Nie przyzwyczajać się
Jak coś obok
nas trwa długo, staje się codziennością - zaczynamy się przyzwyczajać.
Już nie budzi
większych emocji, współczucia, empatii, czasami strachu i niepewności jak
za pierwszym razem. Powszednieje! I dotyczy to wielu zjawisk w naszym życiu.
Pamiętam, jak
przez kilka lat dojeżdżałam codziennie rano do pracy trasą, gdzie prawie
codziennie widziałam jakiś wypadek samochodowy czy stłuczkę. I oczywiście
efektem tych zdarzeń były korki, które powodowały, że spóźnienie do pracy
stawało się nieuniknione.
Taka trasa... Poranny
pośpiech kierowców, brak należytej uwagi, coraz większa ilość samochodów. I
tak prawie codziennie. Z czasem, biorąc pod uwagę powyższe wyjeżdżałam
wcześniej, żeby wkalkulować ewentualne zdarzenia po drodze.
Przyjeżdżając
do pracy zaczynaliśmy rozmowę z kolegami od komentarzy o wielkości korków i
trudów porannego dojazdu. Aż pewnego dnia zadałam sobie i kolegom pytanie:
Czy z nami coś nie tak? O czym my mówimy? Przecież w tych wypadkach mógł
ktoś zginąć, mógł zostać ranny, może nie zdążył się uratować? Nikt z nas
o tym nie mówił.
Ważne, że korek,
że prawdopodobne spóźnienie, że trudności z dojazdem... Przyzwyczailiśmy
się, bo widoki były już codziennością. Nie było empatii, myśli o ludziach
w tych wypadkach. Tak działa nasza podświadomość. Przyzwyczaja się..
I tak się dzieje
w wielu dziedzinach naszego życia. Przyzwyczajamy się do niewygody, do
nakazów i zakazów, do informacji, że ktoś skłamał, oszukał, ukradł, ktoś
inny zachorował czy zmarł.
Po czasie,
komunikaty o ilości zachorowań w czasie pandemii były już tylko liczbą.
Jakby nie było tam człowieka. Chyba, że sprawa dotyczyła nas bezpośrednio
lub naszych bliskich.
Żeby chronić
własną psychikę wypieramy czasem zło, które dzieje się blisko nas. Ilość
złych informacji przytłacza i nasza wrażliwość powoli się nieco wycisza...
"Po jakimś
czasie człowiek przyzwyczaja się. Nawet nie czuje, że jest zimno, bo zapomniał
co to jest ciepło."
I tu wpadamy
w pułapkę. Bo tracimy czujność i nie reagujemy właściwie na to co nam przygotowuje
los i jak dalece testuje naszą wytrzymałość. Im mniej reagujemy, im bardziej
jesteśmy obojętni, im mniej w nas świadomości i właściwej wiedzy, tym łatwiej
psuje się nasz świat i nasze życie!
Mam takie wrażenie,
że oprócz innych cech, które można przypisać jako narodowe, Polacy mają
w sobie spontaniczność. Spontaniczna pomoc, z którą biegniemy do potrzebujących
jest naszym wyróżnikiem. Zawsze wtedy pojawia się we mnie patriotyczna
nuta i duma z bycia Polką.
Ostatnie wydarzenia
w Ukrainie znów uaktywniły te najlepsze cechy Polaków. Bez kalkulacji,
bez dodatkowych pytań, wszyscy którzy mogli biegli z pomocą.
Ale jeśli po
kilku miesiącach potrzebujących jest coraz więcej, własnych spraw też przybywa,
to ta pomoc powszednieje, już nie budzi takiego entuzjazmu, zainteresowania
czy uwagi. Przyzwyczajamy się do tego, że na ulicach, w sklepach, w szkołach
język ukraiński miesza się z polskim i nie budzi już zdziwienia. Oni sobie
układają życie u nas i obok nas, a my przyzwyczajamy się do tej sytuacji. Spontaniczny
zryw pomocy powoli się wycisza...
Po kilku miesiącach
trwania wojny w przestrzeniach medialnych i w rozmowach, już mamy inne
kłopoty na głowie, inne codzienne sprawy zajmują naszą uwagę. Wiemy, że
wojna trwa, ale nie jest jedynym tematem. Przyzwyczajamy się?
Przeczytałam
wypowiedź Pierwszej Damy Ukrainy, Oleny Zełenskiej, gdzie zwraca się do
społeczności międzynarodowej, aby "nie przyzwyczajała się" do wojny w Ukrainie:
"W XXI wieku Europa nie może przyzwyczaić się do wojny, do tego, że dzieci
zasypiają przy odgłosie pocisków i nie wiedzą, czy jutro będą żyły. Każdy
dzień na wojnie jest jak całe życie".
Mam głębokie
poczucie, że nigdy nie wolno przyzwyczajać się do zła! Odróżnianie dobra
od zła nie jest skomplikowane i pomaga we właściwych wyborach. A obojętność
wobec tych co zło przynoszą, prowadzi m.in. do takich zdarzeń, jak trwająca
wojna w Ukrainie.
Od 24 lutego
mam w głowie znany cytat z wypowiedzi Mariana Turskiego (byłego więźnia
Auschwitz):
"Nie bądźcie
obojętni, kiedy jakakolwiek władza narusza już istniejące umowy społeczne.
Nie bądźcie
obojętni. Bo jeśli będziecie, to się nawet nie obejrzycie jak na was, waszych
potomków jakiś Auschwitz nagle spadnie z nieba"
Czy wierzę
w dobro? Czy wierzę, że zło przegra? Czy mam nadzieję na pozytywne zakończenie
wojny? Na wszystkie pytania odpowiadam: TAK. Na naszych oczach dzieje
się historia. Zmienia się świat, zmieniają się priorytety, zmienia się
styl życia.
Wszyscy musimy
"wydorośleć" i zmierzyć się z tymi zmianami. Nie pozwolić sobie na przyzwyczajanie
do złego! Moim zdaniem idzie Nowe i ostatecznie przyniesie Lepszy Czas,
choć pewnie wymaga to dużego wysiłku i długiego czasu.
Nie wiosenny
temat dziś poruszyłam, ale czas jest poważny a wiosna sama zadbała, żeby
było pięknie i z nadzieją. Dlatego łatwiej o pozytywne nastawienie i wiarę,
że musi być dobrze!
Elżbieta
Stan
Elżbieta
Stan filolog, bizneswoman, mieszka na południu Polski w okolicach Katowic.
|