.
NUMER 8 / STYCZEŃ 2020

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Tropem korzeni dookoła świata

Bartosz Małłek jest doskonałym przykładem w jaki sposób można realizować swoje marzenia. Poznaliśmy się podczas studiów na Uniwersytecie Opolskim. Mieliśmy wspólne zainteresowania historią, politologią, mediami, a także muzyką. Kilka lat po studiach otworzyłem firmę genealogiczną, a po jakimś czasie Bartek również rozpoczął swój projekt na blogu "Tropem Korzeni". Następnie wspólnie z żoną założył "Fundację Czas Podróżników", która do niedawna wydawała magazyn online pod tą samą nazwą. Pewnego dnia postanowił rzucić swoją stałą, państwową pracę bibliotekarza i postawić wszystko na jedną kartę i zarejestrował firmę podróżniczo-genealogiczną "Kars".  Bartosz jeździ po świecie jako pilot wycieczek, a dodatkowo pisze doktorat z historii na Uniwersytecie Opolskim.

Łukasz Przelaskowski - Dawno nie widzieliśmy się, ale Facebook pozwala mi śledzić na bieżąco twoje i twojej żony nowe przygody. To jednak nie oddaje w pełni historii i drogi jaką przeszedłeś do chwili obecnej. Wprowadź proszę naszych czytelników w szczegóły wszystkich twoich dokonań i przygód. Co właściwie było pierwsze, założenie fundacji czy rozpoczęcie badań genealogicznych z otworzeniem bloga "Tropem Korzeni" i co przyczyniło się, że obrałeś te kierunki?

Bartosz Bałłek - Moja aktywność chyba jest związana z odejściem w 2011 roku ze Związku Harcerstwa Polskiego. Dwa lata zbierałem jeszcze doświadczenie organizatorskie uczestnicząc w różnych projektach, a następnie w 2014 roku sam zacząłem być organizatorem. Fundacja powstała w 2014 roku, najpierw jako nieformalny projekt, a następnie w 2015 roku została zarejestrowana. W 2016 roku podjąłem studia doktoranckie w zakresie historii, oczywiście temat mojej pracy jest mocno genealogiczny. W 2017 zacząłem pisać blog "Tropem Korzeni", a firma powstała w 2018 roku. Genealogią interesuję się od zawsze, ale chyba po śmierci taty w 2009 zacząłem interesować się tym na poważnie. Jak widać od paru lat podróże przeplatają się u mnie z genealogią. Staram się, by moje działania były spójne i wzajemnie się zazębiały.

Ł.P. - Jak daleko dotarłeś w źródłach do swoich korzeni?

B.M. - Najdalsi przodkowie pochodzą z Krajny. Jest to kraina historyczna na styku województwa wielkopolskiego oraz kujawsko-pomorskiego. Etymologia nieprzypadkowo kojarzy się z Ukrainą. Były to ziemie leżące zawsze na skraju Rzeczpospolitej. Gniazdo mojej rodziny to Sypniewo koło Więcborka. To stamtąd pochodził, nomen omen, Bartosz Kars vel. Małek. Urodził on się ok. 1660 roku, a informacje o nim pochodzą z dokumentów dotyczących majętności sypniewskiej. Był on gburem, gbur to w XV-XIX w.: gospodarz, zamożny chłop, posiadający własne duże gospodarstwo (tzw. gburstwo), w większości wolny.

Ł.P. - Które kraje odwiedziłeś przy prowadzeniu badań genealogicznych?

B.M. - W przypadku samych badań genealogicznych poszukiwania prowadzę na terenie Polski (Wielkopolska, Krajna) i Ukrainy (województwo tarnopolskie). Ponieważ część rodziny to kosznajdrzy (osadnicy niemieccy, którzy znaleźli się w Polsce w XV wieku) to być może moje badania będę prowadził także w Niemczech. Zresztą niebawem czeka mnie wizyta w Berlinie gdzie mam zamiar szukać informacji o Sypniewie oraz moim pradziadku, który służył w 1 Pułku Królewskich Strzelców Konnych (niem. Königs-Jäger-Regiment zu Pferde Nr. 1).

Ł.P. - Przeprowadziłeś  również badania DNA, ale tylko swoje czy jeszcze ktoś inny z rodziny poddał się im? Na czym polegają takie testy? Opisz proszę ich efekty, czego się dzięki nim dowiedziałeś?

B.M. - Zarządzam dwudziestoma pięcioma testami DNA mojej rodziny. Większość z nich zostały ufundowane przeze mnie. Część osób sama zapłaciła za testy, ale trudno jest namówić kogoś do takiego wydatku. Testy polegają z reguły na pobraniu materiału genetycznego z jamy ustnej, wykonuje się tzw. wymaz. Polega to na pocieraniu wewnętrznej strony policzka za pomocą patyczka przypominającego ten do czyszczenia uszu. Jest to czynność bezbolesna. Testy DNA dopiero stają się w Polsce popularne, więc na większy efekt trzeba jeszcze poczekać, ale do tej pory udało mi się odnaleźć sporo rodziny o której nie miałem pojęcia. Testy pozwalają stworzyć swoistą mapę DNA z podziałem na poszczególne strony, a także prześledzić migrację męskich przodków. To ostatnie badanie to tzw. chromosom Y. Na tym polu mam całkiem spore sukcesy, np. w USA znalazłem kuzyna (metodami tradycyjnymi), który zbadał swój chromosom Y i okazało się, że mamy wspólnego przodka w 1691 roku. To niewiarygodne! Do tego nazwisko przetrwało do dziś (moje nazwisko w oryginale powinno brzmieć "Małek", nazwisko kuzyna to "Malek"). Takie badanie potwierdziło także to, że nasi przodkowie od 1691 roku byli wierni, co nie jest zawsze takie oczywiste. Wzbogaciłem się o kuzynów na całym świecie np. w Argentynie, Australii, Kanadzie, USA. To wspaniała przygoda, a największe odkrycia genetyczne jeszcze przede mną.

Ł.P. - Jesteś również muzykiem, dobrze grasz na gitarze. Przez pewien czas prowadziłeś spotkania z innymi muzykami w Opolu, gdzie wspólnie muzykowaliście. Miało to jakiś konkretny cel czy było tylko chwilą na relaks przy spotkaniu ze znajomymi? 

B.M. - Z dobrym graniem na gitarze bym nie przesadzał, jestem co najwyżej grajkiem piątej klasy, raczej dla siebie. Chociaż znowu tutaj wracamy do genealogii i genetyki, ponieważ okazało się, że w rodzinie Małek muzyka była bardzo ważna. Wszystkie gałęzie począwszy od roku 1691 mają coś wspólnego z muzyką. Mamy wielu organistów w rodzinie, a nawet profesora muzyki. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się dowiedzieć skąd ta tradycja muzyczna wzięła się w mojej rodzinie. Spotkania muzyczne, które prowadziłem w Opolu miały na celu głównie integrację z przyjaciółmi. Miałem tak dużo różnych zajęć, że potrzebowałem stworzyć cykliczną imprezę, która pozwalałaby na regularne spotkania ze znajomymi. Oczywiście jest to jeden z powodów. Poza tym nie robiłem tych spotkań sam. Mogę tylko zdradzić, że myślę o wznowieniu tych spotkań w Opolu.
 
Ł.P. - Fundacja, jako organizacja pozarządowa jest dużym wyzwaniem mając za cel poprowadzenie magazynu podróżniczego. Mieliście z żoną z początku jakieś problemy? Kto poza żoną  jeszcze prowadził z tobą magazyn przy wydawaniu i jakie role pełniły te osoby? 

B.M. - "Fundacja Czas Podróżników" od początku była moim dzieckiem, podobnie jak "Czas Podróżników". Największym problemem zawsze był i będzie czas. Może gdybyśmy zarabiali na naszej działalności mogłoby być trochę inaczej, ale to zawsze była działalność, do której trzeba było dokładać. Czasopismo tworzyło ok. 15 osób. Niektóre osoby pisały do nas stale, inne okazjonalnie.

Ł.P. - Magazyn "Czas Podróżników" był miesięcznikiem czy kwartalnikiem online? Ile macie za sobą wydań? Przestaw proszę poruszane tematy w magazynie i co było powodem wstrzymania kolejnych wydań?

B.M. - Łącznie wydaliśmy 13 numerów i myślę, że ten skład miał wielki potencjał. Nowy numer ukazywał się mniej więcej raz w miesiącu. Tematy, które poruszaliśmy były głównie związane z turystyką i podróżami. Trudno w Polsce prowadzi się takie wydawnictwo bez niezbędnych środków, ale myślę, że gdybyśmy stworzyli portal, a nie czasopismo to moglibyśmy z powodzeniem działać do dzisiaj.

Ł.P. - Wraz z kolegami obraliście sobie za cel zdobywanie gór w Polsce oraz za granicą. Jakimi metodami chcecie zdobywać kolejne szczyty?  

B.M. - Myślę, że trudno mówić tutaj o konkretnym celu i konkretnej grupie osób. Chodzę po górach z naprawdę różnymi osobami. Do tej pory miałem dwie zorganizowane wyprawy, które faktycznie miały cel i zespoły, które ten cel realizowały. W 2013 roku zdobywaliśmy Kazbek, a w 2015 roku zorganizowaliśmy dużą, 30-dniową wyprawę gdzie celem były 4 szczyty (Elbrus, Aragac, Demawend, Ararat). W międzyczasie udało mi się zwiedzić kawałek świata i staram się chodzić po górach jeśli tylko mam taką możliwość. Nie jest tutaj ważne czy są to niewielkie góry, czy te najwyższe na świecie.

Ł.P. - Przeczytałem na Facebooku, że zrezygnowałeś ze swojej pracy, aby realizować marzenia. Zrobiłeś to z dnia na dzień, czy może było to efektem dłuższych przygotowań, analizy? Przedstaw nam proszę powód takiej decyzji?

B.M. - Trzeba zacząć od tego, że 7 lat pracowałem w bibliotece. Była to praca stabilna, blisko domu, ale nie odnajdywałem się tam do końca. Udało mi się wygrać konkurs i dostać do Krajowej Administracji Skarbowej. Bez czytelników, petentów, klientów i jeszcze bliżej domu. Dodatkowo była to praca nieźle płatna i z perspektywami. Było mi tam dobrze i widziałem siebie w tym miejscu przez kolejne 25 lat. Wtedy dostałem propozycję poprowadzenia grupy na najwyższy szczyt Maroka. Pojechałem, spodobało mi się i stwierdziłem, że w ten sposób chcę zarabiać pieniądze. Robić to, co lubię, dostawać za to pieniądze i jeszcze mieć sporo wolnego czasu, bo w turystyce pracuje się sezonowo. Podjąłem decyzję i zrezygnowałem z pracy. Założyłem firmę. Szybko jednak odnalazłem się na rynku pracy i w tej chwili współpracuję z paroma biurami, a w planach mam rozszerzenie działalności. A na martwy sezon turystyczny zawsze pozostaje mi genealogia i genetyka.

Ł.P. - Czym zajmuje się twoja firma o nazwie "KARS - Bartosz Małłek. Podróże i genealogia’? Co właściwie oznacza słowo kars?

B.M. - Słowo "kars" to nic innego jak nazwisko moich przodków. Zakładając firmę myślałem, że to świetny pomysł, ale za bardzo kojarzy się z angielskim słowem "cars". Prawdopodobnie niedługo firma zmieni nazwę, np. na Montium, jest to nazwa mojego górskiego projektu, która ma większy potencjał niż słowo kojarzące się z samochodami. Na szczęście nie ma problemu ze zmianą nazwy firmy.

Ł.P. - Firma  ma ciekawe logo, jakie niesie przesłanie, do czego się odnosi?

B.M. - Jest to znany symbol, który odnosi się do nieskończoności. W krajach skandynawskich symbol ten służył jako ochrona przed złem, a współcześnie oznacza się nim ciekawe miejsca np. związane z kulturą i dziedzictwem. Pomyślałem, że to idealny symbol na logo firmy.

Ł.P. - Ile lat ma już firma? Widać jej rozwój, zainteresowanie osób genealogią, podróżami?

B.M. - Firma działa już prawie 1,5 roku. Głównie zajmuję się turystyką i podróżami, ale nie zapominam także o części genealogicznej, chociaż jest to raczej działalność hobbystyczna oparta na blogu www.tropemkorzeni.pl . Wracając do turystyki, to mamy w Polsce wzrost zainteresowania podróżami, więc na brak zajęć nie mogę narzekać.

Ł.P. - Przejdźmy do kolejnej twojej profesji. Jesteś pilotem wycieczek. Na jednym ze zdjęć umieszczonym na twoim fanpege czytam opis "To już 8 raz w Batumi w tym sezonie. Na zakończenie sezonu w końcu udało mi się wykąpać w Morzu Czarnym." W takiej chwili chyba zaczynam rozumieć i dostrzegać powód oraz rację z korzyściami, jakie przyniosła Tobie decyzja opuszczenia pracy bibliotekarza. Masz stałe kraje, jak Gruzja w pilotażu wycieczek czy to jest od czegoś zależne? 

B.M. - We właśnie zakończonym sezonie moją główną destynacją była Gruzja. Prawdopodobnie w przyszłym roku także ten kierunek będzie dominował, ale tak naprawdę mam parę innych kierunków, w których czuję się dobrze np. Argentyna, Chile, Wyspy Zielonego Przylądka, Maroko czy też od niedawna Nepal.
 
Ł.P. - Czym zachwyciła cię Gruzja, urzekła, wzbudziła zainteresowanie, jakimi kulinariami uczęstowała? 

B.M. - Gruzja to przede wszystkim ludzie, jedzenie i góry. To kraj z piękną i ciekawą historią, który pielęgnuje swoje tradycje. To wspaniała kuchnia gdzie można skosztować takich smakołyków jak chinkali (pierogi), chaczapuri (placek)  i czurczchele (słodycze). O kuchni gruzińskiej oraz samej Gruzji można opowiadać godzinami. Praca pilota jest wspaniała, bo można podróżować i otrzymywać jeszcze za to wynagrodzenie. Oczywiście nie jest to praca łatwa, czasami także nie jest to praca przyjemna. To praca z ludźmi, a ludzie są różni. Bywa ciężko, ale mimo wszystko bardzo lubię to, czym się zajmuję. 

Ł.P. - Czego powinni się spodziewać, a czego wystrzegać turyści planujący wyjazd do Gruzji? 

B.M. - W każdą podróż powinni zabrać dobry humor i być gotowym na różne niedogodności. Nie zawsze jest idealnie, ale trzeba zawsze pamiętać o tym, że jesteśmy na urlopie i nie musi być idealnie, a złe nastawienie potrafi zepsuć każdą podróż. Także w Gruzji nie jest zawsze idealnie, ale to wielka przygoda jechać gdzieś, gdzie jest inaczej niż w domu i trzeba dać ponieść się tej przygodzie. W Gruzji można spodziewać się wspaniałych ludzi i jeszcze piękniejszych widoków, a także ciekawej kuchni. Jeśli chodzi o wystrzeganie się czegoś, to trzeba zachować zwykłe środki ostrożności. Dla mnie Gruzja jest krajem spokojnym i bezpiecznym, chociaż straciłem tam plecak w 2013 roku, na szczęście od samego początku śmiałem się z tej sytuacji i do Gruzji wróciłem z uśmiechem.

Ł.P. - Byłeś w Nepalu. Jaki tym razem był cel tak odległej podróży? 

B.M. - W Nepalu miałem okazję pełnić funkcję lidera polskiej grupy. Razem przemierzaliśmy trasę trekkingu wokół Manaslu. Pięknie było wędrować przez Himalaje i mieć najwyższe szczyty ziemi na wyciągnięcie ręki. Nepal to piękny, chociaż biedny kraj. Ludzie są uśmiechnięci i otwarci, a jednym z problemów jaki występuje to śmieci i palenie nimi. Nie mogłem tego zrozumieć będąc w górach. Na pewno potrzebna jest zmiana mentalności i środki, które pozwolą się Nepalowi rozwinąć. Chociaż z drugiej strony Nepal już się zmienia i niebawem stare i urokliwe trasy trekkingowe odejdą w zapomnienie. Niestety dzieje się tak wszędzie, postęp zmienia najpiękniejsze miejsca i warto się pośpieszyć, żeby zobaczyć je chociaż w ułamku zachowane w pierwotnej postaci.

Ł.P.  - Domyślam się, że to nie koniec twoich planów. Co dalej? 

B.M. - Z żoną prywatnie planujemy sporo dalekich i bliskich podróży. Zawodowo jesteśmy zupełnie niezależni, ja mam swoją firmę, ale ona także pracuje w turystyce, razem nie prowadzimy żadnych projektów, ale może kiedyś to się zmieni. Fundacja od jakiegoś czasu była nieaktywna, ale myślę o powrocie do spotkań muzycznych oraz podróżniczych. Być może uda mi się także zrealizować inne projekty. Dzięki pracy w turystyce mam sporo wolnego czasu, chociaż powinienem go spożytkować na dokończenie doktoratu, to ciągnie mnie w świat. W tej chwili pakuję plecak i lecę na dwa dni zmęczyć się trochę w Karkonoszach.

Ł.P. - Dziękuję za rozmowę i życzę wytrwałości w realizacji kolejnych marzeń i celów związanych  z podróżami oraz rozwojem twojej firmy z fundacją włącznie.
 

Rozmawiał Łukasz Przelaskowski
 

Więcej o przygodach Bartka i jego badaniach genealogicznych na stronach: 

http://www.tropemkorzeni.pl 
https://www.facebook.com/tropemkorzeni/
http://www.karsbm.pl/
https://www.facebook.com/karsPL/
https://www.facebook.com/soundslikeadrone/
https://www.facebook.com/montiumPL/


Łukasz Przelaskowski - absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego. Prezes Fundacji Rodu Przelaskowskich herbu Szreniawa. Redaktor Naczelny kwartalnika historyczno-naukowego Młody Szreniawa. W 2016 roku zamieszkał w Holandii, gdzie w wolnych chwilach pracuje jako wolontariusz w Polskiej Szkole w Groningen. Łączy podróże z konkursami fotograficznymi, pisze i publikuje książki oraz poezję.
 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ