W Jerzwałdzie u Zbigniewa
Nienackiego
Długo wyczekiwana
chwilo nadeszłaś! Witaj Przygodo! Taka była moja reakcja, gdy już wyklarowały
się nam cele urlopowe. A były one warte grzechu. Mianowicie moja rodzona
małżonka wpadła na pomysł odwiedzenia Mazur, na których nigdy dotąd nie
byliśmy. A że dla mnie, niepoprawnego wielbiciela przygód Pana Samochodzika
pierwszym skojarzeniem na hasło "Mazury" jest Jerzwałd i stojący nad Jeziorakiem
dom śp. Zbigniewa Nienackiego - autora tej poczytnej serii, to właśnie
tam skierowaliśmy nasz wehikuł.
Dla kogoś,
kto nie wymaga pięciu gwiazdek, klimatyzowanego pokoju i świeżych ręczników
dwa razy dziennie, znakomitą kwaterą w Polsce są ośrodki wypoczynkowe,
złożone z wolno stojących wśród wielkich sosen drewnianych domków, najczęściej
z dala od wszelkiego zgiełku. Pamiętacie zakładowe wczasy w peerelu, ewentualnie
odcinek "Hieny" serialu "07 zgłoś się", którego akcja toczy się w takim
właśnie miejscu? Mimo upadku wielu potężnych zakładów pracy, ich ośrodki
wczasowe przetrwały do naszych czasów. Znajdują się w prywatnych rękach,
dzięki czemu poczciwe, drewniane chałupki są wyremontowane, z dostępem
do Internetu, telewizorem i tym podobnymi drobiazgami. Ktoś, kto da radę
utrzymać się przy życiu bez "fejsa", "insta", tudzież miliona seriali,
braku tych zdobyczy techniki nawet nie zauważy. I w takim właśnie
ośrodku o wdzięcznej nazwie "Szyszka" przyszło nam się zatrzymać. A było
to w Siemianach nad Jeziorakiem, nie więcej niż dziesięć kilometrów od
Jerzwałdu.
Aby wyjść przygodzie
naprzeciw, postanawiamy nie jechać do Jerzwałdu samochodem jak pierwsi
lepsi turyści. Ośrodek ma w ofercie rowery, a przed nami tylko niecała
"dycha" do pokonania. Chwytamy welocypedy i po kilku minutach mkniemy jak
należy asfaltową szosą, która - gdyby udać się w przeciwnym kierunku, na
południe od Siemian - doprowadziłaby aż do Iławy. Po drodze wyprzedzają
nas samochody z rejestracjami przeważnie warszawskimi, co dla nas, mazurskich
pionierów, jest sporą egzotyką. Po kilku dniach okaże się, że z racji geograficznego
sąsiedztwa jest to rejon bardzo popularny wśród "stoliczan", a wielu z
nich ma tu domy. Ba! Po drodze do Siemian znajduje się nawet ośrodek wypoczynkowy
Telewizji Polskiej. Tymczasem dojeżdżamy do skrzyżowania z drogą Zalewo-Susz
i obieramy kierunek w prawo. I już po chwili zza lekkiego wzniesienia wyłania
się znak "teren zabudowany", a nad nim nazwa miejscowości: Jerzwałd.
Każdy szanujący
się fan Nienackiego wie, że jego dawny dom znajduje się tuż za tą tablicą.
Po około 300. metrach zatrzymujemy się przy niewielkim domu z czerwonej
cegły. Od szosy dzielą go podobne ceglane słupki - znak, że remont trwa
i w przyszłości pojawi się tu płot. Chwilę spoglądamy z drogi na posiadłość,
za którą widnieje rozlewisko Jezioraka. Wszystko wygląda bajkowo i dokładnie
tak, jak na zdjęciach oglądanych przed wyprawą. A jeśli jeszcze ewentualny
wielbiciel Pana Samochodzika miałby wątpliwości, to na frontowej ścianie
domu widnieje solidna okolicznościowa tablica upamiętniająca pisarza. Po
chwili wchodzę na teren, kierując się do drzwi domostwa. Z internetowego
forum poświęconego Nienackiemu wiem, że odwiedzający to miejsce nie zawsze
szanują prywatność nowego właściciela; potrafią wjechać samochodem na posesję
i bez pozwolenia rozejść się "w celach krajoznawczych". Widocznie dla niektórych
brak ogrodzenia równa się zaproszeniu do wjazdu. Pukam do drzwi, następnie
poruszam dzwonkiem w kształcie lwa. W końcu odzywa się męski głos. Rozglądam
się, lecz nikogo nie widać. Tu jestem, na górze! Z okienka nad wejściem
wychyla się autor tych słów. Zadowolony z siebie, na wstępie przepraszam
za najście i pytam, czy możemy się rozejrzeć po dawnych włościach pisarza.
Po otrzymaniu pozwolenia robię kilka kroków, na co z budynku gościnnego
stojącego naprzeciwko domu wychodzi kobieta. Nawiązuje się rozmowa głównie
na temat uciążliwych "wielbicieli" tego sentymentalnego miejsca. W międzyczasie
na podwórzu pojawia się mężczyzna, z którym przed chwilą rozmawiałem. Okazuje
się, że to letnicy, którzy mają przy okazji oko na gospodarstwo, bo właściciel
akurat wyskoczył do Iławy. Dowiadujemy się od nich, między innymi, o planach
urządzenia tu gospodarstwa agroturystycznego. Nasi rozmówcy, widząc, że
mają do czynienia z ludźmi na poziomie, wskazują nam trzeci, najmniejszy
domek-altankę, pozostający w głębi terenu, na skraju małego zagajnika.
Podobno to właśnie tam pisarz najbardziej lubił tworzyć, o czym nie miałem
nie tylko bladego, ale w ogóle żadnego, pojęcia.
Nieopodal altany
widnieje miejsce na ognisko. Przed niespełna dwoma miesiącami odbył się
tu zlot "Nienackofanów", a ognisko było jednym z integralnych punktów programu.
Teren od domu do jeziora wyraźnie się obniża. Na dole znajduje się mały
staw z wysepką, na której rośnie brzoza i z mostkiem znanym z fotografii
zdobiących wywiady z Nienackim. Wszystko zagospodarowane i wykonane własnoręcznie
przez niego samego. Na zakończenie wizyty fotografujemy dom z ulicy. Spędziliśmy
tam może dwadzieścia minut, ale ta wizyta zostanie mi na długo w pamięci.
Po pożegnaniu
z rezydentami dawnego domu Zbigniewa Nienackiego kierujemy się dalej, do
Jerzwałdu. Dom stoi bowiem kilkaset metrów od serca wioski. Po drodze mijamy
cmentarz, na którym spoczywa pisarz. Jerzwałd jawi się nam jako cicha,
niemal wyludniona wieś. Droga przebiega przez centrum osady układając się
w odwróconą literę "S". Na szczycie jednego z jej brzuszków widnieje blisko
stuletni budynek piętrowy z mieszkaniami na piętrze i sklepikiem spożywczym
na parterze. Na drugim brzuszku znajduje się siedziba remizy strażackiej
oraz ogród dydaktyczny, stanowiący swoiste połączenie ogrodu botanicznego
z wystawą. Przed budynkiem remizy naszym oczom ukazuje się osobliwa poniemiecka
pompa strażacka, zaprzęgana w konia i obsługiwana przez czteroosobową drużynę
strażaków. Znaleziono ją zaraz po wojnie w jednym z okolicznych stawów.
Została wyremontowana i otrzymała imię "Zosia". Jak głosi tabliczka na
cześć jerzwałdzkiej panny, w której podkochiwał się miejscowy strażak.
Jak na małą
wioskę, atrakcji jest tu całkiem sporo. Zewsząd otacza nas cisza i spokój
towar jakże deficytowy w naszej kanadyjskiej codzienności. Większość
nowych domów znajduje się nieco dalej, w pobliżu Jezioraka. W sklepiku
kupujemy nowy zapas wody oraz niewielki lampion, po czym, skierowawszy
się w drogę powrotną, zatrzymujemy się przy cmentarzu. Fotografuję tablicę
informacyjną, a w tym czasie moja druga, lepsza połowa odnajduje grób pisarza.
Schludna mogiła przykryta płaskim granitowym kamieniem nie rzuca się w
oczy...
Drogę powrotną
urozmaicamy szukaniem skrytek w ramach globalnej gry geocahing.
Zapewne napiszę
o niej w dalszych wydaniach PANORAMY, bowiem jest to świetna zabawa połączona
ze zwiedzaniem ciekawych miejsc. W Jerzwałdzie jest ich kilkanaście, a
króluje wśród nich seria "Pan Samochodzik i wielki rejs Finckensteina".
Dzięki niej można dowiedzieć się interesujących szczegółów o hrabim von
Finckensteinie z niedalekiego Kamieńca, ale o tym następnym razem!
Tekst i zdjęcia:
Marcin Śmigielski
Marcin
Śmigielski - obserwator rzeczy dziwnych i ulotnych, podróżnik po Polsce
i kronikarz. Instruktor i pasjonat harcerstwa, autor książki o harcmistrzu
Stefanie Padowiczu, żołnierzu 2 Korpusu Polskiego generała Andersa. Niepoprawny
entuzjasta wszystkiego, co związane z Polską, oprócz polityki. Od kilku
lat szczęśliwy mąż, z niecierpliwością oczekujący dalszych życiowych wyzwań.
(Toronto) |