Autostopem dookoła świata
(cz. 2)
Większość z nas jazdę "na stopa"
kojarzy z podwozem na krótkich odcinkach. Tymczasem ten sposób podróży
wykorzystywany jest na dużo dłuższych trasach. Tacy autostopowicze szukają
ciekawych przygód, poznają wiele wyjątkowych miejsc, ale przede wszystkim
siebie samych. Jak daleko można pojechać "na stopa", ile dni, a nawet lat
spędzić w drodze nie mając doświadczenia ani pieniędzy opowiedzą Maciek
Badziak - "Termometr" i Mariusz Hońka - "Maniek". We wrześniu 2015
roku wyruszyli w autostopową i jachtostopową podróż dookoła świata, która
trwała aż cztery lata! W momencie kiedy jednak zerkniemy na ich bloga
i zakładkę: TRASA, możemy zauważyć, że wciąż stacjonują w mieście Ałmaty
w Kazachstanie.
Łukasz Przelaskowski: Cześć
chłopaki, u mnie w Królestwie Niderlandów oraz większości Europy przy ociepleniu
klimatu prawie wiosennie, choć sztormowo, a jak u Was?
Mariusz Hońka zwany Maniek:
Zakończyliśmy naszą podróż dookoła świata. Mnie zajęło to dokładnie
4 lata i 10 dni. Wróciłem do Gliwic w październiku (Maciek w czerwcu),
a teraz układam sobie życie na nowo. Pozdrawiam z Bawarii, w której na
pogodę także nie narzekam :-).
Ł.P.: Jak się poznaliście
i co wpłynęło na to, że zaplanowaliście tak ekstremalne przedsięwzięcie?
M.H.: Zacznijmy od tego, że
byłem studentem całym sobą i nie wierzyłem, że po studiach może istnieć
jakieś inne życie. W ostatnie wakacje wyjechałem, na moim zdaniem,
ostatnią szaloną przygodę - autostopem do Iranu. Tam jednak poznałem tego
wariata (Termometra), z którym odbyłem rozmowę po tym, jak się dowiedziałem,
że planuje wybrać się autostopem dookoła świata:
- Stary... Jesteś walnięty.
- Ja jestem walnięty? A jedziesz
z nami?.
Po paru miesiącach rozsterki zdecydowałem
się na ten szalony krok, pomimo iż polubiłem swoje życie w Polsce. Decyzji
oczywiście nie żałuję.
Ł.P.: Przedstawcie Wasze
pierwsze przygotowania do takiej podróży. Posiadając już doświadczenie,
gdybyście mieli cofnąć się w czasie i raz jeszcze ruszyć od początku, co
zmieniłoby się w waszym ekwipunku?
M.H.: Nie potrzeba praktycznie
niczego żeby podróżować i cieszyć się chwilą. Wszystko to są dodatki, które
spakowałem dość dobrze, gdyż jakieś doświadczenie ze stopem już miałem.
Polecam zabrać namiot/hamak, śpiwór i coś do przebrania.
Ł.P.: Jak zareagowały wasze
rodziny na taką wieść wtedy, a jak czynią to dziś?
M.H.: Rodzina to nie jedna
osoba i reakcje były różne. Mama płakała, siostra powiedziała, że to najlepszy
moment, by się wybrać na taką wycieczkę, a kuzyn, że też właśnie planuje
podróż dookoła świata, tylko motorem (motosamsara.pl - polecam). Dziś cieszą
się, że jestem z powrotem.
Ł.P.: Od razu założenie
było ruszyć dookoła świata, czy pojawiło się z czasem?
M.H.: To była od samego początku
swego rodzaju misja. Okrążyć świat wyłącznie autostopem i jachtostopem.
Nie wydawaliśmy pieniędzy ani na transport ani na noclegi.
Ł.P.: Wiele osób wychowanych
jest z myślą i zasadą, aby skończyć dobrą szkołę, potem studia, zrobić
dodatkowe kursy i mieć szerszy wachlarz ofert pracy, zbudować bądź kupić
własny dom, założyć rodzinę. Jak Wy traktujecie taką formę życia i macie
sposób patrzenia na świat w porównaniu do pięciu lat wstecz, a teraz?
M.H.: Oczywiście przez ostatnie
pięć lat wiele się zmieniło w moim postrzeganiu świata. Otworzyłem oczy
na wiele aspektów, lecz po powrocie sam wskoczyłem w te same buty, o które
pytasz. Na jak długo? Tego nie wiem, ale jestem pewny, że widzę wiele drzwi
przed sobą. Do wielu z nich kluczem niestety są pieniądze. Jak dużo ich
będę potrzebował? Okaże się po decyzji, które z nich chcę otworzyć.
Ł.P.: Potraficie odpowiedzieć
ile łącznie odwiedziliście dotąd krajów, wysp?
M.H.: Byłem w ponad 60 krajach.
Jeśli chodzi o wyspy to około 60-70.
Ł.P.: Gdzie droga w formie
łapania autostopa była najłatwiejsza, bez problemu osoby zatrzymywały się,
aby was podwieźć, a gdzie najtrudniejsza?
M.H.: Niezwykle łatwe jest
łapanie autostopu na wyspach na Pacyfiku oraz w większości krajów Azji.
Najtrudniejsze? Ciężko generalizować, ale przede wszystkim w Ameryce Południowej.
Ł.P.: W pewnym momencie
nie da się iść ani jechać bo staje się przed Oceanem, co wtedy?
M.H.: Jeśli się podróżuje
tak jak my, to należy wybrać się czym prędzej do mariny z porządnie przygotowanymi
ogłoszeniami: "Crew Available". Potem zacząć rozmawiać z żeglarzami...
Jak największą ich ilością, pokazując się z jak najlepszej i normalniejszej
strony. Oni nie szukają super doświadczonych żeglarzy, lecz przyjemnych
ludzi, do spędzenia wspólnie tygodni na Oceanie.
Ł.P.: Są jakieś procedury,
zasady, koszty, które trzeba spełnić, aby ktoś zechciał zabrać nieznaną
osobę/grupę na swój statek?
M.H.: To wszystko jest kwestią
indywidualną. Często kapitanowie proszą o jakąś zrzutkę na benzynę, koszty
postoju itp. W naszym wypadku kończyło się to zwykle zrzutką na jedzenie
(choć nie zawsze), oraz pomocą w sprzątaniu, gotowaniu i żeglowaniu.
Ł.P.: Posiadaliście wcześniej
doświadczenie w pływaniu na statkach, jachtach? Opiszcie Waszą pierwszą
podróż jachtostopem. Musieliście się przesiadać na inne łodzie w drodze
i ile trwało przepłynięcie do Ameryki Południowej?
M.H.: Byłem na Mazurach, lecz
ciężko powiedzieć coś o doświadczeniu, gdy Twoja wiedza kończy się na pokazaniu
palcem masztu. Swój pierwszy jachtostop złapałem siedząc na ławce w marinie
z koleżanką, popijając piwo. Pomogłem (razem z koleżanką) dwóm Hiszpanom
w przeniesieniu prowiantu na jacht. Poznaliśmy się, polubiliśmy, a że oni
też kiedyś (20 lat wcześniej) tak podróżowali, zabrali nas ze sobą na Wyspy
Kanaryjskie. Byłem na tym jachcie bardziej pasażerem niż załogantem, lecz
na kolejnych nauczyłem się już więcej i łącznie na 4 jachtach przepłynąłem
Atlantyk.
Ł.P.: Język angielski nie
zawsze sprawdza się w każdym kraju, jak wtedy sobie radzicie, gdy inne
osoby go nie znają?
M.H.: W Ameryce Południowej
nauczyłem się komunikatywnego hiszpańskiego, w Azji Centralnej - rosyjskiego,
w Indonezji trochę bahasy, lecz często z pomocą przychodził telefon i offline'owy
translator. Bez niego podróż po Azji byłaby o wiele trudniejsza, a rozmowa
z lokalsami niemożliwa.
Ł.P.: Z jakim budżetem
wyruszyliście? Czy podczad wypraw jakoś dorabiacie, a może macie inny sposób
na zasilenie finansów?
M.H.: Zacząłem podróż mając
"w kieszeni" około 11 tys. złotych. Żyjąc oszczędnie dalej jest to za mało,
by przetrwać tak długi okres czasu. Łapałem się różnych dorywczych prac
po drodze, lecz to ciągle było za mało. Ratunkiem okazał się postój w Australii
i Nowej Zelandii, gdzie przez parę miesięcy z pomocą Polaków na miejscu
znaleźliśmy z Termometrem pracę.
Ł.P.: Prowadzicie stronę
na Facebooku, bloga, YouTube i Twitter, kiedy znajdujecie na to czas?
M.H.: Kiedy tylko mamy chwilę
wolnego. Nie da się ukryć, że brakuje na to czasu i mamy obsuwę, lecz dajemy
z siebie wszystko. Dzielenie się naszymi przygodami sprawia nam przyjemność.
Ł.P.: Macie bardzo ciekawie
przygotowane filmy zarówno od strony technicznej, jak i prezentacji
z użyciem zdaje się drona? To Wy wszystko przygotowujecie sami czy macie
osobę z Polski, która jest za to odpowiedzialna? Przypomnę, że poprzedni
mój gość Pan Leszek Mikulski ma swojego managera w Polsce, którego zadaniem
jest opracowanie całej promocji, kontaktu z mediami, wstawianie newsów
itd.
M.H.: Od strony technicznej
obgadaliśmy wszystko przed wyjazdem. Filmy wysyłaliśmy w chmurę, a montował
je Cesiu (kiedyś tylko Termometra, a obecnie wspólny kolega). Całą resztą
zajmowaliśmy się z trasy, bez parcia, z dystansem.
Ł.P.: Zdarzyło się wam
zachorować, zarazić lokalnymi chorobami? Jeśli tak, czy znacie powód, aby
ostrzec innych podróżników i kto wam pomógł w wyleczeniu się?
M.H.: Dzięki Bogu ja przejechałem
całą podróż bez większych kłopotów zdrowotnych. Rzadziej chorowałem niż
w Polsce.
Ł.P.: Nie przechodzicie
obojętnie wobec potrzebujących osób. W Indonezji trafiliście na trzęsienie
ziemi, gdzie w cztery dni zorganizowaliście zbiórkę pieniędzy na posiłek
dla 30.000 osób. Jak tego dokonaliście?
M.H.: Indonezja skradła w
pewien sposób kawałek mojego serca (i Termometra zapewne też). Ludzie byli
niezwykle mili, a my chcieliśmy się odwdzięczyć. Nie wiemy ilu osobom pomogliśmy,
lecz staraliśmy się dotrzeć do tych najbardziej potrzebujących. To był
moment kiedy trzeba było działać, a my na szczęście się nie zawahaliśmy.
Zorganizowaliśmy zbiórkę na portalu społecznościowym, zamieszkaliśmy na
miejscu z innymi wolontariuszami różnych narodowości i zrobiliśmy wszystko
co w naszej mocy, by pomóc potrzebującym.
Ł.P.: Spotkaliście
może tzw. pływające wyspy śmieci? Jak wygląda segregacja odpadów, dbanie
o ekologię w krajach, które odwiedziliście?
M.H.: Wysp nie widziałem.
W Sumbawa w Indonezji widziałem wyjeżdżając z miasta po obu drogach ulicy
pagórki śmieci, które nie rzadko się paliły. Tam mało kto słyszał taki
termin jak ekologia, a "śmieci są przecież po to żeby je wyrzucić". Czystością
natomiast może się pochwalić Nowa Zelandia - trzeba mieć naprawdę dobre
oko, by dojrzeć jakieś nieczystości na ulicach.
Ł.P.: Mówi się wiele o
zmianach klimatu. Dostrzegacie i odczuwacie go również podczas całej wyprawy?
Z pewnością w każdym kraju, kontynencie miejscowi, rodzimi mieszkańcy mają
swoje opinie, co najczęściej słyszycie od nich, co w ich przekonaniu stwarza
problem przyczyniający się do takiej katastrofy klimatycznej i tym samym
ekonomicznej na Ziemi?
M.H.: Ludzie mówią różne rzeczy,
a w tej kwestii często wiele głupstw. Ja osobiście uważam, że obie strony
barykady mają wiele racji, lecz ocenę zostawię ekspertom.
Ł.P.: W wywiadzie dla programu
Trójka, Polskiego Radia rozmawialiście o Ujgurach, grupie etnicznej pochodzenia
tureckiego, jednej z 55 mniejszości uznanych w Chińskiej Republice Ludowej,
zamieszkującej północno-zachodnią część w Ujgurskim Autonomicznym
Regionie Xinjiang. Okazuje się, jak zaznacza to prowadzący audycję dziennikarz:
że jest to ludność, na którą Pekin wprowadził bardzo restrykcyjne prawo
uderzając w trzon ujgurskiej kultury'. Jak Wy to odczuliście będąc na miejscu
i co to za program, dzięki, któremu mogliście łączyć się internetowo ze
światem?
M.H.: Do łączności z internetem
używaliśmy VPN'ów, które są coraz skuteczniej blokowane przez miejscowe
władze. Same represje są odczuwane na każdym kroku np. ciągłe kontrole,
blokady uliczne, zabarykadowane stacje benzynowe itp.
Ł.P.: Spotkaliście się
z podobnym łamaniem praw człowieka w innych krajach?
M.H.: W każdym kraju człowiek
ma inne prawa. Nie moim zadaniem jest w nie ingerować.
Ł.P.: Gdybyście mieli wybrać
do zamieszkania na stałe jeden kraj, który odwiedziliście, to jaki i dlaczego?
M.H.: Dla mnie przede wszystkim
Polska, ale pomijając naszą ojczyznę to mam parę typów, a każdy z innego
powodu. Kolumbia - za kulturę, muzykę, bezstresowość i uśmiech. Australia
- za lekkość, wysokie zarobki, luźne podejście do życia. Polinezja Francuzka
- za piękne widoki, różnorodność, owoce, ludzi i odludzia.
Ł.P.: Czy chcielibyście
powiedzieć coś Polakom po doświadczeniach jakie zdobyliście podczas podróży?
M.H.: Nie bądźcie zakompleksieni.
Ludzie na świecie (oprócz zgniłego zachodu) kochają Polaków! Mamy piękną,
bogatą kulturę i nic nie musimy zmieniać. Oczywiście ogólnie, bo każdy
z nas, z osobna ma coś do poprawy.
Ł.P.: Jakie macie plany
na teraz, czy to będzie wydanie np. książki? Jak widzicie swoją przyszłość
za kolejne pięć lat?
M.H.: Pięć to spory kawał
czasu, ale najbliższe trzy planuję spędzić prowadząc tak zwane "normalne
życie". Choć i tutaj ten termin może dla każdego znaczyć co innego.
Ł.P.: Dziękuję za rozmowę
i trzymam za was kciuki, abyście bezpiecznie zrealizowali swoją zaplanowaną
podróż wracając w zdrowiu i szczęściu do domu.
Rozmawiał: Łukasz Przelaskowski
www.autostopemdookolaswiata.pl
Łukasz Przelaskowski - absolwent
Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego. Prezes Fundacji Rodu Przelaskowskich
herbu Szreniawa. Redaktor Naczelny kwartalnika historyczno-naukowego Młody
Szreniawa. W 2016 roku zamieszkał w Holandii, gdzie w wolnych chwilach
pracuje jako wolontariusz w Polskiej Szkole w Groningen. Łączy podróże
z konkursami fotograficznymi, pisze i publikuje książki oraz poezję.
|