Czy Robert Kubica zapomniał
jak się jeździ?
Jakieś półtora roku temu świat polskich
i nie tylko mediów sportowych obiegła piorunująca informacja, że królowa
wyścigów samochodowych - Formuła 1 - otwiera swe podwoje dla powracającego
Roberta Kubicy, naszego eksportowego kierowcy, który swego czasu radził
sobie z tą panią wcale nieźle. My, Kanadyjczycy z Polski, najbardziej pamiętamy
w Formule 1 lata 2007 i 2008, ponieważ właśnie wtedy miały miejsce najważniejsze
momenty kariery Roberta Kubicy w tej dyscyplinie. Oba wydarzyły się na
lokalnym torze imienia Gillesa Villeneuve'a w Montrealu. Najpierw
był to koszmarnie wyglądający wypadek przy nawrocie Pits Hairpin, a rok
później piękne i do tej pory jedyne zwycięstwo Polaka w Formule 1. Oba
sezony Kubica zaliczył w zespole BMW-Sauber. Trzy lata później, jadąc w
rajdzie Ronde di Andora we Włoszech uległ wypadkowi, który omal nie pozbawił
go życia, a który wyeliminował go z Formuły 1 na długie siedem lat.
Tak naprawdę pierwsze testy zwiastujące
wielki powrót Kubica zaliczył już w połowie 2017 roku bolidem Renault,
na torze Hungaroring na Węgrzech, skądinąd bardzo popularnym wśród polskich
kibiców, bo znajdującym się najbliżej Polski. Jednak to początek sezonu
2018 przyniósł oficjalną informację, że Kubica zostaje kierowcą zespołu
Williams Martini Racing. Jeszcze nie tym "niedzielnym" tylko testowym,
ale zawsze. Okazało się, że Polak nie może wnieść wystarczającego budżetu,
przez co został podkupiony przez Rosjanina Siergeja Sirotkina. Tak, proszę
Państwa, za miejsce w bolidzie F1 należy uiścić roczną opłatę w wysokości
przynajmniej kilkunastu milionów dolarów. Chyba że jest się geniuszem na
miarę Michaela Schumachera, czy Lewisa Hamiltona, ewentualnie twój papa
jest bardziej obrotny od innych ojców-magnatów. Wtedy otrzymuje się miejsca
w Mercedesie lub Ferrari, które to zespoły od lat dyktują tempo i warunki
w Formule 1. Mile widziane jest przyprowadzenie własnego sponsora, jak
to zrobił w tym roku Kubica z rodzimym potentatem paliwowym, firmą PKN
Orlen. Oczywiście powyższe warunki nie zdadzą się na nic, jeśli kandydat
nie posiada Superlicencji, którą uzyskuje się poprzez zdobycie mistrzostwa,
lub regularne osiąganie dobrych wyników w niższych ligach: w Formule 3
i w Formule 2. W każdym razie talent Sirotkina szybko został zweryfikowany
i obecnie Rosjanin jest rezerwowym kierowcą zespołu Renault. Ósme miejsce
to najlepsza lokata, jaką Williams zdobył w 2018 roku. Daleko od tego,
do czego przyzwyczaił nas przez dekady, jednak patrząc na tegoroczne wyniki
zespołu Kubicy, miejsca w pierwszej dziesiątce bralibyśmy w ciemno.
Nie wiadomo co dzieje się w Williamsie,
a ściślej mówiąc: my nie wiemy. Wiedzą z pewnością dziennikarze "obsługujący"
Formułę 1, ale z oczywistych względów tego nie publikują. Zespół pod obecną
nazwą ROKiT Williams Racing boryka się z gigantycznymi trudnościami. Od
sprzętu, po zaplecze personalne z inżynierami włącznie. Nie ma śladu po
dawnej świetności, choćby z 1997 roku, gdy mistrzostwo świata zdobył montrealczyk
Jacques Villeneuve, ówczesny kierowca Williamsa. Zespół, pod obecnym kierunkiem
Claire Williams (córki legendarnego założyciela zespołu, Franka Williamsa)
"łata" na bieżąco największe braki i niedociągnięcia, główny akcent kładąc
na bolid z numerem 63, czyli ten, którym ściga się zespołowy kolega Kubicy,
Anglik George Russell. Kubica przy okazji każdego wyścigu i poprzedzających
je sesji treningowych narzeka na prowadzenie auta, na które składa się
głównie aerodynamika i opony, ale też i hamulce. Bolid naszego rodaka prowadzi
się kiepsko, wpadając w zakrętach w nadsterowność (uślizg tylnej osi),
czy ściągając na dowolną stronę w czasie hamowania, co w przypadku tak
elitarnego sportu jak Formuła 1 i osiąganych tam prędkości zakrawa na skandal.
Nieco dłuższą historią są opony.
Bolidem Formuły 1 nie można jeździć wolno, ponieważ opony nie osiągną optymalnej
temperatury pracy, w rezultacie czego nie będą trzymać się asfaltowego
toru. Pomagają w tym spojlery, zwane też skrzydłami, znajdujące się na
obu krańcach nadwozia. Odpowiednio ustawione zapewniają przy dużej prędkości
docisk, zwłaszcza w zakrętach, który sprawia, że opony mają lepszy kontakt
z nawierzchnią, w związku z czym szybciej się dogrzewają. Tajemniczym problemem
bolidu z numerem 88, kierowanego przez Kubicę jest fakt, że opony wytrzymują
w swym optymalnym stanie najwyżej kilka okrążeń. Następnie przegrzewają
się, co prowadzi do "grainingu", gdzie na powierzchni opony pojawiają się
pęcherze i jest ona do wyrzucenia. Oznacza to, że docisk aerodynamiczny
jest zbyt mocny. Jednak gdy zostaje zmniejszony, wówczas powraca problem
nadsterownych poślizgów w zakrętach. Takich problemów pod względem stabilności
bolidu nie ma Russell. Anglik, który mimo młodego wieku doskonale wie,
jak zabiegać o łaskawość pryncypałów, o każdym wyścigu wypowiada się w
superlatywach, nawet gdy musi skomentować kolejną porażkę.
Kolejny czynnik wpływający na zachowanie
bolidu to oczywiście silnik. Tu zaczyna się większa polityka. Jednostki
napędowe do Williamsa dostarcza Mercedes. Ten sam, który wiedzie prym w
Formule 1. Niezwykle istotna jest tu informacja, że zaledwie dwudziestoletni
George Russell jest podopiecznym programu Mercedesa dla juniorów. Pomimo
reprezentowania barw konkretnego zespołu zaliczył w tym roku testy w bolidzie
niemieckiej potęgi motoryzacyjnej. Tu warto oddać głos Matthew Carterowi,
byłemu szefowi zespołu Lotus, poproszonemu o opinię na temat obecnej sytuacji
w Williamsie: "Kubica wykonuje dobrą pracę, ale uważam też, że samochody
Kubicy i Russella bardzo się różnią (czemu konsekwentnie, choć chyba
niezbyt umiejętnie zaprzecza Claire Williams - przyp. aut.). Myślę,
że wynika to z faktu, że zespół usilnie stara się wspiąć wyżej. Przykładowo,
może być tak, że jednemu kierowcy dają taki typ skrzydła, a drugiemu inny.
Przerabiałem to z Joylonem Palmerem pod koniec jego bytności w Renault,
gdy opowiadał mi, jak bardzo jego samochód różni się od auta Hulkenberga,
jak wszystko idzie na tamten samochód (...) Często mówi się, że kierowcę
najlepiej jest porównać z jego kolegą z zespołu, ale to bardzo rzadko jest
prawda, różnica między ich samochodami jest zbyt duża. O silnikach w jego
byłym zespole, które również dostarczał Mercedes: Przed Grand Prix nadwozie
przyjeżdżało z naszej siedziby w Enstone, a silnik z fabryki Mercedesa
z Brixworth. Podczas wyścigu przy jednostkach napędowych pracowali inżynierowie
Mercedesa, tylko ubrani w nasze uniformy Lotusa. Nigdy nie mieliśmy możliwości
ingerencji w ustawienia, w tryby pracy, nigdy nie widzieliśmy tych silników.
A w niedzielę wieczorem spakowaną karoserię odwożono w jedną stronę, a
silnik w drugą." Wywiad z byłym szefem Lotusa przeprowadzono 9 lipca
b.r., a można go zobaczyć i wysłuchać pod adresem: https://www.youtube.com/watch?v=AlLj32Vjb6w.
Można wywnioskować, że podobna sytuacja ma miejsce w Williamsie, który
mając do wyboru silnik Renault i Mercedesa, wybrał tego drugiego producenta,
ponieważ jego oferta była o wiele tańsza.
Do tych bardzo sugestywnych słów
Matthew Cartera można dorzucić wypowiedź Claire Williams z 12 lipca, na
temat Roberta Kubicy, która najbardziej w naszym rodaku docenia jego wiedzę
i doświadczenie: "Jednym z powodów, dla których go zatrudniliśmy jest
jego zdumiewająca wiedza techniczna dotycząca wszystkiego, co związane
z bolidem. Od naszych kierowców oczekujemy, aby wnosili wiedzę pozwalającą
rozwijać auto. Dlatego Robert jest dla nas niebywale użyteczny od strony
inżynieryjnej." Te słowa pochodzą z polskiej edycji portalu motorsport.com.
W świetle obu tych wypowiedzi staje
się jasne dlaczego to dwudziestoletni George Russell, a nie trzydziestoczteroletni
Robert Kubica jest pupilkiem zespołu. Najprawdopodobniej Mercedes, widząc
w Russellu przyszłego mistrza świata odpowiednio konfiguruje jego silnik,
aby Anglik nawiązywał walkę z ogonem stawki. Bardzo możliwe jest też wywieranie
wpływu na inżynierów, którzy podczas wyścigu są w kontakcie z kierowcami.
Tryb pracy silnika wybierany jest pokrętłem na kierownicy i posiada skalę
od 1 do 12. Inżynier Kubicy nigdy nie zezwala mu na używanie całego zakresu.
Dla mnie jest również jasne to, że Robert Kubica musi mieć w swojej umowie
o pracę akapit wyraźnie mówiący o tym, że jest kierowcą numer dwa i jego
zadaniem jest wspieranie zespołu w "graniu na Russella". A w obecnej sytuacji
wystarczająco dużym osiągnięciem Kubicy jest dojeżdżanie tym wcieleniem
nędzy i rozpaczy do mety w jednym kawałku.
Na koniec wrócę do infantylnego tytułu
mojego tekstu. Ze strony niektórych zniecierpliwionych rodaków pojawiły
się bowiem takie opinie, umiejętnie podsycane przez media specjalizujące
się w pisaniu o ogórkach. Jak to możliwe, żeby ten sam Kubica, który walczył
na równi z najlepszymi, teraz zamiatał tyły? Na pewno zardzewiał, boi się
i odpuszcza. Teraz, panie to już tylko wyścigi dookoła trzepaka. Otóż są
to najprostsze wnioski osób, które za wystarczający trud we wspieraniu
Polaków na światowej arenie sportowej uważają przytarganie skrzynki piwa
do kanapy podczas transmisji. Według mnie uparte tkwienie przy takich opiniach
jest nie tylko wyrazem niewiedzy, ale także ignorancji i braku szacunku
dla jedynego do tej pory Polaka w Formule 1 i jego osiągnięć. Kubica miał
siedmioletnią przerwę w Formule 1, ale nie w ściganiu. Kto z Państwa wie,
że w 2013 roku, zaledwie dwa lata po wypadku, który spowodował częściową
utratę sprawności, został mistrzem świata w rajdach samochodowych? Osiągnął
to w klasie WRC2, czyli w światowej drugiej lidze rajdowej, często na poszczególnych
odcinkach specjalnych osiągając czasy lepsze od czołówki WRC. W międzyczasie
z powodzeniem brał udział w wyścigach World Endurance Championship, czy
Renault Sport Trophy. Jednak największym jego osiągnięciem jest powrót
do Formuły 1, czyli na sam szczyt. Jak przed laty Niki Lauda (powrót po
dwóch miesiącach od wypadku, w którym niemal spłonął żywcem) Kubica powrócił
po długoletniej przerwie, spowodowanej nie chęcią odpoczynku zblazowanego
popularnego sportowca, lecz poważnym wypadkiem, który w zasadzie zdecydował
za niego. Nico Rosberg, mistrz świata Formuły 1 z 2016 roku, były manager
Kubicy powiedział o nim niedawno: "Jasne, że chcielibyśmy widzieć go
na wyższych pozycjach, ale po pierwsze ma bardzo zły samochód, najgorszy
samochód w stawce, którym możesz zająć przedostatnie lub ostatnie miejsce.
Po drugie - musimy dać mu trochę więcej czasu. Był poza samochodem F1 tyle
lat, teraz musi się ścigać i nadrabiać, do tego stracił kawał testów przed
sezonem. Nie ma cudów, teraz jest tylko praca, praca, praca. (...) To największy
talent jaki ten sport miał. Kubica zawsze się poprawiał. Zaufajcie mi Robert
to wielki gracz, zaatakuje i tym razem".
Marcin Śmigielski
Marcin Śmigielski
- obserwator rzeczy dziwnych i ulotnych, podróżnik po Polsce i kronikarz.
Instruktor i pasjonat harcerstwa, autor książki o harcmistrzu Stefanie
Padowiczu, żołnierzu 2 Korpusu Polskiego generała Andersa. Niepoprawny
entuzjasta wszystkiego, co związane z Polską, oprócz polityki. Od kilku
lat szczęśliwy mąż, z niecierpliwością oczekujący dalszych życiowych wyzwań.(Toronto)
|