.
NUMER 5 / PAŹDZIERNIK 2019

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: kontakt@panoramanews.org

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Wyrachowane szaleństwo (Odc. 5)
 
... Jerzy Adamuszek
Wyrachowane szaleństwo

Wydawnictwo ISKRY 1994 / Seria "Naokoło Świata"

Relacja z wyprawy samochodem osobowym wzdłuż obu Ameryk - od Alaski po Ziemię Ognistą, w trakcie której został ustanowiony rekord wpisany do Ksiegi Rekordów Guinnessa.

Do Fairbanks dojechałem tuż po południu 30 października. Zaraz poszedłem do redakcji "New Miners", aby udzielić wywiadu, bardzo dla mnie ważnego, bo jedynego, jaki się ukazał w gazecie alaskiej. Poinformowano mnie również, jak mam się skontaktować ze stacją radiową, ale przedtem pojechałem do Ministerstwa Transportu i Komunikacji stanu Alaska w celu uzyskania zezwolenia na przejazd nad Morze Beauforta do miejscowości Prudhoe Bay, skąd miałem rozpocząć swój samotny rajd.

Sam wiceminister powiedział mi jednak, że są problemy; że muszę wystąpić ze specjalną petycją umotywowaną na przykład badaniami naukowymi i że trochę to potrwa. A poza tym nikt nie może mi zagwarantować, iż uzyskam zgodę.

Był piątek, godzina 15.30, tuż przed zakończeniem pracy. Zamierzałem oficjalnie zaprotestować przeciwko niezrozumiałej sytuacji, kiedy podszedł do mnie starszy pan i zaprosił mnie na chwilę do swego gabinetu. Przedstawił się mówiąc, że urodził się w Łodzi. Widział przez okna samochód z napisem "Poland", słyszał także moją rozmowę z wiceministrem. Z serca chciałby mi doradzić, ale po chwili, aż się uspokoję i trochę rozluźnię. Dał mi do zrozumienia, że prawa należy przestrzegać, ale czasem można czegoś nie wiedzieć lub być nie doinformowanym.

Ruch na drodze wzdłuż rurociągu "Alaska", którą zamierzałem jechać, już zmalał. Mówiąc szczerze, i tak nie czekałbym w nieskończoność na decyzję ministra. Jechałbym dalej. Czyż miałbym przebyć 7500 kilometrów tylko po to, by wrócić bez próby przedostania się do Prudhoe Bay?

Rodak opowiedział mi w skrócie historię swojego życia. Rozmawialiśmy w budynku rządowym, toteż jako pracownik tej instytucji nie mógł mi oficjalnie powiedzieć: "Jedź pan bez zezwolenia". Ale obydwaj i tak wiedzieliśmy, o co chodzi.

Na większości map Alaski Dalton Highway jest oznaczona jako "droga zamknięta dla ruchu turystycznego". Przypadkowo miałem mapę, na której takiego napisu nie było. Pomyślałem sobie, że w razie zatrzymania tym właśnie będę się tłumaczył.

Wychodząc z budynku ministerstwa, zadzwoniłem do właściciela stacji radiowej. Telefon odebrała jego żona. Po chwili dogadaliśmy się, że oboje jesteśmy z Polski. Ona niedawno przyjechała na Alaskę. Umówiliśmy się na kolację u jej znajomych: młodego małżeństwa z Polski. On - emigrant od trzech lat, ona - dopiero co przyleciała do niego z dziećmi. Dziewczyna marzyła o Ameryce, jaką pokazują w serialach telewizyjnych typu "Dallas" czy "Dynastia": duże samochody, drinki, służba. Okazało się, że Fairbanks to spokojna mieścina, nic tu się nie dzieje, a na dodatek panuje straszliwe zimno. Dziewczyna popadła w depresję. Żałowała, że nie ma mostu przez Cieśninę Beringa. Rzeczywiście - tylko jeden kraj i już by była w Polsce!

Przenocowałem u nich. Nazajutrz, po porannym wywiadzie radiowym, ruszyłem na północ do Prudhoe Bay. Zatankowałem do pełna oraz w 25-litrowy kanister, gdyż przez następne prawie 780 kilometrów jest tylko jedna stacja i może być zamknięta. Dojechałem do rzeki Jukon. Z tablicy informacyjnej dowiedziałem się, że droga wzdłuż rurociągu "Alaska" otwarta jest tylko od 1 kwietnia do 1 września. Prawdopodobnie oznacza to, że Zarząd Dróg Alaski nie odpowiada za wypadki poza tym okresem, czyli nie udziela serwisu. Rozejrzałem się, popatrzyłem z mostu na potężny w tym miejscu Jukon, najdłuższą rzekę Alaski, i ruszyłem dalej na północ.

Przejeżdżając przez drugie od Fairbanks pasmo górskie, zatrzymałem na chwilę samochód. Było mroźno, niebo czyste, błękitne. Popatrzyłem w górę i dostrzegłem krótką białą linię: samolot, prawdopodobnie wojskowy, gdyz leciał bardzo wysoko i niedosłyszalnie. Byłem sam. Dookoła martwa cisza. Mogłem zobaczyć obszar o promieniu kilkunastu kilometrów. Niezapomniane wrażenie. Po dłuższej chwili, gdy juz nawdychałem się świeżego alaskiego powietrza, dostrzegłem w odległości kilkuset metrów białego niedźwiedzia. Szedł spokojnie, co parę metrów się zatrzymywał, pokręcił głową i zniknął. Pierwsze, co zrobiłem, to zawróciłem kilka kroków w stronę samochodu. Pomyślałem, ze na łonie natury reakcja na widok niedźwiedzia jest zupełnie inna niz w ogrodzie zoologicznym.

Żadnego ruchu na drodze, jedynie ja w samym środku Alaski, której obszar jest prawie pięć razy większy od obszaru Polski.

Tuz przed zachodem słońca zauważyłem pierwszy punkt kontrolny, a na kilometr przed nim ostrzeżenie: "Od tego punktu droga jest zamknięta dla ruchu publicznego". Kiedy podjechałem bliżej, zobaczyłem, że w budce ktoś siedzi, ale szlaban jest otwarty. Jakby nigdy nic przejechałem spokojnie, nie zatrzymując się. Zrobiłem tylko ukłon w stronę strażnika, który wychodził z budki, i na tym się skończyło. Prawdopodobnie był on zaskoczony widokiem samochodu osobowego. Może też uznał, że skoro jadę na koniec Alaski, to z pewnością mam zezwolenie lub też jestem osobą, która go mieć nie musi. Długo zastanawiałem się, co on wtedy myślał, ale ani mi w głowie postało, by zawrócić i spytać go o to.

Po przejechaniu przez pasmo Brooks Range zobaczyłem otwartą przestrzeń ciągnącą się kilkadziesiąt kilometrów. Do Morza Beauforta pozostało mi ponad 200 kilometrów drogi płaskiej. Gdy juz się ściemniło, dostrzegłem przed sobą następny punkt kontrolny. Zgasiłem światła i spokojnie pojechałem dalej. Prawdopodobnie strażnik spał. Tuz za tym punktem skierowałem się do bazy serwisowej rurociągu, aby poprosić o benzynę. Nie dostałem nic, prawdopodobnie - tak jak mówili - nie mieli.

Wieczorem zbliżałem się juz do pierwszej osady Dead Horse, a po 10 kilometrach - oczekiwanej Prudhoe Bay. Kiedyś były to miejscowości eskimoskie. Ale w 1968 roku na wybrzeżu Morza Beauforta została odkryta ropa naftowa. Zainicjowało to budowę rurociągu "Alaska" z Prudhoe Bay do nie zamarzającego portu Valdez nad Pacyfikiem. Na znacznej długości rurociąg jest podniesiony na specjalnej stalowej konstrukcji, ażeby nie stykał się z wieczną zmatzliną. W pewnym okresie na budowie zatrudnionych było dwadzieścia tysięcy pracowników.
Dziś Dead Horse i Prudhoe Bay to po prostu zespół niskich hal związanych z eksploatacją złóż ropy naftowej. W kilku miejscach stoją kompleksy baraków służących jako hotele robotnicze. Nie brak też parkingów z ciężkim sprzętem wiertniczym i serwisowym.

Kilkakrotnie objechałem Prudhoe Bay w poszukiwaniu stacji benzynowej. Owszem, były, ale tylko dla zatrudnionych przy wydobyciu ropy. Prawie każdy z pracowników lub kilkuosobowa ich grupa ma do dyspozycji małą ciężarówkę, pick-upa albo jeepa. Paliwo tankują za darmo na podstawie kart plastikowych z zakodowanym numerem. Oczywiście nikt nie bierze więcej, niż potrzebuje. O nielegalnym handlu nie ma mowy, bo i komu miano by sprzedawać. Toteż podjeżdżając pod dystrybutor i nie widząc w pobliżu nikogo, próbowałem różnych kombinacji cyfr na klawiaturze. Niestety, nie udało mi się zdobyć ani kropli. A w gruncie rzeczy nie miałem juz benzyny.
Zaczęło się teraz poszukiwanie noclegu. Podjechałem pod hotel robotniczy. Wszedłem do środka. Zastałem tylko kucharza, który już kończył pracę. Bez zbędnych powitań dał mi duży stek i spytał, ile chcę ziemniaków. Sałata była w specjalnym kontenerze. Podziękowałem.
W trakcie jedzenia przypomniało mi się, jak w 1981 roku pracowałem na prerii Alberty i Saskatchewan. Też mieszkaliśmy w podobnych barakach i tak samo się żywiliśmy. Jedzenia było pod dostatkiem, ile kto chciał. To, co zostawało po posiłkach, kucharz wystawiał dla tych, którzy się spóźnili lub mieli większe zapotrzebowanie. Tak tez było i tutaj.

Po zjedzeniu nawiązałem z kucharzem rozmowę. Powiedział krótko: teraz nie znajdę nikogo w dyrekcji, ponieważ wszyscy są na party z okazji halloween. Ale jak chcę przenocować, to mogę pójść do świetlicy, tam jest dużo miejsca.

Halloween to wigilia Wszystkich Świętych - dzień przebierańców. Dominują stroje upiorów i duchów. Jest to święto dla wszystkich. Święto Duchów. Przebierają się głównie dzieci. Młodsze chodzą z rodzicami od domu do domu zbierając słodycze. Jeśli gospodarze są gotowi na przyjęcie gości, stawiają na zewnątrz skorupę dyni z zapaloną świeczką w środku. W skorupie wycina się otwory imitujące oczy, nos i usta. Cała kompozycja przypomina zjawę. Większe dzieci chodzą same. Dorośli natomiast organizują bale przebierańców. Jest zatem okazja do spotkań i popisów, kto zrobi najwymyślniejszy strój. Znam takie osoby w Montrealu, które już na kilka miesięcy przed halloween kombinują stroje właśnie na ten dzień.

Chodząc po hotelowym baraku nawiązałem kontakt z wieloma pracownikami. Imprezy z okazji halloween odbywały się w kilku pokojach. W tej części Alaski jest całkowita prohibicja, nie widziałem więc ani jednej butelki na stole. Ale rozmawiając z ludźmi stwierdziłem, że coca-cola, którą piją, ma chyba w sobie procenty.

Na salę telewizyjną przyniosłem śpiwór i poduszkę. Usadowiłem się przy grzejniku na podłodze. Przed snem popatrzyłem trochę na telewizję. 0 dziwo, były dwa kanały z programem ze Związku Sowieckiego. Prawdopodobnie ich nadajniki są bardzo mocne i mają daleki zasięg.
Nazajutrz nawiązałem kontakt z dwiema dziewczynami z biura linii lotniczych przewożących pracowników w głąb kontynentu. Jedna z nich obiecała mi, że na jej kartę będę mógł zatankować benzynę. Było to dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem, ponieważ wcześniej znaleźli się już tacy, którzy oferowali mi paliwo po 80 centów za litr.

Mieszkańcy tutejszych hoteli żyją w naprawdę komfortowych warunkach: sauna, mała sala gimnastyczna z pełnym wyposażeniem, stoły pingpongowe, bilardowe i co najważniejsze - łączność telefoniczna z całym światem. W centrum osady są dwa sklepy ogólne i poczta.
Wczesnym popołudniem zatrzymał mnie dyrektor hotelu. Miał pretensję, że przenocowałem nie spytawszy o pozwolenie. Na nic się zdały tłumaczenia, że nie mogłem znaleźć nikogo z kierownictwa. Chciałem zostać jeszcze jedną noc, ale on kazał mi wybierać: albo płacę 200 dolarów za dwie noce, albo już wychodzę. Odparłem, że odpowiem mu wieczorem, chociaż dobrze wiedziałem, że nie skorzystam z jego usług. Ogarnęło mnie współczucie dla tych Amerykanów. Gdyby któryś z nich znalazł się w Krakowie w sytuacji bez wyjścia, to prawdopodobnie oddałbym mu własne łóżko, a sam spałbym u kolegi lub na dywanie. "Durna polska mentalność" - pomyślałem. Poza tym hotel był bezpłatny. Pracownicy mieszkali w nim za darmo, gdyż za wszystko płaciły firmy olejowe. Może ten dyrektorek widząc przed hotelem dużego cadillaca pomyślał, że mam kupę pieniędzy, skoro porywam się na taki wyczyn. Żaden z poznanych tam młodych Amerykanów niczego mi nie zaproponował. Toteż spakowałem się i opuściłem hotel. Na zewnątrz było już -20° Celsjusza. Pokręciłem się trochę po pustej Prudhoe Bay myśląc, że może uda mi się gdzie indziej załatwić miejsce do spania. Nie mogłem przecież wydać 200 dolarów na nocleg w świetlicy.

Ze sklepu zatelefonowałem do Montrealu. Porozmawiałem z żoną. Zapytałem o Danię. Usłyszałem drżący głos Wiesi. Niby separacja, ale ciągle łączy nas jakaś wewnętrzna więź.

Kiedyś pewien starszy mężczyzna powiedział mi: "Przez całe życie się męczę. A z żoną jak ze starym samochodem. Wciąż człowiek narzeka, ale go pielęgnuje. A przez to przywiązuje się do niego".
 

C.D.N.


Jerzy Adamuszek - po ukończeniu geografii na UJ-cie w Krakowie w 1980 przybył do Montrealu. Autor książek podróżniczych: "Wyrachowane Szaleństwo", "Kuba to nie tylko Varadero" (po angielsku "Cuba is not only Varadero") i "Słonie na olejno". Niektóre jego osiągnięcia zarejestrowała Księga Rekordów Guinnessa. Organizator "Spotkań Podróżniczych" oraz "Są Wśród Nas" w Konsulacie Generalnym RP w Montrealu (www.sawsrodnas.ca).


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: kontakt@panoramanews.org
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ