.
NUMER 3 / SIERPIEŃ 2019

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Rowerowa Korona Ziemi

Rozmowa z Damianem Drobykiem, który samotnie przemierza świat na rowerze.

Na swoim profilu Facebook ma bardzo skromny tytuł: "Wyprawy i ekspedycje rowerowe. Najwyższe i najtrudniejsze drogi i przełęcze Świata. Rowerowa Korona Ziemi. Korony Gór. Trasy rowerowe. Testy sprzętu".

Podobnie opisuje dotychczasowe, rowerowe dokonania:
- organizacja wypraw od 14 lat
- 984 dni w podróżach
- 95426 kilometrów na rowerze wyłącznie na wyprawach
- 408 zdobytych dróg, szczytów, przełęczy i podjazdów powyżej 2000, 3000, 4000 i 5000 m. n.p.m.
- 6 kontynentów, 66 zwiedzonych krajów
- 5805 metrów nad poziomem morza - mój aktualny rekord wysokości wjazdu rowerem
 

Łukasz Przelaskowski - Czy pamiętasz w jakim wieku nauczyłeś się jeździć na rowerze i jaki to był model?

Damian Drobyk - Powiem szczerze, że na rowerze nauczyłem się jeździć dość późno. Miałem jakieś 9 lat. Moim pierwszym rowerem był kultowy Wigry 3.

Ł.P. Co sądzisz o stanie dróg rowerowych w Jeleniej Góra i w Polsce? Co zasugerowałbyś lokalnym władzom, organizacjom pozarządowym mając tak duże doświadczenia?

D.D. - Cóż, za wiele na temat dróg rowerowych w Jeleniej Górze powiedzieć nie mogę z prostego względu. Dróg rowerowych z prawdziwego zdarzenia u nas po prostu nie ma. Podobnie jak większość cyklistów nie jestem fanem łączenia chodnika i wydzielonej na nim części dla rowerzystów. Jelenia Góra i okolice mają wiele pięknych tras rowerowych, ostatnio jak grzyby po deszczu powstają singletracki (przyp. aut. wąska dróżka, ścieżka dla kolarstwa górskiego, która ma szerokość w przybliżeniu odpowiadającą rowerowi), ale jeśli chodzi o przejazd rowerem przez miasto to niestety nie wygląda to dobrze. Przynajmniej nie tak jak w USA, Kanadzie czy Australii, gdzie drogi rowerowe prowadzone są wzdłuż pasów ruchu na jezdni. Schemat ścieżek rowerowo-pieszych dominuje w całej Polsce i mimo, że Niemcy, od których między innymi to rozwiązanie zostało zapożyczone powoli zaczynają od tego odchodzić, to u nas wciąż dominuje ten schemat. U naszych zachodnich sąsiadów powstaje coraz więcej dróg rowerowych oddzielonych od ruchu samochodów i pieszych.

Na przełęczy w Indiach

Ł.P. - Kiedy podjąłeś decyzję rozpoczęcia podróży rowerem po świecie i jaki to był pierwszy cel?

D.D. - Moja przygoda z rowerowymi podróżami zaczęła się w 2005 roku od wyjazdu w Alpy. Pierwszą zdobyczą była fantastyczna przełęcz drogowa Passo dello Stelvio we Włoszech ze swoimi 48 zakrętami-nawrotami. To były początki, potem zacząłem jeździć po całej Europie. Kiedy ta, zaczynała robić się coraz mniejsza, poleciałem do Indii i wtedy przejechałem pięć przełęczy Himalajów powyżej 5000m n.p.m. Przejechałem między innymi znaną drogę z Manali do Leh oraz wjechałem na przełęcze Khardung La i Chang La.

Ł.P. - Zostały jeszcze jakieś kraje w Europie, do których nie dotarłeś na dwóch kółkach?

D.D. - W Europie poza Gibraltarem, Wyspami Owczymi i Obwodem Kaliningradzkim odwiedziłem już wszystkie kraje. Na rowerze nie jeździłem tylko po Ukrainie, Mołdawii, Malcie i San Marino, ponieważ te Państwa odwiedziłem w ramach zdobywania Korony Gór Europy. Przez wszystkie pozostałe kraje Europy przejechałem.

Ł.P. - Masz za sobą sześć kontynentów. Powiedz proszę, gdzie miałeś najzabawniejsze przygody, a gdzie najstraszniejsze? 

D.D. - Z reguły pamięta się te mniej przyjemne. W ciągu kilkunastu lat wypraw było ich tyle, że niełatwo je zliczyć. W Teton National Park w USA dwa niedźwiedzie spacerowały wokół mojego namiotu, musiałem je odstraszyć klaksonem w spray'u, oczywiście posiadałem też BearSpray, specjalny gaz pieprzowy na miśki. Kilka razy rano okazywało się, że pod namiotem ciepłe miejsce znalazł sobie wąż. W Argentynie miałem kilka spotkań z tarantulami. Było też kilka niebezpiecznych sytuacji z kierowcami, szczególnie w Peru.

W Górach Skalistych, Kanada.

Ł.P. - Wymień miejsca z najwyższymi temperaturami i najniższymi z jakimi przyszło Ci się zmierzyć. Jak sobie wtedy radziłeś?

D.D. - Nie przepadam za upałami, zdecydowanie wolę zmarznąć niż piec się w słońcu przez cały dzień. Było kilka miejsc, gdzie temperatura podczas wyprawy znacznie przekraczała 40 kresek, między innymi równina w Indiach w okolicach New Delhi, niedaleko Pustyni Danakilskiej w Etiopii i Pustyni Nevada w USA. Podczas niedawno zakończonej wyprawy przez Andy spałem przy -15 st. C na wysokości 5300 m n.p.m. Całodzienna jazda na otwartym terenie podczas upału nie należy do przyjemnych. Kilka razy zdarzyło się, że zabrakło mi wody. Musiałem wtedy prosić kierowców o pomoc. Nie jest łatwo na terenach pustynnych, gdzie nie ma możliwości schowania się w cień. Podczas chłodu i mrozów jest łatwiej, można się ciepło ubrać, a wysiłek fizyczny pomaga się rozgrzać.

Ł.P. - Co Twoim zdaniem jest najważniejsze w przygotowaniu ekwipunku, czego nie powinno zabraknąć w długich wyprawach rowerem, a co jest zbędne?

D.D. - Oczywiście niezbędny jest rower i to od niego w głównej mierze zależy powodzenie całej wyprawy. Dlatego tak ważne jest przygotowanie roweru jak i całego sprzętu przed wyprawą. Zawsze przed wyjazdem w rowerze mam nowy napęd, mocne koła, ogumienie, klocki hamulcowe, dodatkowo smarowane piasty i łożyska. To jest to minimum, które pozwala mi na przejechanie bezproblemowo kilku tysięcy kilometrów. Na wyprawy mam swoją listę rzeczy i sprzętu, której się trzymam podczas pakowania. Co mam zabrać, a czego nie, wynika przede wszystkim z miejsc, w które się wybieram. Inaczej wygląda lista sprzętu na trzymiesięczną wyprawę po Australii, a inaczej na tygodniową wycieczkę. Głównie bazuję na swoim doświadczeniu i zdobytej na wyprawach wiedzy.

Zjazd z przełęczy w Andach.

Ł.P. - Twój najdłuższy lub najwyższy odcinek i miejsce, które przebyłeś nie mając kontaktu z cywilizacją, bez połączeń internetowych, telefonicznych. Jak się wtedy czułeś?

D.D. - Chyba najbardziej lubię dni, kiedy podczas wyprawy udaje mi się jechać w absolutnej samotności. W Australii i obu Amerykach zdarzało się, że przez cały dzień, nie minął mnie żaden pojazd czy osoba. W rozległych amerykańskich stanach i w pustynnej Australii zasięg sieci komórkowych jest tylko w obrębie miast. Także, na tych kontynentach bywały dni bez zasięgu czy internetu. W Australii na drodze Great Central Road na dystansie 1100km jest tylko kilka zajazdów, a samochody jeżdżą tam bardzo rzadko. W wielu miejscach w wysokich górach Andów jest podobnie. 

Ł.P. - Poznajesz, jeśli nie tysiące to setki osób w drodze. Czy są pomocne, miłe, wspierają Cię? Czy są wśród nich takie, które wyjątkowo pozostały w Twojej pamięci?

D.D. - Z racji tego, że na wyprawie jestem ciągle w drodze i bardzo rzadko robię dłuższe przerwy, to wcale nie poznaję tak wielu osób. Ale faktem jest, że zdarzają się sytuacje, które pociągają za sobą  bezinteresowna ludzka pomoc i to wcale nie w przypadku jakiegoś kryzysu czy awarii. Sporo osób lubi wspierać rowerowych podróżników. Najlepszym przykładem na to były moje ostatnie dni w Patagonii w Ushuaia. Najpierw poznałem dwójkę Polaków, którzy zaprosili mnie na obiad, a potem jeszcze zafundowali mi nocleg w hotelu. Ostatniego dnia pewien mieszkaniec miasta pomógł mi w zdobyciu kartonowego pudła na spakowanie roweru i zawiózł mnie na lotnisko. Podczas innych podróży ludzie zapraszali mnie do siebie na nocleg, posiłek czy na kawę w restauracji.

Ushuaia, Patagonia. 

Ł.P. - Żyjemy w czasach, gdy środowisko Ziemi jest bardzo mocno zniszczone, a tym samym zaśmiecone i zanieczyszczone. Czy jeżdżąc od tylu lat po świecie dostrzegasz te zmiany, widzisz rosnący problem? Może spotkałeś się z miejscami, w których są już zastosowane procedury ciekawych zabezpieczeń?

D.D. - To niestety ogromny problem na całym świecie, a głównie w krajach biedniejszych. Afryka, Azja, Ameryka Południowa mają wiele kłopotów z odpadami. Liczba plastikowych butelek, śmieci przy drogach, dzikich wysypisk po prostu czasami przeraża. W Ameryce Południowej fatalnie wygląda to w Peru i Boliwii, te kraje po prostu sobie nie radzą z odpadami. Nawet w parkach narodowych mijałem dzikie składowiska śmieci. Wydaje mi się, że największym problemem poza emisją gazów cieplarnianych, których nie widzimy, jest właśnie plastik. Człowiek w końcu powinien się ogarnąć i bardziej zadbać o Ziemię, a nie tylko bezmyślnie produkować w pogoni za pieniądzem. W rowerowych sakwach potrafię przewieźć wszystkie moje odpadki nawet kilkadziesiąt kilometrów do najbliższego pojemnika na śmieci. W miejscu, w którym śpię w namiocie rano nie pozostaje po mnie nawet mały papierek. Bogate kraje oraz przede wszystkim światowe koncerny powinny nałożyć nacisk na recykling.

Ł.P. - Niedawno wróciłeś z Ameryki Południowej. Miałeś nie tylko rower, ale dołączoną do niego "przyczepkę". Gdzie wystartowałeś, jakie ciekawe miejsca odwiedziłeś i jakie wywarły na Tobie wrażenie? Gdzie była meta? W jakim czasie i ile łącznie przejechałeś kilometrów?

D.D. - Wyprawa przez Amerykę Południową podobnie jak poprzednie moje wyprawy miała na celu zdobycie na rowerze najwyższych dróg i przełęczy Andów. Swoją podróż rozpocząłem w Caracas w Wenezueli, a zakończyłem na końcu świata czyli w Patagonii w mieście Ushuaia. Po drodze, oprócz wysokich przełęczy zwiedziłem Machu Picchu, Pustynię Atacama, Płaskowyż Altiplano, Jezioro Titicaca i oczywiście Patagonię. Podczas 194 dni podróży było aż 171 dni samej jazdy wyłącznie na rowerze. Przejechałem dokładnie 17.692 kilometry, czyli jechałem ze średnią 103 km dziennie. Wrażenia nie do opisania, poza wysokimi górami, oczywiście zrobiło na mnie duże wrażenie miasto Inków czyli Machu Picchu.

Podczas deszczu w Australii. 

Ł.P. – Mam wrażenie, że również pobiłeś swój rekord zarostu brody?

D.D. – (śmiech) Przez całą podróż, czyli ponad pół roku nie goliłem brody. Niestety już nie planuję aż tak długich podróży, więc broda już nigdy więcej nie będzie taka długa. Kolejną wyprawę planuję latem 2020 roku po najwyższych drogach i przełęczach Himalajów, ale to tylko 3-4 miesiące. (śmiech)

Ł.P. - Zmiany klimatu, pogody, temperatur, ciśnienia, inny rodzaj wody, różne języki, niebezpieczne zwierzęta, często jadowite, zróżnicowane kultury, folklor. Jak sobie z tym radzisz, czy zdarzyło Ci się chorować, być ugryzionym lub ukąszonym przez nieznane zwierzę, zabłądzić albo mieć problem z porozumieniem się?

D.D. - Oczywiście, na tym przecież polega sens podróżowania. Nie da się wszystkiego zaplanować i przewidzieć, chociaż mam z reguły wszystko przemyślane z góry, co trochę sprawia, że przed wyjazdem wiem zbyt dużo o miejscach, w które jadę, przez co moje wyprawy są trochę nudne. Nie lubię upałów, nie przepadam za jazdą w deszczu, ale zimno mi nie przeszkadza. Czasem na wyprawie zdarza się, że mam krótkotrwałą gorączkę, mój organizm nie ma się ze mną łatwo. Podczas wyprawy przez Andy zleciałem z wagi aż 20 kg. Coś tam mnie czasami ugryzie, przeważnie latającego, na co nie mam wpływu. Do zwierząt niebezpiecznych jak węże czy pająki staram się nie pochodzić zbyt blisko, ale zdjęcia robię im zawsze. Czasem mi się wydaje, że mam jakąś nawigację w głowie, bo bardzo rzadko zdarza mi się zabłądzić.

Ł.P. - Wszystkie Twoje przygody są skierowane na zdobycie Korony Gór Europy, Rowerowej Korony Ziemi oraz większości najwyższych i najtrudniejszych podjazdów na świecie. Jakie miejsca należące do nich już zdobyłeś i jakie pozostały?

D.D. - Tak, obecnie skupiam się przede wszystkim na projekcie Rowerowej Korony Ziemi. Korona Gór Europy jest mniej wymagająca, więc pozostanie na później (śmiech). Plan mojej Rowerowej Korony Ziemi to wjazd rowerem na najwyższe drogi wszystkich kontynentów. Całość szczegółowo opisałem: http://damiandrobyk.pl/najwyzsze-i-najtrudniejsze-drogi-swiata/. Jeszcze przed wyprawą na Biegun chcę zorganizować dwie wyprawy, tak, aby ekspedycja ta kończyła projekt Rowerowej Korony Ziemi. Oczywiście na Antarktydzie nie ma zbyt wielu oficjalnych dróg, poza okresowymi w lecie w stacjach polarnych. Dlatego jeśli chodzi o ten kontynent zaplanowałem podróż na Biegun, który leży na wysokości ponad 2800m n.p.m.

Na argentyńskiej przełęczy Abra del Acay (4.895 m.n.p.m.)

Ł.P. - Przygotowujesz się do wyprawy do najzimniejszego miejsca na Ziemi położonego na Biegunie Południowym, a więc Antarktydę. Czy przed Tobą był już ktoś, kto dokonał tego wyczynu na rowerze?

D.D. - Tak, było już kilka osób które jeździły rowerem po Antarktydzie. Brytyjka Maria Leijerstam, Amerykanin Daniel Burton oraz Hiszpan Juan Menendez Granados byli pierwszymi śmiałkami, którym udało się dotrzeć do Bieguna Południowego na rowerze, częściowo pieszo lub na nartach. Było to w latach 2013/2014. Najdłuższy rowerowy przejazd wynosi jak dotąd niecałe 1.200km. Chcę go przedłużyć i przejechać około 1.600 km od bazy McMurdo do Bieguna. Zapraszam na stronę wyprawy, na której już znajduje się wiele ciekawych informacji o Antarktydzie: Antarktyda.DamianDrobyk.pl

Ł.P. - Jak się przygotowujesz? Masz już zaplanowaną trasę, przebieg wyprawy, kogoś kto Cię wspiera, sponsoruje, będzie pilnował? 

D.D. - Planowana data startu wyprawy to styczeń 2021 roku, czyli odległy kawał czasu. Jak na razie zbieram informacje, sporo czytam o historii i przebiegu poprzednich wypraw na Antarktydę. Będzie to samotna ekspedycja, więc na tym etapie wszystko muszę ogarniać sam, tak samo będzie na Białym Kontynencie. Poza bezkresem i lodowym pustkowiem nie będzie nikogo, kto będzie mógł mi pomóc. Nie mam w zwyczaju usiąść i płakać, bo akurat będzie zamieć i mróz do -30 st.C. Oczywiście podczas tak ekstremalnej wyprawy wiele może się zdarzyć, ale pomoc z zewnątrz w postaci samolotu czy helikoptera będzie naprawdę ostatecznością. Przygotowania do takiego wyjazdu to długi proces, trzeba być cierpliwym, tak samo jak podczas jazdy na wyprawie, kiedy zdobycie przełęczy trwa kilka godzin, a jedzie się w prędkością zaledwie 5-6 kilometrów na godzinę. Na razie mam logo wyprawy, buduję stronę, rozglądam się za patronami medialnymi wyprawy. Potem będę poszukiwał sponsorów sprzętowych oraz finansowych. Dopiero potem nastąpi uzupełnianie sprzętu, jedna lub dwie wyprawy przygotowawcze i sprawy logistyczne, transportowe, ubezpieczeniowe, formalności. A to tylko część z dziesiątek spraw jakie muszę sam dopilnować przed wyprawą. A to wszystko w wolnym czasie, po pracy. Dlatego właśnie dałem sobie trzy razy więcej czasu na przygotowania niż na przykład do wyprawy w Andy, którą niedawno zakończyłem z sukcesem. Jeśli chodzi o sam rower, sakwy oraz specjalistyczną przyczepkę rowerową to tutaj mam ten komfort, że mogę liczyć na marki z którymi współpracuję od wielu lat. Na wyprawach z reguły mam osobę, którą nazywam inżynierem wyprawowym, w razie kłopotów taka osoba jest w stanie pomóc z Polski. Może zająć się na przykład skontaktowaniem z Polską Ambasadą w danym kraju, wysłać paczkę z Polski lub zabukować bilet powrotny. Na Antarktydzie będę posiadał urządzenie satelitarne, które pozwoli nie tylko na kontakt, ale też na wysłanie zdjęć z wyprawy i krótkiej codziennej relacji.

Po lewej: Etiopia, Afryka. Po prawel logo wyprawy na Antarktydę w 2021 roku. 

Ł.P. - Jednym z ważniejszych przygotowań, poza kondycyjnym i psychologicznym jest zaplecze finansowe. Prowadzisz w tym celu zbiórkę pieniędzy na portalu Zrzutka.pl pod nazwą "Rowerem na Biegun Południowy, czyli ostatni krok do zdobycia Rowerowej Korony Ziemi" (przyp. aut. Link do profilu zrzutki dla wyprawy Damiana: https://zrzutka.pl/chc3mn). Na planowaną kwotę 100.000 zł. zebrałeś dotąd niecałe 700 zł. Jaki pozostał czas do końca zbiórki i na co zamierzasz wydać całą pozyskaną sumę?

D.D. - Zbiórkę tak naprawdę założyłem całkiem niedawno. Całe przygotowania do wyprawy na Biegun to ponad półtora roku i na ten cały okres zaplanowana jest zbiórka. Jeśli mi się nie uda dopiąć budżetu, to wyprawę na Antarktydę będę musiał przełożyć na rok kolejny czyli styczeń 2022. Zbiórka to oczywiście tylko część planowanego budżetu. Z tego co udało mi się do tej pory dowiedzieć to wydostanie się z Bieguna Południowego drogą lotniczą może kosztować nawet do 10-20 tysięcy dolarów. Najwięcej pochłonie transport, ale niemało kosztuje także specjalistyczny sprzęt (puchowy kombinezon, śpiwór, specjalne obuwie, specjalna żywność), a nie mogę z góry zakładać, że te rzeczy uda mi się zdobyć od sponsorów bez żadnego wkładu finansowego.

Ł.P. - Potrafisz spojrzeć już dalej, gdy zdobędziesz Biegun Południowy, w którą stronę Twój kompas się obróci?

D.D. - Zapewne zacznę drugie kółko wokół globu. Chętnie powrócę do Kanady, USA, w Andy. Wyprawa rowerowa ma to do siebie, że nie da się zwiedzić i zobaczyć wszystkiego podczas jednego przejazdu np. przez ogromne państwa jak Kanada czy USA. W Andach także mam jeszcze wiele przełęczy do zdobycia i to głównie powyżej 5.000 metrów n.p.m. Za rowerem pozostaje przecież tylko wąski ślad.

Ł.P. - Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesu w zdobyciu Bieguna Południowego oraz w kolejnych wyprawach rowerowych.

D.D. - Dziękuję również. 
 

Rozmawiał: Łukasz Przelaskowski
 

Damian Drobyk w internecie: 

Strona internetowa: http://damiandrobyk.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/damiannawyprawie/
YouTube: https://www.youtube.com/user/Damrat80
Zrzutka: strona, platforma crowdfundingowa, gdzie Damian prowadzi zbiórkę przeznaczoną do wyprawy na Antarktydę, a tam do zdobycia Bieguna Południowego. https://zrzutka.pl/chc3mn
Instagram: https://www.instagram.com/damiandrobyk/


Łukasz Przelaskowski - absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego. Prezes Fundacji Rodu Przelaskowskich herbu Szreniawa. Redaktor Naczelny kwartalnika historyczno-naukowego Młody Szreniawa. W 2016 roku zamieszkał w Holandii, gdzie w wolnych chwilach pracuje jako wolontariusz w Polskiej Szkole w Groningen. Łączy podróże z konkursami fotograficznymi, pisze i publikuje książki oraz poezję. 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ