Wyrachowane szaleństwo
(Odc. 10)
|
... |
Jerzy
Adamuszek
Wyrachowane
szaleństwo
Wydawnictwo
ISKRY 1994 / Seria "Naokoło Świata"
Relacja z wyprawy
samochodem osobowym wzdłuż obu Ameryk - od Alaski po Ziemię Ognistą, w
trakcie której został ustanowiony rekord wpisany do Ksiegi Rekordów Guinnessa. |
..
..
W INNY ŚWIAT
Przyjazd do
Meksyku: 7 XI, 18.00 - przyjazd na granicę Gwatemala/Salwador (La Hochadura):
9 XI, 22.00
Dystans: 2857
km (w tym przez Meksyk - 2507 km, przez Gwatemalę - 350 km)
Trasa:
Nuevo Laredo-Monterrey
- droga nr 85
do Saltillo
- autostrada nr 40
do Queretaro
- droga nr 57
do Mexico
City - autostrada nr 57 D
do Oaxaca
- autostrada nr 95 D, drogi nr 11 5 D, 1 60 i 190 do Tehuantepec - droga
nr 190 do Gwatemali - droga nr 200 przez Gwatemalę - droga CA-2
Do Meksyku
wjechałem 7 listopada o 18.00. Po przebyciu mostu na Rio Grande znalazłem
się w Nuevo Laredo.
Pierwszy raz
w życiu miałem okazję zobaczyć Amerykę Łacińską na własne oczy. A Meksyk
zalicza się do niej ze względu na język i kulturę. Gdy rok wcześniej układałem
plan rajdu, przemierzałem w myślach wszystkie te kraje po kolei. Na podstawie
książek, filmów oraz reportaży telewizyjnych starałem się wczuć w tutejszą
rzeczywistość. Nie obawiałem się różnicy poziomów gospodarczych, dzielącej
tę część świata od krajów wysoko rozwiniętych. Sam przecież pochodzę z
Polski, gdzie bogactwo i przepych spotyka się raczej rzadko. Widok ubóstwa
też nie był mi obcy. Stykałem się z nim już kilkakrotnie. Ale była to bieda
w całkiem innym wydaniu. W 1976 roku odwiedziłem południowe republiki Związku
Sowieckiego. Życie w nich też toczy się na ulicach. Jednak tam nikt wtedy
nie odważyłby się wyciągnąć ręki po jałmużnę.
Szok nie trwał
długo, może tylko kilka dni, do momentu oswojenia się z otaczającą rzeczywistością.
Gdy jechałem ulicami Laredo, dzieciarnia rzuciła się na mój samochód z
wyciągniętymi rękami, a ci, którzy myją szyby, też starali się zarobić
kilka centów. Takie sytuacje są zaprogramowane na pokaz. Dzieci chcą wzbudzić
litość w tych, którzy po raz pierwszy przekraczają granicę, i wyłudzić
od nich pieniądze. Nawet jeden dolar to dla meksykańskiego malucha dużo
pieniędzy. Spokojnie, nie zatrzymując się, przejechałem przez Laredo i
udałem się na południe w kierunku Monterrey.
Nie posunąłem
się daleko, bo tylko 20 kilometrów. Zatrzymała mnie pierwsza kontrola drogowa
i zawróciła do Laredo na przejście graniczne w celu odprawy celnej. Zdziwiony
byłem bardzo i tłumaczyłem, że nikt mi o tym nie mówił. Faktycznie, tuz
za mostem na rzece Rio Grande stał żołnierz, ale patrzył w całkiem inną
stronę. Wróciłem więc do Laredo, odnalazłem punkt celny i zająłem kolejkę.
Zauważyłem, ze zarówno żołnierze, jak i pracownicy urzędu celnego lubią
przyjmować drobne podarunki typu czekolada lub papierosy. Wtedy dokonują
odprawy szybciej i z uśmiechem na twarzy. Uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie
będę musiał obdarowywać celników na każdym punkcie kontrolnym aż do samej
Ziemi Ognistej. Na granicy sprawdziłem, ile zapamiętałem z rozmówek angielsko-hiszpańskich,
które studiowałem podczas jazdy. Dział rozmów na granicy miałem w miarę
opanowany. Hiszpański jako język z rodziny romańskich podobny jest do francuskiego,
który nieźle znam.
Po załatwieniu
wszystkich formalności ruszyłem z powrotem na południe. Jechałem ze szczególną
ostrożnością; oznakowanie było bowiem słabe, droga węższa, brakowało poboczy,
a i stan techniczny pojazdów pozostawiał wiele do życzenia. Podjechałem
na stację benzynową. Tu paliwo jest trochę tańsze niż w Stanach.
Do Monterrey
dotarłem po północy. Byłem już dość zmęczony. Chłopakowi, który pracował
na stacji benzynowej, dałem dwie paczki papierosów i poprosiłem, aby obudził
mnie o 5.00 rano. Zająłem pozycję w swoim łożu. Ale zaledwie zasnąłem,
przebudziło mnie mocne walenie w szybę. Samochód otaczali mężczyźni z karabinami.
Wyszedłem na zewnątrz. Zostałem dokładnie zrewidowany, po czym przeszukano
auto. Wytłumaczyłem żołnierzom, co tu robię, komendantowi oczywiście dałem
papierosy, wreszcie usiadłem na chwilę, aby dojść do siebie. Zrozumiałem,
że znalazłem się w innym świecie. Kontrole mogą mieć tu miejsce o każdej
porze dnia i nocy, w każdym miejscu. Okazało się później, że w całej Ameryce
Środkowej i Południowej punkty kontrolne są co 100-200 kilometrów, raz
wojskowe, raz policyjne, na zmianę. Nie brak także patroli samochodowych,
które mogą sprawdzać i zatrzymywać. Takie tu prawo. W niektórych krajach,
jak na przykład w Kolumbii, jest to bardziej nasilone, w innych, jak w
Argentynie - mniej.
Wstałem o
wschodzie słońca i pojechałem dalej.
Monterrey jest
trzecim co do wielkości miastem Meksyku, dużym ośrodkiem przemysłowym.
Zostało założone w końcu XVI wieku i przez lata całkowicie zachowało urbanistykę
hiszpańską, charakteryzującą się wąskimi uliczkami, płaskimi dachami oraz
okazałymi kościołami i budynkami rządowymi. W historycznym centrum mieści
się dużo zabytków.
Następnym większym
miastem na mojej trasie było Saltillo, oddalone o niecałe 100 kilometrów
na południowy zachód. Leży w przepięknej dolinie. Ma uniwersytet i kilka
instytutów naukowych, utrzymujących ścisły kontakt ze Stanami Zjednoczonymi.
Ze względu na suchy klimat Saltillo jest popularnym kurortem letnim.
Wyjechałem
z miasta krętą drogą, która prowadzi na południe przez obszary nie zamieszkane,
wijąc się pośród skał i kaktusów. Po jej obu stronach nierzadko spotyka
się grupy ludzi czekających na jakiś środek lokomocji, aby dostać się do
Monterrey albo Mexico City. Coraz częściej widzi się juczne osły obładowane
workami. Na drodze dużo kopcących powolnych ciężarówek. Czyni to jazdę
uciążliwą, zwłaszcza pod górę i na zakrętach. Temperatura rośnie, jestem
już w okolicy zwrotnika Raka.
Zbliżam się
do San Luis Potos/, ośrodka wydobycia złota, srebra, ołowiu i miedzi, a
także ważnego węzła kolejowego i transportowego. Stąd do Mexico City prowadzi
początkowo droga trzypasmowa, a potem płatna autostrada. Zauważyłem, że
w Meksyku dość częste są wypadki samochodowe. Może to być spowodowane stanem
technicznym pojazdów albo brawurową jazdą. Czasem także przemęczeniem kierowców,
którzy muszą spędzać za kółkiem znacznie więcej czasu aniżeli kierowcy
Stanów i Kanady. Pomimo że jestem w Meksyku dopiero szesnaście godzin,
kilkakrotnie widziałem rozbite autobusy.
Wjeżdżam do
miasta Queretaro, które zostało zbudowane przez Indian na długo przed przybyciem
Europejczyków. W XV wieku cała prowincja Queretaro była częścią imperium
Azteków. Zajęte przez Hiszpanów w XVI stuleciu, miasto przekształciło się
w ośrodek misyjny franciszkanów. Dziś jest znane z produkcji samochodów.
Słynie w świecie także z kopalni kamieni szlachetnych - ametystów, topazów,
opali. 20 kilometrów na wschód od miasta znajduje się 150-metrowy skalisty
monolit, ważący ponad 4 000 000 ton. Przez centrum Queretaro prowadzi dwustuletni
akwedukt o długości 9 kilometrów i szerokości 15 metrów - jeden z największych
na świecie.
Im bliżej
Mexico City, tym ruch na autostradzie stawał się większy. Zaraz na peryferiach
byłem świadkiem niecodziennego wypadku. Kilkaset metrów przed sobą zobaczyłem
na swoim pasie dwie ciężarówki. Pierwsza, wioząca ciężkie, 2,5-metrowe
szpule, zaczęła wykonywać zygzakowate skręty: albo kierowca przysnął, albo
coś się stało z układem kierowniczym. Na skutek tego jedna ze szpul wyleciała
z przyczepy, a ciężarówka gwałtownie zjechała na lewą stronę pasa, uderzając
w skałę. Nadjeżdżająca za nią druga ciężarówka, chcąc ominąć przeszkodę,
zaczęła gwałtownie hamować, zarzucając do tyłu. Jadący zaś za nią autobus
uderzył przodem i zjechał z 2-metrowego nasypu, wbijając się w twarde podłoże.
Wyminąłem ostrożnie przeszkody na drodze i wyskoczyłem z samochodu. Pobiegłem
w stronę autobusu. Poranieni pasażerowie zaczęli wychodzić przez rozbite
okna. Krew ciekła im po twarzach. Nie włączyłem się do akcji pomocy, gdyż
zaczęły się zatrzymywać dziesiątki innych samochodów, z których wysiadali
ludzie. Wszystko odbywało się sprawnie i bez paniki. Na pewno było wiele
ofiar. Od strony Mexico w kierunku miejsca wypadku nadjeżdżało już po chwili
kilka ambulansów.
Tak dotarłem
do Mexico City, największej metropolii świata. Samo miasto liczy około
12 milionów ludności, ale razem z obrzeżami tworzącymi Dystrykt Federalny
około 20 milionów. Leży na wyżynie Anahuac, otoczone z trzech stron górami.
W ciągu ostatniego półwiecza rozrosło się we wszystkich kierunkach, stając
się politycznym, kulturalnym i ekonomicznym centrum tej części globu. Miasto
przecinają szerokie bulwary, a pomiędzy nowoczesnymi konstrukcjami ze stali
i szkła widzimy zabytki przeszłości. W historycznym centrum znajdują się
liczne muzea, kościoły i pałace. Nawet tydzień nie wystarczy, żeby w miarę
poznać to miasto.
Jadąc przez
Mexico z mapą w ręku, rozglądałem się na lewo i prawo. Mój samochód robił
duże wrażenie na kierowcach. Machano do mnie, uśmiechano się i coś wykrzykiwano.
Skontaktowałem się z gazetą, aby udzielić wywiadu. Dziennikarz przyjechał
na umówione miejsce. Po rozmowie i kilku zdjęciach wskazał mi drogę na
stadion olimpijski, który chciałem zobaczyć. Obiekt nie wywarł na mnie
jednak takiego wrażenia jak wówczas, gdy widziałem go w telewizji podczas
igrzysk olimpijskich w 1968 roku oraz mistrzostw świata w piłce nożnej
osiemnaście lat później.
Po trzygodzinnym
pobycie w centrum skierowałem się na południe. Wkrótce znalazłem się w
górach, skąd widać było jak na dłoni całe Mexico City. Na małym parkingu
przy autostradzie jakiś pan powiedział po angielsku, że mamy szczęście,
gdyż wiatr przegnał znad miasta spaliny, dzięki czemu możemy się nacieszyć
widokiem metropolii. Jeszcze raz nabrałem ochoty, aby powrócić tu na dłużej
niż na te parę godzin.
W sobotę po
południu autostrada była zakorkowana. Z trudem udało mi się włączyć do
ruchu. Jadąc na południowy kraniec pasma górskiego, zatrzymałem się jeszcze
raz, aby obejrzeć zachód słońca. Ruch był wciąż bardzo duży, gdyż ludzie
wyjeżdżali na weekend. Po 50 kilometrach zjechałem na drogę drugorzędną,
która prowadziła przez góry do miasta Oaxaca. Sytuacja na drodze się pogorszyła.
Nawierzchnia już nie była taka dobra, poza tym dużo bawiących się dzieci
i pieszych.
Nie najlepszy
to czas na taką jazdę. Sobota wieczór, życie dopiero się zaczyna. Meksykańska
fiesta. Słychać muzykę zarówno ludową, jak i amerykańską. Zaczynam żałować,
że nie kontynuowałem jazdy autostradą w kierunku Acapulco, a potem wzdłuż
wybrzeża oceanu do Gwatemali. Byłoby może więcej kilometrów, ale trochę
szybciej. Jednak jechałem dalej i z zainteresowaniem obserwowałem, co się
dzieje w malutkich miasteczkach i wsiach.
Zajechałem
na stację benzynową. Tu bardzo sprytnie zostałem oszukany przez młodego
chłopaka. W sposób niezwykle prosty. Nie wyzerował przestarzałego dystrybutora
i zaczął wlewać, gdy na liczniku było jeszcze 15 litrów. Kiedy zacząłem
protestować, odwracał moją uwagę, kierując ją na coś innego. Nie wiedziałem,
w jakim języku mam mu wytłumaczyć, że mnie okłamał. No cóż, pierwsza lekcja
kosztowała mnie 2 dolary. Na przyszłość będę wiedział, że trzeba uważać.
W Meksyku tylko
jedna firma państwowa prowadzi stacje benzynowe; nazywa się Pemex. Ich
sieć jest bardzo gęsta. Otwarte są często przez całą dobę. Serwis proponują
bogaty, gdyż liczba samochodów w Meksyku jest bardzo duża. Kraj ten produkuje
volkswageny, marki amerykańskie oraz niektóre francuskie i japońskie.
Przybywam do
miejscowości Cuautla, słynnej ze źródeł mineralnych. Godzina jazdy i przejeżdżam
przez Izucar de Mata-moros, jedno z największych miast stanu Puebla. Zatrzymałem
się na rynku, aby posłuchać kilkuosobowej grupy muzycznej. Po raz pierwszy
spróbowałem meksykańskiej potrawy tacos. Jest to racuch z mąki kukurydzianej
z nadzieniem z pokrojonego na kawałki, dość ostro przyprawionego mięsa.
Aby zaspokoić głód, należy zjeść kilka takich tacos. Zaraz potem trzeba
duzo popić, gdyż danie to jest bardzo pikantne. Wybór napojów jest bogaty.
Ja wziąłem sok pomarańczowy.
C.D.N.
Jerzy Adamuszek - po ukończeniu
geografii na UJ-cie w Krakowie w 1980 przybył do Montrealu. Autor książek
podróżniczych: "Wyrachowane Szaleństwo", "Kuba to nie tylko Varadero" (po
angielsku "Cuba is not only Varadero") i "Słonie na olejno". Niektóre jego
osiągnięcia zarejestrowała Księga Rekordów Guinnessa. Organizator "Spotkań
Podróżniczych" oraz "Są Wśród Nas" w Konsulacie Generalnym RP w Montrealu
(www.sawsrodnas.ca). |