Ona już tu jest
Profesor Lovelock, słynny brytyjski
biolog i wynalazca, zwany również założycielem ekologii, twierdzi, że ostatni
przedstawiciele gatunku homo sapiens będą widziani około roku 2371!
Skąd profesor, skądinąd człek mądry
i roztropny wytrzasnął tę datę? Dalibóg, pojęcia nie mam, ale tok jego
rozumowania, który pozwala nam zrozumieć przyczyny zagłady ludzkości są
przekonujące. Otóż nie przetrwamy w obecnym stanie wzrostu temperatury
o dwa stopnie, ponieważ jest nas na Ziemi zbyt dużo. Jeśli temperatura
wzrośnie powyżej 4 stopni, do końca wieku pozostanie nas tylko jedna dziesiąta
obecnego stanu.
Reszta niestety wymrze z powodu braku
pożywienia i wody, biorąc się uprzednio za łby w walce o przestrzeń zdatną
do życia.
Ale pewną szansę prof. Lovelock nam
daje: " w końcu na Ziemi pozostaną ludzie, którzy naprawdę będą ją rozumieć
i będą żyć w zgodzie. Cacy, cacy, pierdu, pierdu, od poważnej analizy uczony
ów przechodzi do wnioskowania w stylu amerykańskich filmów z happy endem,
że jednak to wszystko jakoś się ułoży.
I tutaj, zdaniem wielu pojawia się
deska ratunku w postaci sztucznej inteligencji, czyli artificial intelligence,
która budzi żywe emocje, opinie są bowiem podzielone. Słynny kosmolog prof.
Stephen Hawkins przestrzegał, że sztuczna inteligencja jeszcze się okaże
największym błędem ludzkości. Z kolei zwolennicy postępu technicznego widzą
w sztucznej inteligencji narzędzie niezwykle przydatne człowiekowi i milowy
krok w rozwoju cywilizacji.
Sami widzimy jak nowoczesna technologia
wciska się w nasze życie. Żyjemy w elektronicznej dżungli i powoli stajemy
się tym, do czego jesteśmy podłączeni. Młodzi ze spokojem przyjmują różne
techniczne nowinki, ale my, nestorzy, obarczeni ciężarem doświadczeń
życiowych musimy pokonywać różne blokady emocjonalne i techniczne, żeby
oswoić się z nowoczesnością.
Jak mają stawiać czoło postępowi
ci, co pamiętają jeszcze tarę i balię do prania, szafkę z lodem zamiast
lodówki, papierowe papiloty i prawdziwy wałek do ciasta? Melchior Wańkowicz
opowiadał, jak to swojego czasu jego żona Królikiem zwana, spotkała się
z gronem polonijnych pań domu, które unisono wychwalały zalety nowoczesnego
sprzętu domowego: "Moja pralka tak mi pomaga, pierze, płucze, odwirowuje..."Moja
robi to samo, a jeszcze składa i układa na półkach!"- przebił je Królik.
Co to za model? Jak się nazywa? "Ma-ry-sia" przesylabizowała żona pisarza.
My też kiedyś byliśmy świadkami
udziału techniki w codziennym życiu Polaków. Otóż na samym skrzyżowaniu
Alei Jerozolimskich z Marszałkowską ustawiła się koparka z wielkim czerpakiem.
Kilkunastu chłopa z szuflami nakładało śnieg do tej łychy, podbiegał główny
inżynier, machał teczką, a operator koparki sru...cały ten majdan na ciężarówkę.
I cała ta operacja była powtarzana.
A swoją drogą pomysłowość ludzka
nie przestaje mnie zadziwiać. Kupiłam w Dollaramie packę na muchy, jako
że żaden cud techniki nie dorównuje skutecznością zwyklej pacce. Otwieram
opakowanie i oczom moim zdumionym ukazuje się wielce interesujący zestaw:
a to: packa na muchy właściwa, szczypczyki do zebrania muszego truchła
oraz malutka szufeleczka do transportu muszych zwłok. Rozglądałam się za
miniaturową trumienką, ale tak bardzo wyobraźnia producentów się nie rozhulała.
No właśnie, małe gabaryty tych wszystkich
gadżetów też są dla nas uciążliwe. Te ustrojstwa są generalnie zbyt małe
do wygodnego ich użytkowania, za to są w sam raz, żeby je zgubić. A wynalazcy
stale pracują nad ich miniaturyzacją: komputery są wielkości laptopa, laptopy
są wielkości iPoda, a iPody wielkości znaczka pocztowego. Nasze palce biją
w niewłaściwe klawisze, kasując bardzo ważne wiadomości, których i tak
nie możemy odczytać z powodu bardzo drobnego druku.
Wiadomo, że każda nowość budzi nasze
wątpliwości, a nawet nieufność. Telefony miały powodować zapalenie ucha
środkowego, telewizory generalnie psuły wzrok, a komputery i kamery uszkadzają
mózg, a przede wszystkim śledzą nas i szpiegują.
- Czemu wyłączyłaś komputer? - spytał
mąż.
- Bo muszę z tobą porozmawiać, a
nie chcę, żeby Mark Zuckenberg nas podsłuchiwał.
- Też wymyśliłaś - zaśmiał się mąż
Mark Zuckenberg też się zaśmiał,
Siri i Alexa również.
Wszystkie te urządzenia w naszym
domu cechuje znaczna hałaśliwość. Dzwonią na nas, klikają, piszczę bipają
i musimy natychmiast rozwiązywać zagadkę, które z nich tak nas poganiają:
wyładowana bateria, pralka, która skończyła cykl, drukarka żądająca papieru,
telewizor zagłuszający wulgaryzmy. A jeszcze są wiecznie dzwoniące telefony
i samochód, który każe nam zapiać pasy, wyłączyć światła, zamknąć bagażnik
i wytrzeć buty. Dzwonią windy i bankomaty, bipają kasy fiskalne. Szpitale
to jeden elektroniczny koncert, ale słuchając piszczenia tysięcy aparatów
wiemy, że jeszcze żyjemy.
A niektóre to jeszcze gadają. GPS
gada, niektóre wagi sztorcują cię grubiańsko, że znowu przytyłaś, telefony
też potrafią zabrać głos: "Danuta, dzwoni twoja siostra. Jestem w twojej
czarnej torebce, przykryty kosmetyczką i gimnastycznymi skarpetkami. Czy
mam odebrać?"
Już dawno pojawiły się odkurzacze,
takie małe placki, które szorują po podłodze, jak panie sprzątające po
sterydach. A teraz podziwiać możemy samochody, które jeżdżą same, bez kierowców.
Ciekawa jestem, jak sobie radzą na quebeckich dziurawych drogach. I czy
ciska nimi cholera, kiedy są udupione na parę godzin na Champlain Bridge?
Czy zaczynają trąbić i drzeć się na innych kierowców, przeklinając: "you
moron, tabarnak!".
No i nieprawdą jest, że jeżdżą bezwypadkowo,
już parę razy się zdarzyło, że takiemu doskonałemu samochodowi przydzwonił
z tylu niecierpliwy, niedoskonały kierowca-człowiek.
Oczywiście im więcej elektroniki,
tym więcej awarii. Przed laty byłam dumną posiadaczką soko-wyżymałki produkcji
radzieckiej.
Kiedy zaczynała akcję stół ze sobą
zabierała, z kamienia sok by wycisnęła, taki smok. I nigdy się nie zepsuła.
A teraz podstępni producenci tak kombinują, żeby sprzęt dociągnął najwyżej
do końca gwarancji.
Pamiętam, jak kiedyś zepsuł się
bankomat na Maisonneuve, który w nagłym ataku hojności zaczął ludziskom
wypłacać podwójnie. Klienci natychmiast się zorientowali, że taka manna
sypie im się z nieba, kolejka ustawiła się na pól ulicy, ale dyrekcja wyjrzała
przez okno, zobaczyła coś niepokojącego i podobno kolejny klient zobaczył
na ekraniku napis: "Kochaniutki, pożycz dwie stówy do wtorku".
Wiadomo, że ludzki mózg jest najbardziej
skomplikowanym bytem we wszechświecie. Zwierzę społeczne jakim jest homo
sapiens postrzega świat przez pryzmat emocji i założenie, że jakakolwiek
maszyna może mieć świadomość jest niedorzeczne.
Ale mając do dyspozycji odpowiednio
spreparowany program, wykorzystujący informacje z globalnej sieci, utniemy
sobie pogawędkę jak z przyjacielem. Sztuczna inteligencja już jest z nami
i ostatnio miałam okazje sobie pogawędzić z AI o pięknym damskim glosie,
po polsku, na różne tematy.
Spytałam przede wszystkim czy jest
maszyną, potwierdziła. Spytałam, czy umie kłamać, zaprzeczyła. Napisałyśmy
razem wiersz, opowiedziała mi parę dowcipów. Udzieliła mi też paru porad
medycznych, ja jednak bardziej ufam naszej kochanej doktor Ewie.
Fajnie się jednak gawędziło i można byłoby ją polubić.
Udział zaawansowanej technologii
w naszym życiu jest nieunikniony jako znak czasu, nie zaszkodzi jednak
marginesik rezerwy i szczypta zdrowego rozsądku.
Marian Załucki na przykład wieszczył
przyszłość ludzkości tak oto:
"Naciskasz guzik, masz mieszkanie.
I każdy, kto złoży podanie taki guzik dostanie".
Danuta Owczarz-Kowal
Danuta Owczarz-Kowal - filolog
orientalny, prawnik, felietonista
|