Refleksje pandemiczne
Dużo zmieniło
się w ostatnim czasie w naszym życiu. Nie możemy podróżować tak, jak to
robiliśmy to dotychczas. Nie możemy się nawet spotykać z najbliższymi,
którzy mieszkają w tym samym mieście. Tak jest w Montrealu i jego najbliższych
okolicach.
Pierwsze
dni z obowiązkową maseczką w środkach transportu
Ależ się zdenerwowałam
wczoraj w drodze powrotnej z pracy. Siedzę w autobusie, czytam książkę
i czuję, że za uchem coś mnie swędzi. Dotykam, sprawdzam
No coś jest.
Jakieś dziwne uczucie pod palcami, jakby narośl albo mała żmijka. Za drugim
uchem to samo, ale nie swędzi. Nie, nie chcę umierać, a tu wyraźnie coś
wyczuwam. Postanawiam zdjąć maseczkę, ryzykuję mandatem, ale cóż - muszę
się wstępnie zdiagnozować. Po zdjęciu maseczki problem znika. Uff, będę
żyła. To były gumki od maseczki. Tak było na początku, w pierwszych dniach
oswajania się z nowym wymogiem.
Maseczkowa
codzienność
Teraz zakładam
maskę i jest OK. Czasami czuje się jak lord Vader, rządzę, jestem dumna,
a czasami mam po dziurki w nosie i wkurzam się, maseczka przeszkadza. Są
też dni, że cieszę się, iż maseczka przykrywa mój zrezygnowany wyraz twarzy.
Zaobserwowałam, że to ma związek z moimi hormonami, a nie danymi mówiącymi
o wypłaszczaniu krzywej zachorowań. Któregoś zimowego dnia wyszłam ze sklepu
i zamiast zdjąć maseczkę, zdjęłam mój berecik. Dobrze, że akurat było -20
C. Gdy poczułam, że coś jest nie tak, szybko zmieniłam decyzję.
Podczas dużych
mrozów doszły inne problemy. Na przykład: jak sobie radzić z maseczką,
to znaczy z jej założeniem, przed wejściem do autobusu. Wszystko zesztywniało
z zimna i nie chce współpracować.
Stwierdziłam,
że przydałyby mi się ciut większe uszy i do tego lekko odstające. Kiedyś
miałam podobne marzenia, ale dotyczyły innej części ciała. No cóż, trzeba
iść z duchem aktualnych potrzeb.
W co się ubrać,
jaką maseczkę wybrać? Doszły również takie dylematy przed wyjściem z domu.
Wiszą i suszą
się. Różne maseczki na różne okazje. Trzeba mieć kilka, bo muszą "wyzdrowieć".
Do tego są też zapasowe maseczki, w samochodzie, w torebce, w pracy, dziecko
ma w plecaku szkolnym. Ileż to już razy zdarzyło się zapomnieć o maseczce
i wtedy taka zapasowa była jak znalazł.
Na początku
było: "nie, maseczki nic nie dają, nie trzeba nosić". Teraz można zapłacić
karę za jej brak. Są też instrukcje jak prać te wielokrotnego użytku, jak
nosić i powoli przechodzimy do tego, co robić z tymi zużytymi.
Okazuje się,
że część trafia bezpośrednio do środowiska i dlatego ważne jest, by obcinać
gumki, paseczki, które mogą się zaczepić na drzewie albo na szyi
jakiegoś ptaka. W ten sposób wchodzimy na drugi poziom albo na koniec,
czy początek łańcucha, jeśli to ten biedny nietoperz był przyczyną. Po
ogólnoświatowej dezinformacji i błądzeniu w obostrzeniach, już i ten nietoperz
przechodzi jako wiarygodne źródło naszych smutków pandemicznych. Teraz
mu to oddamy, żeby mu się pętelka od maseczki na szyi zacisnęła?
A co będzie
dalej?
Jaki będzie
następny etap?
Może będzie
jak z ubraniami... Ludzkość wystartowała od figowego listka, a doszła
do ubrań z plastiku. Oznaczałoby to, że będą maseczki do pracy, do teatru,
na zakupy i jeszcze inne na plaże.
Tak jestem
do nich przyzwyczajona, iż obawiam się, że jak już wrócimy do normalności,
to ja nadal będę chodzić w maseczce.
Agnieszka Adamowicz
Agnieszka
Adamowicz - inżynier rybactwa i ochrony morza. Magi-ster biologii morza.
Pisuje bloga z obserwacji dnia codziennego mareckapisze.blogspot.com
|