Od Pacyfiku po Atlantyk
- piesza wyprawa przez Kanadę (cz. 5)
29 marca 2015
Dzień 68 - Przy kominku
Głodny!!! Wczoraj zjadłem tylko mrożonki
i wypiłem butelkę piwa. Poczęstował mnie ktoś z recepcji. To bardzo miłe!
Dziś idę dalej w stronę Banff. Z trudem podjąłem tę decyzję. Ludzie! Być
w Lake Louise i nie zobaczyć słynnych jezior Moraine Lake oraz Lake Louise?
To jak być w Paryżu i nie zobaczyć wieży Eiffla! Jest to miejsce, które
zna każdy, nawet w Polsce. Kojarzycie jakieś zdjęcia turkusowego jeziora
z Kanady? To właśnie te dwa jeziora! Wpisując w Google "Kanada", jest to
jedno z pierwszych zdjęć, jakie się pojawia. Dlaczego nie zobaczę tych
miejsc? Moraine Lake jest wysoko w górach i w zimie konieczne są rakiety
śnieżne, by móc tam dojść. Do Lake Louise można wybrać się na spacer, ale
zajęłoby to kilka godzin i musiałbym zostać dzień dłużej w mieście, a nie
mogę
Miasto jest niezwykle drogie! Zrobiłem
podstawowe zakupy - jedzenie, picie i za mały ich koszyk zapłaciłem aż
pięćdziesiąt dolarów. Zgrzewka wody, dwanaście półlitrowych butelek kosztuje
dyszkę! Tu nawet nie kryją się z tym, że robią fortunę na turystach.
Dziś wybrałem marsz po małej drodze
widokowej Hwy 1A (The Bow Valley Parkway). Jest to trasa widokowa równoległa
do TCH, gdzie ruch jest mniejszy. Szczerze mówiąc, łatwiej tu zderzyć się
z rowerzystą lub niedźwiedziem! Misie budzą się powoli ze snu zimowego
i jest szansa, że spotkam jakiegoś na drodze. Szkoda, że nie mam gazu,
by się bronić. Pan Zenek z Vancouver opowiadał, że gdy pracował w lesie,
to ci z gazem "zagazowali" samych siebie.
Dziś mam okazję podziwiać ładne widoki.
Idę szeroką doliną, a po obu stronach są wysokie góry. Kilka kilometrów
przed Castle Junction zatrzymałem się przy starym pomniku, by zapoznać
się z historią tego miejsca. Podczas pierwszej wojny światowej był tu obóz,
gdzie internowano ludzi pochodzenia niemieckiego, austriackiego, węgierskiego
i innych mniejszości mieszkających i pracujących w Kanadzie. W sumie 8579
osób zostało internowanych w dwudziestu czterech obozach w całym kraju.
Warto przytoczyć słowa z listu jednego z więźniów: "Warunki są nieludzkie:
śnieg, wielki mróz i zaczynamy umierać. Nie mamy prawie nic do jedzenia
- jesteśmy głodni jak psy". Więzień N. Olynik, list z 28 października 1915
roku.
Doszedłem do hostelu. Jestem jedynym
gościem. Zrobiłem wielką michę spaghetti - makaron i jakiś niedobry sos
z puszki kupiony wczoraj na stacji benzynowej. Hostel jest w pewnym sensie
wyjątkowy - jest w lesie, nie ma internetu, komórki mają słaby zasięg lub
jego brak. Jest tu wielki salon z kominkiem na środku, gdzie można miło
spędzać zimowe wieczory. Dziś wyjątkowo hostel pusty. Wieczorem było nas
tylko pięć osób: ja, dwie dziewczyny z Edmonton, Heather i druga o niewymawialnym
imieniu oraz dwóch chłopaków z Francji (Pierre i Francis). Wieczorem siedzieliśmy
wszyscy w salonie. Od kominka biło przyjemne ciepło i była bardzo miła
i serdeczna atmosfera. Trochę rozmawialiśmy, trochę milczeliśmy, a czasem
Francuzi grali na gitarze, bo cisza robiła się nie do zniesienia. Widziałem
wiele hosteli, ale to jest pierwszy, który jest wręcz idealny do zawierania
nowych znajomości i spędzania wyjątkowych wieczorów. W innych każdy siedziałby
przy komputerze lub rozmawiałby przez telefon - nic ciekawego! Dziś znów
opowiedziałem swoja historię i mogę się pochwalić tym, że z każdym dniem
jest ich więcej. Zawsze wywieram to samo wrażenie na innych - szczęka im
opada! Każdy miał swoją ciekawą opowieść. W takich hostelach śpią tylko
sami podróżnicy i z nimi nie można się nudzić!
30 marca 2015
Dzień 69 - Wśród Polaków
Rano hostel był zupełnie pusty, wszyscy
już pojechali, tylko ja jeszcze spałem. Źle się ostatnio odżywiam (na śniadanie
tosty i inne dodatki z kuchni). Nie wiem, co się dzieje, może to zmęczenie?
Czasami nie jestem w stanie nic przełknąć pomimo tego, że umieram z głodu
Dziś dojdę do Banff. Jest tylko jeden
problem - nie dostałem jeszcze adresu od Pani Ani, a od kilku dni telefon
milczy. Czy czekają na mnie? Czy wiedzą, że jestem już tak blisko? Zupełnie
nie wiem, czego się spodziewać i czy będę dziś u Polaków. Ta niepewność
jest denerwująca. W razie czego w mieście jest hostel, więc przynajmniej
nie będę spał w namiocie.
Mam też dobrą wiadomość! Jakiś czas
temu mój kolega z Polski powiedział mi, że jego dziadkowie mieszkają w
Calgary. Dziś zadzwonili do mnie i powiedzieli, że czekają na mnie i zapraszają
do siebie! To wspaniała wiadomość! Calgary to duże miasto i cieszę się,
że nie będę martwił się o noclegi, co jest bardzo odprężające. Podobno
czeka na mnie niespodzianka! W Calgary zamierzam spędzić około tygodnia,
z czego część czasu na leżeniu w łóżku i na przyjemnościach. Tęsknię za
polskimi potrawami, za pierogami i polską kiełbasą
Jestem w trasie. Co mogę dziś powiedzieć?
Jest cudownie! Nie jest zimno, nie jest ciepło i mam pewność, że najgorsza
część zimy za nami. Jest pochmurno, a góry wyglądają bardzo groźnie. W
każdej chwili pogoda może zapomnieć, że już czas na wiosnę i zaatakować
śnieżycą.
Jestem nadal w okolicy Castle Junction.
Kilka kilometrów za hostelem zobaczyłem znak "Johnson Canyon left 1 km".
Słyszałem już tę nazwę! Przyjaciele z chatek przed Golden polecali to miejsce
na całodzienny spacer, bo warto! Są tu wysokie wodospady i przejścia wykute
w skałach. Bez raków i solidnych butów lepiej się tutaj nie zapuszczać.
Znów musiałem obejść się smakiem, dziś moim celem jest Banff i nie chcę
już tego zmieniać. Pomyślałem sobie, że jak wystarczająco długo będę w
Calgary, to może dziadkowie Michała lub Pani Ania z Banff będą chcieli
wybrać się na przejażdżkę w te rejony? Co zrobić, by zobaczyć też Lake
Louise?
Droga jest wąska, drugorzędna i mało
uczęszczana. Do tej pory widziałem więcej dzikich zwierząt i kolarzy niż
samochodów! Tak! Coraz częściej widać dzikie zwierzęta. Dziś są to jakieś
rogate kozy czy inne "coś" też rogate. Był nawet taki moment, że zablokowały
drogę i nie chciałem się do nich zbliżać. Kto wie, czy nie zaatakują? Pech
chciał, że ten odcinek był bardzo wąski. Prawy i lewy pas się "rozjechały",
a te rogacze stały i za cholerę nie chciały się ruszyć! Zawsze należy znaleźć
dobrą stronę we wszystkim - co, jeśli byłyby to niedźwiadki?
Dochodząc bliżej Banff, spotkała
mnie dość śmieszna sytuacja. Małe wprowadzenie: wczoraj spotkałem jakąś
miłą panią, która zatrzymała się i spytała, czy to ja jestem tym człowiekiem,
co idzie przez Kanadę. Gdzie usłyszała o mnie? Dziś znów zobaczyłem jej
samochód! Poznałbym go wszędzie - miał rozwalony zderzak i wielką naklejkę
na masce i drzwiach (sportowy numer jeden). Haha! Babka jeździła trochę
jak szaleniec! Dziś, widząc mnie na drodze, zatrzymała się i dała mi kurczaka!
Tak było! Siedzieliśmy razem na masce i wcinaliśmy kurczaka! Czasami spotka
się na swojej drodze bardzo pozytywnych ludzi, można powiedzieć miłych
wariatów!
Coraz bliżej do Banff. Już widzę
miejsce, gdzie dolina zakręca i gdzieś tam jest miasto. Zrobiłem przerwę,
usiadłem na wielkim kamieniu. Nogi bardzo bolą i robię się sztywny. Sto
trzydzieści kilometrów od Golden po górzystej drodze w cztery dni. Na wyprawie
mam takie szczęście, że gdy czegoś naprawdę bardzo potrzebuję, to akurat
to się przytrafia i mnie ratuje. Siedzę na kamieniu zmęczony, głodny i
gdy zadzwoniłem do Pani Ani, to odebrała! Od kilku dni nie mogłem się dodzwonić,
bo zgłaszała się sekretarka, a teraz się udało! Rozmowę podsumuję trzema
słowami: "Czekamy na Ciebie!" Hurra! Mam gdzie spać! Zostało sześć kilometrów!
Idę już po TCH i widzę coraz bliżej
charakterystyczną górę, u podnóża której jest Banff. Opowiem kilka słów
o parku narodowym, a jak skończę, to będę wchodził do miasta. Banff National
Park of Canada jest najstarszym parkiem narodowym w Kanadzie, drugim w
Ameryce Północnej i trzecim na świecie. Góry Skaliste są tak wyjątkowe
i tak różnorodne, że nie jest to jedyny park narodowy w okolicy. Graniczy
aż z trzema innymi parkami narodowymi: od północy Jasper, od zachodu Yoho,
przez który przechodziłem, a od południa Kootenay. Ale to nie koniec, pełno
tu parków prowincjonalnych i rezerwatów, co tylko podkreśla atrakcyjność
"Rockies". Każdy z parków oferuje wyjątkowe atrakcje turystyczne, widoki
i miasteczka. Tutaj najbardziej znanym jest miasto Banff, a właściwie nie
tylko tutaj, ale nawet na cały świat. Podobno cztery miliony ludzi rocznie
odwiedza te tereny! Wszystkie cztery parki narodowe są na liście światowego
dziedzictwa UNESCO. Nie dziwię się! Jest tu obłędnie! Naprawdę chciałbym
na chwilę rzucić wszystko i pochodzić po górach lub chociaż wjechać wyciągiem
na szczyt. Koniec gadania. Właśnie wchodzę do miasteczka i jest jak w Zakopanem!
Doszedłem! Pani Ania i Pan Piotr
czekali na mnie, jak się okazało od kilku dni. W górach nie było zasięgu
i nie mogliśmy porozmawiać, dlatego byli gotowi na "niespodziewane najście".
Jest bardzo miło i jest swobodnie, co najważniejsze. "Kuba, jak Ty marnie
wyglądasz. Weź sobie piwo do łazienki i zrelaksuj się w gorącej kąpieli,
a później będzie obiad". Z Panem Piotrem nadajemy chyba na tych samych
falach! Głód i piwo mam wypisane chyba na twarzy! Leżę w gorącej wodzie
i piję lodowate piwo. Polak zawsze zrozumie drugiego Polaka.
Przy obiedzie dużo rozmawialiśmy.
Może napiszę inaczej - wchłonąłem wszystko momentalnie i z pełnym brzuchem
mogłem spokojnie rozmawiać "przy obiedzie". Pani Ania i Pan Piotr mieszkają
w centrum Banff. Miasteczko jest bardzo małe. Mają mieszkanie z wielkimi
oknami i widokiem na góry. To pierwsze, co rzuca się w oczy. Zaproponowali,
że jak jestem zmęczony, to mogę zostać, odpocząć i pozwiedzać miasto.
Pani Ania pracuje w hotelu w Banff.
Czytelnicy z Kanady wiedzą już pewnie w którym. Dla reszty wyjaśniam -
w Banff jest słynny na cały świat, luksusowy hotel sieci Fairmont - Banff
Springs Hotel, czyli "Zamek w Górach Skalistych". Każdy pokój ma świetny
widok na otaczające góry. Podobno kiedyś był to najwyższy budynek w Kanadzie.
Jutro lub pojutrze wybierzemy się razem na zwiedzanie i będzie okazja zobaczyć
go na żywo!
Pan Piotr jeździ taksówką. Jak sam
mówi, podoba mu się tu w Banff i lubi to, co robi. Zna na pamięć całe miasto.
Na początek nie mogłem pojąć, po co taksówki w Banff. To w sumie głupie
pytanie - jestem w jednym z najbardziej znanych turystycznych miast Ameryki,
wiec klientów tu jak mrówek! Głównym kursem, jaki robi, jest dwugodzinna
jazda na lotnisko w Calgary. W czasie wolnym lubi dobre filmy (podobnie
jak ja na wyprawie!) i mamy o czym rozmawiać. Jaki film można polecić?
Bez wątpienia Interstellar, o którym już pisałem. Mamy piwo, jest co jeść
i niezwykle się cieszę, że zostałem przygarnięty przez Polaków. Brakowało
mi rozmów po polsku na żywo, a nie na Skype. Jestem wśród swoich, będzie
dobrze!!! Zdrówko!
31 marca 2015
Dzień 70 - Małe górskie miasteczko
Jestem sam w domu. Pani Ania i Pan
Piotr wyszli rano. Spałem jak zabity i nawet tego nie zauważyłem. Wczoraj
Pani Ania pokazała mi, co gdzie jest w kuchni i w lodówce, by rano zrobić
sobie porządne śniadanie. Mimo zmęczenia w górach szybko odzyskuję siły,
jedząc polskie jedzenie i pijąc polskie piwo. Mam cały dzień dla siebie,
bo moi gospodarze wrócą po południu lub wieczorem. Postaram się wyjść do
centrum i pozwiedzać. Może znajdę jakiś sklep turystyczny, gdzie będzie
coś godnego uwagi (jakiś ciekawy gadżet na wyprawę).
Wyszedłem do centrum. Było bardzo
blisko, dosłownie trzy minutki piechotą. Banff jest małym miasteczkiem
i wszystko jest skupione przy głównej ulicy Banff Avenue. Są tu restauracje,
hotele, sklepy i wszędzie dużo ludzi (komercja, komercja, komercja). Miło
jest przejść się po naprawdę ładnym mieście. Przy końcach głównej ulicy
znajdują się duże góry, co cieszy oczy. Dziś spadło kilka centymetrów śniegu.
Czasami mam już go dosyć!!! Pochodziłem po mieście, kupiłem kilka butelek
polskiego piwa, by mieć na wieczór z gospodarzami. Ceny w Banff są bardzo
wysokie, zawyżone dwukrotnie, ale trudno. Wieczór znów spędziłem z Panią
Anią i Panem Piotrem. Dziś zrobili steki na kolację, by mnie solidnie nakarmić
i dodać energii. Pan Piotr podczas rozmowy zapytał, dlaczego idę przez
Kanadę, a nie na przykład jadę rowerem? On sam przyznał, że nawet podwiózłby
mnie samochodem do St. Johns! Nie wiem, czy serio, czy żartem, ale to
pokazuje, że miło spędzamy czas. Jutro również zostaję w Banff.
1 kwietnia 2015
Dzień 71 - Prima Aprilis!
Dziś Prima Aprilis! Leżę sobie w
łóżku i myślę jak Was wszystkich "wkręcić" na Facebooku. Trzeba przecież
zrobić coś szatańskiego, zrobić jakiś dobry żart, by nabrać wszystkich!
Wracam do sił. Odpoczynek był naprawdę zasłużony. Znów jestem sam w domu.
Zrobiłem śniadanie i w tej chwili pojawił się szatański pomysł! Obym tego
nie schrzanił!
Zacząłem pisać na Facebooku, że jestem
już na lotnisku w Calgary i wracam do Montrealu. Narzekałem, że wyprawa
jest ciężka, że jest zimno, jestem zmęczony, głodny. Dodałem zdjęcie z
lotniska w Montrealu. Opublikowałem post i patrzyłem, jak coraz więcej
ludzi się nabiera. Niektórzy przytomnie zorientowali się, że to żart. Dziwne,
że połowa komentarzy była od ludzi, którym było przykro, że kończę wyprawę,
a druga otwarcie pisała, że to świetny żart!
Wieczorem z Panią Anią i Panem Piotrem
pojechaliśmy na zakupy i zwiedzanie miasta w ciemności. Podjechaliśmy pod
hotel. Wygląda jak wielki zamek. Zobaczyliśmy wodospady i pojeździliśmy
małymi uliczkami w Banff. Dojechaliśmy do miejsca, skąd hotel było widać
z dużej odległości na tle ośnieżonych gór. Później pojechaliśmy do Canmore
- kolejnego miasta. Tak tylko chcieliśmy się przejechać. Przy okazji zobaczyłem,
co czeka mnie jutro: dość prosty i przyjemny dzień, bo nie będę szedł po
ruchliwej drodze, tylko tuż obok po szlaku rowerowym. Wróciliśmy do domu
i na kolację znowu były steki. Pani Ania bardzo dobrze mnie karmi!
Jakub Muda
Jakub Muda - podróżnik, który
przebył pieszo Kanadę od Pacyfiku po Atlantyk. Autor książki - dziennika:
"500 dni..." Książka z wyprawy dostępna na stronie: https://500dni.com |