Globus w kapeluszu
|
... |
Z
Anną Tomczak - podróżniczką, dziennikarką, autorką filmów - "Globus w kapeluszu"
rozmawia Łukasz Przelaskowski
Marzyła by
zostać aktorką i występować na scenach teatralnych, ale los przygotował
jej inną, podobną rolę. Dziś, a dokładnie od sześciu lat podróżuje po świecie
z kapeluszem na głowie, których kolekcja poszerza się z każdą wyprawą.
Nagrywa swoje przygody występując przed kamerą w swoim projekcie Glob in
The Hat, czyli Globus w Kapeluszu. Doskonale przygotowana, materiały ciekawe
i humorystyczne, zmontowane w kilku językach, powodują, że liczba subskrybentów
na każdym założonym kanale/fanpage internetowym bije rekordy wraz z nowymi
odcinkami i latami. W 2019 spośród 1400 kandydatów została wybrana do grupy
100 osób z całego świata, reprezentujących swoje kraje w Chińskiej Republice
Ludowej podczas International Youth Forum on Creativity and Heritage Along
the Silk Road.
Na szczycie
wulkanu Ijen w regencji
Banyuwangi
na Jawie Wschodniej, Indonezja maj 2017
|
Łukasz Przelaskowski
- Poznaliśmy się ponad siedem, może to już będzie osiem lat temu na planie
filmowym we Wrocławiu, gdzie oboje graliśmy role statystów do jednego z
popularnych w tamtym czasie seriali. Każdy z nas szukał swojego miejsca.
Pamiętam, że już wtedy swoją osobą przyciągałaś uwagę wszystkich obecnych,
wulkan energii - miałaś wiele pytań, uśmiechałaś się do każdego obdarzając
pozytywnym nastawieniem i uśmiechem. Co skusiło Cię do podjęcia próby
roli statystki i jakie miałaś wtedy cele, marzenia życiowe?
Anna Tomczak
- (śmiech) Zgadza się! Bardzo dobrze pamiętam ten dzień. Wcielaliśmy
się wtedy w role lekarzy i pacjentów. Miło wspominam te czasy. Udzielałam
się wtedy na wszystkich artystycznych frontach - chodziłam do szkoły muzycznej,
tańczyłam i śpiewałam w zespołach, występowałam w kabaretach, byłam konferansjerką,
statystowałam w filmach i serialach. Od najmłodszych lat moim wielkim marzeniem
było zostać aktorką i występować przed kamerami. Jednak los pokierował
mnie w inną stronę...
Ł.P. -. Utrzymujemy
od tamtej pory, bardzo miły, przyjacielski kontakt m.in. przez portale
internetowe, a pośród nich Facebooka. W ten sposób śledziłem Twój rozwój
i karierę dziennikarską, podróżniczą. Przedstaw, proszę, po krótce, naszym
czytelnikom, jakie studia ukończyłaś, gdzie miałaś przyjemność współpracować
np.; na wolontariacie, stażu, praktykach i w jakich projektach brałaś wtedy
udział?
A.T. - Życie
czasami płata nam figle. I tak też było w moim przypadku. Kiedy zrozpaczona
bo oblaniu egzaminów do szkoły aktorskiej, musiałam wybrać pomiędzy moimi
alternatywnymi kierunkami, czyli filologią romańską, turystyką i rekreacją
oraz dziennikarstwem i komunikacją społeczną
po długich przemyśleniach
ostatecznie zdecydowałam się na ten ostatni. Niepewna swojej decyzji,
dokumenty na Uniwersytecie Opolskim złożyłam zaledwie kilkanaście minut
przed zakończeniem rekrutacji, ciągle zastanawiając się: "Anka! Co ty tu
robisz?!". Ostatecznie pokochałam ten kierunek, a przez 3 lata studiów
aktywnie udzielałam się m.in. w radiu i telewizji studenckiej, w której
pełniłam też funkcję redaktor naczelnej. Wiele razy wyjeżdżałam również
np. na Ukrainę promować naszą uczelnię, czy do Parlamentu Europejskiego
do Brukseli realizując materiały dla telewizji. Teraz wiem, że była to
jedna z moich najlepszych decyzji w życiu. Bo to właśnie między innymi
Dziennikarstwo zainspirowało mnie do rozpoczęcia trójstronnych studiów
magisterskich "Europa Master" na uniwersytetach w Polsce, w Niemczech i
we Francji. Po dwóch intensywnych latach nauki otrzymałam 3 dyplomy z trzech
różnych uczelni, a potem
a potem to już cały świat czekał na mnie z otwartymi
rękami (śmiech). I wiesz co? Z perspektywy czasu dostrzegłam też, że tematyka
wszystkich kierunków studiów nad którymi się wcześniej zastanawiałam, nadal
jest mi bardzo bliska. Swoje umiejętności aktorskie czasami wykorzystuję
w moich filmach, podróżując i nadal ucząc się języka francuskiego. Czyż
życie nie jest zaskakujące?
Ł.P. - Czy
nauka języków obcych przychodzi ci łatwo?
A.T. - Nauka
języków to moja wielka pasja i gdybym tylko mogła, to bardzo chętnie uczyłabym
się wszystkich języków świata (mówię bardzo poważnie!). Najtrudniej było
mi przyswoić dwa pierwsze języki obce. Potem wszystko już leciało z górki,
bo ucząc się kolejnego, często porównywałam go z innymi językami - słówka,
konstrukcję zdań itp. i wtedy nauka szła mi znacznie szybciej. Mam też
swoje sprawdzone metody, które na co dzień wykorzystuję. I tak właśnie
nauczyłam się angielskiego, francuskiego, niemieckiego i indonezyjskiego.
W przyszłości chciałabym też przyswoić hiszpański.
Pierwsze
indonezyjskie wesele, w którym wzięłam udział. Na zdjęciu razem z panem
młodym młodą i jego rodziną, Indonezja marzec 2017 / Przygotowując
indonezyjskie przysmaki dla gości weselnych na Jawie, Indonezja marzec
2017
Ł.P. - Preferowane
przez Ciebie metody na opanowanie obcych słów, zdań oraz zamienne sposoby
komunikacji?
A.T. - Myślę,
że w nauce języków obcych najważniejsza jest systematyczność. Przyjmuję
zasadę: lepiej poświęcić 15 minut dziennie (ale codziennie!), niż np. 1,5
godz. w tygodniu. Z doświadczenia wiem, że taka systematyczność przynosi
lepsze efekty. Powtarzane codziennie słówka, czy zdania na długo zostają
w naszej pamięci. Super jest też mieć native speakera obok siebie, z którym
możemy porozmawiać i który poprawi nasze błędy językowe. Jednak osobiście
najlepiej lubię uczyć się języków w podróży lub mieszkając za granicą.
Tam już nie ma żadnych wymówek, trzeba rozmawiać.
Ł.P.
- Jaki był Twój pierwszy w życiu wyjazd za granicę - z rodziną, przyjaciółmi?
i co
najbardziej zostało ci w pamięci z tamtej podróży?
A.T. - Swoje
podróże zaczynałam od Polski, gdzie rodzice co roku zabierali mnie i moje
rodzeństwo na wakacje w góry i nad morze. Pamiętam też, że raz wybraliśmy
się na wycieczkę do Czech, i to była właśnie moja pierwsza zagraniczna
wyprawa, byłam wtedy w przedszkolu. W tamtych czasach podróżowanie nie
było tak łatwe i nawet wyjeżdżając do sąsiadującego z Polską kraju, trzeba
było zabierać ze sobą paszport.
Ł.P. -
Wymień pierwsze, samodzielne wyjazdy odkrywające obce kraje. Nie bałaś
się jechać lub lecieć sama?
A.T. - Samodzielne
wyjazdy zaczęłam na moich studiach dziennikarskich w Opolu. To były naprawdę
piękne czasy i często wspominam je z szerokim uśmiechem na twarzy. To tam
poznałam też inne pozytywnie zwariowane osoby, z którymi często kupowaliśmy
bardzo tanie bilety i ruszaliśmy na podbój Europy. Były to np. wypady za
5 euro do Paryża, czy Liverpoolu na weekend, lot za 3 euro (tam i z powrotem)
do Oslo na kawę itp. Nigdy nie zapomnę miny stewardess, które po kilku
godzinach postoju na lotnisku, w powrotnym samolocie do Polski ponownie
zobaczyły tę samą 18-osobową grupę studentów na pokładzie. Zszokowane zdążyły
tylko zapytać: "A co, wy już z powrotem?!". Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
To była dla nas wspaniała przygoda. Już kilka lat temu można było
dorwać naprawdę świetne okazje lotnicze, jednak tylko nieliczni wiedzieli
jak takie tanie bilety bukować. Obecnie opcje niedrogiego podróżowania
dostępne są praktycznie na każdym kroku.
W trakcie
studiów wylatywałam też na międzynarodowe fora czy konferencje, np. do
Korei Południowej i były to już samodzielnie wyjazdy. Po skończonej konferencji
często wyruszałam na wyprawę po kraju. Jednak na swojej drodze zawsze spotykałam
bardzo dobrych ludzi, z którymi spędzałam większość mojego czasu i, dzięki
którym, rzadko kiedy byłam sama.
Ł.P. - Kiedy
narodził się pomysł na założenie pierwszego bloga, było to w trakcie studiów,
czy już po?
A.T. - Już
w trakcie studiów licencjackich, pracując w telewizji studenckiej chciałam
zrealizować swój program podróżniczy. Ale przez nadmiar obowiązków, na
pomyśle się tylko skończyło. Dopiero na studiach magisterskich nareszcie
udało mi się nakręcić mój pierwszy odcinek we Francji, w który w sumie
zaangażowało się jakieś kilkanaście osób - w tym koleżanki z Kanady, Hiszpanii
z Polski, koledzy z Francji itd. W tym czasie mój aparat uległ uszkodzeniu
(spadł ze statywu przewróconego przez silny wiatr), a ja pozbawiona, swojego
sprzętu, musiałam polegać na pomocy moich przyjaciół, którzy w tym czasie
użyczyli mi nie tylko swoich kamer, ale też dodali energii do działania.
Udzielanie
wywiadu dla chińskich mediów podczas International Youth Forum on Creativity
and Heritage Along the Silk Road, Chiny kwiecień 2019 / Podczas pobytu
w zakonie buddyjskim w okolicach Busanu, Korea Południowa wrzesień 2016
Ł.P. -
Globus w Kapeluszu to bardzo trafna nazwa dla całego twojego projektu,
posiada swoją historię powstania?
A.T. -
Swój pierwszy kapelusz kupiłam jakieś 7 lat temu przed moim pierwszym wylotem
do Paryża. Tak mi się spodobało noszenie tego gadżetu, że po powrocie z
Francji zabierałam go już praktycznie wszędzie. Raz, po powrocie z Turcji
opublikowałam swoje zdjęcie na portalu społecznościowym, a moja koleżanka
skomentowała: "Aniu, wszędzie Cię pełno z tym Twoim kapeluszem!" - a mi
od razu zapaliła się lampka i pomyślałam, że to jest naprawdę świetna uwaga,
bo ja przecież zawsze podróżuję w kapeluszu, więc może by tak wpleść go
w motyw przewodni mojego projektu? I wtedy zaczęła się burza mózgów. Ostateczna
nazwa padła na "Globus w kapeluszu". Jednak ze względu na moją międzynarodową
publikę, która nie rozumie polskiego (śmiech), nazwę projektu zmodyfikowałam
na "Globe in the Hat" i to właśnie pod taką nazwą obecnie działam.
Ł.P. - Pewnego
dnia ogłosiłaś na swoich internetowych stronach, że wyruszasz do Indonezji.
Przypomnij proszę, w którym to było roku i czemu tam?
A.T. -
Kiedy po obronie pracy magisterskiej zaczęłam przeglądać różne ogłoszenia
dot. międzynarodowych projektów i wyjazdów zagranicznych, przypadkowo natknęłam
się na ofertę programu w Indonezji. Bez wahania, już na drugi dzień wysłałam
swoje zgłoszenie i wszelkie potrzebne dokumenty. Po dodatkowych rozmowach
rekrutacyjnych zostałam zaakceptowana i już w lutym 2017 roku wyleciałam
do Indonezji. Początkowo miałam zostać tylko kilka miesięcy, ostatecznie
przedłużyłam swój pobyt do 1,5 roku.
Ł.P. -
Z pewnością zdarzyły się sytuacje, których się nie spodziewałaś i na co
nie byłaś przygotowana,coś, co wprawiło Cię w zakłopotanie, szok,
gdy tam pierwszy raz poleciałaś?
A.T. -
Szczerze? Mogłabym opowiadać o tym godzinami. Indonezja to zupełnie inny
świat i codziennie coś mnie tam zaskakiwało (i w sumie nadal zaskakuje).
Kultura, ludzie, podejście do życia, tradycje, jedzenie - wszystko. Zupełnie
inaczej postrzega się kraj, kiedy jedzie się tam w celach turystycznych
na kilkanaście dni, a jeszcze inaczej kiedy się już tam mieszka przez kilka
miesięcy czy kilka lat. Wtedy dopiero dostrzega się zwykłe problemy
mieszkańców, które z czasem także zaczynają dotykać i ciebie. I to ty sam
stajesz się częścią ich społeczności. To naprawdę piękne, kiedy ludzie
zaczynają cię traktować jak "swojego", ale z drugiej strony różnice kulturowe
to wielkie wyzwanie. Trzeba być naprawdę silnym i odważnym żeby odnaleźć
się w tak odmiennej kulturze.
Ł.P. -
Starasz się na bieżąco dokumentować i przedstawiać odwiedzone miejsca za
pomocą publikowanych zdjęć i filmów. Może udzielisz kilku wskazówek początkującym
fotografom i filmowcom gotowym wyruszyć ze swoim sprzętem w nieznane: jak
powinni się przygotować, na co uważać, może również jakie programy używać
przy edycji, korektach, montażu materiałów?
A.T. -
Najważniejsze to pomysł i pasja. Sprzęt to tylko narzędzie, które zawsze
można jakoś zorganizować/pożyczyć. W naszych czasach nie jest trudno o
aparat, czy mikrofon. Ba! Teraz to i nawet można kręcić filmy telefonem!
Czyli sprzęt do kręcenia prawie każdy ma, ale pomysł i pasję już nie wszyscy.
Jeśli więc świta wam w głowach jakaś koncepcja, która nie daje wam spać,
o której marzycie, którą chcielibyście zrealizować i której jesteście w
100% pewni, to naprawdę nie ma ani chwili do stracenia. Spróbujcie, nagrajcie
czym macie, puśćcie w Internet i do dzieła! Jeśli naprawdę robicie coś
szczerze i z pasją, prędzej czy później wasza praca będzie zauważona. Sama
nie mam jeszcze takiego sprzętu jaki bym chciała mieć, ale staram się wykorzystać
najlepiej, to co już posiadam.
Ł.P. -
W 2018 roku zaskoczyłaś wszystkich na swoim portalu informacją o pewnym
konkursie, gdzie dostałaś się do finału wygrywając 10.000 zł. Opowiedz
krótką drogę tego zwycięstwa i co zrobiłaś z tak wielką sumą?
A.T. - W zeszłym
roku założyłam swój profil na stronie Patronite [portalu na którym każdy
może wesprzeć działalność twórców wpłacając regularną kwotę na rozwój pasji]
i wzięłam udział w konkursie, w którym przez miesiąc pod okiem blogerki
Kai z kanału Globstory pracowałam nad rozwojem Globe in the Hat. Ostatecznie
znalazłam się wśród laureatów konkursu, wygrywając 10.000 zł na dalszy
rozwój pasji. To było dla mnie naprawdę wielkie zaskoczenie i ogromna radość.
Całą wygraną przeznaczam na zakup drona i częściowe sfinansowanie kolejnej
wyprawy do Indonezji. Myślę, że jest to jeden z takich przełomowych momentów
Globe in the Hat.
Ł.P. - Rok
2018 również obfitował w wyjazdy, gdzie tym razem? Każdy z nich zaplanowałaś
sama czy może ktoś Cię zaprosił?
A.T. - W tej
chwili organizuję moją nową wyprawę do Indonezji, ponieważ w tej chwili,
to właśnie na tym kraju, najbardziej skupiam swoją uwagę. Jest tam jeszcze
tyle tematów do zrealizowania! Każda wyspa ma bardzo dużo do zaoferowania
(a w sumie jest ich ponad 18 tysięcy!). Co prawda mam też już w głowie
kilka pomysłów na dalszy rozwój Globe in the Hat, ale to jeszcze musi troszkę
poczekać. Najpierw Indonezja.
Ł.P. -
W 2019 spośród 1400 kandydatów zostałaś wybrana do grupy 100 osób z całego
świata, reprezentujących swoje kraje w Chińskiej Republice Ludowej podczas
International Youth Forum on Creativity and Heritage Along the Silk Road
[ przyp. aut.: Międzynarodowe Forum Młodzieży na temat Kreatywności i Dziedzictwa
wzdłuż Jedwabnego Szlaku]. To wielki zaszczyt, ale również obowiązki. Jak
tam było, co udało ci się przekazać o Polsce, a jakie wnioski i doświadczenie
wyciągnęłaś dla siebie?
A.T. - Nadal
nie wierzę, że wzięłam udział w organizowanym przez UNESCO Forum w Chinach.
Całe wydarzenie było naprawdę bardzo wyjątkowe. Uczestniczyliśmy w wielu
inspirujących wykładach, spotkaniach i warsztatach, a w ciągu tych kilku
dni poczułam się jak członek jednej wielkiej, międzynarodowej rodziny.
I między innymi o to właśnie w tym wszystkim chodziło. Młodzi ludzie z
ponad 100 krajów całego świata przylecieli, żeby wymieniać się swoimi doświadczeniami,
nawiązywać kontakty, ale przede wszystkim zacząć ze sobą współpracować.
Wszyscy uczestnicy to bardzo utalentowane osoby, które robią wspaniałe
rzeczy w swoim kraju - na przykład mój kolega z Sudanu to artysta, koleżanka
z Jamajki jest reżyserką, a kolega z Ukrainy komponuje muzykę i to właśnie
jego dwa utwory wykorzystałam w swoim najnowszym odcinku. A to dopiero
początek. Już sama nie mogę się doczekać, co będzie dalej...
Widok na
Tumpak Sewu (czyli tysiąc wodospadów), Indonezja, grudzień 2017 / Wulkan
Bromo na Jawie Wschodniej, Indonezja, marzec 2017
Ł.P. -
Ile odwiedziłaś łącznie krajów na świecie i jakie to były?
A.T. - Hm
w
sumie było ich jakoś ponad 20. Jednak od dłuższego czasu przestałam patrzeć
na ilość. Teraz stawiam na jakość. Wolę zatrzymać się w danym kraju na
troszkę dłużej, żeby móc bardziej zrozumieć tamtejsze realia i poznać to
prawdziwe życie lokalnych mieszkańców.
Ł.P. -
Czy z każdego kraju przywozisz kapelusz do swojej kolekcji, ile ich już
masz oraz który jest tym ulubionym?
A.T. -
Z kapeluszem to nie taka łatwa sprawa, jak się wydaje (śmiech) Często się
niszczy i brudzi. Dlatego mam w szafie ok. 20 kapeluszy, które faktycznie
pochodzą z różnych zakątków świata i które ubieram, w zależności od pory
roku i formy wyjazdu. Jednak ten mój pierwszy kapelusz (który zainspirował
mnie do założenia mojego podróżniczego projektu) niestety zgubiłam na jednym
z dworców w Korei Południowej. I mimo, że wszyscy pasażerowie pociągu aktywnie
włączyli się w poszukiwania, nie udało nam się go odnaleźć. A ja, po powrocie
do Polski, długo szukałam jego zamiennika. Trafienie na dobry, pasujący
kapelusz to też nie lada wyzwanie!
Ł.P. - Do którego
miejsca było najłatwiej się dostać, a do którego najtrudniej - bądź wydostać?
A.T. - W Indonezji
odwiedziłam kilka takich miejsc, do których nie ma łatwego dostępu. Np.
jedna z malutkich wysp, na której mieszka tylko kilka rodzin
trzeba było
się troszkę natrudzić żeby do nich trafić. Ale było warto. Takie miejsca
są przeważnie najpiękniejsze.
Ł.P. -
Czy masz swoją ulubioną potrawę, owoc, napój spoza Polski?
A.T. -
Woda kokosowa zdecydowanie wygrywa wszystkie rankingi. W Indonezji piłam
ją codziennie, o każdej porze dnia i roku. To takie moje źródło energii!
Uzupełnia elektrolity, posiada mnóstwo witamin i minerałów, które bardzo
pozytywnie wpływają na cały organizm. Szczerze polecam.
Ł.P. -
Jeden z Twoich wyjazdów skończył się w szpitalu po ukąszeniu nieproszonego
gościa w bucie, co to było i gdzie to się stało? Nie zraziło Cię to?
A.T. - W trakcie
mojego pobytu w zakonie buddyjskim w Korei Południowej w moim bucie ukryła
się chilopoda (stawonóg zaliczany do wijów), której po prostu nie zauważyłam
i która, broniąc swojego ciepłego terytorium, dziabnęła mnie w palec. A
to naprawdę bardzo bolało - okropny ból rozprzestrzeniał się aż w okolice
serca. Na szczęście mój kolega z zakonu był tuż w pobliżu i w przeciągu
kilkunastu minut zawiózł mnie do szpitala. Tam udzielono mi pomocy, zrobiono
kilka zastrzyków, musiałam też przez kilka dni zażywać antybiotyki.
Z kolei po
powrocie z Indonezji miałam problemy z żołądkiem, które pokrzyżowały mi
plany na dobre kilka miesięcy. No ale tak się nieraz zdarza. Podróżowanie
nie zawsze jest tak łatwe, jak się wydaje, a my tak naprawdę nie jesteśmy
w stanie przewidzieć, co się za chwilę wydarzy. Dlatego jak tylko mogę,
staram się zachować ostrożność, a resztę powierzam Sile Wyższej. I nie
zamartwiam się na zapas, bo to tylko pogarsza sytuację.
Ł.P. -
Masz doświadczenie w przygotowaniu bagażu do dalekich podróży.
Co powinno
się zabrać, a czego lepiej nie brać?
A.T. - Prawdę
mówiąc, mimo, że dużo podróżuję to nadal czasami popełniam błąd i pakuje
więcej rzeczy niż potrzebuję. W takich sytuacjach jeszcze raz przeglądam
swój plecak i wybieram te naprawdę najpotrzebniejsze rzeczy. Minimalizm
to dobry nawyk, bo każdy nadprogramowy kilogram, to dodatkowy ciężar, z
którym potem sami musimy się zmagać.
Ł.P. -
Posiadasz swój wzorzec z książki, filmu lub życia, który naśladujesz, czerpiesz
motywacje?
A.T. - Oczywiście
jest to Ryszard Kapuściński. Często powracam do ulubionych fragmentów z
jego twórczości. Bardzo cenię też twórczość Tonyego Halika i Elżbiety
Dzikowskiej. Jednak odkąd pamiętam zawsze z wielkim zaciekawieniem, razem
z moim tatą, oglądałam programy Wojciecha Cejrowskiego. Bardzo podobała
mi się forma jego odcinków, z których zawsze można było się i dużo nauczyć
i pośmiać. Podróżnicze książki Beaty Pawlikowskiej też mnie bardzo zainspirowały.
Ł.P. -
Wybiegając troszkę w świat kosmosu, który obecnie człowiek przygotowuje
się kolonizować przez zakładanie baz, eksploatować. Gdybyś otrzymała propozycję
lotu na orbitę Ziemi, Księżyc lub Marsa, zgodziłabyś się?
A.T. - Haha,
zdecydowanie nie. Nasza Planeta Ziemia ma naprawdę dużo do zaoferowania.
Wystarczy kilkanaście godzin lotu, żeby znaleźć się w zupełnie innym świecie
i rzeczywistości.
Ł.P. -
Byłaś już w tylu miejscach na Ziemi. Żyjemy w czasach, gdy klimat się zmienia
przez wpływ Człowieka. Jakie są twoje obserwacje i wnioski wobec tych krajów,
kontroli nad odpadami, segregacją śmieci, zmniejszeniem spalin, dbaniem
o czyste rzeki, wprowadzeniem technologii innowacyjnych lub ich brakiem.
Co powinno się wobec tego zmienić?
A.T. - Za negatywny
przykład podam tutaj Indonezję, która ma w tej kwestii naprawdę dużo zadań
domowych do odrobienia. Niestety. Mimo, że kraj ten jest bogaty w tak piękną
przyrodę, ludzie bardzo często nie potrafią o nią zadbać. Myślę, że wynika
to przede wszystkim z braku edukacji, dobrej organizacji ale i po prostu
z przyzwyczajenia. Wielokrotnie widziałam jak Indonezyjczycy wyrzucają
swoje śmieci do dżungli. Pytając ich dlaczego to robią, odpowiadają, że
przecież żadna śmieciarka do ich wioski nie przyjeżdża, to gdzie mają składać
swoje odpady? Kolejny problem to produkcja plastiku, którego używa się
praktycznie wszędzie i który masowo zalega potem w rzekach i morzach.
Do tego dochodzi jeszcze wycinka lasów
Na szczęście
coraz więcej młodych ludzi uświadamia sobie te problemy i zaczyna działać
w kierunku poprawy sytuacji. Oby było takich ludzi jak najwięcej. Mam nadzieję,
że ten ekologiczny styl życia w ciągu kilku lat rozprzestrzeni się po całej
Indonezji.
Ł.P. -
Zdradzisz naszym Czytelnikom kilka planów, celów na ten lub przyszły rok?
A.T. -
W tej chwili nadal skupiam się na Indonezji. W planach na ten rok mam np.
nagranie dokumentu o orangutanach w Kalimantan; powrót na moją ulubioną,
malutką wyspę i wiele, wiele innych
W międzyczasie kręcę też filmiki z
Indonezyjczykami mieszkającymi w Polsce i Europie. Ich rodacy są bardzo
ciekawi, jak im się żyje poza granicami kraju, więc ja chcę im to pokazać.
Mamy też wiele
innych pomysłów, jednak obecnie ograniczenia finansowe nie pozwalają nam
ich zrealizować. Ale wszystko krok po kroku. Nie od razu Rzym zbudowano.
Ł.P. -
Największe marzenie podróżnicze, które jeszcze nie zrealizowałaś?
A.T. - Bardzo
chciałabym polecieć do Nowej Zelandii i na Polinezję Francuską, ale ostatnio
co raz częściej zastanawiam się też nad Afryką. Mam tam już kilka zaprzyjaźnionych
osób, więc kto wie? Może niedługo warto byłoby się tam wybrać i coś ponakręcać.
Ł.P. -
Na stronie internetowej Globe in the Hat jest informacja zapraszająca do
współpracy z Tobą i Henasatya, którego zdrobniale nazywasz Henio, i który
pomaga ci w twoim projekcie. Kogo zapraszacie, na jakich zasadach, czego
oczekujecie i co możecie zaproponować?
A.T. - Henia
poznałam ponad dwa lata temu w Indonezji i to mniej więcej od tego czasu
zaangażował się w mój projekt. To on zajmuje się grafiką, pomaga mi w tłumaczeniach
na język indonezyjski, a kiedy razem podróżujemy, to i kręci filmy. Globe
in the Hat dopiero się rozwija i jesteśmy otwarci na różnego rodzaju kooperacje.
Zapraszam do kontaktu. Myślę, że jakoś się dogadamy :)
Ł.P. - Dziękuję
za rozmowę życząc Wam kolejnych, udanych, udokumentowanych podróży
oraz realizacji planów zawodowych i życiowych.
A.T. - Dziękuję.
Rozmawiał Łukasz
Przelaskowski
Linki o dokonaniach
Ani: https://www.youtube.com/channel/UCZkVPUf-4-HjaTdrswApBFQ
ma obecnie 27.526 subskrypcji, gdzie średnio każdy odcinek ogląda od kilku
do 130 tys. osób, na Facebooku https://www.facebook.com/globuswkapeluszu
ma 3.529 polubień, a Instagram https://www.instagram.com/globeinthehat
to 2.223 obserwujących osób.
Łukasz
Przelaskowski - Absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego. Prezes
Fundacji Rodu Przelaskowskich herbu Szreniawa. Redaktor Naczelny kwartalnika
historyczno-naukowego Młody Szreniawa. W 2016 roku zamieszkał w Holandii,
gdzie w wolnych chwilach pracuje, jako wolontariusz w Polskiej Szkole w
Groningen. Łączy podróże z konkursami fotograficznymi, pisze i publikuje
książki oraz poezję. |