Na początku był chaos
...a potem tak już zostało. Szczególnie
w Montrealu, gdzie koszmaru permanentnych robót drogowych ani pióro nie
opisze ani słowo nie opowie, gdzie nad gehenną kierowców zapłakałby sam
Dante, a cierpienia pieszych nabierają iście szekspirowskiego wymiaru.
Jako człowiek po szkołach kształcony
ja rozumiem, że klimat mamy trudny, że okrutna kanadyjska zima miażdży
i wywraca na nice nasze magistrale, drogi, szosy i chodniki i że te drańskie
pułapki trzeba nieustannie reperować. Pamiętam, jak kiedyś ambitny burmistrz
Pointe-Claire ogłosił, że jeśli ktoś znajdzie dziurę wielkości kurczaka,
to takowego otrzyma w darze, tak świetnie pracują właściwe służby. Trzeba
trafu, że akurat burza przetrzepała miasto i taki jeden, co spać nie mógł,
znalazł dziurę wielkości owcy i o takową się upomniał, a nawet ją otrzymał.
Ja rozumiem także, że świat idzie
do przodu i w tak nowoczesnym państwie jak Kanada infrastruktura rozrasta
się jak bohaterska przeszłość braci Kaczyńskich i że każdemu obywatelowi
należy się dach nad głową. Więc gdzie okiem nie sięgnąć potężne żurawie
dumnie prężą się na tle montrealskiego nieba, a niestrudzone spychacze,
koparki i wywrotki uwijają się w mrówczym trudzie dla naszego dobra.
Nie ciesz się jednak, człowieku
naiwny! Zanim powstanie dom twoich marzeń poddany będziesz ciężkim próbom.
Tak się składa, że mogę zdać Państwu relację z pierwszej ręki, bo doświadczam
dobrodziejstw rozwoju miasta na własnej skórze. Z mojej tylnej prawej rozwija
się bowiem osiedle Bois-Franc. Apartamentowce strzelają w górę jak sylwestrowy
szampan, chłopcy wyraźnie stosują sprawdzone, niezawodne metody stachanowskie.
Gdy jedna ekipa ryje i wylewa fundamenty, fachowcy w sąsiednim bloku stawiają
ściany, kolejny oplątują siecią instalacji i rur, jeszcze dalej cackają
się z wykończeniówką. W następnym domu lokatorzy nastawiają rosół i trzepią
dywaniki, a w ostatnim już podpisy zbierają przeciwko zbyt wysokim opłatom.
I tak coraz dalej i dalej w kierunku zachodzącego słońca.
Oczywiście niezbędnym elementem
budowy każdego obiektu jest solidne rozkopanie okolicznych ulic. Bo to
przyszłym użytkownikom różne fanaberie do głowy przychodzą, a to im woda
potrzebna, a to prąd by się przydał. Więc budowniczy kopią, w tych okopach
kładą rury kanalizacyjne i zasypują żwirkiem. Po paru tygodniach odkopują
i łączą jakieś kable. Zasypują. Odkopują i dodają jakieś przewody i druty
i zakopują, żeby potem odkopać i zainstalować rury wodne. I tak apiać to
samo przy każdym nowym budynku.
Z tego powodu na ulicy Henri-Bourassa
kierowcy od lat mają do dyspozycji głównie jeden pas ruchu. Kiedy człowiek
nieoczekiwanie zobaczy wyrwę w szeregu samochodów, to z jednej strony cieszy
się, że ma miejsce, a z drugiej zastanawia, kto umarł. A jak twój pojazd
już wskoczy na ten pas, to masz dodatkowe udogodnienie: możesz zmienić
opony na letnie, nie tracąc miejsca w szeregu. No i sumienie kierowca ma
czyste, nie naruszając zaleceń Opatrzności i jej najwyższego autorytetu,
który z troską nas instruuje: "Jedź ostrożnie. Ja poczekam. Pan Bóg".
Ale to nic w porównaniu z reperowanym
od lat Mercier Bridge. No i ci dopiero kazali nam przez kij skakać, zamykać
odcinki mostu albo całe linie! Myśleliśmy, że już nic gorszego nas nie
spotka, no to złapali się za naprawę Champlain Bridge, zamykając nam drogę
do Ameryki. Już się oblizują na myśl o Jacques Cartier Bridge i Victoria
Bridge - tak aby odciąć nam wszystkie drogi ucieczki z wyspy.
Na Decarie kierowca czuje się zupełnie
bezbronny, zaszczuty jak liberał w Radiu Maryja. Taki ścisk, że żeby zmienić
linię, trzeba kupić samochód na sąsiednim pasie. Ostatnio dwaj zamaskowani
rabusie obrabowali Bank Of Montreal na rogu Green i Maisonneuve i odjechali
z piskiem opon. Utknęli jednak w takim korku, że pracownik banku
dogonił ich na rowerze, mordy im obił i łup odebrał.
Oczywiście wszyscy mamy swoje spiskowe
teorie, tłumaczące skumulowanie wszystkich prac budowlanych, konstrukcyjnych
i drogowych w tym samym miejscu i czasie. Jedni mówią, że to intrygi producentów
materiałów budowlanych, inni, że związków zawodowych walczących o nadgodziny,
jeszcze inni podejrzewają machinacje mechaników samochodowych. Faktycznie
na samych stłuczkach w Montrealu można zbić fortunę. Stłuczka w trafiku
- toż to banał. Ale zdarzają się stłuczki artystyczne, nietuzinkowe, wręcz
wyrafinowane.
Jak dziś pamiętam, mieliśmy w Podkowie
Leśnej rodzinny ślub. Kuzyn Jurek Drążkowski pod dom weselny zajechał z
paradą luksusowym Fiatem 132. Jurek był z nas najstarszy i z racji tego
starszeństwa wyprzedzał nas w różnych życiowych osiągnięciach. Pierwszy
skończył studia, pierwszy się ożenił, no i pierwszy wjechał na wyższy poziom
stanu posiadania. Fiatem 132 wjechał, który to samochód był efektem statusu
Jurka jako" powracającego". Pamiętacie Państwo te sprytne ogłoszenia: "Powracającemu
sprzedam lub wynajmę..." Więc powracający Jurek podjechał nonszalancko
nowiutkim cudem techniki, a my wszyscy pełni zachwytu, nie pozbawionego
nutki zazdrości, podziwialiśmy autko i kierowcę, w którego pewnych rękach
pojazd wyczyniał eleganckie esy-floresy.
Wreszcie Jurek zakończył prezentację
nabytku i zdecydował się zaparkować na sąsiedniej polance. I tam doszło
do wydarzenia tyleż szokującego co niezrozumiałego: jedyny na polance samochód
pierdyknął w jedyny na polance słup! Wydaliśmy zbiorowy jęk rozpaczy i
zgrozy... Jurek nadludzkim wysiłkiem stłumił szalejącą w duszy burzę i,
starożytnym bohaterom równy, zachował pokerowe oblicze, choć serce rwało
się na strzępy... Zarówno owa zdumiewająca kraksa jak i Jurkowe męstwo
zachowały się na wieki w rodzinnej legendzie.
A wracając do teorii spiskowych,
ja uważam, że "Cui prodest scelus is fecit". Za przetworzeniem Montrealu
w wielki plan budowy stoją producenci tych srebrno-pomarańczowych słupków,
które zagradzają nam drogę na każdym kroku, znacząc miejsca, gdzie się
kopie lub kopać będzie. Sądząc po ich ekspansywnej obecności, jest to najlepiej
rozwijający się w Quebecu przemysł.
Naukowcy twierdzą, że słońce wypali
się mniej więcej w ciągu 1,5 miliarda lat. Smutne, że nasi drogowcy i budowlańcy
będą musieli kończyć swoją pracę po ciemku.
Danuta Owczarz-Kowal
Danuta Owczarz-Kowal - filolog
orientalny i prawnik. Kiedyś zawarła pewien kompromis ze światem i od tego
czasu oboje nieźle sobie radzą. Jest spoko, chociaż świat czasami potrzebuje
poprawek... (Montreal) |