "rozpakuj mnie" leżących pod nią
prezentów owiniętych barwnymi papierami? Może migocąca srebrem i złotem
pierwsza gwiazdka, która niczym łuk przymierza łączy ziemię z niebem...
Słyszymy, podobnie
jak widzimy, mimochodem. Potocznie mówimy, że "coś nam wpadło w ucho".
Czy święta mają swoje charakterystyczne dźwięki, podobnie jak charakterystyczne
widoki? Czy je pamiętamy? Czy je przywołujemy w pamięci?
Ze świecą szukać
osoby, która nie potrafi zaśpiewać kilku kolęd czy popularnych pastorałek
w rodzinnym gronie. Składane przez bliskie nam osoby świąteczne życzenia
także zapadają w serce. Spróbujmy dostosować je do każdego indywidualnie.
Nie wysyłajmy ich tekstu z automatu, jedynie dopisując adresata (i to nie
zawsze) i podpis. Brrr... To zaprzeczenie sensu ich składania.
Podczas Świąt,
zmęczeni nieustannym zgiełkiem otaczającego nas świata, zwolnijmy. Oddzielmy
się od niego. Wyłączmy grające sprzęty, odłóżmy telefon. Posłuchajmy co
mówią do nas bliscy, czasem także posłuchajmy samych siebie.
Wzrokiem ogarniamy
rzeczywistość, wszystkie zewnętrzne obrazy i ludzi. Oprócz zastawienia
świątecznego stołu, pozwólmy sobie na odrobinę kiczowatego szaleństwa,
które czekają na każdym kroku. Choinki przystrojone kolorowymi posypanymi
brokatem bombkami, w Krakowie nazywa się je bańkami, bo jak to - bombka
na choince? wieńce bożonarodzeniowe i łańcuchy, migające światełka i złote
świeczniki, figurki świętego Mikołaja i aniołów z rozpostartymi skrzydłami.
Stragany na kiermaszach z wszelkimi kolorowymi cudeńkami kuszą do zakupu,
nawet jeśli niekoniecznie są potrzebne.
Wyciągamy z
szafy schowane z poprzedniego roku skarpety i sweterki z reniferem, z choinką
lub Świętym Mikołajem. A jeśli są one podarunkiem od kogoś, to okazja do
wspomnień i ciepła w sercu. Nacieszmy ich kolorami wzrok, nawet jeśli są
na granicy kiczu. Zaszalejmy.
Niezależnie
od dekoracji, a nawet jej braku, pamiętajmy, że najważniejszy powinien
być widok bliskich osób. Boże Narodzenie to szczególny czas, czas spotkań,
rozmów. Taki czas, w którym naprawdę mamy go dla bliskich i to oni są najważniejsi.
Tradycje Bożego
Narodzenia uaktywniają i angażują wszystkie zmysły. Ubieranie choinki,
oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, przebaczenie, łamania się opłatkiem,
przygotowanie potraw wigilijnych czy pozostawienie wolnego miejsca przy
stole - to tylko niektóre z nich, które towarzyszą nam co roku.
To także wieczerza
wigilijna, która, chyba u wszystkich, wywołuje wzruszenie i szybsze bicie
serca. Ten uroczysty rodzinny czas rozpoczyna się wraz z pierwszą gwiazdką.
Związane są z nią liczne przesądy i wierzenia.
Kiedyś, 24
grudnia wstawano bardzo wcześnie, aby zapewnić sobie w nadchodzącym roku
chęć do pracy. Zwracano uwagę na różne na pozór mało znaczące wydarzenia,
ponieważ istniało przekonanie, że przebieg Wigilii ma wpływ na przyszłe
życie i powodzenie w przez najbliższy rok. Od rana zastanawiano się, kogo
spotka się pierwszego - mężczyznę czy kobietę? Mężczyzna oznaczał pomyślność,
spotkana kobieta nie była pomyślną wróżbą.
W Wigilię,
tak wierzono, domy odwiedzać miały dusze zmarłych przodków, dlatego uchylano
drzwi lub okna, aby mogły wejść. Dmuchało się na krzesła i stołki zanim
się usiadło, mówiąc przy tym posuń się duszyczko. O, to ciągle jeszcze
można usłyszeć nawet przy innej okazji.
Nie wyobrażamy
sobie świąt Bożego Narodzenia bez opłatka, a Polska to jedyny kraj, gdzie
rozpowszechniony jest zwyczaj łamania się nim przy wieczerzy wigilijnej.
Do dziś, choć
może już rzadziej, wysyłamy go w listach wraz ze świątecznymi życzeniami
do rodziny i znajomych. Szkoda, że ja nie mogę go Wam wysłać. Funkcjonuje
również zwyczaj, że otrzymane drogą korespondencyjną opłatki kładzie się
na wigilijnym stole na znak łączności z bliskimi.
Kolejną tradycją
jest kładzenie sianka pod wigilijny obrus, aby zapewnić dostatek. To także
pamiątka narodzin Jezusa w stajence. W wielu regionach Polski zwyczajem
było wyciąganie źdźbła siana spod obrusa - im dłuższe, tym więcej pomyślności
czekało na człowieka w następnym roku.
Ważnym zwyczajem,
z którego jesteśmy wyjątkowo dumni, jest zostawianie jednego pustego nakrycia
dla niespodziewanego gościa. Przypomina o bliskich zmarłych i o potrzebie
otwartości na potrzebujących, których należy przyjąć i ugościć. Zwyczaj
ten miał także wymowę patriotyczną - dodatkowe nakrycie symbolicznie zarezerwowane
było dla członka rodziny przebywającego na zesłańczej tułaczce na Syberii,
czy internowanego przez władze komunistyczne. Zwyczaj przetrwał, ale dziś
niesie przesłanie, że w tym dniu nikt nie powinien być sam.
Kolacja wigilijna,
zgodnie z tradycją, rozpoczyna się wraz z momentem pojawienia się na niebie
pierwszej gwiazdki, co jest nawiązaniem do Gwiazdy Betlejemskiej oznaczającej
narodziny Jezusa, którą ujrzeli Trzej Królowie. Wieczerza jest postna.
Potrawy były i są nadal zróżnicowane regionalnie, ale zawsze zwracano uwagę
na to, aby były przygotowane z darów pola, ogrodu, sadu, lasu i wody. Ważne
było także użycie rzeczy drobnych i trudno policzalnych, jak mak, kasza,
groch, bób, co miało zapewnić dostatek. Ilość dań była różna, najczęściej
uważano, że powinno być ich dwanaście, czyli tyle, ilu było apostołów lub
w innej wersji - miesięcy w roku. Mogło być ich także siedem, ponieważ
tyle jest dni tygodnia lub dziewięć w nawiązaniu do chórów anielskich.
Panowało przekonanie, że należy spróbować każdej z wigilijnych potraw z
szacunku dla płodów ziemi.
Typowe potrawy
wigilijne to barszcz z uszkami, zupa grzybowa, kapusta z grochem, pierogi
z kapustą i grzybami, karp smażony, kutia. Ta ostatnia pochodzi ze wschodnich
regionów Polski i przygotowywana jest z gotowanej pszenicy, z dodatkiem
miodu i maku. Zarówno mak, jak i miód to produkty zajmujące specjalne miejsce
w wigilijnym menu. Mak znany ze swej mocy usypiania mógł być pomocny w
drodze w zaświaty lub stanowić poczęstunek dla tych, którzy stamtąd przybędą.
Miód to produkt od pszczół, powszechnie w kulturze uważanych za święte,
był darem ofiarnym dla dusz zmarłych. Wigilia nie mogła się też obyć bez
suszonych grzybów, ponieważ rosną w lasach, czyli przestrzeni ciągle tajemniczej
dla ludzi. Ryba na początku "królowała" tylko na stołach w bogatych domach,
obecnie, pod różnymi postaciami, gości wszędzie.
Choinka, bez
której trudno wyobrazić sobie święta, przywędrowała do Polski na przełomie
XIX i XX wieku jako symbol rajskiego drzewa i nadzieja na życie wieczne.
Kiedyś przyozdabiano ją łańcuchami z bibuły i słomy, jabłkami, orzechami
i ciastkami. Wszystkie te ozdoby miały symboliczne znaczenia. Jabłka i
orzechy oznaczały zdrowie oraz miłość. Ozdoby ze słomy znamionowały obfitość
i płodność, a łańcuchy długi ciąg powodzenia. Gwiazda na szczycie to odpowiednik
Gwiazdy Betlejemskiej. Świeczki, dzisiaj zastąpione przez kolorowe światełka,
symbolizują Jezusa - "światłość świata".
Boże Narodzenie
od zawsze jest uważane za święto niezwykle rodzinne. Dlatego pierwszy dzień
Świąt spędzano tradycyjnie w domu i nie składano w tym dniu wizyt. Świętowano
w rodzinnym gronie, jedzono i śpiewano kolędy. Dzisiaj, na szczęście, częściej
odchodzi się od stołu i wychodzi się na spacery.
W drugi dzień
świąt odwiedzało się bliskich. W kościele w tym dniu do dziś święci się
owies na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana, pierwszego męczennika, patrona
tego dnia, dla zapewnienia urodzaju i dostatku w przyszłym roku. Z aury
panującej w tym dniu przepowiadano pogodę zgodnie z powiedzeniem: "Jaka
pogoda w Szczepana panuje, taka na luty nam się szykuje". Od tego też dnia
rozpoczynało się również chodzenie po kolędzie. Kolędników przyjmuje się
z życzliwością, ponieważ przynoszą życzenia wszelkiej pomyślności. W Krakowie
i w okolicach rozpowszechnione jest chodzenie z szopką. W grudniu odbywają
się nawet konkursy na najpiękniejszą, zawsze na krakowskim Rynku u stóp
pomnika Adama Mickiewicza. Szopkarstwo krakowskie jako pierwszy polski
wpis, trafiło na Reprezentatywną Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego
Ludzkości UNESCO.
Przepis
na idealne święta...
... nie istnieje.
Każdy powinien sam go odnaleźć. Wykorzystywanie swojego wzroku, słuchu,
zapachu, smaku czy dotyku z pewnością wpłynie na niepowtarzalny klimat
Bożego Narodzenia nie tylko w naszym domu, ale przede wszystkim w nas samych.
Planujmy i realizujmy ten czas w zgodzie z własnymi potrzebami, aby na
własnej skórze poczuć święta wszystkimi zmysłami. Wszystkie one, jestem
tego pewna, lubią Boże Narodzenie. Pamiętajmy, że o gustach, szczególnie
w tym czasie, się nie dyskutuje. Spędzajmy te dni tak, abyśmy ciągle na
nowo odnajdowali i czuli dziecięcą magię świąt.
Szczęśliwych
Świąt Bożego Narodzenia z serca Wszystkim Czytelnikom Panoramy życzę!
Maryla Kania
Maryla
Kania - harcmistrzyni z Hufca ZHP Kraków Śródmieście.
E-mail:
maryla.kania@onet.eu
|