.
NUMER 2 / LIPIEC 2019

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Agnieszka - moja córka 

Późną jesienią siedzieliśmy wszyscy czworo na placyku w Orleanie. Powietrze było przesycone wilgocią, o zapachu liści opadających razem z rozsypującymi się łupinami dojrzałych kasztanów. Był nasz ostatni wieczór, bo już w południe mieliśmy lecieć do Kanady, a ściślej do Quebecu. Nie umieliśmy snuć żadnych planów, nie wiedzieliśmy zupełnie co nas tam czeka, kogo spotkamy i czy pozostaniemy tam na zawsze. Byliśmy ignorantami, żadnych informacji, nic, widać przeznaczenie chciało nas wieść w ciemno - a my bezwolnie się poddawaliśmy.

Nas czworo: Janek zaślubiony na okoliczność emigracji, Agnieszka, Weronika i ja.
O Kanadzie też mieliśmy niewiele wiadomości. Natomiast "wszystko" wiedziała moja córka Agnieszka, choć obawiała się, że to nie jest ten kierunek, że ta obcość, która nas tam dosięgnie, nie szybko minie, że sami zapisaliśmy się w poczet wygnańców, znanych jej, a i mnie z literatury tzw. Wielkiej Emigracji.

I dlatego, czarne duże portfolio z którym się nie rozstawała, było dla niej jakby gwarancją, że tam, pomimo chłodu, mroku i wyobcowania znajdzie miejsce, aby kontynuować naukę rozpoczętą w Ecole des Beaux Arts w Orleanie.

Widok z okna samolotu, te zamarznięte połacie ziemi (a był to Labrador), odebrały nam wiarę szczególnie kiedy pilot zapowiedział, że za dwie godziny lądujemy w Montrealu, a piosenka z głośnika upewniała nas, że "ce n'est pas un pays, c'est l'hiver".

Po wylądowaniu znaleźliśmy się wszyscy w przegrzanym biurze, którego ściany raziły oczy żółtym kolorem.

Cała nasza czwórka: Janek, ufna i zupełnie nieświadoma niczego Weroniczka, ja i Agnieszka ze swoim portfolio w twardej oprawie, z którego wychodziły rogi zamalowanych czy raczej zarysowanych kartek. Wzbudziło ono zainteresowanie celników. I słusznie, bo szkice węglem, które tę teczkę wypełniły mogłyby zainteresować niejednego odbiorcę, a fragmenty takiej budowli, jak Notre Dame w Orleanie, szkicowane na zewnętrznych krużgankach katedry mogły zapełnić salę wystawową.

Rejestracja naszej czwórki trwała godzinami, mój francuski musiał się dwoić i troić, aby podołać tym wszystkim kwestionariuszom. Po tak długiej podróży, było to niezwykle męczące. I upał w tym żółtym pomieszczeniu... do czego mogłabym go porównać?... Przekroczenie równika? Chrzest bojowy?

Wyjście z upalnego biura było wkroczeniem do innej rzeczywistości, do przełomu jesieni i zimy, kiedy to uderzył nas śnieg z deszczem, północny wiatr i ciemność. Ciemność! Droga do miasta była czarna, zabłocone samochody, ich światła przymglone, a w pozbawionych osłon oknach domów świeciły słabe żarówki. I te tajemnicze rejestracje na samochodach: "Je me souviens", których znaczenie próbowaliśmy odgadnąć, ale bez skutku.

Aga była niecierpliwa, czegoś chciała, albo szkoły, albo jakiejś grupy artystycznej, ale jak to w pierwszych miesiącach, a nawet latach bywa nie łatwo dobierasz sobie towarzystwo. Kiedyś znalazła ogłoszenie: Académie des Beaux - Arts, adres: J. Talon 6420. Wyruszyłyśmy pieszo. Droga wydawała się nie kończyć, bo początkowy numer był w setkach. Po paru godzinach dotarłyśmy i okazało się, że to prywatny lokalik i do tego zamknięty.

Czas do rozpoczęcia roku akademickiego Aga zaczęła wypełniać pracą w fabrykach różnego autoramentu i nieprzerwanie portretować współpracownice i współpracowników. W końcu nadszedł październik i zaczęła studia na Uniwersytecie Concordia. Malarstwo i rysunek.

I tak pokaźnych rozmiarów czarna teczka została zastąpiona przez rulony papierowe lub płócienne, bo skończył się wymiar A4 - tutaj panował rozmach, żadne bawienie się w szczegóły, wydłużony kolor na długim płótnie i, co jeszcze bardziej zaskakujące, to tematy, np. seksualność Jezusa czy studium części intymnych. Profesorami byli Marion Wagshal, Tom Hopkins, F. Sullivan.

Prowadzili bardzo ciekawe zajęcia zupełnie inną metodą niż w starym Orleanie. Wymagano więcej samodzielności, kreatywności, zaskakujących tematów, śmiałego odejścia od akademizmu nawet na początku sesji.

Po skończeniu Uniwersytetu Concordia, jak po zakończeniu większości edukacji uniwersyteckiej, pojawiło się pytanie: co z tymi umiejętnościami dalej robić? Kontynuować malarstwo i rysunek jako sztukę dla sztuki, czy rozsyłać swoje CV bogate w wiedzę artystyczną, a skromne w doświadczenie, którego wymagały galerie montrealskie?

Po krótkim wahaniu Agnieszka otworzyła żółtą książkę telefoniczną z nadzieją, że ktoś, coś, gdzieś, jakoś ukaże się jej oku, a raczej podszepnie: tutaj się zgłoś, tutaj wykonaj telefon i zaoferuj swoje umiejętności pobrane na uczelni. 

Na jednej, właśnie otwartej stronie widniało ogłoszenie: Portrait International. Nie była to żadna oferta pracy, tylko numer telefonu i adres.

I tak znalazła się Agnieszka w stylowej galerii, znajdującej się przy ulicy Sainte-Catherine, w samym sercu dzielnicy Westmount.

W drzwiach stanął właściciel. Pojawił się w tych drzwiach i zaraz znikł, jak zjawa. 
Weszła do środka, w ciemnym pomieszczeniu z powodu drzew zasłaniających dostęp światła, z panującego mroku wyłaniały się podświetlone portrety. Ujrzała montrealskie wnętrze z atmosferą, która mogła przypominać krakowskie klimaty. Właściciel galerii powrócił dopiero po chwili, po ochłonięciu. Ale po jakim ochłonięciu? Co go tak zdziwiło? Co? Otóż uczucie, a właściwie pewność, że kiedyś w innym, odległym życiu już spotkał tę Agnieszkę Rajewską. I w tym momencie stracił głowę. I chyba nie muszę podkreślać nierealności tego spotkania, tego wnętrza i właściciela.

Agnieszka oczywiście dostała pracę.

Jak widać tutaj mogłabym przytoczyć banalne przysłowie, które wyjątkowo odzwierciedla to szczęście, co to na pstrym koniu nawet nie jedzie a pędzi.

A dlaczego przytoczyłam to przysłowie? Bo tej nowej sytuacji, z pozoru wymarzonej, towarzyszyła wieczna niepewność, zmienność i tajemniczość królująca w tym przybytku sztuki.
Galeria Portrait International specjalizowała się w portretach, można było zamówić portret ze zdjęcia lub pozować, były zajęcia z modelem, rysunku,  aktu, klasy dla początkujących, niekończące się dyskusje na temat sztuki, malarstwa; z czasem galeria zaczęła też organizować wspaniałe brunch'e z muzyką, gdzie były zapraszane tancerki flamenco, nasz montrealski jazzman - Jan Jarczyk, innym razem ktoś śpiewał czastuszki, a nawet był zaproszony sam Leonard Cohen - lecz mieszkał wtedy w Kalifornii, o czym powiadomił Agnieszkę pisząc krótki list wyjaśniający, dlaczego nie przybędzie, dodając, że to ładne i oryginalne imię Agnieszka i...... że je chętnie powtarza.

Malarstwo Agnieszki trudno określić i ująć w jakiś konkretny przedział. Na pewno posiada dużą umiejętność portretowania czy to ze zdjęcia, najchętniej przez siebie wykonanego, czy portret żywy, w ruchu, w bezruchu, w ciszy atelier czy na ulicy, kiedy tłumek wokół czeka na efekt i podobieństwo portretowanego modela.

Więc powiedzmy: portrecistka - ale nie, bo pomysł goni pomysł i już idzie w plener malować pejzaż. Najbardziej lubi budynki fabryczne, monumentalne wręcz, opuszczone, przypominające budowle nieokreślone, tajemnicze, nawet widzi w nich architekturę stylową przypominającą jakieś senne wytworzenia, przetworzenia....

Teraz na warsztacie Agnieszki znajduje się martwa natura, chętnie portretuje winogrona, kwiaty, kieliszki z winem do połowy wypełnione, że nie wspomnę o srebrnym serwisie do kawy czy herbaty. Ten ostatni obraz chciałam zachować dla domu, ale na wystawie w Rawdon, a raczej w bibliotece rawdońskiej, został natychmiast dostrzeżony i zmienił właściciela.

Agnieszka namalowała na zlecenie parę obrazów do kościoła.

W okresie fascynacji i inspiracji malarstwem hiszpańskim namalowała kilka bardzo ciekawych i udanych płócien, których bohaterką była niania Diego Velasqueza. Pierwszym z tej serii był portret rodziny królewskiej La Meninas, który (tak Agnieszka twierdzi), namalował się sam. Choć dużych rozmiarów, gdzie postaci otaczających króla jest co niemiara powstał w ciągu dwóch godzin. Został zakupiony przez galerię należącą do domu pogrzebowego wspierającego artystów, bo "pomaga zasmuconym przenieść się w inną artystyczną, nieśmiertelną ponadczasowość".
Kariera artystyczna Agnieszki, jak przystało na prawdziwą matkę Polkę, została przerwana urodzinami najpierw Jonatana, a później Stefanii.

Wtedy wspaniale działająca galeria musiała być zamknięta, ku dużemu rozczarowaniu wszystkich, którzy wiernie i chętnie tam przebywali, a zapowiadający się sukces artystyczny, może na szerszą skalę, zamienił się na nieprzespane noce, pieluchy i pielęgnację słodkiej i płaczliwej Stefanii.

Warto wspomnieć o innej, ciekawej działalności Agnieszki jako animatorki zajęć artystycznych poprzez terapię zaleconą przez Centrum Pomocy dla Trudnej Młodzieży. Początki jej kontaktów z tymi nieznanymi, niewiele od niej młodszymi i zagubionymi uczestnikami były bardzo skomplikowane i stresujące. Dla osoby umiejącej malować, ale bez żadnego przygotowania i doświadczenia pedagogicznego czy psychologicznego było to prawdziwe wyzwanie.

Ostatnia wystawa, która spotkała się z szerokim zainteresowaniem miała miejsce 21 marca tego roku w Montrealu, gdzie Agnieszka prezentowała swoje obrazy, a ja - swoje tkaniny i przestrzenne struktury. 

Galeria E.K. Voland okazała się doskonała, jeśli chodzi o wnętrze i lokalizację: dwie olbrzymie ściany, miejsce pośrodku i ciekawe industrialne otoczenie.

Pierwszy dzień wiosny 2019: otwarcie, czyli to francuskie lekko pretensjonalne słowo: Vernissage. Atmosfera była niepowtarzalna. Pojawiło się wielu znajomych artystów i sporo gości. Agnieszka pokazała na wystawie głównie obrazy: olejne pejzaże mgliste i spokojne oraz niebywale kobiece postacie inspirowane Ninami Velazqueza oraz autoportrety. Wszystko razem uzupełniało się i prowokowało ciekawe dyskusje.

Agnieszka należy do Polskiej Grupy PAAC i quebeckiej Prism'Art. Miała kilkanaście wystaw zbiorowych i indywidualnych. 

Oto Agnieszka - moja córka. Taka jestem z niej dumna.
 

Teresa Kastelik


Teresa Kastelik - studiowała orientalistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jej zainteresowania to cywilizacja perska (historia, literatura i sztuka), z którą mogła się lepiej zapoznać podróżując do Iranu. Tworzy prace z pogranicza malarstwa i płaskorzeźby. Tworzy konstrukcje trójwymiarowe, które przybierając stałą formę, przypominają wieże i obrazują czasem nastroje chwili lub ulubione miejsca. Wystawia swoje prace w wielu galeriach w Montrealu.


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ