Włączajmy rozum
Swego czasu
Andrzej Ibis-Wróblewski napisał taki sprytny limeryk, mający pomóc nam
w tępieniu błędów językowych:
Don Kichot
z miasta La Mancha
Dulcynei
światło wyłanczał.
Raz, gdy wizytę kończył,
Dobrze go nie wyłączył
Bo ujrzał
w łożu Sancha.
W przeprowadzonym
właśnie przez portal Polszczyzna.pl plebiscycie na najgorszy błąd językowy
udział wzięło 190 545 uczestników. Niekwestionowanym zwycięzcą plebiscytu
został potworek językowy "włanczać-wyłanczać". Jako drugi uplasował się
czasownik w bezokoliczniku "wziąść", trzecie miejsce zajął czasownik "iść"
w czasie przeszłym, rodzaj męski - czyli "poszłem". Są to błędy często
popełniane, które językoznawcy tępią od lat, niestety bezskutecznie.
Jak mawiał
prof. Jerzy Bralczyk, jeśli czujemy się Polakami powinniśmy mówić i pisać
poprawnie, czyli używać języka według przyjętych zasad zgodnie ze znaczeniem
słów i zwrotów oraz odpowiednio do sytuacji. Ongiś wadliwa mowa, nieporadność
językowa, ignorancja i niechlujstwo dyskwalifikowało zawodowo i towarzysko
ludzi, pozbawionych nawyku lektur oraz innych odruchów kulturowych.
Teraz niszczyciele
polszczyzny są coraz pewniejsi siebie. Przesiąknięci potwornym żargonem
urzędniczo-partyjnym czasów powojennych, bełkotem władzy, nowomową mediów,
szkodnicy ci niszczą język polski, a będąc niedouczeni, wielokroć nie zdają
sobie z tego sprawy, a jeśli nawet, to traktują swoje błędy z lekceważeniem.
Oczywiście wiemy, że język jest żywy i podlega zmianom, ratujmy jednak,
co się da z naszej pięknej polszczyzny, inaczej bowiem ostanie nam się
tylko panareyowy język "gęsi".
W dniu 7 kwietnia
2017 roku, podczas sejmowej debaty nad wnioskiem o wotum nieufności dla
premier Beaty Szydło, Jarosław Kaczyński dwukrotnie użył słowa "wyłonczać".
Pedagogicznie i lingwistycznie nastawieni posłowie zaczęli skandować: "wy-łą-czać,
wy-łą-czać", na co nieugięty prezes odparł: "Pozwólcie, że będę mówił,
jak mówię". I żadne krzyki ani płacze nie przekonają go, że mówi nieprawidłowo.
I nikt mu nie wmówi, że białe jest białe a czarne jest czarne i że mówi
się "wyłączać" skoro "zbawca ojczyzny" mówi "wyłanczać" bo tak się mówi
po wolsku.
Obawialiśmy
się wówczas, że w trybie natychmiastowym zostanie przegłosowana stosowna
nowelizacja Słownika Języka Polskiego PAN oraz Słownik Ortograficzny.
Dużo krwi ludziom
gramotnym napsuła Krystyna Pawłowicz, kiedyś posłanka, dziś sędzia Trybunału
Konstytucyjnego, z upodobaniem używająca nagrodzonej we wzmiankowanym plebiscycie
formy "wziąść". Po przesłuchaniu Donalda Tuska przez gdańską prokuraturę
dokonała ona autorskiej analizy mowy ciała Tuska, która według autorki
"pokazała strach i kompleksy byłego premiera wobec Jarosława Kaczyńskiego",
wzmacniając swoją opinię demonstracyjnym używaniem słowa "wziąść". Krytykom
radziła "Nie przynudzajcie znowu", nazywając ich "lewackimi dziennikarzami,
wyrobnikami opozycyjnych mediów".
Jako ciekawostkę
przypomnę, że Tusk przyjechał na to sławetne przesłuchanie pociągiem, a
nie w kolumnie opancerzonych limuzyn rządowych, spędził w prokuraturze
dwa razy więcej czasu niż Lech Kaczyński internowany w stanie wojennym,
niczym go nie ugoszczono, podczas gdy krwawi komunistyczni siepacze poczęstowali
L. Kaczyńskiego pączkiem! Co nie zmienia faktu, że podczas wizyty
w Bytomiu Donald Tusk dokonał wpisu w księdze pamiątkowej następującej
treści: "Bytom-miasto, którym zachwycić się może nawet Gdańszczanin". Przy
całej mojej sympatii do Gdańska nie ulega wątpliwości, że "gdańszczanin"
pisany jest małą literą.
Wydaje się,
że wyznawców "dobrej zmiany" łączy kulawa polszczyzna. Oto Sebastian Kaleta,
młody wiceminister Sprawiedliwości, odpowiadając Wojciechowi Engelkingowi
na Twitterze, udzielił mu cennej rady: "Zausz firme". Trzy błędy w jednym
słowie-cudeńko.
W styczniu
byliśmy świadkami ciekawej dyskusji z tym panem. Otóż po jego wypowiedziach
na temat możliwości "zaorania" sądownictwa w Polsce, prof. Laurent Pech
z Uniwersytetu Middlesex w Londynie, zapragnął zgłębić tajniki intelektu
wiceministra i napisał elegancko: "...Byłbym zachwycony debatą, żeby poznać
pana rozumienie francuskiego i europejskiego prawa... oraz tych systemów
prawnych, które powinny być inspirowane lub zgodne z waszymi reformami.
Proszę dać znać, gdzie i kiedy". Czyli wytwornie wyzwał naszego Kaletę
na pojedynek, z którego profesjonaliści mieliby mnóstwo uciechy.
Niestety, nasz
reprezentant nie odważył się podjąć rękawicy, próbował za to błysnąć ripostą
wątpliwej jakości, nazywając prof. Pecha" nieznanym akademikiem", co oznacza,
że po prostu on go nie zna i dodając: "ciągle debatuję z waszymi najtęższymi
umysłami. Niedługo zapewne dowiem się, że nawet mówiąc, że Ziemia krąży
wokół Słońca, nie mam racji". Ku radości internautów odpowiedział mu znany
z celnych sformułowań prof. Marcin Matczak z UW: "Panie Kaleta, debatujemy
z panem nie ze względu na potęgę pana umysłu, ale dlatego, że musimy, bo
inne cechy pana osobowości usadowiły pana na stołku wiceministra." Kaleta
pewnie i tak przesłania nie zrozumiał. Kiedy dasz krowie kakao i tak nie
wydoisz czekolady.
Ale nie tylko
politycy czynią gramatyczne cudeńka. Taki na przykład Sławomir Świerzyński
- lider zespołu Bayer Full znany z majteczek w kropeczki oraz z otwartego
wspierania obozu władzy został w nagrodę dopuszczony do żłobu i w telewizji
publicznej jest ekspertem w wielu dziedzinach, np. ekonomii. Napisał więc:
"Państwo nie mósi prowadzić gospodarki". Być może gościowi obiło się kiedyś
o uszy nazwisko Thatcher, która stwierdziła jasno i wyraźnie: "Nie ma czegoś
takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy,
że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych swoich pieniędzy".
Jak wiemy,
ostatnio minister Gliński dzielił pieniądze z Funduszu Wsparcia Kultury,
Bayer Full przytulił 550 tys. zł. Kazik Staszewski z Kultu wsparcia nie
przyjął, uzasadniając, że "nie chcemy ukradzionych wam pieniędzy". Ależ
się Świerzyński zacietrzewił! Honorowa postawa Kazika rozluźniła mu hamulce
i rozum też poluzowała, bo stwierdził, że Kultu nikt nie słucha i ludzie
nawet nie wiedzą kto to Staszewski. Śmiesznie, bo przecież Kult i Bayer
Full to zupełnie inna liga. W tym rozdzielnictwie wyraźnie widać wpływy
Kurskiego, bo disco polo zostało hojnie obdarowane. Na przykład bracia
Golcowie otrzymali na przetrwanie 1,8 mln zł, więcej niż cały zespól Mazowsze
lub Opera Bałtycka. A właśnie, podobno na objęciu funkcji prezydenta Stanów
Zjednoczonych przez Joe Bidena miał śpiewać Zenek Martyniuk. Przez te oczy
zielone Ameryka by oszalała. Ale Kurski go nie puścił, polskie władze nie
chciały bowiem przeceniać rangi tego wydarzenia. No i Amerykanie musieli
się zadowolić takimi piosenkarkami jak Lady Gaga czy Jennifer Lopez.
Jak Państwu
wiadomo, wielu miłośników polszczyzny zbierało różne ciekawostki i cudactwa
i przesyłało je prof. Janowi Miodkowi, który ma spora kolekcję takich okazów
(Dlaczego Kubuś Puchatek pilnie uczęszcza na wszystkie lekcje języka polskiego?
Bo prowadzi je prof. Miodek)
Warto więc
brać przykład z prezydenta Andrzeja Dudy, który cały czas się uczy pracować
nad językiem ojczystym, doskonalić go, poprawiać. Bo jak mówił znakomity
Janusz Gajos w jednym ze swoich skeczy: "Kultura to jest cóś takie, że
się w pale nie mieści.
Danuta Owczarz-Kowal
Danuta
Owczarz-Kowal - filolog orientalny, prawnik, felietonista.
|