Wyrachowane szaleństwo
(Odc. 6)
|
... |
Jerzy
Adamuszek
Wyrachowane
szaleństwo
Wydawnictwo
ISKRY 1994 / Seria "Naokoło Świata"
Relacja z wyprawy
samochodem osobowym wzdłuż obu Ameryk - od Alaski po Ziemię Ognistą, w
trakcie której został ustanowiony rekord wpisany do Ksiegi Rekordów Guinnessa. |
Zaparkowałem
cadillaca na jakimś placu, pomiędzy dwiema ciężarówkami na chodzie, i tam
planowałem spędzić drugą noc na Alasce.
Tu wszystkie
pojazdy mają specjalne grzałki wmontowane w miskę olejową. Na parkingach
przy każdym stanowisku są gniazdka, do których można podłączyć taką grzałkę
z przymocowanym na stałe kablem. Niestety, nie pomyślałem o jej zainstalowaniu.
Wszystkie duże ciężarówki z silnikami Diesla muszą być stale na chodzie
przez sześć miesięcy. Tutejsi fachowcy mówią, że jeżeli silnik w takim
pojeździe się zepsuje lub ktoś go wyłączy na kilka godzin, to trzeba czekać
aż do wiosny, holować maszynę do wnętrza hali albo po prostu rozpalić ognisko
pod silnikiem, żeby go rozgrzać.
Dzisiejsza
noc miała być bardzo mroźna. Zaczynała się bowiem ostra zima z silnymi
wiatrami znad Morza Arktycznego. Powiedziała mi to rodowita Eskimoska,
która pracowała w hotelu jako sprzątaczka. Wypytywałem ją o warunki życia
Eskimosów w północnej części Alaski. Odrzekła, że skończyły się już czasy
mieszkania w igloo. Mozę są jeszcze takie miejsca, ale tu przy białym człowieku
jest inaczej. Rdzenni mieszkańcy kontynentu - Indianie i Eskimosi - zarówno
w Kanadzie, jak i w Stanach Zjednoczonych są traktowani inaczej, a szczególnie
ulgowo pod względem finansowym. Żyją w specjalnie wyznaczonych rezerwatach,
które są własnością szczepów. Nie płacą podatków, a duży procent korzysta
z zasiłków państwowych. Nie garną się do szkół wyższych ani do pracy. Sprzyja
to szerzeniu się alkoholizmu, rozkładowi rodzin i innym plagom społecznym.
Moja rozmówczyni
była młodą dziewczyną w dżinsach i z marlboro w ustach. Chwaliła sobie
pracę. A zresztą, mówiła z uśmiechem, tu sami mężczyźni, to zawsze jakiś
dodatkowy dolar wpadnie. To prawda, pomyślałem, skoro pracownicy są nieraz
kilka miesięcy poza domem, przydałoby się więcej takich sprzątaczek w Prudhoe
Bay.
Na tę noc założyłem
na siebie wszystko, co tylko mogłem. Wszedłem do śpiwora i dodatkowo przykryłem
się jeszcze jakimiś szmatami. Leżąc na boku próbowałem zasnąć. Nie mogłem
ogrzać samochodu, ponieważ nie miałem dość benzyny. Słyszałem głuchy warkot
dwóch silników dieslowskich sąsiednich ciężarówek oraz świst wiatru. Chciałem
spać jak najdłużej, gdyż nazajutrz miał być początek mojej życiowej szansy.
Potrzebowałem dwóch dni odpoczynku po przejechaniu 8500 kilometrów z Montrealu
na Alaskę. Nie zdawałem sobie sprawy, że będę musiał spać w samochodzie
przy takim mrozie. Nocą na pewno było poniżej -30.
Obudziłem się
o 8.30. Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to pęknięta butelka z sokiem pomarańczowym,
która stała tuz obok śpiwora. Byłem w tej samej pozycji co dziesięć godzin
temu. Wygrzebałem się z barłogu, wcisnąłem za kierownicę - i wielka niewiadoma,
czy samochód zastartuje. Udało się za drugim razem!
O 9.30 spotkałem
się z dziewczyną z biura linii lotniczej. Podjechaliśmy cicho pod pompę
benzynową i za darmo dostałem prawie 125 litrów. No, nie tak za darmo,
gdyż dałem jej dużego buziaka i obiecałem widokówki z Ziemi Ognistej. Potem
pojechałem na pocztę, aby wysłać telegram do Londynu do biura Guinnessa
o podjęciu próby bicia rekordu. O 10.00 przybyłem do security check point,
czyli punktu kontrolnego, prawie nad samym Morzem Beauforta. Dalej mają
wstęp tylko pracownicy ze specjalną przepustką. Samochód raz jeszcze wzbudził
sensację: dziesiątki jeepów i małych ciężarówek zatrzymywały się, aby go
zobaczyć.
Przybyła także
tajna policja. Miałem wprawdzie paszport kanadyjski, ale urodziłem się
w bloku wschodnim. Tak naprawdę - po co tu przyjechałem? Szukali mnie już
od wczoraj po całym hotelu i nie wierzyli, że spałem w samochodzie. Przeprosiłem
ich za to, że sprawiłem tyle kłopotu, ale oni i tak mieli dość informacji
o mnie. Wszystko się zgadzało: kolor oczu, wzrost, data przyjazdu do Kanady
i nazwa linii lotniczej, którą przybyłem. Trochę im nie pasowało, dlaczego
z Polski na pobyt stały do Kanady leciałem przez Moskwę.
A prawda była
taka: paszport do Kanady dostałem 14 grudnia 1980 roku. Bardzo chciałem
być na Boże Narodzenie w Montrealu. Wcześniej pragnąłem się zobaczyć z
bratem Longinem, który od kwietnia 1979 roku przebywał w Berlinie Zachodnim,
gdzie zdecydował się osiedlić. Najlepszy i najtańszy sposób, żeby go odwiedzić
- to kupić bilet relacji: Warszawa-Berlin-Moskwa-Montreal. I tak też zrobiłem.
Lot Moskwa-Montreal linią Aerofłot pozostanie mi w pamięci na zawsze. Był
to okres po inwazji ZSRR na Afganistan i zerwaniu stosunków ze Stanami
Zjednoczonymi. Na pokładzie Iła-62 było nas tylko pięć osób: starsze małżeństwo,
student z Ameryki Środkowej, szpieg w skórzanym płaszczu i kapeluszu oraz
ja. Każdy miał do dyspozycji stewardesę. Po wylądowaniu w Montrealu okazało
się, że Aerofłot został zbojkotowany i obsługa lotniska nie chce przetransportować
naszych walizek. Czekaliśmy godzinę, aż wreszcie kapitan i stewardesy przynieśli
osobiście bagaże z samolotu.
Tłumaczenie
tego wszystkiego policjantom zajęło mi w sumie sporo czasu, zanim wreszcie
zaczęli udawać, że wszystko rozumieją.
Oczywiście
największym problemem okazał się brak zezwolenia na przyjazd do Prudhoe
Bay. Miałem już przygotowaną mapę, na której nie było żadnej informacji,
że droga jest zamknięta dla ruchu publicznego. Otrzymałem oficjalny rozkaz
opuszczenia Prudhoe Bay. Uprosiłem tylko, bym mógł poczekać do 12.00.
W punkcie kontrolnym,
skąd rozpoczynałem rajd, strażnik powiedział mi, że jestem pierwszym człowiekiem,
który dotarł do Prudhoe Bay samochodem osobowym. A trzeba dodać, że facet
pracował tu od początku istnienia punktu. Zjawił się też pewien młody człowiek,
dumny z tego, że jego dziadek urodził się w Polsce. Znał kilka słów po
polsku: "idź spać", "pierogi", "babcia" i parę niecenzuralnych. W punkcie
kontrolnym dostałem trochę prowiantu na drogę. W ramach rewanżu wyciągnąłem
spirytus, aby uczcić odjazd. Wypełniłem pierwszą pozycję w dokumentach
mających poświadczyć autentyczność mojego wyczynu. Została przybita pieczęć,
kilku świadków złożyło podpisy. Te czynności będą się powtarzać na każdej
granicy i w większych miastach, w urzędach państwowych lub instytucjach.
Zrobiwszy kilka zdjęć, o 12.00 czasu lokalnego - odjechałem.
Przede mną
ponad 23 000 kilometrów ciężkiej walki z sobą i warunkami zewnętrznymi.
Wielka niewiadoma.
C.D.N.
Jerzy Adamuszek - po ukończeniu
geografii na UJ-cie w Krakowie w 1980 przybył do Montrealu. Autor książek
podróżniczych: "Wyrachowane Szaleństwo", "Kuba to nie tylko Varadero" (po
angielsku "Cuba is not only Varadero") i "Słonie na olejno". Niektóre jego
osiągnięcia zarejestrowała Księga Rekordów Guinnessa. Organizator "Spotkań
Podróżniczych" oraz "Są Wśród Nas" w Konsulacie Generalnym RP w Montrealu
(www.sawsrodnas.ca). |