Królowie i króliki
Jako gorąca
zwolenniczka monarchii brytyjskiej ubawiłam się setnie uczestnicząc w koronacji
króla Karola III. Wraz ze mną przeżywał to wydarzenie cały świat, a przynajmniej
jego większa część.
Anglicy są
znakomici w organizowaniu takich wielkich, spektakularnych imprez, do udziału
w których garnie się ochoczo cały naród, szczególnie jeśli dotyczą one
ślubów, narodzin, pogrzebów i oczywiście koronacji członków rodziny królewskiej.
Król Karol III jest czterdziestym koronowanym władcą Wielkiej Brytanii
- można nabrać wprawy! Tylko Watykan potrafi dorównać Albionowi chociaż
ze zrozumiałych względów specjalizuje się w pochówkach.
King Charles
III został ukoronowany godnie, ale i w festiwalowym nastroju, kolorowo,
błyskotliwie, w towarzystwie królewskiej rodziny, poprzebieranej dracznie
w świąteczne szaty oraz całą kolekcję niezwykłej konstrukcji kapelutków.
Zaproszonych było 2000 gości, wśród których męskim wdziękiem i urodą wyróżniał
się nasz Justin Trudeau, a i pani premierowej kapelusik dał się zauważyć
z racji wmontowanego weń kawałka siatki ogrodzeniowej.
Za złotą karetą
koronacyjną postępował pochód 4000 żołnierzy z Wielkiej Brytanii i krajów
Wspólnoty Narodowej. Oczu nie można było oderwać od czwórki przedstawicieli
słynnej Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej na cudnych koniach, które
stanowiły prezent Kanady dla nowo koronowanego władcy. I pomyśleć, że i
my, Polacy, moglibyśmy kiedyś taki wspaniały prezent sprawić królowi Anglii
i zaszpanować przed całym światem. Teraz Karol III dostałby wygłodniałe,
szpotawe, zaświerzbione szkapy ze słynnego ongiś Janowa Podlaskiego, ledwo
wlokące oblepione do kolan gównem słabe nogi.
Było na co
popatrzeć, wojsko maszerowało, zmieniało szyki, bezbłędnie wykonując komendy,
a zachwyceni widzowie, również przyozdobieni narodowymi barwami i emblematami
nagradzali żołnierzy głośnym aplauzem. Spora część publiki nosiła korony
ze złotka i innych błyskotek, żeby oddać nastrój chwili, ale widziałam
też osobnika w złotej dyni na głowie.
Główni aktorzy
też się sprawdzili. Na księcia Karola można było liczyć, miał czas, aby
dobrze przećwiczyć swój występ, bo przecież do tej najważniejszej w życiu
roli przygotowywał się wiele lat. Jak zwykle przystojny, opanowany, rozsądny
bezbłędnie zaliczał kolejne etapy ceremonii koronacyjnej, elegancko wprowadzając
małżonkę już nie tylko do pałacowych komnat i łożnicy, ale na królewski
stolec.
Księżna Camilla
Shand primo voto Parker Bowles nie była tak wyluzowana, zdając sobie pewnie
sprawę, że nie wszyscy krewni i poddani darzą ja sympatią. Fakt, że nie
miała luzu w ramionkach mógł być też spowodowany problemami zdrowotnymi,
wyglądało, jakby miała sztyngle w kolanach, podagrę, no i być może, służba
pałacowa smaruje ją codziennie leczniczym spirytusem na mrówkach. Nie da
się ukryć, że aczkolwiek królowej Kamili przybyło dostojeństwa, uroda pozostała
ta sama. Co nie powinno dziwić, bo przecież jest Angielką. Najogólniej
opinia na temat urody Angielek bywa niezbyt pochlebna - można by nazwać
"urodą hippiczną", co nie powinno obrażać, bo przecież konie angielskie
pełnej krwi tzw. folbluty są bardzo piękne, eleganckie, o najwyższej wartości
hodowlanej. Księżna Diana uchodziła za piękność - faktycznie do konia podobna
nie była, ale za to zawsze przypominała mi rybę, kiedy łypała okiem spod
nakrycia głowy albo fali włosów
Uroda Angielek
zawsze była tematem delikatnym. Pamiętam, że przed wielu laty cała Polska
oglądała brytyjski serial "Sześć żon Henryka VIII". Zastanawialiśmy się,
gdzie też oni znaleźli sześć takich brzydul - król Henryk wyraźnie miał
podobną opinię, bo żenił się ochoczo, a kiedy po nocy poślubnej bliżej
się małżonce przyjrzał zaraz kata wołać kazał. Taka to i sprawiedliwość,
bo przecież sam był dość szpetny, sądząc po zachowanych portretach. Bo
to twarz jak pizza all dressed, małe oczka zatopione w polikach, nos krogulczy,
na tyłku marszczone pludry i rajtuzy na potężnych łydkach, do tego obszerne
kaftany i wielkie aksamitne berety tworzyły sylwetkę kwadratu.
De gustibus...itd,
bo polscy wielmoże i szlachta boki zrywali na widok wyprawy francuskiego
pięknisia, wytwornego Henryka Walezego, którego sami przecież wybrali na
króla Polski. Nie mogli się nadziwić jego wysokim obcasom, koronkom i jedwabiom.
Próbowali go jakoś zahartować, prezentując walory bigosu, pęta kiełbasy
czy lufy okowity, niestety nadaremnie. Wystraszony Heniutek w tajemnicy
spakował swoje suknie, pachnidła oraz biżuterię i pod osłoną nocy ruszył
co koń wyskoczy do Paryża. Nie bez znaczenia był pewnie fakt, że jego narzeczona
Anna Jagiellonka była o 27 lat starsza.
A wracając
do brytyjskiej koronacji, ceremonię skrócono do trzech godzin, pewnie ze
względu na wiek i kondycję jej głównych bohaterów, koronacja młodziutkiej
Elżbiety II trwała bowiem pięć godzin. Opowiadała kiedyś Mira Michałowska,
znana również jako Maria Zientarowa (niezapomniana "Wojna domowa"), że
podczas lat spędzonych w Londynie, gdzie jej mąż pełnił funkcję ambasadora
RP, jako korpus dyplomatyczny często uczestniczyli w ceremoniach państwowych.
Pani Mira szybko przekonała się, że Opactwo Westminster jest miejscem mało
przytulnym, przewiewnym i niedogrzanym, nauczyła się więc pod elegancką
toaletą nosić męskie kalesony z wełny jako tzw. jaggery, bo niczego lepszego
wtedy nie było.
Na świecie
zmiany, tylko w Polsce wszystko po staremu. Daniel Obajtek, człowiek formatu
sołtysa z Pcimia, w nagrodę za zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego
kraju, został powołany na kolejną kadencję prezesa Orlenu. Bezpieczeństwo
polegało na tym, że Orlen sprowadzał rosyjską ropę w tym samym czasie,
kiedy premier Morawiecki zarzucał Europie, że kupuje ropę od Rosji. Nawoływał
do sankcji przeciwko Rosji i popychał Unię Europejską, aby takie sankcje
wprowadziła. Rosji się to wreszcie znudziło i wprowadziła własne sankcje,
zakręcając i nam kurki z ropą. Wtedy Obajtek radośnie oznajmił, że Polska
odstąpiła od sprowadzania ropy z Rosji. Taki patriota i obywatel!
Również komendant
główny Policji Jarosław Szymczyk, człowiek, który nie odróżnia butelki
wódki od granatnika, zwany też "komediantem głównym Policji" pozostał na
swoim stanowisku. Ukraińcy zaprosili do siebie Szymczyka i nieopatrznie
dali mu w prezencie nabitą broń, zamiast haftowanej koszuli lub makatki.
Szymczykowi udało się dowieść granatnik do Warszawy bez wypadku, ale już
w biurze, zapragnął pokazać kolegom, jaką fajną dostał zabawkę. Obracali
granatnik, oglądali, dziwowali się, jakby było nad czym. Wtedy komendant
główny, uprzywilejowany z racji stanowiska, bo przecież nie kompetencji,
broń im odebrał, wycelował w ścianę i nacisnął to, co wystawało. I pierdut!
Ściany nie ma i pokoju socjalnego, co był za ścianą, też nie ma. Szymczyk
wysadził w powietrze reputację swoją i podległych mu służb.
A my możemy
skonstruować trzy wskazówki: nie ląduje się we mgle, nie strzela z granatnika
w biurze i nie sprzedaje się Lotosu hochsztaplerom. Ale czy nas ktoś posłucha?
A skoro już
krążymy wokół elit politycznych z najwyższej półki, to pozwolę sobie opowiedzieć
Państwu ciekawą i pouczającą historyjką: otóż całkiem niedawno miał miejsce
zamach na Putina. Wysoki rangą oficer FSB zebrał wszystkich sobowtórów
Putina i oznajmił: wczoraj miał miejsce zamach na Władymira Władymirowicza,
w związku z tym mam dla was dwie wiadomości, dobrą i złą. Przeżył, więc
wszyscy macie nadal pracę. Zła wiadomość jest taka, że urwało mu rękę.
Danuta Owczarz-Kowal
Danuta
Owczarz-Kowal - filolog orientalny, prawnik, felietonista.
|