Spadaj, 2020!
Rok bieżący
jeszcze się nie skończył, ale już możemy założyć, że nie czekają nas jakieś
pocieszające nowiny, wybuchy szczęścia i fajerwerki radości. Cały rok 2020
był do niczego, z wyjątkiem wyniku wyborów prezydenckich w USA, nie dlatego,
że wygrał kandydat demokratów Joe Biden. Największym pozytywem tego zwycięstwa
jest pewność, że jeśli demencja dziadzia Joe będzie się dalej rozwijać,
urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych obejmie sprawna, bystra i piekielnie
zdolna Kamala Harris, na co liczy wielu wyborców Bidena. Bez takich kombinacji
pani Harris nigdy by wyborów nie wygrała jako kobieta, do tego o jamajsko-hinduskim
pochodzeniu.
Niezwykłą przenikliwością
wykazał się mistrz dyplomacji, subtelny znawca świata i jego zawiłości
były minister Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski, który w radiowej
Trójce dał wyraz swojemu zadowoleniu: "Należy się cieszyć, że gdy świat
wychodzi z pandemii, amerykański prezydent poszukuje rady i wsparcia ze
strony prezydenta Polski". Wynik wyborów wskazuje, że Donald Trump udał
się pod zły adres! Natomiast szef Kancelarii Premiera, Michał Dworczyk,
przewidział, że wybory wygra niejaki Bidon!
A co działo
się u nas? 10 kwietnia miała miejsce 10 rocznica katastrofy smoleńskiej.
Antoni Macierewicz precyzyjnie przedstawił wyniki prac kierowanej przez
siebie Komisji: "Wybuch zniszczył wszystkie dowody wybuchu i jest to dowód,
że był wybuch". Członkowie rzeczonej Komisji ciągną taką kasę, że i ja
bym badała szczątki wraku i ofiar, dopóki by mi długa siwa broda nie urosła.
Potem na Polskę
spadły dwa kolejne nieszczęścia: pandemia i panduda. Długo nie było wiadomo,
kiedy i jak odbędą się wybory prezydenckie, wiadomo było jednak, kto je
wygra. Władze państwowe i kościelne początkowo traktowały wirusa lekceważąco.
Ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski ogłosił, że zasadne i sensowne
będzie zwiększenie mszy świętych, a metropolita szczeciński arcybiskup
Andrzej Dzięga poinstruował wiernych, że wirusowi trzeba po prostu powiedzieć:
"Idź precz, szatanie!". Rząd coś kombinował z maskami i testami: raz były,
raz ich nie było, wywożono je, przywożono, nikt nie wiedział o co chodzi.
Zresztą każdy rząd w trudnych czasach robi narodowi wodę z mózgu, ale PiS
przynajmniej święconą.
Monika Olejnik
w swoim programie punktowała ministra Szumowskiego: "Stosujemy najmniej
testów w Europie, mniej od nas ma tylko Rumunia". A minister kontrował:
"Ale proszę zwrócić uwagę, że mamy najmniej ustalonych zakażeń". Też mi
sztuka, jeśli w pierwszym rzucie cały Kraków dostał 60 testów, to ile można
było stwierdzić zakażeń? Logikę wypowiedzi Szumowskiego przebija tylko
minister Jadwiga Emilewicz: "Nie powiedziałam tego, co powiedziałam, bo
myślałam, że powiedziałam to, co myślałam, ale myślałam nie to, co powiedziałam,
bo nie myślałam".
Jak zwykle
w trudnych czasach rozpanoszyły się wszelkiego rodzaju przepowiednie, prognozy
i horoskopy. Komu wierzyć, na kogo stawiać? Taki na przykład jasnowidz
Krzysztof Jackowski twierdzi, że przewidział pandemię kilka lat temu: "Mówiłem
przecież, że szykuje się coś strasznego". Słynna baba Wanga też przewidziała,
że w 2020 roku "...nad nami wszystkimi będzie korona". Sam mistrz Nostradamus
pisał ponoć, że: "olbrzymia plaga dotrze do wielkiej skorupy", cokolwiek
by to miało być tą skorupą. Najtrafniejsza wydaje się być przepowiednia
św. Malachiasza: "Nikt nie zna dnia ani godziny". Tu przypomina się stary
dowcip: "Tutaj rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa. Uwaga! Podajemy prawdziwe
wyniki Toto-Lotka!" No, chyba, że prezes grałby w tę grę liczbową, a wtedy
losowania byłyby powtarzane aż do skutku. Nikomu wierzyć nie można, prawdę
zna tylko piosenkarka bez przeboju Edyta Górniak, która ogłosiła wszem
i wobec, że: "...w szpitalach leżą w łóżkach statyści, a pandemia jest
mistyfikacją Billa Gatesa". Zwyczajowo obok Gatesa wymienia się jeszcze
Sorosa, ale Edyta widocznie nie zna człowieka. Ponieważ zabrakło jednej
rzetelnej odgórnej narracji na temat pandemii, niezdefiniowane sfery rzeczywistości
zostały szybko zagospodarowane przez teorie spiskowe, w których niebagatelną
rolę odgrywa rzeczywiście Bill Gates, ale też Żydzi, masoni, talibowie,
firmy farmaceutyczne, Stany Zjednoczone, no i Chińczycy, od których wszystko
się zaczęło. A swoją drogą ci Chińczycy, tacy skromni, pracowici ludkowie,
a jak imprezę odwalili to na cały świat!
Na razie Polska
znalazła się w czerwonej strefie zagrożenia. W okresie kanikuły rząd miał
trochę czasu, żeby przygotować się na drugą falę epidemii, sprowadzić respiratory,
zorganizować i doposażyć szpitale, zapewnić szczepionki na grypę, ale notable
i urzędasy woleli walczyć o stołki.
Prawdziwi
lekarze jednak się zaniepokoili i zaczęli straszyć, że zaraza naprawdę
szaleje i jeśli nie 6 stóp od siebie, to 6 stóp pod ziemią. Najskuteczniejszym
sposobem wyhamowania koronawirusa jest separacja: jak najmniej ludzi na
ulicach, dystans 2 metrów, maseczki. Szpital w Tarnobrzegu tak przejął
się tymi zaleceniami, że bez kija do niego nie podchodź: na parterze przy
jednym z okien stoi oparty o ścianę sękaty kostur, chory podchodzi, wali
kijem w blaszany parapet i przez okno otrzymuje skierowanie na test Covid
19!
Od 10 października
mandat za brak maseczki wynosi 1000 zł. Wcześniej jednak biznes zwęszył
sam minister Szumowski: Ministerstwo Zdrowia sprowadziło z Chin maski nie
spełniające norm, płacąc 34 zł. za sztukę, zamiast 4 zł., a pośrednikiem
w tej transakcji był instruktor narciarski, znajomy rodziny Szumowskich.
Spółka brata i żony ministra, z którą ten ma rozdzielność majątkową otrzymała
170 mln dotacji ze środków publicznych. Tym, których denerwują maseczki
na twarzach warto uświadomić, co by było, gdyby Szumowscy handlowali cewnikami
albo wlewnikami do lewatywy! Oj, cienko byśmy wtedy śpiewali!
Premier Morawiecki,
który nakazał obywatelom noszenie maseczek w miejscach publicznych pod
groźbą kar został sfotografowany w nadmorskich Dąbkach ze swoją małżonką.
Oboje bez maseczek.
Ostatnio jeden
z bacznych obserwatorów rzeczywistości zaprezentował swoje całkiem trafne
spostrzeżenia: otóż jego zdaniem objawy koronawirusa są podobne do tych,
które macie, kiedy wasza żona zaczyna przeglądać wasz telefon. Są to: trudności
w oddychaniu, silne pocenie się, ogólne osłabienie, ból głowy, ból żołądka.
A kiedy żona pyta, kto to jest Karolina rozpoczyna się silny, suchy kaszel.
Przesiadując
w domu, wszyscy zaczynamy lekko bzikować: dzisiaj rano zobaczyłam sąsiadkę
przemawiającą do swojego psa. Wyraźnie była pewna, że pies rozumie każde
jej słowo. Wróciłam do domu i opowiedziałam to moim kotom - aleśmy się
uśmiali!
Danuta Owczarz-Kowal
Danuta
Owczarz-Kowal - filolog orientalny, prawnik, felietonista.
|