Jak wuj do wuja
Haka to maoryski taniec wojenny,
mający na celu takie wystraszenie przeciwnika, żeby zdrefił, stracił ducha
bojowego i pojął, że nie ma co się stawiać, bo łomot jest nieunikniony.
Wojownicy trzymający w rękach broń
stają w przysiadzie uderzając rytmicznie dłońmi o uda, przedramiona i tors.
Tupią, wykrzywiają twarze, wysuwają języki niezwykle daleko, orbity oczu
są tak powiększone, że wokół tęczówki wyraźnie widać białe kręgi i oczywiście
krzyczą jak wypuszczone na wolność diabły. Nic nie jest pominięte, nic,
co mogłoby uczynić ich widok jeszcze bardziej przerażający. Bo przecież
każdy sposób jest dobry, aby osiągnąć cel, chociaż niektóre sposoby są
kontrowersyjne.
Swojego czasu tzw. pisma kobiece
pełne były porad wszelkiej maści ekspertów na każdy temat, którą to rolę
przejął obecnie internet. Pamiętam radę "Świata kobiet". Dostałaś piękny
bukiet kwiatów i chciałabyś jak najdłużej cieszyć nim oczy? Ponacinaj ukośnie
końce łodyżek i wstaw je do zimnej wody. Po kilku dniach, kiedy zaczną
więdnąć, wrzuć do flakonu tabletkę aspiryny. Odżyją. W normalnym, życiu
przyjęło się raczej, że po uroczystości z kwiatami samemu łyka się rano
aspirynę, popijając wodą z wazonu, a kwiaty i tak przecież zwiędną.
Od kilkunastu tygodni obserwujemy
z rosnącym zainteresowaniem wariant haki w wydaniu amerykańskim, wykonywany
osobiście przez starego-nowego prezydenta. Towarzyszy mu ansambl trzynastu
miliarderów, a publika, jak to publika-kapryśna, raz klaszcze, raz gwiżdże.
Ale nutka zaniepokojenia jest wyczuwalna, bo pląsy prezydenta Trampka to
nie "...walczyki leciutkie jak świerszcze" tylko "... naraz nad głową grzmotnęło
do walca" czyli hołubce wycinane w podkutych butach i niezgrabne piruety,
z których za którymś razem może się odbić do lotu nad kukułczym gniazdem.
Rośnie poczucie chaosu, rząd ostrzeliwuje
społeczeństwo setkami rozporządzeń, a prezydent wytacza kolejne procesy
organizacjom, które uprzednio w medialnym tańcu nadepnęły mu na odcisk.
Gość ma wyraźnie monarchistyczno-autokratyczne zapędy, widać, że pracuje
nad zbudowaniem struktury państwowej, podporządkowanej prezydentowi-soliście
amerykańskiego baletu i chciałby jednoosobowo kontrolować stopy procentowe
oraz kształtować regulacje w obszarze polityki monetarnej. Ale może facet
wie, co robi, ma przecież licencjat z ekonomii.
Mick Jagger i Arnold Terminator też
studiowali ekonomię i proszę, jak daleko zaszli! Na razie Trump krokiem
marszowym idzie na potężne zderzenie z prawem, pląsając w parze z nowopowstałym
Departamentem do spraw efektywności rządu, czyli DOGE, którym jeszcze nie
tak dawno kierował kolejny danseur noble Elon Musk, przetaczając się niczym
walec drogowy przez federalne biura.
W tym szalonym wirowym tańcu wszyscy
ludzie prezydenta dokonują zatrważających przetasowań w polityce zagranicznej.
Sojusz transatlantycki drży w posadach,
sukcesów w rozwiązaniu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego brak, rozpoczęła
się wojna taryfowa z Kanadą, Meksykiem i Chinami, Zełenskiego sponiewierano
w Białym Domu.
Wszyscy oglądaliśmy spotkanie amerykańskiego
prezydenta z kanadyjskim premierem. Trump próbował grać z naszym człowiekiem
w kulki, przyjmując tony wysoce protekcjonalne, tylko czekałam, aż powie:
"Mów mi wuju!" Zachodził go to z lewej, to z prawej, próbując wydusić z
Carneya choć słowo aprobaty dla idei pięćdziesiątego pierwszego stanu USA.
Ale ten, czujny jak czekista, z łagodnym uśmiechem ripostował uprzejmie,
że Kanada nie jest na sprzedaż.
Chociaż trzeba przyznać, że sporo
zawdzięczamy amerykańskiemu prezydentowi. Przed wyborami, w Toronto, podczas
spektaklu "Jezioro łabędzie" orkiestra niespodziewanie zagrała "O, Canada!".
Widzowie wstali i entuzjastycznie odśpiewali hymn kanadyjski. Dotychczas
śpiewaliśmy hymn przed meczami hokejowymi, a frankofoni co i rusz żądali
separacji. No i nagle doceniliśmy to, co mamy, nawet jeśli nie zawsze dobrze
to funkcjonowało i w podskokach pognaliśmy do urn wyborczych, głosując
na usofobicznych liberałów. Komentarz Trumpa brzmiał: "Wygrał ten, który
bardziej mnie nienawidził". Również w Grenlandii, na którą prezydent USA
patrzył łakomym wzrokiem wszystkie pięć partii, niezależnie od ideologii
i programu, odpowiedziały gestem Kozakiewicza.
Polscy politycy skołowani do cna,
chodzą jak błędne owce. Jak mówił Leon Niemczyk w serialu "Ranczo" - Polak
dla Ameryki zawsze głowę tracił.
Minister Spraw Zagranicznych wspomniał
malowniczo o robionej Ameryce lasce, którą potem próbował zamienić na łaskę,
no i zawsze zostawała w rezerwie stara, dobra zimnowojenna konfrontacja
z Kremlem. A teraz nagle zamęt, zamieszanie, sprzeczne sygnały. Sekretarz
obrony USA - Pete Hegseth ogłosił w Brukseli, że "powrót do granic Ukrainy
z 2014 roku jest celem nierealistycznym". Polski minister Obrony Narodowej
wypowiedzi tej wysłuchał i tak zinterpretował: "Sekretarz obrony USA dał
sygnał do mieszkańców Europy, a przede wszystkim Ukrainy, że wsparcie jest
i będzie kontynuowane." Putin z Trumpem się komplementują, po plecach poklepują,
aluzje czyniąc do wielopłaszczyznowych przymierzy...
Można zgłupieć? Można. No i jak tańczyć,
kiedy nie wiadomo, co nam grają?" Kroki dwa na lewo, kroki dwa na prawo,
jeden w przód i cztery w tył..."
Obserwowaliśmy ostatnio polskich
wybrańców narodu, zasiadających w ławach poselskich, na których zawsze
można liczyć, jeśli chodzi o dobrą rozrywkę, ubaw po pachy, zrywanie boków
i szokujące doznania. Niezwodny Jarosław Kaczyński obarczył Romana Giertycha
odpowiedzialnością za śmierć Barbary Skrzypek, która zmarła trzy dni po
przesłuchaniu w sprawie wież na Srebrnej, nazywając go mordercą, głównym
sadystą i łobuzem. Jego hakę natychmiast odparł Giertych, który charakter
ma paskudny, ale kauzyperdą jest świetnym, proponując prezesowi: "Mów mi
wuju" i zarzucił mu, że "idzie w niepoczytalność". I pomyśleć, że to właśnie
prezes wciągnął młodego Giertycha w politykę, jako szefa Młodzieży Wszechpolskiej,
a potem ministra Edukacji, hodując żmiję na własnym łonie...
Biorąc pod uwagę dysproporcje wzrostu
obu panów, pląsając koło mównicy wyglądali dość groteskowo.
Ostatnio najlepszym dowcipem błysnęła
redaktor Agnieszka Wołk-Łaniewska, która zadeklarowała chęć emigracji do
Kanady. Uzasadnienie: "...bo nikt tak pięknie nie drze łacha z USA jak
Kanadyjczycy".
I tak nasze starania oraz wysiłki
zostały dostrzeżone i docenione.
Danuta Owczarz-Kowal
Danuta Owczarz-Kowal - filolog
orientalny, prawnik, felietonistka.
|