Najlepiej po polsku mówią
Polacy
O wirtuozji
języka polskiego istnieje wiele powiedzeń, wśród których króluje cytat
ze Słowackiego: "Chodzi mi o to, aby język powiedział wszystko, co pomyśli
głowa..."
Najprostsza
interpretacja tych słów może nas doprowadzić do kłopotliwej sytuacji, w
której mówimy prosto z mostu to, co ślina nam na język przyniesie. Słowa
są nacechowane silnym ładunkiem emocjonalnym. Wszakże na początku było
słowo...
Nowa książka
"Bralczyk o sobie" będąca wywiadem-rzeką z wybitnym językoznawcą stała
się dla mnie pretekstem do różnych rozważań na temat współczesnej polszczyzny,
głównie w oparciu o to, co Profesor powiedział o języku. Książka skrzy
humorem, jest interesująca, zwierzenia są szczere, na ile to politycznie
możliwe. Profesor mówiąc żartobliwie o sobie jako o profesorze- filutku
nie pretenduje do roli wszystkowiedzącego i ma do siebie dystans. Jerzy
Bralczyk mówi, że zna profesorów, którzy są o wiele bardziej "profesorscy"
niż on.
Z pewnością
doskonale kojarzymy jego fizyczny wygląd. Sam o sobie mówi, że jest "po
prostu poręczny", a wynika to z niskiego wzrostu i pewnych okrągłości,
a do tego nosi długą brodę. Sam podsuwa nam skojarzenie: "ot taki krasnal
ogrodowy"... Profesor umie się z siebie śmiać, co nie jest cechą powszechną.
Oprócz tego autentycznie lubi ludzi, zależy mu na ich aprobacie i zainteresowaniu.
Jak nie darzyć go sympatią?
Scena polityczna
Bralczyk jest
polonistą, który specjalizuje się m. in. w języku polityków i chętnie wypowiada
się na ten temat nie kryjąc swoich sympatii i antypatii. Serce Profesora
bije po lewej stronie, ciągnie go do ludu, bo jak twierdzi - sam jest z
ludu, a nie z burżuazji.
Kiedyś "politycznie"
znaczyło grzecznie, poprawnie. Dziś, co polityczne jest podejrzane i nieodwołalnie
kojarzy się z kontekstem negatywnym: "Ta cała polityka..."
Prof. Bralczyk
napisał interesujący esej o języku Lecha Wałęsy. Prezydent ujął go swoją
prostą, intuicyjną,
mocno zakręconą mową. Przytoczę słynne dziwne porównania i oksymorony:
"Nie chcę, ale muszę", "Plusy dodatnie i plusy ujemne", "Dobrze się stało,
że źle się stało". W kręgach inteligenckich Wałęsa był krytykowany za dziwolągi
językowe, ale te właśnie językowe paradoksy w jakiś sposób spodobały się
Bralczykowi i cenił je za trafność i prostotę. "Wałęsowy" sposób wysławiania
można określić jako populizm językowy polegający na plebejskim humorze
i dosadności (żeby nie powiedzieć prostackości). Pomimo, że wypowiedzi
Wałęsy nie budzą aprobaty, są nieporadne językowo, to jednak zaskakują
znakomitą zawartością treści i lapidarnością.
Profesor wręcz
fizjologicznie nie znosi egotyzmu i patosu. Politycy mówiący o sobie w
trzeciej osobie
per Wałęsa czy Lepper ocierali się o samouwielbienie, które bynajmniej
przymiotem
nie jest. Patetyczni oratorzy z wysuniętymi podbródkami wymawiający osobno
poszczególne słowa mówią, bo "tak trzeba". Tak naprawdę tylko po to, by
spełnić jakiś rytuał. Bywa więc, że osoba dominuje nad urzędem albo też
odwrotnie - urząd dominuje nad osobą. O którym polityku jest mowa? Proszę
sobie odpowiedzieć. Są tacy, którzy stosują formułę cezariańską w lapidarnym
stylu: veni, vidi, vici. Innym bardziej odpowiada kwiecistość mająca w
sobie coś z popisu. Zdaniem Profesora bardzo dobrym mówcą jest Aleksander
Kwaśniewski, bo myśli to, co mówi i mówi to, co myśli. Jego polszczyzna
jest zrozumiała, trafna, poprawna. Intonacja jego wywodu zgadza się z treścią.
Również Jarosławowi Kaczyńskiemu do pewnego czasu mówiło się lekko i sprawnie.
Niezależnie od wyrażanych poglądów Profesor słuchał go chętnie, bo Prezes
wysławiał się sprawnie i logicznie używając wielu celnych cytatów. Kaczyński
sprawiał wrażenie, że mówił do ludzi, których nie lekceważy i szanuje ich
inteligencję. Ale od kiedy w jego wypowiedziach pojawiły się wyrażenia
obraźliwe, uderzające wprost między oczy, urok zniknął. Bralczyk się do
niego zraził. I chyba nie tylko on.
Marszałek Hołownia
(dziś rotacyjny - słowo okazjonalne, modne będące wymogiem dzisiejszych
czasów) ma również wielką łatwość i płynność wypowiedzi. Szybko znajduje
właściwą ripostę, jest wyjątkowo sprawny językowo, ale jego myśl nie zawsze
jest głęboka. Ma tę charakterys- tyczną dla polityków cechę, że lubi słuchać
siebie. Paradoksalnie Bralczyk chętnie przysłuchuje się tym, z którymi
nie zawsze się zgadza. Właśnie ci będący w opozycji są ciekawsi, bo zmuszają
do refleksji. Mniej interesujący są politycy, których wypowiedzi można
przewidzieć i z góry się wie, co mają do powiedzenia.
Wśród nich
zdaniem Bralczyka bardzo starannie mówi Braun (niezależnie od poglądów),
również doskonałym
mówcą jest Donald Tusk. Przy okazji... słowem najbardziej
nadużywanym
w ostatnich czasach jest właśnie "Tusk".
Pokaż, co
czytasz, a powiem ci kim jesteś
Profesor Bralczyk
wychowywał się w nauczycielskim domu, w którym książka była wszechobecna.
Pytany o to, co lubi czytać, zawsze odpowiada: klasykę. Jest kolekcjonerem
różnojęzycznych wydań "Pana Tadeusza", ma ich ponad 300. To dzieło zajmuje
dużo miejsca w duszy Profesora. Zna je na pamięć i mówi, że należałoby
je czytać głośno, bo dopiero wtedy w pełni słyszy się urodę mickiewiczowskiej
poezji. Opisy przedmiotów i natury są niezwykle precyzyjne i zadziwiają
bogactwem języka. Zaś mistrzowskie portretowanie ludzi sprawia, że bohaterowie
są, jak żywi, wzruszają nas i bawią. Działają na wszystkie emocje. Oprócz
polskich klasyków romantyzmu Bralczyk chętnie sięga po literaturę rosyjską,
francuską i niemiecką, nie stroni od Sienkiewicza.
Zanurzanie
się w lektury z poprzednich epok daje złudne poczucie nieprzemijania czasu.
Ma się wrażenie, że zegar zatrzymał się i obojętnie, kiedy można ponownie
wejść do salonu Rostowych z "Wojny i pokoju" czy też do dworku w Soplicowie.
Rada Języka
Polskiego i Konstytucja
Od początku
powstania Rady Jerzy Bralczyk zasiada w jej zarządzie. Jej istnienie wiąże
się z Ustawą o języku polskim mającą na celu ochronę polszczyzny. Po wejściu
Polski do UE snuto katastrofalne wizje zanikania polskiego i przekształcania
go w jakiś lokalny dialekt.
Tak naprawdę
w Radzie jest dwóch specjalistów od polskiego: Profesor Jan Miodek i Profesor
Jerzy Bralczyk. Wbrew przypuszczeniom nie rywalizują ze sobą, a wręcz się
przyjaźnią. Czasami nawet ludzie ich mylą biorąc Bralczyka za Miodka: "Idę
sobie kiedyś w Milanówku drogą i słyszę: - O, proszę. Miodek. - Nie jestem
Miodek - odpowiadam. - Jak to nie Miodek. - No, nie, Miodek nie ma brody
- Jak to nie ma, zawsze miał brodę." A więc Miodo-Bralczyk... Miód na uszy
Bralczyka.
Profesor Bralczyk
został poproszony o korektę językową tekstu Konstytucji III Rzeczypospolitej.
W pracach nad tekstem Konstytucji nie wdawał się w polityczne spory, ale
dążył przede wszystkim do tego, by jej język był logiczny, odpowiadający
randze dokumentu. Nie wszyscy politycy współtworzący tekst konstytucji
mieli wrażliwość językową.
Młodzieżowe
słowo roku
Zdaniem Profesora
język młodzieży zawsze był nieco inny od języka starszych, bo naturalnym
zjawiskiem jest kontestacja tego, co zastane, również języka. Współcześni
młodzi mają tendencje do nazywania rzeczy w sposób metaforyczny i skrótowy
czego przykładem może być "masakra" - w jednym słowie została zawarta cała
skomplikowana sytuacja. Czasami młodym wystarczy powiedzieć jeden wyraz,
a zmieści się w nim pełny komunikat emocjonalny. Takim przykładem jest
słowo "dziaders". "Szacun" jako neologizm zawierający pozytywny ładunek,
w ustach młodego człowieka mieści w sobie więcej respektu niż po prostu
"szacunek". Obecność nowych technologii i narzędzi komunikacyjnych sprawia,
że język młodych dąży do skrótu. Ich polszczyzna nasycona jest anglicyzmami,
bo przecież w naturalny sposób funkcjonują oni w świecie umiędzynarodo-
wionym. Charakterystyczne dla nich jest również używanie wielu intensyfikatorów:
mega, super, ekstra. Ale, uwaga! ich nadmierne używanie może prowadzić
do dewaluacji znaczenia.
Młodzieżowym
słowem roku 2023 zostało "rel" oznaczające aprobatę, zgodność z rzeczywistością
(od ang. real) i całkowitą akceptację, a więc można powiedzieć "reluję"
zamiast akceptuję, "relówa" zamiast zgoda, czy "rel" po prostu dobrze.
Przy okazji, Profesor pisze mejle, a nie jak oficjalnie jest uznane e-maile.
Powstawanie nowych wyrazów można też wiązać ze zjawiskiem wycierania się
słów, które są po prostu nadużywane.
I tak zdewaluowały
się różne pojęcia takie jak: wolność, prawda, niepodległość, godność, a
wyrażenie: "Nie ma naszej zgody na ..." już straciło swoje pierwotne, mocne
znaczenie.
Nie mogę pominąć
awersji Profesora do wulgaryzmów. Mówi tak: "Uważam, że jeśli już naprawdę
nie można czegoś wyrazić inaczej i trzeba zakląć, to trudno! Ale wulgaryzmów
należy używać oszczędnie, a najlepiej wcale".
Feminatywy
Profesor jest
zdania, że język rozwija się w sposób naturalny i nie można mu narzucać
kierunków.
W jego opinii tendencja do feminizowania, która pojawiła się w ostatnich
czasach nie jest rezultatem spontanicznych zachowań językowych, ale raczej
jest to zjawisko wynikające z pewnej ideologii. Nazwy, które powszechnie
były używane w jednej formie odnoszącej się do obu płci, są modyfikowane
tak, by nadać im formę żeńską jak: ministra czy gościni. Jednak w polszczyźnie
jest bardzo wiele takich wyrazów, których nie da się sfeminizować np. wróg,
nikt, ktoś, człowiek, młodzieniec. Nawet jeśli da się je zamienić na formę
żeńską, to brzmią one dziwnie. Trzeba sobie powiedzieć, że są panie, które
za wszelką cenę chciałyby zaznaczyć swoją kobiecość, a inne nie. I wygląda
na to, że tych pierwszych jest mniej. Niewiele jest lekarek, które życzyłyby
sobie, żeby do nich zwracano się zamiast doktor - doktorka, chirurg - chirurżka,
neurolog - neurolożka. Takie przykłady można by mnożyć. Moje ucho też niedobrze
znosi te dziwne formy żeńskie. Nie wiem co Państwo sądzicie?
"Daj, ać
ja pobruszę, a ty poczywaj"
Tak brzmi pierwsze
zapisane w 1270 roku zdanie po polsku. Pięknie świadczy o tym, że już wtedy
panowie dbali o delikatniejszą płeć i byli dżentelmenami. Czy nasz język
jest stary? Ile w nim mamy słów? Czy polski jest trudny? Ile słów wypowiada
kobieta, a ile mężczyzna? Na te pytania Profesor nie chce odpowiadać, stwierdzając,
że świat nie poddaje się tabelkom ani kwantyfikatorom. Jak zmierzyć trudności
językowe? Pewne polskie szczególności są trudne do zrozumienia dla cudzoziemców
np. nie to samo oznacza "będę szedł", co "pójdę". Nasza strona niedokonana
czasownika jest bardzo specyficzna i często niezrozumiała dla innych.
Profesor uważa,
że poprawność polityczna powinna istnieć również w języku." Bądźmy delikatni.
Grzeczność i respekt w rozmowie są nieodzowne. A zdanie: "Powiem ci kilka
słów prawdy" budzi lęk u odbiorcy. Jednak spontaniczność jest potrzebna,
bo jeśli w toku dyskusji chce się coś powiedzieć ? propos, to musi się
przerwać, bo za chwilę to już nie będzie A propos... A propos! bądźmy dla
siebie grzeczni!
Magda Chylewska
Magda Chylewska - polonistka
i nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej w Szkole Polskiej im. Mikolaja
Kopernika przy Konsulacie Generalnym RP w Montrealu
|