Tropem korzeni dookoła
świata
Bartosz Małłek jest doskonałym
przykładem w jaki sposób można realizować swoje marzenia. Poznaliśmy się
podczas studiów na Uniwersytecie Opolskim. Mieliśmy wspólne zainteresowania
historią, politologią, mediami, a także muzyką. Kilka lat po studiach otworzyłem
firmę genealogiczną, a po jakimś czasie Bartek również rozpoczął swój projekt
na blogu "Tropem Korzeni". Następnie wspólnie z żoną założył "Fundację
Czas Podróżników", która do niedawna wydawała magazyn online pod tą samą
nazwą. Pewnego dnia postanowił rzucić swoją stałą, państwową pracę bibliotekarza
i postawić wszystko na jedną kartę i zarejestrował firmę podróżniczo-genealogiczną
"Kars". Bartosz jeździ po świecie jako pilot wycieczek, a dodatkowo
pisze doktorat z historii na Uniwersytecie Opolskim.
Łukasz Przelaskowski - Dawno
nie widzieliśmy się, ale Facebook pozwala mi śledzić na bieżąco twoje i
twojej żony nowe przygody. To jednak nie oddaje w pełni historii i drogi
jaką przeszedłeś do chwili obecnej. Wprowadź proszę naszych czytelników
w szczegóły wszystkich twoich dokonań i przygód. Co właściwie było pierwsze,
założenie fundacji czy rozpoczęcie badań genealogicznych z otworzeniem
bloga "Tropem Korzeni" i co przyczyniło się, że obrałeś te kierunki?
Bartosz Bałłek - Moja aktywność
chyba jest związana z odejściem w 2011 roku ze Związku Harcerstwa Polskiego.
Dwa lata zbierałem jeszcze doświadczenie organizatorskie uczestnicząc w
różnych projektach, a następnie w 2014 roku sam zacząłem być organizatorem.
Fundacja powstała w 2014 roku, najpierw jako nieformalny projekt, a następnie
w 2015 roku została zarejestrowana. W 2016 roku podjąłem studia doktoranckie
w zakresie historii, oczywiście temat mojej pracy jest mocno genealogiczny.
W 2017 zacząłem pisać blog "Tropem Korzeni", a firma powstała w 2018 roku.
Genealogią interesuję się od zawsze, ale chyba po śmierci taty w 2009 zacząłem
interesować się tym na poważnie. Jak widać od paru lat podróże przeplatają
się u mnie z genealogią. Staram się, by moje działania były spójne i wzajemnie
się zazębiały.
Ł.P. - Jak daleko dotarłeś
w źródłach do swoich korzeni?
B.M. - Najdalsi przodkowie
pochodzą z Krajny. Jest to kraina historyczna na styku województwa wielkopolskiego
oraz kujawsko-pomorskiego. Etymologia nieprzypadkowo kojarzy się z Ukrainą.
Były to ziemie leżące zawsze na skraju Rzeczpospolitej. Gniazdo mojej rodziny
to Sypniewo koło Więcborka. To stamtąd pochodził, nomen omen, Bartosz Kars
vel. Małek. Urodził on się ok. 1660 roku, a informacje o nim pochodzą z
dokumentów dotyczących majętności sypniewskiej. Był on gburem, gbur to
w XV-XIX w.: gospodarz, zamożny chłop, posiadający własne duże gospodarstwo
(tzw. gburstwo), w większości wolny.
Ł.P. - Które kraje odwiedziłeś
przy prowadzeniu badań genealogicznych?
B.M. - W przypadku samych
badań genealogicznych poszukiwania prowadzę na terenie Polski (Wielkopolska,
Krajna) i Ukrainy (województwo tarnopolskie). Ponieważ część rodziny to
kosznajdrzy (osadnicy niemieccy, którzy znaleźli się w Polsce w XV wieku)
to być może moje badania będę prowadził także w Niemczech. Zresztą niebawem
czeka mnie wizyta w Berlinie gdzie mam zamiar szukać informacji o Sypniewie
oraz moim pradziadku, który służył w 1 Pułku Królewskich Strzelców Konnych
(niem. Königs-Jäger-Regiment zu Pferde Nr. 1).
Ł.P. - Przeprowadziłeś
również badania DNA, ale tylko swoje czy jeszcze ktoś inny z rodziny poddał
się im? Na czym polegają takie testy? Opisz proszę ich efekty, czego się
dzięki nim dowiedziałeś?
B.M. - Zarządzam dwudziestoma pięcioma
testami DNA mojej rodziny. Większość z nich zostały ufundowane przeze mnie.
Część osób sama zapłaciła za testy, ale trudno jest namówić kogoś do takiego
wydatku. Testy polegają z reguły na pobraniu materiału genetycznego z jamy
ustnej, wykonuje się tzw. wymaz. Polega to na pocieraniu wewnętrznej strony
policzka za pomocą patyczka przypominającego ten do czyszczenia uszu. Jest
to czynność bezbolesna. Testy DNA dopiero stają się w Polsce popularne,
więc na większy efekt trzeba jeszcze poczekać, ale do tej pory udało mi
się odnaleźć sporo rodziny o której nie miałem pojęcia. Testy pozwalają
stworzyć swoistą mapę DNA z podziałem na poszczególne strony, a także prześledzić
migrację męskich przodków. To ostatnie badanie to tzw. chromosom Y. Na
tym polu mam całkiem spore sukcesy, np. w USA znalazłem kuzyna (metodami
tradycyjnymi), który zbadał swój chromosom Y i okazało się, że mamy wspólnego
przodka w 1691 roku. To niewiarygodne! Do tego nazwisko przetrwało do dziś
(moje nazwisko w oryginale powinno brzmieć "Małek", nazwisko kuzyna to
"Malek"). Takie badanie potwierdziło także to, że nasi przodkowie od 1691
roku byli wierni, co nie jest zawsze takie oczywiste. Wzbogaciłem się o
kuzynów na całym świecie np. w Argentynie, Australii, Kanadzie, USA. To
wspaniała przygoda, a największe odkrycia genetyczne jeszcze przede mną.
Ł.P. - Jesteś również muzykiem,
dobrze grasz na gitarze. Przez pewien czas prowadziłeś spotkania z innymi
muzykami w Opolu, gdzie wspólnie muzykowaliście. Miało to jakiś konkretny
cel czy było tylko chwilą na relaks przy spotkaniu ze znajomymi?
B.M. - Z dobrym graniem na
gitarze bym nie przesadzał, jestem co najwyżej grajkiem piątej klasy, raczej
dla siebie. Chociaż znowu tutaj wracamy do genealogii i genetyki, ponieważ
okazało się, że w rodzinie Małek muzyka była bardzo ważna. Wszystkie gałęzie
począwszy od roku 1691 mają coś wspólnego z muzyką. Mamy wielu organistów
w rodzinie, a nawet profesora muzyki. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się
dowiedzieć skąd ta tradycja muzyczna wzięła się w mojej rodzinie. Spotkania
muzyczne, które prowadziłem w Opolu miały na celu głównie integrację z
przyjaciółmi. Miałem tak dużo różnych zajęć, że potrzebowałem stworzyć
cykliczną imprezę, która pozwalałaby na regularne spotkania ze znajomymi.
Oczywiście jest to jeden z powodów. Poza tym nie robiłem tych spotkań sam.
Mogę tylko zdradzić, że myślę o wznowieniu tych spotkań w Opolu.
Ł.P. - Fundacja, jako
organizacja pozarządowa jest dużym wyzwaniem mając za cel poprowadzenie
magazynu podróżniczego. Mieliście z żoną z początku jakieś problemy? Kto
poza żoną jeszcze prowadził z tobą magazyn przy wydawaniu i jakie
role pełniły te osoby?
B.M. - "Fundacja Czas Podróżników"
od początku była moim dzieckiem, podobnie jak "Czas Podróżników". Największym
problemem zawsze był i będzie czas. Może gdybyśmy zarabiali na naszej działalności
mogłoby być trochę inaczej, ale to zawsze była działalność, do której trzeba
było dokładać. Czasopismo tworzyło ok. 15 osób. Niektóre osoby pisały do
nas stale, inne okazjonalnie.
Ł.P. - Magazyn "Czas Podróżników"
był miesięcznikiem czy kwartalnikiem online? Ile macie za sobą wydań? Przestaw
proszę poruszane tematy w magazynie i co było powodem wstrzymania kolejnych
wydań?
B.M. - Łącznie wydaliśmy 13
numerów i myślę, że ten skład miał wielki potencjał. Nowy numer ukazywał
się mniej więcej raz w miesiącu. Tematy, które poruszaliśmy były głównie
związane z turystyką i podróżami. Trudno w Polsce prowadzi się takie wydawnictwo
bez niezbędnych środków, ale myślę, że gdybyśmy stworzyli portal, a nie
czasopismo to moglibyśmy z powodzeniem działać do dzisiaj.
Ł.P. - Wraz z kolegami
obraliście sobie za cel zdobywanie gór w Polsce oraz za granicą. Jakimi
metodami chcecie zdobywać kolejne szczyty?
B.M. - Myślę, że trudno mówić
tutaj o konkretnym celu i konkretnej grupie osób. Chodzę po górach z naprawdę
różnymi osobami. Do tej pory miałem dwie zorganizowane wyprawy, które faktycznie
miały cel i zespoły, które ten cel realizowały. W 2013 roku zdobywaliśmy
Kazbek, a w 2015 roku zorganizowaliśmy dużą, 30-dniową wyprawę gdzie celem
były 4 szczyty (Elbrus, Aragac, Demawend, Ararat). W międzyczasie udało
mi się zwiedzić kawałek świata i staram się chodzić po górach jeśli tylko
mam taką możliwość. Nie jest tutaj ważne czy są to niewielkie góry, czy
te najwyższe na świecie.
Ł.P. - Przeczytałem na
Facebooku, że zrezygnowałeś ze swojej pracy, aby realizować marzenia. Zrobiłeś
to z dnia na dzień, czy może było to efektem dłuższych przygotowań, analizy?
Przedstaw nam proszę powód takiej decyzji?
B.M. - Trzeba zacząć od tego,
że 7 lat pracowałem w bibliotece. Była to praca stabilna, blisko domu,
ale nie odnajdywałem się tam do końca. Udało mi się wygrać konkurs i dostać
do Krajowej Administracji Skarbowej. Bez czytelników, petentów, klientów
i jeszcze bliżej domu. Dodatkowo była to praca nieźle płatna i z perspektywami.
Było mi tam dobrze i widziałem siebie w tym miejscu przez kolejne 25 lat.
Wtedy dostałem propozycję poprowadzenia grupy na najwyższy szczyt Maroka.
Pojechałem, spodobało mi się i stwierdziłem, że w ten sposób chcę zarabiać
pieniądze. Robić to, co lubię, dostawać za to pieniądze i jeszcze mieć
sporo wolnego czasu, bo w turystyce pracuje się sezonowo. Podjąłem decyzję
i zrezygnowałem z pracy. Założyłem firmę. Szybko jednak odnalazłem się
na rynku pracy i w tej chwili współpracuję z paroma biurami, a w planach
mam rozszerzenie działalności. A na martwy sezon turystyczny zawsze pozostaje
mi genealogia i genetyka.
Ł.P. - Czym zajmuje się
twoja firma o nazwie "KARS - Bartosz Małłek. Podróże i genealogia? Co
właściwie oznacza słowo kars?
B.M. - Słowo "kars" to nic
innego jak nazwisko moich przodków. Zakładając firmę myślałem, że to świetny
pomysł, ale za bardzo kojarzy się z angielskim słowem "cars". Prawdopodobnie
niedługo firma zmieni nazwę, np. na Montium, jest to nazwa mojego górskiego
projektu, która ma większy potencjał niż słowo kojarzące się z samochodami.
Na szczęście nie ma problemu ze zmianą nazwy firmy.
Ł.P. - Firma ma ciekawe
logo, jakie niesie przesłanie, do czego się odnosi?
B.M. - Jest to znany symbol,
który odnosi się do nieskończoności. W krajach skandynawskich symbol ten
służył jako ochrona przed złem, a współcześnie oznacza się nim ciekawe
miejsca np. związane z kulturą i dziedzictwem. Pomyślałem, że to idealny
symbol na logo firmy.
Ł.P. - Ile lat ma już firma?
Widać jej rozwój, zainteresowanie osób genealogią, podróżami?
B.M. - Firma działa już prawie
1,5 roku. Głównie zajmuję się turystyką i podróżami, ale nie zapominam
także o części genealogicznej, chociaż jest to raczej działalność hobbystyczna
oparta na blogu www.tropemkorzeni.pl . Wracając do turystyki, to mamy w
Polsce wzrost zainteresowania podróżami, więc na brak zajęć nie mogę narzekać.
Ł.P. - Przejdźmy do kolejnej
twojej profesji. Jesteś pilotem wycieczek. Na jednym ze zdjęć umieszczonym
na twoim fanpege czytam opis "To już 8 raz w Batumi w tym sezonie. Na zakończenie
sezonu w końcu udało mi się wykąpać w Morzu Czarnym." W takiej chwili chyba
zaczynam rozumieć i dostrzegać powód oraz rację z korzyściami, jakie przyniosła
Tobie decyzja opuszczenia pracy bibliotekarza. Masz stałe kraje, jak Gruzja
w pilotażu wycieczek czy to jest od czegoś zależne?
B.M. - We właśnie zakończonym
sezonie moją główną destynacją była Gruzja. Prawdopodobnie w przyszłym
roku także ten kierunek będzie dominował, ale tak naprawdę mam parę innych
kierunków, w których czuję się dobrze np. Argentyna, Chile, Wyspy Zielonego
Przylądka, Maroko czy też od niedawna Nepal.
Ł.P. - Czym zachwyciła
cię Gruzja, urzekła, wzbudziła zainteresowanie, jakimi kulinariami uczęstowała?
B.M. - Gruzja to przede wszystkim
ludzie, jedzenie i góry. To kraj z piękną i ciekawą historią, który pielęgnuje
swoje tradycje. To wspaniała kuchnia gdzie można skosztować takich smakołyków
jak chinkali (pierogi), chaczapuri (placek) i czurczchele (słodycze).
O kuchni gruzińskiej oraz samej Gruzji można opowiadać godzinami. Praca
pilota jest wspaniała, bo można podróżować i otrzymywać jeszcze za to wynagrodzenie.
Oczywiście nie jest to praca łatwa, czasami także nie jest to praca przyjemna.
To praca z ludźmi, a ludzie są różni. Bywa ciężko, ale mimo wszystko bardzo
lubię to, czym się zajmuję.
Ł.P. - Czego powinni się
spodziewać, a czego wystrzegać turyści planujący wyjazd do Gruzji?
B.M. - W każdą podróż powinni
zabrać dobry humor i być gotowym na różne niedogodności. Nie zawsze jest
idealnie, ale trzeba zawsze pamiętać o tym, że jesteśmy na urlopie i nie
musi być idealnie, a złe nastawienie potrafi zepsuć każdą podróż. Także
w Gruzji nie jest zawsze idealnie, ale to wielka przygoda jechać gdzieś,
gdzie jest inaczej niż w domu i trzeba dać ponieść się tej przygodzie.
W Gruzji można spodziewać się wspaniałych ludzi i jeszcze piękniejszych
widoków, a także ciekawej kuchni. Jeśli chodzi o wystrzeganie się czegoś,
to trzeba zachować zwykłe środki ostrożności. Dla mnie Gruzja jest krajem
spokojnym i bezpiecznym, chociaż straciłem tam plecak w 2013 roku, na szczęście
od samego początku śmiałem się z tej sytuacji i do Gruzji wróciłem z uśmiechem.
Ł.P. - Byłeś w Nepalu.
Jaki tym razem był cel tak odległej podróży?
B.M. - W Nepalu miałem okazję
pełnić funkcję lidera polskiej grupy. Razem przemierzaliśmy trasę trekkingu
wokół Manaslu. Pięknie było wędrować przez Himalaje i mieć najwyższe szczyty
ziemi na wyciągnięcie ręki. Nepal to piękny, chociaż biedny kraj. Ludzie
są uśmiechnięci i otwarci, a jednym z problemów jaki występuje to śmieci
i palenie nimi. Nie mogłem tego zrozumieć będąc w górach. Na pewno potrzebna
jest zmiana mentalności i środki, które pozwolą się Nepalowi rozwinąć.
Chociaż z drugiej strony Nepal już się zmienia i niebawem stare i urokliwe
trasy trekkingowe odejdą w zapomnienie. Niestety dzieje się tak wszędzie,
postęp zmienia najpiękniejsze miejsca i warto się pośpieszyć, żeby zobaczyć
je chociaż w ułamku zachowane w pierwotnej postaci.
Ł.P. - Domyślam się,
że to nie koniec twoich planów. Co dalej?
B.M. - Z żoną prywatnie planujemy
sporo dalekich i bliskich podróży. Zawodowo jesteśmy zupełnie niezależni,
ja mam swoją firmę, ale ona także pracuje w turystyce, razem nie prowadzimy
żadnych projektów, ale może kiedyś to się zmieni. Fundacja od jakiegoś
czasu była nieaktywna, ale myślę o powrocie do spotkań muzycznych oraz
podróżniczych. Być może uda mi się także zrealizować inne projekty. Dzięki
pracy w turystyce mam sporo wolnego czasu, chociaż powinienem go spożytkować
na dokończenie doktoratu, to ciągnie mnie w świat. W tej chwili pakuję
plecak i lecę na dwa dni zmęczyć się trochę w Karkonoszach.
Ł.P. - Dziękuję za rozmowę
i życzę wytrwałości w realizacji kolejnych marzeń i celów związanych z
podróżami oraz rozwojem twojej firmy z fundacją włącznie.
Rozmawiał Łukasz Przelaskowski
Więcej o przygodach Bartka i jego
badaniach genealogicznych na stronach:
http://www.tropemkorzeni.pl
https://www.facebook.com/tropemkorzeni/
http://www.karsbm.pl/
https://www.facebook.com/karsPL/
https://www.facebook.com/soundslikeadrone/
https://www.facebook.com/montiumPL/
Łukasz Przelaskowski - absolwent
Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego. Prezes Fundacji Rodu Przelaskowskich
herbu Szreniawa. Redaktor Naczelny kwartalnika historyczno-naukowego
Młody Szreniawa. W 2016 roku zamieszkał w Holandii, gdzie w wolnych chwilach
pracuje jako wolontariusz w Polskiej Szkole w Groningen. Łączy podróże
z konkursami fotograficznymi, pisze i publikuje książki oraz poezję.
|