Jeszcze parę przygód
z losem
Kiedy grudzień
nadchodzi tradycyjnie, jak co roku cofamy się pamięcią wstecz, przywołujemy
wspomnienia, sami siebie pytamy, jaki był dla nas miniony rok, co nam przyniósł,
a co odebrał?
Z niechęcią
konstatujemy, że znowu jesteśmy o rok starsi, co nam się wcale nie podoba
i co powoduje, że każdy kolejny rok oceniamy coraz gorzej. Tracimy siły,
zdrowie i urodę. Czesław Miłosz na przykład wyznał, że przestał patrzeć
w lustro, kiedy zobaczył w nim oblicze starego szympansa.
Opuszczają
nas bliscy i przyjaciele. Skoro już jesteśmy przy klasykach, to Sławomir
Mrożek stwierdził nostalgicznie: "Umierają mi ludzie, dopóki ja im nie
umrę"". Jesteśmy coraz bardziej samotni i przerażeni światem, który staje
się niestabilny, rozklekotany i nieprzyjazny.
Najlepiej byłoby
od razu zamówić sobie gustowny komplet wypoczynkowy: trumna plus dwa świeczniki,
ale coś w nas wierzga i protestuje, że nie, jeszcze za wcześnie, jeszcze
możemy zaliczyć jakieś fajne emocje, przeżycia, zachwyty. No i ma się przecież
jakieś obowiązki. Ja na przykład kieruję się wskazaniem Wisławy Szymborskiej:
"Umrzeć? Tego nie robi się kotu" No właśnie. Państwu też nie radze się
spieszyć. Proponuję na razie dobrze przyjrzeć się zstępnym: jeżeli niecierpliwie
przebierają nogami nie mogąc doczekać się naszego zejścia, należy jak najszybciej
zmienić testament i spokojnie żyć dalej.
A skoro już
jesteśmy przy tym mało festiwalowym acz interesującym temacie, to w mijającym
roku przeżyliśmy wiele bolesnych rozstań i pożegnań.
Zauważyli Państwo
zapewne, że gwiazdy, celebryci, ludzie kultury i mediów, o których dużo
wiemy, stają się nam jakby bliżsi, z czasem zaczynamy ich traktować jak
znajomych lub przyjaciół. Swojego czasu Jacunio (mąż autorki - przypisek
redakcji) szedł przez Anin, zobaczył znajomą twarz, ładnie się ukłonił
i dopiero później uświadomił sobie, że ten "znajomy" to Władysław Gomułka.
Są to tak zwane byty równoległe czyli osoba, która wywiera wpływ na życie
wielu ludzi, w tym nasze, nie wiedząc nic o naszym istnieniu, ale my ją
kochamy lub nienawidzimy.
Ja rzewnymi
łzami opłakałam Daniela Passenta, na którego tekstach wychowałam się od
pieluch. Koryfeusz felietonu, tłumacz, pisarz, satyryk i dyplomata, człowiek
i dziennikarz mądry, roztropny i błyskotliwy, ciśnie się na usta określenie
- "niezastąpiony".
A jednocześnie
ktoś, o kim wiedzieliśmy dużo, znaliśmy jego historię, perypetie, układy
rodzinne i życie prywatne, więc jednak jakby znajomy. I jak tu nie płakać?
Rozbawiło
mnie, że lamentujące nad Passentem media jedne za drugimi powielały informację,
że władał czterema językami, co chyba tylko w Polsce jest tak bardzo ważnym
przymiotem. Pół Montrealu zna cztery języki: no bo francuski i angielski
oczywiście, swój rodzimy język, a jeśli się wyszło za Latynosa lub Włocha,
to również język małżonka.
Mój kolega
ze studiów, prof. Janusz Danecki, arabista, wielce uzdolniony lingwistycznie
zasuwa trzynastoma językami, a do tego zna jeszcze cztery dialekty!
W 2022 roku
cały świat obchodził 70 rocznicę panowania Elżbiety II Mountbatten Windsor,
która była najdłużej panującą monarchinią w historii angielskiej korony.
Prywatne życie królowej i jej rodziny jak i całego dworu było brane pod
lupę i rozkładane na czynniki pierwsze, zarówno w prasie brytyjskiej, jak
i na całym świecie.
Wygląda na
to, że uroczystości jubileuszowe nadwyrężyły sędziwą monarchinię, która
zapragnęła spoczynku po tylu latach publicznej służby i w dniu 8 września
jak zwykle z godnością i elegancko odeszła z tego świata. Zastygliśmy w
zdumieniu, bo przecież królowa stanowiła stały punkt odniesienia, do głowy
nam nie przyszło, że nie będzie żyła wiecznie, stanowiąc niedościgniony
wzór władcy, będąc symbolem siły, odwagi i wytrzymałości. Na pogrzeb pojechał
z racji urzędu prezydent Duda z małżonką, a z racji prestiżu został zaproszony
Lech Wałęsa, który, jak wiadomo, kumplował się z królową Elżbietą.
Piękną anegdotę
opowiadał niedawno jeden z ochroniarzy królowej, który zazwyczaj towarzyszył
jej na spacerach. Otóż na drodze publicznej poza zamkiem spotkali dwóch
amerykańskich turystów.
- Hello, how
are you?
Jeden z nich
pyta:
- Tak sobie
spacerujecie w pobliżu posiadłości królowej, może ją kiedyś spotkaliście?
- Ja nie -
odpowiedziała błyskawicznie władczyni - ale on, wskazała ochroniarza, nawet
często.
Amerykanie
przepytali o królową, zrobili sobie nawzajem zdjęcia pożegnali się i poszli.
Elżbieta bardzo była ciekawa ich min, kiedy wrócą do domu, pokażą zdjęcia
z Anglii rodzinie i przyjaciołom i ktoś ją rozpozna...
Teraz korona
św. Edwarda, warta 40 mln funtów, 2 kg złota, wysadzana 444 klejnotami
trafi pewnie do księcia Karola, chociaż Brytyjczycy woleliby Williama.
Król William Wilhelm Artur Filip Ludwik Mountbatten Windsor, książę Cambridge
- tyz piknie, ale to już nie to samo...
Aby zapewnić
królowej dobre towarzystwo i czarujących interlokutorów do niej i Passenta
3 października dołączył Jerzy Urban, postać pod pewnym względami kontrowersyjna,
ale brylant dziennikarski pierwszej wody. Wyobrażacie sobie Państwo te
uczty intelektualne, popisy erudycji, wymiany poglądów, wyrafinowane wnioskowania,
wysublimowane dykteryjki i anegdoty?
Małgorzata
Daniszewska - żona Urbana oznajmiła w bezprecedensowy sposób, że "Łysy
walnął w kalendarz" w myśl obowiązującej w NIE, prowokacyjnej linii pisma
i to był koniec pewnej epoki w polskim dziennikarstwie. The New York Times
poinformował o jego śmierci: "W wieku 89 lat zmarł Jerzy Urban, zgryźliwy
komunista, który stał się bohaterem wolności słowa".
"Kto chce
niech zapłacze" wezwał zespół tygodnika NIE. Więc płaczę...
A teraz porzućmy
smutki i przejdźmy na jasną stronę mocy, bo powiało normalnością. Po trzech
latach procesu sąd w Łodzi uniewinnił byłego posła Stefana Niesiołowskiego
od zarzutu wspomagania biznesmenów w interesach, na których zarobili miliony,
za co oni opłacili mu 30 uciech z prostytutkami. Sąd uznał wszystkie zarzuty
prokuratury za bezpodstawne i słusznie. Po cholerę profesor miałby się
upaprać sex-aferą, skoro za bzyknięcie 30 panienek zapłaciłby powiedzmy
10 tys. złoty, czyli połowę swojego poselskiego wynagrodzenia?
Z kolei Sąd
Apelacyjny w Warszawie prawomocnym wyrokiem orzekł, że pisarz Jakub Żulczyk
mógł nazwać prezydenta Andrzeja Dudę słowem "debil". Przypomnijmy, że prezydent
zamierzał pogratulować Bidenowi wygranych wyborów po jego nominacji przez
Kolegium Elektorskie. Takiego organu oczywiście nie ma, a Biden wygrał
wybory większością głosów i to wszystko.
I żeby było
jeszcze milej, Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że skazanie piosenkarki
Dody czyli Doroty Rabczewskiej za stwierdzenie, że Pismo Święte "napisał
ktoś napruty winem i palący jakieś zioła" było naruszeniem praw człowieka.
Polska ma zapłacić wokalistce 10 tyś. euro zadośćuczynienia.
Więc jednak
może być normalnie i niech ten nowy, nadchodzący rok nam to udowodni. Oby
szybko, bo czasu coraz mniej.
Danuta Owczarz-Kowal
Danuta
Owczarz-Kowal - filolog orientalny, prawnik, felietonistaAnna Król - doktor
filozofii, specjalista etyki języka i walki z dyskryminacją.
|