Jeszcze po tej stronie
Oto los pozwolił nam łaskawie doczekać
kolejnego Święta Zmarłych, w którym jeszcze raz weźmiemy udział w
charakterze gości a nie gospodarzy uroczystości. Ale już zatrzymujemy się
na chwilę, niepewni i niespokojni, spoglądamy w tył, czując na plecach
oddech postępującego tuz za nami czasu. Wzdragamy się, czując chłód niespodziewany,
a usta nasze bezwiednie szepcą: "Memento mori..."
Gdybyśmy nawet pragnęli zapomnieć
o śmierci, życie nam na to nie pozwoli. Tak się bowiem składa, że nieodłącznym
elementem śmierci, oprócz smutku, żalu, cierpienia jest wysoki rachunek
za pochówek. Oczywiście drogiemu zmarłemu jest już przeważnie wszystko
jedno, czego jednak nie da się powiedzieć o nieutulonych w żalu bliskich.
Zatem "memento mori" stanowić powinno nie tylko filozoficzną maksymę, ale
i zalecenie o charakterze praktycznym, zachęcające nas do podjęcia działań
organizujących nasze odejście. Ja wiem, że Państwo teraz zaprotestują,
wołając, że jeszcze za wcześnie, mamy jeszcze czas...
Otóż nic bardziej mylącego.
Zaczynamy się starzeć już od momentu
urodzenia, ale mniej więcej do trzydziestego roku życia mamy poczucie subiektywnej
nieśmiertelności. Tak nas kształtują geny, dając nam czas na znalezienie
partnera i przedłużenie gatunku. Kiedy geny przestają się nami interesować
pojawiają się pierwsze dysfunkcje i symptomy niewydolności.
Anglosaska gerontologia dzieli
złotą jesień życia na kilka etapów: ludzie między 65 a 75 rokiem życia
to the young old- młodzi seniorzy, 75-80 to old - starzy seniorzy, a powyżej
osiemdziesiątki - najstarsi seniorzy. Tych, którzy przekroczyli 90 lat
określa się mianem długowiecznych. Wiemy oczywiście, że są to tylko suche
liczby, martwy schemat, jednak będąc w pełni świadomym, ze śmierci i podatków
uniknąć się nie da, każdy powinien dokonać samooceny swojego stanu poprzez
analizę czynników determinujących poczucie wieku.
Możemy skorzystać z pewnych sprawdzonych
technik badawczych: na przykład wiemy, że jesteśmy starzy, kiedy wychodzimy
z muzeum, a włącza się alarm. Ja preferuję jednak inny test: cofamy się
pamięcią do swoich ostatnich urodzin i dokonujemy analizy kosztów urodzinowego
tortu; jeśli świeczki kosztowały więcej niż tort - memento mori. Wiemy
już komu bije dzwon.
Nie oznacza to oczywiście, że powinniśmy
udać się w pospiechu do właściwej instytucji, aby nabyć tam z wyprzedzeniem
komplet wypoczynkowy typu dwa świeczniki i trumna. Wręcz przeciwnie - zaczynamy
naukowo, dogłębnie rozpracowywać ten nowy przecież dla nas problem ewentualnego
przeniesienia się do tego lepszego ze światów. Zapoznajemy się z właściwą
literaturą, konsultujemy ze znawcami zagadnienia, zasięgamy opinii rodziny
i przyjaciół, nie tylko tych, którzy są pod ręką, ale w miarę możliwości
i tych, którzy przed nami opuścili ten padół, ich zdanie może mieć bowiem
dla nas walor szczególny.
Pewna pani bardzo tęskniła za swoim
zmarłym mężem, któremu wcześniej zatruwała życie. Zatrudniła kabalistę,
który odprawił swoje czary-mary i duch się pokazał.
- Czy to ty, mój ukochany mąż Władzio?
- Tak, to ja, Władzio.
- To powiedz mi, jak ci jest na
tamtym świecie?
- Bardzo dobrze!
- Lepiej niż u mnie?
- Znacznie lepiej!
- To opowiedz, jak tam jest, w tym
raju!
- Kiedy ja nie jestem w raju!
Na razie powinniśmy jednak uświadomić
sobie, że starość może też być darem od życia, etapem, kiedy spokojnie wykorzystuje
się zgromadzony kapitał doświadczeń, odróżnia rzeczy ważne od błahych i
nic się już nie musi. Żeby się jednak nią spokojnie cieszyć, pozostają
jeszcze dwie sprawy do załatwienia: sporządzenie testamentu i organizacja
swojego pochówku, w tej kwestii bowiem najlepiej liczyć na siebie.
Sporządzanie ostatniej woli
może być działalnością zakrojoną na szeroką skalę, pełną brawurowego
tempa, nagłych zwrotów akcji, przebiegłych intryg, przykrych lub radosnych
niespodzianek.
Napomykanie członkom rodziny o naszych
zamiarach w zakresie nagromadzonego przez całe życie majątku (jeśli takowego
nie posiadamy dobrze jest wymyślić jakąś niebanalną wygraną w totka) może
znacznie przyczynić się do ożywienia monotonnego życia rodzinnego
i ubarwić nam jesień życia, dostarczając nie tylko zdrowej rozrywki, ale
i materiału do przemyśleń nad osobliwościami ludzkich charakterów. Akcja
ta wymaga jeszcze po tej stronie jednak sprytu, inteligencji i całkowitego
panowania nad sytuacją. Uszczęśliwieni ewentualnym spadkiem spadkobiercy
mogliby bowiem chcieć przyspieszyć jego otrzymanie, z kolei ci pozostający
w subiektywnym poczuciu krzywdy woleliby zatrzymać nas jak najdłużej, dając
nam szansę naprawienia błędu poprzez zmianę naszej ostatniej woli w kierunku
przez nich pożądanym. To właśnie przytrafiło się pewnemu bogatemu starcowi,
który zapisał majątek na szlachetne cele, bodajże ratowanie upadłych dziewcząt.
Rodzina zebrana wokół łoza konającego nie może pogodzić się z losem. Ściągnięto
znakomitego profesora:
- Panie profesorze tylko pan może
coś pomóc!
- A cóż ja mogę zrobić, skoro szpital
z całym wyposażeniem nie pomógł?
- Może postawić mu bańki?
- On nie jest przeziębiony tylko
umiera.
- Może jakiś zastrzyk?
- A jaki zastrzyk zatrzyma śmierć?
- To może lewatywę?
- Jak chcecie to ja mu lewatywę
mogę zrobić. Ale do toalety to on pobiegnie już na tamtym świecie - zirytował
się wreszcie profesor.
Aranżując własny pogrzeb również
się nie nudzimy. Przeglądamy katalogi, rozważając walory estetyczne trumien,
urn, nagrobków, aranżacji kwietnych, repertuar muzyczny, sporządzamy wstępną
listę gości, ba, możemy nawet sami naszkicować teksty przemówień i wyznaczyć
członków rodziny i przyjaciół odpowiedzialnych za ich wygłoszenie. No i
sporządzamy kosztorys uroczystości, oczywiście tak kalkulując koszty, aby
pogrążona w smutku i rozpaczy familia oraz przyjaciele poprawili sobie
humor wypasioną stypą, co i raz trzaskając sobie kielicha za zdrowie nieboszczyka.
Tak przygotowani nie musimy już
obawiać się nieuchronnego. Jeden gość straszliwie się bał, strach
przed śmiercią życie mu zatruwał. Pewnego wieczoru słyszy pukanie do drzwi,
otwiera, a tam stoi taka malutka śmierć, w białym spłachetku, z maleńką
kosą w rączce... Zbielał z przerażenia, dech mu zaparło, a śmierć mówi
uspokajająco: "Nie bój się, nie bój, ja po chomika..."
Danuta Owczarz-Kowal
Danuta Owczarz-Kowal - filolog
orientalny i prawnik. Kiedyś zawarła pewien kompromis ze światem i od tego
czasu oboje nieźle sobie radzą. Jest spoko, chociaż świat czasami potrzebuje
poprawek... (Montreal) |