Walka o klimat
Piątek 27 września był w Montrealu
dniem demonstracji młodzieży będącej częścią Międzynarodowego Wielkiego
Marszu Klimatycznego. Centrum Montrealu było całkowicie sparaliżowane.
Honorowym gościem spotkania była 16-letnia szwedzka aktywistka - Greta
Turnberg, która nawołuje polityków, by zaczęli działać na rzecz ochrony
klimatu, by przestali być głusi i niemi na zbliżającą się katastrofą klimatyczną.
Greta otrzymała od pani mer Montrealu
- Valerie Plante klucze do miasta i wpisała się do honorowej Złotej Księgi.
Valerie Plante podziękowała jej oraz niezliczonym tłumom demonstrantów
za ich zapał i wiarę, i powiedziała, że sukces jest możliwy. Obiecała też,
że do roku 2030-go Montreal osiągnie 55-procentową redukcję wydzielania
gazów cieplarnianych, a w roku 2050 całkowitą neutralność w tym zakresie.
W swoim krótkim wystąpieniu Greta Thunberg pogratulowała młodzieży montrealskiej
tak silnego odzewu na swój apel. W jej opinii Kanada przypomina jej swoim
podejściem Szwecję. W drugiej części wydarzenia na okolicznych scenach
wystąpiły zespoły i kapele grające muzykę pop i rock.
Miniony piątek z pewnością, nie tylko
dla mnie, jest już datą historyczną. W Montrealu zebrały się bowiem tłumy,
by zamanifestować swój sprzeciw wobec bierności polityków, decydentów tego
świata, a także czasem zwykłego "zjadacza chleba" na zmieniający się w
zastraszającym tempie klimat na Ziemi.
Wśród demonstrantów byłam także i
ja. Znalazłam się w tłumie walczących, ale pozytywnych, radosnych ludzi,
którzy chcą być słyszani i walczą nie tylko dla siebie, lecz również dla
przyszłych pokoleń.
Wszystko zaczęło się w samo południe
pod pomnikiem George-Étienne Cartiera w Montrealu, potem marsz przeszedł
najważniejszymi ulicami naszego miasta: Sherbrooke (od wschodu), Bulwar
St-Laurent i Bulwar Rene-Levesque (zachód) gdzie zaplanowano zakończenie
protestu. Ponad trzysta tysięcy młodych ludzi (a niektóre media podają,
że było niemal pół miliona) zawładnęło miastem, trudno było przejść obojętnie
wobec tego, co działo się w centrum. Ludzie szli z transparentami wysoko
podniesionymi nad głowami, głośni i widoczni. Tacy byliśmy i tacy musimy
być, by świat się obudził. "Weganie dla Ziemi", "Pomocy", "Słuchajmy planety",
"Nie dla rurociągów", "Głosuję na planetę", "Kapitalizm, kolonializm, korupcja,
uległość = kryzys klimatyczny" - to tylko niektóre z haseł jakie towarzyszyły
protestującym.
Współczesny człowiek w znaczącym
stopniu przyczynia się do negatywnych zmian klimatu. Przykrym jest fakt,
że tak wiele osób wciąż patrzy krótkowzrocznie, liczy się dla nich to,
co jest tu i teraz, a przyszłość jest nieważna, bo ich wtedy już nie będzie.
Nie zastanawiamy się w jakim świecie żyć będą nasze dzieci i wnuki, i czy
w ogóle będzie im dane żyć za sto lat.
Może tego typu marsz sprawi, że choć
jedna osoba zastanowi się nad swoim codziennym życiem i zrozumie, że razem
warto zawalczyć o przyszłość w czystym, nie zanieczyszczonym świecie. Może
w końcu przestaniemy być egoistami. Tak niewiele trzeba, wystarczy zmiana
nawyków żywieniowych, bardziej świadome robienie zakupów, segregowanie
śmieci, zużywanie mniejszej ilości plastiku, oszczędzanie energii elektrycznej,
ograniczenie spożywania mięsa. Od tego można zacząć, a im więcej będzie
ludzi żyjących w ten sposób, tym większa szansa, że uda nam się przetrwać.
Mam też nadzieję, że tak wielkie zainteresowanie marszem nie będzie tylko
chwilowym zrywem, swego rodzaju modą i przerodzi się w coś trwałego, codziennego,
bez czego nie da się już normalnie funkcjonować.
Niestety, oprócz zaangażowanych i
przekonujących swoją postawą ludzi, widziałam
w marszu również młodzież z chipsami
i colą w rękach, zainteresowanych bardziej tym, by zrobić sobie kolejne
selfie, które pokażą na Facebooku czy Instagramie, niż faktyczną walką
o środowisko. Na szczęście byli oni w zdecydowanej mniejszości.
Głos młodzieży musi być wysłuchany.
Nikt nie powinien być obojętny, bo przyszłość naszej planety zależy wyłącznie
od tych, którzy odważą się mówić i działać dla dobra nas wszystkich. Wszystko
zależy od nas.
Katarzyna Knieja
Katarzyna Knieja pedagog z
wykształcenia, trochę niedzisiejsza miłośniczka kultury wszelakiej, podróżowania,
natury i zwierząt. Ze swej pasji uczyniła zawód, na co dzień zajmuje się
opieką nad czworonożnymi pupilami mieszkańców Montrealu i sprawianiem,
by jej życie miało sens. Posiadaczka ubóstwianego psa o wdzięcznym imieniu
Thor. |