Wyrachowane szaleństwo
(Odc. 4)
|
... |
Jerzy
Adamuszek
Wyrachowane
szaleństwo
Wydawnictwo
ISKRY 1994 / Seria "Naokoło Świata"
Relacja z wyprawy
samochodem osobowym wzdłuż obu Ameryk - od Alaski po Ziemię Ognistą, w
trakcie której został ustanowiony rekord wpisany do Ksiegi Rekordów Guinnessa. |
KIERUNEK: PRUDHOE
BAY
Ażeby rozpocząć
swój rekordowy rajd, musiałem dojechać do miejscowości Prudhoe Bay nad
Morzem Beauforta - najbardziej na północ wysuniętego punktu Ameryki Północnej,
który można osiągnąć samochodem.
Wyjazd z Montrealu:
21 X 1986 r. - trzy dni postoju w Calgary - przyjazd do Prudhoe Bay: 31
X
Dystans: 8500
km
Trasa:
Montreal-Ottawa-Sault-Saint-Marie
- droga nr 1 7 przez USA wzdłuż granicy z Kanadą do Shelby (Montana) -
droga nr 2 Shelby-Calgary - autostrada nr 5, drogi nr 4 i 2 do Kitwangi
- droga nr 16
do Watson
Lake - Stewart Cassiar Highway (droga nr 37)
do Fairbanks
- Alaska Highway
do Prudhoe
Bay - James Dalton Highway
Z Montrealu
wyjechałem wieczorem 21 października. Po dwóch godzinach dotarłem do Ottawy.
Zatrzymałem się u znajomych, Sokołowskich. Gdy poinformowałem ich o swoich
planach, nie bardzo wiedzieli, co na to odrzec. Przenocowałem u nich, ponieważ
nazajutrz miałem się udać do konsulatu Salwadoru.
Oczekiwanie
na wizę urozmaiciłem sobie spacerem. Przechodząc obok budynku, w którym
mieści się biuro zatrudniające w instytucjach rządowych, przypomniałem
sobie niemiłe wydarzenie sprzed dwóch lat. Otóż w lipcu 1984 roku zostałem
tu wezwany, ponieważ złożyłem podanie o pracę w swoim wyuczonym zawodzie
geografa. Rozmawiał ze mną starszy wiekiem urzędnik. Gdy mu powiedziałem,
że jestem Polakiem, odrzekł, że w czasie drugiej wojny światowej walczył
w plutonie, w którym było dwóch Polaków. Pełen dobrej woli zadzwonił tu
i tam, po czym zakomunikował mi, ze od poniedziałku mam pracę. Wyszedłem
uradowany, lecz szczęście moje nie trwało długo. Zanim zdążyłem się oddalić,
sympatyczny dotąd urzędnik wybiegł za mną i spytał, czy mam obywatelstwo
kanadyjskie. Niestety, miałem je otrzymać dopiero za dwa dni. No i otrzymałem,
ale pomimo że przedstawiłem je wraz z innymi potrzebnymi dokumentami w
umówiony poniedziałek, urzędnik zmienił zdanie. Stało się to dla mnie jasne,
gdy na koniec zamiast kontraktu dostałem od sekretarki obietnicę: "Zadzwonimy
do pana".
Po otrzymaniu
wizy salwadorskiej zrobiłem sobie zdjęcie pod budynkiem parlamentu i pojechałem
na zachód. Już 30 kilometrów za Ottawą miałem pierwszą przygodę. Przy prędkości
około 110 kilometrów na godzinę rozleciały się dosłownie w strzępy obydwie
tylne opony. Całe szczęście, że stało się to tuż przy samochodowym warsztacie
naprawczym.
Jechałem Transcanada
Highway przez North Bay, Sudbury i Sault-Sainte-Marie. Tam przekroczyłem
granicę Stanów. Wybrałem drogę równoległą do granicy kanadyjskiej. Zdecydowałem
się na jazdę przez Stany, ponieważ nie znałem tej trasy. Przez Kanadę jechałem
już dwukrotnie, w 1982 roku. Pierwszy raz wiosną, do Calgary, gdyż mieliśmy
z żoną zamiar tam się przeprowadzić; drugi raz jesienią, z powrotem.
Droga na Alaskę
miała służyć adaptacji mojego organizmu do monotonnej jazdy samochodem.
Pierwsze dni były najgorsze. Dawało się odczuć zmęczenie. Na drugi dzień
rano zostałem zatrzymany za przekroczenie dozwolonej prędkości. Nie pomogły
prośby i tłumaczenia. W Stanach Zjednoczonych limit wynosi 55 mil na godzinę.
Jest trochę niezrozumiałe, dlaczego prawo to przetrwało jeszcze od czasu
wielkiego kryzysu naftowego w latach siedemdziesiątych. Wtedy to wprowadzono
ograniczenia, ażeby zaoszczędzić na paliwie. Fakt, iż przy tej prędkości
samochód spala mniej benzyny. Ale proszę sobie wyobrazić wielkie krążowniki
szos wlokące się 92 kilometry na godzinę. Aż kusi człowieka, żeby nacisnąć
pedał gazu.
Jechałem wzdłuż
granicy z Kanadą przez stany Michigan, Wisconsin, Minnesota, Dakota Północna,
Montana. Pogoda była słoneczna, a ruch na drogach mały, gdyz ta część Stanów
jest bardzo słabo zaludniona. Do Calgary zajechałem 25 października po
południu. Tu postanowiłem nawiązać kontakt z prasą i radiem, gdyż przez
Calgary będzie prowadziła trasa mojego rajdu. Zatrzymałem się u Emila Koguta,
brata mojej żony. Odwiedziłem znajomych i co najważniejsze, kupiłem cztery
nowe opony do małej ciężarówki. Miały one bieżnik terenowy. Nie kosztowały
dużo, firmy nawet nie pamiętam. Oprócz tego kupiłem dwie dodatkowe opony
firmowe Motomasters. W sumie miałem sześć zapasowych opon, w tym dwie razem
z felgami. Z Calgary jechałem już do końca rajdu na oponach terenowych,
które miały większy obwód. Cadillac ma fabryczne opony nr 205, a te, których
ja używałem, miały nr 235. Różnica w obwodzie powodowała, że licznik pokazywał
prędkość o 6,3 procent niższą, a co za tym idzie - mniejszą liczbę przejechanych
kilometrów. Dodatkowo z przodu samochodu przymocowałem osłonę plastikową,
która wystawała 12 centymetrów ponad maskę. Celem jej była ochrona przed
kamykami i owadami.
Na Alaskę
z Kanady jest tylko jedna droga - Alaska Highway. Ale z Calgary do Watson
Lake są dwie możliwości dojazdu. Postanowiłem skorzystać teraz z drogi
dłuższej, a krótszą trasę
o lepszej
jakości zostawiłem na czas próby bicia rekordu.
Z Calgary wyruszyłem
we wtorek 29 października. Najpierw jechałem do Jasper przez Banff i Lake
Louise. Z Jasper wybrałem drogę Yellowhead aż do Kitwangi, gdzie jest rozjazd.
Droga główna prowadzi do Prince Rupert nad Pacyfikiem, a droga nr 37, którą
nazywają Stewart Cassiar Highway, wiedzie przez góry na północ do Alaska
Highway. Gdy dojechałem do miejscowości Mezadin Junction, było już około
północy. Zatrzymałem samochód na poboczu tak, by nazajutrz ruszyć lekko
z górki. Ten zwyczaj został mi jeszcze z Polski, kiedy to zimą, mając słaby
akumulator, startowałem na popych. Samochodów z automatyczną skrzynią biegów
nie można tak uruchomić, ale przyzwyczajenie pozostało.
Spodziewałem
się, że temperatura spadnie grubo poniżej zera, gdyż mój termometr, umieszczony
na zewnątrz samochodu koło lusterka, już wieczorem wskazywał -5 Celsjusza.
Właściwie to miał on podziałkę Fahrenheita, toteż cały czas musiałem dokonywać
przeliczeń. Nie rozbierając się wszedłem do śpiwora i położyłem się spać.
Nastawiłem budzik na 6.30 rano. Gdy się obudziłem, nic nie widziałem przez
szyby. W nocy spadło około 30 centymetrów śniegu, ale jakoś udało mi się
wysiąść. Łopatą lekko odkopałem samochód. Pomogło, że było z górki. Cadillac,
który wraz z ekwipunkiem ważył ponad 2 tony, jakoś wyjechał na drogę. W
nocy musiał przejeżdżać pług, gdyż śniegu na szosie było mniej niż na poboczu.
Zredukowałem na drugi bieg i z trudem się posuwałem.
Samochód z
automatyczną skrzynią biegów ma tylko dwa pedały: gaz i hamulec, i należy
nimi operować wyłącznie prawą nogą. Sprzęgła brak. Mój Cadillac miał przycisk
w podłodze na lewą nogę do przełączania świateł z długich na krótkie. Dźwignia
zmiany biegów była przy kierownicy. Na oznakowaniu tej dźwigni znajdowało
się sześć pozycji; od lewej: parking (przy starcie silnika oraz gdy samochód
jest zaparkowany), pozycja neutralna, bieg wsteczny oraz trzy biegi do
przodu - drive (jazda równomierna), drugi bieg stosowany na ostrych wzniesieniach
lub przy dużym obciążeniu samochodu, a także pierwszy bieg, z którego korzystamy
tylko w ekstremalnych sytuacjach. Przy zmianie pozycji nie można oczywiście
przyciskać pedału gazu. Od kilku lat samochody z automatyczną skrzynią
mają cztery biegi do przodu, w tym overdrive - bieg ekonomiczny.
Po kilkunastu
minutach zdecydowałem się zjechać na pobocze i czekać, aż jakaś większa
ciężarówka utoruje mi szlak. Wypiłem herbatę, wyciągnąłem miednicę z bagażnika,
nalałem wody i zacząłem myć twarz i ręce. Zatrzymał się duży jeep, a jego
pasażerowie widząc, jak myję się pod gołym niebem, zaczęli robić zdjęcia.
Po kilkunastu minutach przejechał duży truck i ruszyłem za nim.
Do Alaska Highway
było ponad 400 kilometrów jazdy przez las. Po przebyciu około setki wjechałem
w strefę po pożarze. Ten sam krajobraz przez ponad 100 kilometrów. Z białej
śnieżnej szaty wystawały kikuty pni. W powietrzu unosił się jeszcze swąd
spalenizny. Czasem w górze pojawiały się wrony. Widok ten pozostał mi długo
w pamięci. Już nigdy potem czegoś podobnego nie widziałem. Stewart Cassiar
Highway tylko w 40 procentach ma nawierzchnię asfaltową, pozostała część
to droga bita.
Około południa
dojechałem do Alaska Highway, która prowadzi aż do Fairbanks na Alasce.
Byłem juz na terytorium prowincji Jukon. Wieczorem przybyłem do Whitehorse.
Jest tam stacja CBC, jedynej państwowej sieci w Kanadzie. Udzieliłem krótkiego
wywiadu o moim rajdzie. Umówiłem się, że w drodze powrotnej spotkamy się
w studiu jeszcze raz.
Do granicy
Jukonu z Alaską pozostało ponad 400 kilometrów. W Kanadzie i w Stanach
obowiązuje tylko kontrola wjazdowa. Amerykańskie przejście graniczne znajduje
się 20 kilometrów przed granicą fizyczną. Po odprawie celnej pozostaje
jeszcze dwadzieścia minut jazdy w Kanadzie. Celnik amerykański był rodowitym
Francuzem. Spędziłem z nim prawie godzinę. Poczęstował mnie kawą, ciastkiem
i narzekał, że o tej porze roku jest tutaj bardzo nudno. Rozmawialiśmy
po francusku, poprosił mnie o widokówkę z Ziemi Ognistej. W czasie mojego
postoju rzeczywiście nie przejechał ani jeden pojazd.
Przybyłem do
największego ze stanów amerykańskich. Alaska zajmuje 20 procent powierzchni
kraju. Przez jej terytorium przebiega pięć grzbietów górskich, a w jednym
z nich wznosi się najwyższy szczyt Ameryki Północnej, McKinley (6194 metrów
n.p.m.). Południowe wybrzeże jest zasobne w bogactwa mineralne, a w dolinach
rzek Matanuska, Copper i na półwyspie Kenai rozwinęło się rolnictwo. Ogrzewane
przez prąd japoński wody zatoki Alaska dostarczają łososi, halibutów, krabów
i śledzi.
Anchorage jest
głównym portem całej Alaski. Środkowa jej część to dolina rzeki Jukon,
bogata w dzikie lasy pełne zwierząt. Alaskę arktyczną, pokrytą tundrą,
zasiedlają Eskimosi. Przedłużeniem półwyspu Alaska jest archipelag Aleuty,
zamieszkany głównie przez ludność tubylczą.
Alaskę odkryli
Rosjanie Vitus Bering i Aleksiej Czirikow w 1 741 roku. Stanowiła w tym
czasie źródło skór i futer. W 1867 roku została sprzedana Amerykanom za
7200 dolarów. Nikt wtedy nie wiedział o znajdujących się tam zasobach mineralnych.
Gorączka złota nastąpiła dopiero na przetomie'XIX i XX wieku.
Nocowałem tuz
za granicą. Noc była równie chłodna jak poprzednia. Kiedy wstałem rano,
przede wszystkim zatankowałem benzynę. Na Alasce jest ona o połowę tańsza
niz w Jukonie. Tankując do pełna w Kanadzie, musiałbym płacić 50 dolarów
(miałem 100-litrowy zbiornik na paliwo), a w Stanach tylko połowę tej sumy.
Przed południem
zbliżyłem się do Fairbanks. Mogłem juz złapać jakąś muzykę i wiadomości.
Moje radio miało tylko dwa zakresy: AM i FM, czyli średnie i długie fale.
Niestety, pomimo długiej anteny, w jaką wyposażony jest cadillac, wsuwanej
i wysuwanej za pomocą elektryczności, nie można dużo usłyszeć. Odległości
pomiędzy miastami są olbrzymie, a zasięg nadajników ograniczony. Ratowały
mnie kasety magnetofonowe, które zabrałem ze sobą. Lecz to całkiem odrębna
historia. Nie myślałem o tym problemie wcale. Na kilka dni przed odjazdem
z Montrealu okazało się, że magnetofon w samochodzie jest na duże kasety,
od dawna już nie używane, toteż trudno je kupić. Dostałem od znajomych
sześć takich kaset z lamusa, z czego trzy były niedobre. Pozostali mi tylko
Tom Jones, Demis Roussos i grecka muzyka ludowa. Dopiero kilka dni w samochodzie,
a jestem już prawie ekspertem od muzyki greckiej. Po paru tygodniach będę
pewnie podpowiadał Jonesowi, co ma śpiewać. Zabrałem ze sobą mały magnetofon
na baterie, ale ten przeznaczony był do rejestrowania opisu moich przygód.
C.D.N.
Jerzy Adamuszek - po ukończeniu
geografii na UJ-cie w Krakowie w 1980 przybył do Montrealu. Autor książek
podróżniczych: "Wyrachowane Szaleństwo", "Kuba to nie tylko Varadero" (po
angielsku "Cuba is not only Varadero") i "Słonie na olejno". Niektóre jego
osiągnięcia zarejestrowała Księga Rekordów Guinnessa. Organizator "Spotkań
Podróżniczych" oraz "Są Wśród Nas" w Konsulacie Generalnym RP w Montrealu
(www.sawsrodnas.ca). |