Po tym roku nie żyj w
mroku
W styczniu
2020 napisałam tekst "To będzie dobry rok" i gorąco wierzyłam, że tak będzie.
Zafascynowało mnie zestawienie dwóch dwudziestek i stwierdziłam, że to
musi być jakiś znak. A znaki na niebie i ziemi już były - katastrofalne
pożary w Australii i polityczny ogień wzniecony przez prezydenta Trumpa
na Bliskim Wschodzie. Dlatego początek 2020 przywołał do mojej pamięci
sienkiewiczowskie otwarcie "Ogniem i mieczem":
był to dziwny rok, w którym
rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne
zdarzenia." Przy moim optymistycznym nastawieniu nawet mi przez myśl nie
przeszło, że było to zdanie prorocze. Niemniej, kiedy dziś czytam tamten
tekst, widzę więcej myśli, które w nim zawarłam i które okazały się zadziwiająco
trafne.
Co było dalej,
wszyscy wiemy. Miłościwie nam panujący wirus, który opanował i zatrzymał
świat na skalę, której nie pamiętamy chyba od czasu II Wojny Światowej.
Pojawił nam się nowy serial, globalny hit, który dostarcza wszystkich emocji,
jakie wymyśliła ludzkość. Chyba zdetronizuje "Dynastię". Jak zawsze, najciekawsze
scenariusze tworzy życie. Sezon pierwszy, ten wiosenny, to "szok i niedowierzanie"
jak piszą na plotkarskim "Pudelku", ale tak właśnie było, kiedy oglądaliśmy
sceny z ukochanych słonecznych rajów Europy czyli Włoch i Hiszpanii, które
zamieniły się w piekło. Liczne stresy, kiedy nagle trzeba było przez dwa
miesiące siedzieć w domu, a nie wszyscy potrafią. Niektórzy zauważyli,
że mają dzieci i odkryli "niewidzialną rękę", która zapełniała im lodówkę
i prasowała koszule. I nagle usłyszeli głos rodem z dawnej akcji "Teleranka":
"Niewidzialna ręka to także Ty!" A ku ku, chciałoby się powiedzieć.
Jeszcze inni zmuszeni zostali do zaostrzonego reżimu higienicznego, co
niewątpliwie korzystnie wpłynęło na atmosferę w autobusach. Słowo "odporność"
odmieniano przez wszystkie przypadki skomplikowanej polskiej gramatyki
i mentalności. Nie wszyscy dali radę. Do akcji rzucili się guru od zdrowego
stylu życia, liftingu ducha i survivalu czyli przetrwania w warunkach
ekstremalnych. Dołączyli wszelkiej maści wróżbici (choć w podpisie mieli
"socjolog", "ekonomista" lub "dziennikarz"), którzy siedząc nad fusami
z pitych na potęgę kaw albo z butelką wyborowej snuli wizje przyszłości
i post-apokaliptycznego Nowego Ładu. Były to dni, które wstrząsały światem.
Internet rozgrzany był do czerwoności od opinii, komentarzy i rozkwitu
życia "online". Nie mogę odżałować, że nie kupiłam choć kilku akcji firmy
ZOOM, bo dziś nie musiałabym się o parę rzeczy martwić. Sezon letni to
jak na kanikułę przystało - odprężenie i relaks. Chałupa zamieniona na
różne nadmorskie Chałupy (bardzo "welcome to", bo hotelarze w biedzie),
no i było "sunshine reagge" i "golców tłum, Bahama mama luz". Wirus? Pan
premier mówił, że w odwrocie. Tak jak i rozum. Znana z ekstrawagancji Madame
Pompadour, kochanka Ludwika XV powiedziała ponoć: "Po nas choćby potop".
Który niestety nastąpił.
Przepraszam
za tę szyderę, nie jestem nieczułą, pozbawioną empatii, nikczemną kreaturą.
Widzę, co się dzieje. Widzę strach, niepewność, frustrację, utratę dochodu,
śmierć bliskich. Widzę jak upadają biznesy, w które włożyło się gigawaty
życia i nadziei. Czytam o rozpaczy właścicielki małej, legendarnej kawiarenki
w parku niedaleko mnie, którą musiała po 25 latach zamknąć. O problemach
dzieci i młodzieży, odciętych od rówieśników i skazanych na e-szkołę, o
rodzicach, którzy łączą opiekę nad tymi dziećmi z własną e-pracą i sami
ledwo zipią. O milionach innych istnień, które ta zaraza dotyka. Nie wspomnę
już o polskim rządzie, który wzorem rzymskiej zasady Cezarów rzuca plebsowi
chleb (trochę jakby mniej), ale przede wszystkim funduje nam igrzyska,
których naprawdę teraz nie potrzebujemy. Niemniej widzę też, że pandemia
ujawniła wiele zachowań i kilka prawd, które nie są najwygodniejsze.
Dlaczego tak
nam trudno? Pamiętam rok 2000, zaczął się XXI wiek i nowe tysiąclecie.
Dużo było wtedy różnego rodzaju przewidywań. Padła m.in. teza, że w nowym
stuleciu nastąpi rozwój duchowości; że po dłuższym okresie pokoju i podwyższeniu
standardu bytowego, ludzie w świecie zachodnim będą chcieli uporządkować
i wzmocnić swoje emocje oraz siłę ducha. Czy tak się stało? Pandemia pokazała,
że niekoniecznie. Jesteśmy przytłoczeni tempem życia i jego wymogami, codzienną
rywalizacją i porównywaniem się z innymi. Odcinamy się od własnych źródeł
mocy i sami sobie tę śrubę dokręcamy. Dwa pierwsze sezony koronowego serialu
dostarczyły aż nadto dowodów. Mam wrażenie, że wiele osób leci na autopilocie
dobrobytu i przekonania, że życie to luz, blues i rockandroll, inni zwyczajnie
nie wytrzymują przeciążeń na zakrętach. W tym miejscu wkracza niepamięć.
O tym, że dzieje ludzkości pełne są nieszczęść i tych naturalnych i tych,
co to człowiek człowiekowi. Wystarczy wspomnieć XX wiek, obie wojny i spustoszenia,
jakie spowodowały. I ile siły trzeba było mieć, aby to przetrwać. Okupację,
bombardowania, obozy (!!!), wielomiesięczne ukrywanie się, wywózki, łagry,
stalinowski terror, codzienny strach i zagrożenie. A stan wojenny? Czy
naprawdę już tego nie pamiętamy? Lubię czytać wywiady z prof. Bartłomiejem
Dobroczyńskim, psychologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, które wyjaśniają
tzw. kondycję współczesnego człowieka. Bardzo polecam. W jednym z
nich profesor mówi: Wielu z nas żyło dotychczas, pokazując, co kupili,
co przeżyli. Pandemia godzi w ten tryb życia, nie można ani tyle mieć,
ani tyle przeżywać. I jeszcze: "
trzy rzeczy są pewne: człowiek jest bardzo
plastyczny, ma nieskończoną moc przetrwania i krótką pamięć." No właśnie.
Trzymam z tymi,
którzy pandemię, czas zatrzymania, wykorzystali na refleksję, przyjrzenie
się sobie, być może podjęcie wreszcie decyzji dotyczących zmiany stylu
życia, naprawienia czegoś, zdefiniowanie siebie na nowo. Widzę, że wszyscy
ci, którzy albo już wcześniej zainwestowali w zbudowanie autentycznych
fundamentów swojego zdrowia emocjonalnego i duchowego albo weszli na tę
ścieżkę teraz - dużo lepiej radzą sobie ze wszystkimi wyzwaniami. "Rośnie
to, co karmisz" - chyba wszyscy znamy to powiedzenie i teraz właśnie widać
aż za dobrze, że warto je stosować w praktyce. Jak? Pracować nad sobą i
wierzyć, że zmiana jest możliwa. Różnego rodzaju stron z mądrymi myślami
i osób, które mogą Ci w tym pomóc jest aż nadto. Wysiłek musisz włożyć
ty sam. Lajkowanie nie wystarczy.
Pomimo i wbrew
temu, co się dzieje, uważam, że powinniśmy za wszelką cenę pielęgnować
w sobie pozytywne nastawienie i wiarę, że to wszystko przetrwamy. "Pesymizm
nigdy nie wygrał żadnej bitwy" powiedział generał Dwight Eisenhower, naczelny
dowódca sił alianckich w Europie, a potem dwukrotny prezydent USA. A w
tej chwili jesteśmy na wojnie i chcemy ją wygrać. Pisałam wiosną na moim
fanpageu, że nie możemy pozwolić, aby wciągała nas medialna otchłań złych
wiadomości, która sieje strach i przerażenie. Nadmiar bodźców i przeciążenie
systemu nerwowego osłabia organizm i czyni go bardziej podatnym na choroby.
Kontakt z naturą, zanurzenie się w sztuce, w czymś kreatywnym czy rozmowy
z przyjaciółmi wzmacniają. O odpowiednim odżywianiu i ruchu nawet nie wspominam,
bo to oczywista oczywistość. Bardzo ważna jest wzajemna życzliwość, wspieranie
się i pomaganie. Jedziemy na tym samym wózku, ale może ktoś ma słabiej
napompowane koła niż my? A może złapał gumę? Nie przejeżdżajmy obok, zatrzymajmy
się i pomóżmy. W tych dniach istotą człowieczeństwa powinna być serdeczność
i ciepło. Nie tylko na Instagramie.
Koniec 2020
też będzie inny niż zwykle. Zgodnie z tym, co napisałam na początku uważam,
że w jakimś sensie to był dobry rok. Obnażył to, co złe, ale wydobył również
to, co w ludziach najlepsze. Wzruszały mnie wszystkie informacje o wzajemnej
pomocy sąsiadom, zwłaszcza tym starszym, o wspaniałych koncertach i przedstawieniach
teatralnych online, o ratowaniu małych biznesików w społecznościach lokalnych,
o wszelkich formach wsparcia, jakie się pojawiły. Podziwiałam kreatywność
i dowcip tych, którzy nas rozweselali i łzy zamieniali w śmiech. I może
nie do końca jesteśmy sobie wilkami i warto wierzyć, że jest tak jak pisze
Edward Stachura pod koniec swojego wiersza: "Człowiek człowiekowi bliźnim,
z bliźnim się możesz zabliźnić". Pamiętajmy o tym też w Boże Narodzenie,
które w ostatnich latach stało się świętem hipokryzji, blichtru i lukrowanej
rzeczywistości. Postawmy na bliskość i uważność, a nie prezenty za grubą
kasę (jeśli jeszcze ktoś taką będzie miał). "Jutro nie umiera nigdy" -
powiedział James Bond. A on umie pokonywać wrogów jak nikt inny.
Ela Hübner
Ela Hübner
- blogerka 50+ z Warszawy (www.fajna-baba-nie-rdzewieje.pl),
która pisze o tym, że także w wieku dojrzałym można czuć się atrakcyjnym
i spełnionym. Przekonuje, że właśnie teraz, kiedy kobietom mija podobno
"termin przydatności do użycia", można odnaleźć siebie, realizować swoje
pasje i potrzeby. Autorka 10 przykazań anty-korozyjnych, zwolenniczka zdrowej
diety i ruchu na co dzień. Za swoją działalność została przez tygodnik
"Wysokie Obcasy" wybrana do zaszczytnego grona "50 śmiałych kobiet 2018".
|