Żądlenie prezesa
Jarosław Kaczyński
ma teraz kiepską passę. Za co się nie weźmie, on i jego partia, kończy
się wpadką, wtopą i żenadą. Perfidna opozycja co prawda piasek w tryby
sypie i kij w szprychy wkłada, niesubordynowany elektorat pomrukiwać zaczyna,
ale i zdarzenia zewnętrzne przebiegają niezadowalająco.
Na przykład
w dniu 30 lipca wystąpił na Stadionie Narodowym w Warszawie sam Sting.
Prezesowi zameldowali oczywiście, ale że człowieka nie zna, machnął ręką,
Tłumaczyli, że rockman brytyjski światowego formatu, że gwiazda, ale prezesowi
jakoś nie zaświeciło.
Aż tu co się
nie dzieje! Podczas koncertu Sting zaprosił na scenę Macieja Stuhra, aktora
znanego ze swojego niechętnego stosunku do formacji PiS i wystąpił ze swoim
manifestem, pięknymi słowy głosząc chwałę demokracji, potrzebę jej obrony
przed wszelkimi próbami jej wypaczenia lub obalenia, a Maciek tłumaczył
na żywo przesłanie słynnego piosenkarza. Niby jego wypowiedz utrzymana
była w kontekście Ukrainy, ale publika natychmiast wyłapała aluzje dotyczące
stanu praworządności w Polsce i ze strony widowni dały się słyszeć okrzyki:"
J......ć PiS!"
Prezesa mało
szlag nie trafił, zgrzytnął pieńkami, sobacząc Macieja Stuhra i samego
mistrza. Dlaczego, pytał, Sting nie zaprosił na przykład Pietrzaka czy
tego tam... Jakimowicza? Niestety pytania te pozostały retoryczne.
Niepokojąc
się o przyszłoroczne wybory do Sejmu PiS zdecydowało, że już pora ruszyć
w Polskę, żeby mieszkańcom miast, wsi i miasteczek wytłumaczyć, że tylko
światłe rządy PiS zapewnią Polsce dobrobyt i dalszy rozwój. Bo są tacy
oszczercy, jak na przykład finansista Michał Przybylak, który stanowczo
twierdzi, że: "25 lat wszystkie rządy pracowały na to, żebyśmy mieli stabilne
ceny, niska inflację i tani kredyt. Aż przyszedł PiS i to wszystko zniszczył".
A przecież elektorat powinien wiedzieć, że drożyzna, galopująca inflacja,
zapaść inwestycyjna i lecąca na pysk złotówka to wina Tuska, który na dodatek
zatruł ryby w Odrze. Ostatnio pojawiła się nowa gra towarzyska: zaprasza
się gości na "Wiadomości" o 19.30 i kiedy pada słowo "Tusk" pijemy pięćdziesiątkę.
Wygrywa ten, kto obejrzy pogodę.
No i 24 lipca,
po spotkaniu z mieszkańcami Gniezna, przy wyjeździe z miasta kolumna została
obrzucona jajkami. Główny sprawca, który "w ten nielegalny i niebezpieczny
sposób postanowił wyrazić swoje niezadowolenie ze spotkania", został schwytany
i ukarany mandatem, a prokuratura już szykuje akt oskarżenia. Tym bardziej,
że jak podaje "Wprost", po każdym trafieniu słychać było okrzyki zadowolenia
i skandowanie" J...ć PiS".
Kiedy spadał
na nią śmiercionośny nabiał "kolumna nawet nie drgnęła" chwalił kierowców
J.K. znany mistrz kierownicy, człowiek, który się jajom nie kłaniał.
Tym niemniej Prawo i Sprawiedliwość zawiesiło na razie wyjazdy w teren.
Po cichu mówi się, że prezes zaliczył tyle wpadek, że nawet na Nowogrodzkiej
łapano się za głowy.
Żeby było
jasne: ja jestem absolutnie przeciwna rzucaniu czymkolwiek w kogokolwiek,
a już w polityce szczególnie, bo bywa tak, że rzucisz w byle kogo, a bekniesz
jak za prawdziwego męża stanu.
A jakby tego
było mało, to na Festiwalu Kabaretu w Koszalinie 30 lipca kabaret Neonówka
przedstawił skecz "Wigilia 2022", który odzwierciedla nastroje społeczne
związane z rządami PiS. Nagranie krąży po Polsce, uzyskując milion wyświetleń
dziennie.
Kiedy jeden
z artystów kabaretu ogłasza, że Polska powinna być monarchią, a Jarosław
jej królem, ze strony widowni słychać śmiech, ale i ostre gwizdy. Bardziej
obgwizdany został tylko Jacek Kurski, kiedy pięć lat temu jako nowy prezes
TVP usiłował ze sceny opolskiej nawiązać serdeczny kontakt z publicznością.
Widownia gwizdami "nie dała mu dojść do słowa". Potem już nie próbował,
na kolejnych festiwalach stoi sobie skromniutko z boku.
W tym roku
było podobnie, żadnych ekscesów, Kurski tylko w migawkach, a na scenie
szpanował Tomasz Kammel, faworyzowany mocno od czasu, kiedy wsparł prezesa
Jacka w jego małżeńskich perturbacjach. Jak pamiętamy po 24 latach kapłani
unieważnili poprzedni sakrament, aby Jacek Kurski mógł po raz drugi stanąć
na ślubnym kobiercu. Niejasna pozostaje dla mnie kwestia statusu trojga
dziatek z unieważnionego "z powodu niezdolności psychicznej do podjęcia
istotnych obowiązków małżeńskich" - czy to są teraz dzieci z nieprawego
łoża?
Kiedy nowi
państwo Kurscy pojawili się na koncercie wielkanocnym z oseskiem, Kammel
powitał ich ze sceny wylewnie:" widzę na sali w pierwszym rzędzie cud życia.
A wraz z cudem są jego rodzice - Joanna i Jacek Kurscy". Kammel został
bezlitośnie wyśmiany, ale co tam, jego pozycja w TVP wzmocniła się, a życzliwość
jej prezesa jeszcze wzrosła.
Ten ewangelista
cudu życia ogłosił właśnie, że za uczciwie zarobione pieniądze produkować
będzie skarpety. To ładny gest wsparcia dla tych, których prezes Jacek
i prezes Jarosław puścili w podobnym odzieniu.
Kontynuując
ten wątek, podczas koncertu "70 lat telewizji" publiczność uznała za najlepszy
kultowy program rozrywkowy "Szansę na sukces", co musieli ogłosić Kammel
i towarzysząca mu Kasia Cichopek. Owszem, ogłosili, tyle, że zapomnieli
podać nazwisko twórcy programu, Wojciecha Manna.
W maju 2020
r. pierwsze miejsce na liście radiowej Trójki zajęła piosenka Kazika Staszewskiego
"Twój ból jest lepszy niż mój". Kazik przywołuje w niej wydarzenia ze Święta
Zmarłych, kiedy to zamknięto cmentarze z powodu epidemii, ale Jarosław
Kaczyński pojechał na grób matki z liczną obstawą mino zakazu. Zestawienie
przebojów zostało usunięte z Internetu, a ranking zakwestionowano, próbując
zmusić dziennikarzy Trójki do podpisywania oświadczeń, że lista przebojów
była zmanipulowana. Podpisania odmówili m.in. Marek Niedźwiecki, Hirek
Wrona czy Marcin Kydryński. Wtedy właśnie odszedł Wojciech Mann - legenda
radiowej Trójki.
Tak jakoś
przypomniał mi się początek kariery Jerzego Połomskiego, który tak naprawdę
nazywał się Pająk. Otóż w 1958 roku młodziutki Połomski wygrał plebiscyt
na najpopularniejszego piosenkarza, ale dyrektor Polskiego Radia Władysław
Szpilman uznał, że nie wypada, aby taki żółtodziób laury zbierał. No i
pierwsze, miejsce przypadło staremu i zasłużonemu Mieczysławowi Foggowi,
a Połomski musiał zadowolić się drugim. Tyle lat minęło, a metody podobne.
A skoro już
wspominamy, przypomnę Państwu pewną znakomitą historyjkę, byłoby bowiem
szkoda, żeby poszła w zapomnienie. Otóż pięćdziesiąt lat temu zaczęła się
tzw. super seria, czyli pojedynki zawodowców z ojczyzny hokeja Kanady z
hokeistami radzieckimi, którzy chcieli udowodnić światu wyższość sbornej.
Kiedy pierwsi zawodnicy postawili nogę na ziemi imperialistycznej Kanady
spotkały ich nieprzyjemności. Samolot z radziecką drużyną wylądował w Montrealu
30 sierpnia 1972r. Okazało się, że pewien Kanadyjczyk czeskiego pochodzenia
podał ZSRR do sądu domagając się odszkodowania za samochód, który zniszczył
mu podczas praskiej wiosny radziecki czołg. Żądał 1800 dolarów. Kanadyjski
sąd uznał roszczenia i zatrzymał sprzęt radzieckich hokeistów, którzy właśnie
przylecieli do Montrealu. Mecz odbył się w końcu tylko dlatego, że jeden
z kanadyjskich działaczy hokejowych zapłacił te nieszczęsne 18 setek, ale
ten incydent podgrzał i tak już histeryczną atmosferę przed spotkaniem.
A wiecie Państwo,
że hokeiści grają z ochraniaczami na jądra od 1874 roku, a od 1979 roku
noszą również kaski. Czyli mężczyznom trzeba było prawie stu lat, żeby
zrozumieć, że głowa też jest ważna.
Danuta Owczarz-Kowal
Danuta
Owczarz-Kowal - filolog orientalny, prawnik, felietonista.
|