Nie zapominajmy o DZIŚ
Za nami trudny
rok. Świat stanął, wirus zamknął nas w domach i odciął od wielu możliwości,
które dotychczas uznawaliśmy za normę: spotkania z ludźmi, życie kulturalne,
imprezy, podróże, praca i przyjemności. Wszystko to, przed pandemią było
dostępne na wyciągnięcie ręki, wystarczyło chcieć i otworzyć drzwi. I wszystko
to, w jednej chwili uległo zmianie. Wielu mieszkańców Ziemi zostało unieszczęśliwionych,
choć planeta była akurat beneficjentem ograniczenia naszego stylu życia.
Cuda, panie, cuda, o jakich dawno nam się nie śniło. Czyste nieba i wody,
a ośmielone ciszą zwierzaki powychodziły z leśnych ostępów i głębin morskich.
I tylko człowiek stracił pod nogami grunt, który od dawna udeptywał.
Jako nałogowy
obserwator ludzkich zachowań, z zainteresowaniem przyglądam się reakcjom
na narzucone nam nowe reguły codzienności. Pandemia przetestowała człowieczą
naturę pod wieloma względami, a wyniki tego egzaminu wypadają bardzo różnie.
Niepokoje, lęki, strach, depresje. Cierpienie i rozpacz. Zgnuśnienie. Albo
zgoła odwrotnie: "nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało". Wiele
osób dostosowało się do zmienionych realiów i robią swoje. Jedni narzekają
i niewątpliwie mają ku temu powody, inni jęczą mniej lub bardziej bezpowodowo.
Niektórzy rzucili się we wspomnień czar, aby odciążyć teraźniejszość, a
jeszcze inni balują tak, jak gdyby nigdy nic i hulaj dusza, bo tylko mi
życia brak "w tym więźniu". Tajne kluby towarzyskie, wesela, parapetówki,
Zanzibary i Kanary. Zespół niespokojnych nóg i głów.
Od dawna już
zastanawiam się nad sensem modnego powiedzenia: "Żyj tak jakby każdy dzień
był ostatni" ... a pandemia bardzo mi to hasło przybliżyła, bo niestety
przyniosła "ostatni dzień" tysiącom ludzi na świecie. Co robić, aby uważać
swoje życie za udane i spełnione? Wstawać o świcie i wypełniać godziny
czymś praktycznym, sensownym i pożytecznym czy zgoła wręcz odwrotnie
oddać się szaleństwom, ekstazie grzechów wszelkich i wszystkiemu temu,
czego na co dzień sobie odmawiamy? Może żyć bardziej z bliskimi, a nie
tylko pracą lub dla siebie? A może wreszcie zrobić coś, o czym marzyliśmy,
tylko albo nie było czasu, albo pieniędzy, albo głowę zajmowały nam inne
sprawy. Albo po prostu nie mieliśmy odwagi i odkładaliśmy te plany na wieczne
"kiedyś". Jestem bardzo ciekawa czy czas pandemii i zamknięcia zmienił
u niektórych ten tok myślenia i są teraz gotowi otworzyć szufladę z tym,
co dla nich naprawdę ważne i może sprawić, że poczują, że żyją tak jak
chcą.
Przypominam
sobie słynną, wydaną prawie 10 lat temu książkę Bronnie Ware, australijskiej
pielęgniarki paliatywnej, która towarzyszyła umierającym w ich ostatnich
dniach "Czego żałują umierający" ("5 Top Regrets of the Dying"). I cóż
tam było na pierwszym miejscu listy? Żałuję, że nie miałem odwagi, aby
żyć życiem zgodnym ze mną, a nie życiem, jakiego inni ode mnie oczekiwali."
Klasyk.
Kluczowe pytanie
jest jedno, w ostatnim czasie dość aktualne, niestety: Co Ty byś zrobił(a),
gdybyś dowiedział(a) się, ile jeszcze życia masz przed sobą? Kilka minut,
godzin, tygodni, lat... Co byś zrobił? Wzruszył ramionami i zostawił wszystko
po staremu, tak jak jest, czy może odwrotnie zrobiłbyś coś, co zawsze
chciałeś zrobić, ale do tej pory nie zrobiłeś albo wręcz rzuciłbyś wszystko
i poszedł przed siebie swoją drogą? No bo co masz do stracenia, skoro
koniec już bliski i licznik odmierza czas, który pozostał?
Jestem wielbicielką
kina i przypomniało mi się ostatnio kilka filmów, w których bohaterowie
mierzą się z perspektywą "ostatniego dnia życia". W belgijskim kandydacie
do Oskara sprzed kilku lat - "Zupełnie nowy testament" - Panu Bogu (w wersji
mocno nowoczesnej i obrazoburczej) wycieka z komputera baza danych ludzkości
i każdy mieszkaniec Ziemi otrzymuje na komórkę SMSA z datą swojej śmierci.
Wywołuje to zrozumiałe poruszenie, wszyscy są przejęci i reagują na ten
komunikat...albo nie - poddają się. Reakcje są przeróżne, większość jednak
rzuca się do zrealizowania swoich pragnień i fantazji, niezależnie od tego
jak są absurdalne i szokujące (dla innych). I umierają szczęśliwi. Obraz
to przewrotny i niepoprawny społecznie pod wieloma względami, ale w kontekście
wydarzeń ostatnich miesięcy, jego przesłanie okazuje się zadziwiająco trafne.
W starym przeboju komedii romantycznych "Masz wiadomość" z Meg Ryan i Tomem
Hanksem, bohaterowie wraz z kilkoma innymi osobami zostają zatrzaśnięci
w windzie na n-tym piętrze wieżowca. I nagle windziarz mówi: "Jak nas stąd
uwolnią to oświadczę się Mary, znam ją tak długo, kocham ją", jedna z pasażerek
obiecuje, że jak wyjdzie, to pogodzi się z matką", Tom Hanks wie, że musi
ujawnić prawdę Meg Ryan o tym kim jest. I ostatni filmowy przykład "Choć
goni nas czas" ("Bucket List") z weteranami Jackiem Nicholsonem i Morganem
Freemanem. Historia dwóch bardzo różnych mężczyzn, których połączyły guzy
w mózgu i perspektywa kilku miesięcy. Jeden z nich poświęcił się rodzinie,
drugi biznesowi i zarabianiu pieniędzy. W życiu każdego z nich czegoś zabrakło.
Sporządzają listę rzeczy, które jeszcze chcą zrobić i wyruszają w świat.
To bardzo wzruszający film i wraz z bohaterami cieszymy się, jak wykreślają
kolejne pozycje, zanim ich czas się skończy. Zadziwiające, że ludzie rzucają
się na to, o czym marzą dopiero w obliczu sytuacji ostatecznych. Nagminnie
odkładamy coś na później, bo przecież mamy jeszcze czas. Ale czy naprawdę
mamy?
Najbardziej
popularnym życzeniem w Sylwestra 2020 był powrót do normalności. W maju
2021 wzrasta nadzieja na to, że się tego doczekamy. Chyba najczęstszym
hasłem, jakie ostatnio widzę w mediach społecznościowych jest pisanie o
tym, co kto zrobi, kiedy "wreszcie będzie normalnie". Niemniej jednak innym
zauważonym przeze mnie ostatnio trendem jest wspominanie i zamieszczanie
zdjęć z przeszłości z egzotycznych podróży, przyjęć, swojego ja sprzed
lat. Jedni wybiegają w przyszłość, inni nurzają się w przeszłości tak
jakby teraźniejszość nie istniała. Skaldowie śpiewali - "Szanujmy wspomnienia",
Grechuta "Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy" ...
A czy ktoś stawia na DZIŚ? Nieodżałowana Maria Czubaszek napisała:
"Przychylam się do opinii, że są dwa dni, którymi nie należy się przejmować.
To wczoraj i jutro".
Wspomnienia
są ważne, bo to, co przeżyliśmy nas ukształtowało, plany na przyszłość
wytyczają nam ścieżkę, ale teraźniejszość jest najważniejsza. To, jak radzimy
sobie z problemami, wyzwaniami i całym innym bajzlem. TERAZ jest naszą
trampoliną do lepszej przyszłości, o której wszyscy marzymy. Jennie Churchill,
matka Winstona, premiera Wielkiej Brytanii, kobieta wybitna i wyprzedzająca
swoją epokę powiedziała: "Życie nie zawsze wygląda tak, jakbyśmy chcieli,
ale jak najlepsze wykorzystanie tego, co mamy, jest jedynym sposobem na
to, aby być szczęśliwym."
Nie wzdychajcie
zbyt mocno do przeszłości (to se ne vrati), nie czekajcie na "normalność"
przyszłości. Żyjcie TERAZ tak jak umiecie najlepiej. No bo kiedy właściwie?
Ela Hübner
Ela Hübner
- dziennikarka, blogerka: www.fajna-baba-nie-rdzewieje.pl
|