Ogórkowa fanfaronada
opozycji
Opozycja wytrzymała nas to końca
tym swoim kokoszeniem się. Wyprosiłem przedłużenie deadline na złożenie
felietonu do publikacji o kilka dni i spotkaliśmy się z panem Zenkiem zaraz
w czwartek, w dzień brzemiennej decyzji Koalicji Obywatelskiej, decyzji
odsuwanej z dnia na dzień, z poranka na wieczór, z wieczora na następny
poranek.
- Sezon ogórkowy, panie Jurku,
plewić trzeba to co jest, a nie to co by się chciało, ha, ha! - zaczął
pan Zenek z dużego ce i przystąpiliśmy do wnikliwej analizy porannych wypowiedzi
Schetyny, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego...
Ale o tym za chwilę, bo najpierw
chciałbym opisać nasze wcześniejsze spotkanie, gdy wpadliśmy na siebie
przez przypadek robiąc zakupy w tym samym thrift shop na wschodzie Montrealu.
Byłem w okolicy przy jakiejś okazji, zobaczyłem, no to i zajrzałem szukając
szklanych świeczników do ogrodu lub szklanego czegokolwiek, co mogłyby
takowy świecznik udawać; tak już mam, robię to zwyczajowo i namiętnie w
takich właśnie miejscach. Pan Zenek coś tam kupował, nie pamiętam.
Zaskoczeni mile tym spotkaniem,
zdecydowaliśmy się na małą pogawędkę w pobliskiej Taverne Ontario. Wybór
piw bardzo ograniczony, ale za to atmosfera niemal rodzinna i wystrój zdecydowanie
bezpretensjonalny.
Bez przydługich wstępów zaczęliśmy
jednocześnie (niemal), jednomyślnie (niemalże) i jednopiwnie (niewątpliwie)
od odfajkowania wyborów notabli wewnątrz Unii Europejskiej.
Utrącenie kandydatury p.
Timmermansa przez wraże siły włoskie, polskie i w ogóle wyszehradzkie (ze
wskazaniem elit paneuropejskich na przymiotnik "polskie"), a więc przekreślenie
porozumienia tzw. gangu z Osaki - który przy udziale p. Tuska zawyrokował,
że jedynym słusznym, właściwym i faktycznym przywódcą zjednoczonej Europy,
tzn. przewodniczącym Komisji Europejskiej, ma zostać obrońca prawdziwej,
internacjonalistycznej (czytaj: bezpaństwowej) demokracji p. Frans Timmermans
właśnie - stało się "jedynką" europejskich (tudzież kresowo-europejskich,
ale z aspiracjami) gazet.
- No i widzi pan, panie Jurku,
premier Morawiecki potrafił zmontować koalicję, że tak powiem, ponad podziałami.
Kraje wyszehradzkie, choć z różnych europartii, zjednoczyły się i z Włochami
i z kilkoma innymi i powstała potencjalna mniejszość blokująca.
- No tak, ale zemsta wielkich
Europy była słodka. Premier Szydło nie uzyskała nominacji na komisarza
Unii...
- No właśnie, a przecież
miała najlepszy wynik wyborczy w Europie, ponad pół miliona głosów. Zemścili
się, to prawda! - krzyknął pan Zenek i przywołał barmana.
- A może obraziła europosłów,
gdy wraz z Waszczykowskim siedziała zamiast powstać w czasie "Ody do radości",
unijnego hymnu? - wtrąciłem.
- A może to Biedroń ją załatwił?
Podobno biegał od europosła do europosła i namawiał przeciwko Szydło.
- Mógł się z każdym z nich
dogadać bez tłumacza, panie Zenku - dodałem z uśmiechem - zna angielski,
francuski, rosyjski i włoski. A pani premier Szydło?
- Panie Jurrrrku!!!
Znów zobaczyłem ten znany
mi błysk w oku. Odpuściłem.
Pogadaliśmy więc obojętnie,
że tak naprawdę to nie ma o czym gadać, Polacy pokażą jeszcze Niemcom,
że za darmo p. Ursuli von der Leyen nie poprą. Ja próbowałem tu wtrącić,
że termin "Polacy" jest cokolwiek nieadekwatny w tym kontekście, bo w Parlamencie
Europejskim mamy zasadniczo dwie grupy polskich europosłów, które grają
do dwóch zdecydowanie różnych bramek. Pan Zenek komentował, że jednej z
tych grup nie nazywa Polakami i tu użył określenia, które muszę pominąć.
Rozstaliśmy się obiecując,
że się spotkamy gdy wyklaruje się wreszcie taktyka przedwyborcza polskiej
opozycji - znów razem? jak razem? kto razem? jednak oddzielnie? jak oddzielnie?
kto oddzielnie?
I wracając po tej dygresji
do mojego ostatniego spotkania z panem Zenkiem, to miało się ono tak:
- Skoro jesteśmy przy piwie,
to cofnijmy się do poprzedniego weekendu i zacznijmy od sześciopaku Schetyny
- zaproponowałem na początek.
- A po co do tego wracać,
panie Jurku? Teraz już jesteśmy w innym miejscu nurtu tej bystrej rzeki,
że się tak wyrażę - zaoponował z uśmiechem pan Zenek.
- Rozumiem pana sarkazm i
poniekąd go podzielam, ale przecież od dawna oczekiwany program Koalicji
Obywatelskiej nie zmienił się w ciągu tego tygodnia, więc warto powiedzieć
o nim słów kilka.
- To chyba ewenement w przypadku
Schetyny. Jest nadal za związkami partnerskimi? Pamiętam, w poprzednich
tygodniach w ciągu jednego dnia mógł mieć dwie przeczące sobie wypowiedzi
w tej materii...
- Panie Zenku! Nowacka, Lubnauer...
on nie za bardzo ma tutaj pole do manewru.
- Że Lubnauer, to ja rozumiem...
chociaż też nie, bo co ona może podskoczyć, niech się cieszy, że jest,
że miała gdzie się przylepić. Ale Nowacka? Po co ona Schetynie? Ciągnie
go w lewo i na dodatek wyborcy zawsze będą pamiętali, że przyrównała płód
ludzki do zlepku komórek.
- Ma pan rację, panie Zenku,
jeśli chodzi o centrystów i konserwatystów, Nowacka jest, że tak powiem
liability, ale może głosy wielkomiejskich feministek są nie do pogardzenia.
- Panie Jurku, jedna prośba
- pan Zenek wkroczył zdecydowanie w mój dyskurs - o warszawce nie będziemy
dzisiaj mówić, a szczególnie w jej damskim wydaniu, OK?
- Dobrze, dobrze. Więc krótko
o "sześciopaku" i zaraz mówimy o "dzisiaj". Pamięta pan, panie Zenku, co
mówił Schetyna w Sali Kongresowej?
- Coś tam pamiętam... no
mówił, że da to wszystko, co PiS daje i jeszcze da więcej, że na lekarza
na pogotowiu będzie się czekało nie dłużej niż godzinę, że najmniej zarabiającym
da po sześć stówek, emerytom trzynastkę co roku i takie tam.
- To co pan myśli, panie
Zenku? To ma sens?
- No oczywiście, że nie!
Nikt poza wyborcami Platformy i paru jeszcze anty-pisowcami w to nie uwierzy.
Taka zmyła, mydlenie oczu.
- Program pozytywny by przykryć
negatywną etykietkę antyPiSu - dodałem by zakończyć ten temat i zacząłem
nowy, ten ostatni - A co pan myśli, panie Zenku, o tym co stało się dzisiaj?
Było do przewidzenia?
- Chyba tak, PSL już od dawna
stawiał twarde warunki wejścia do Koalicji Obywatelskiej. Przede wszystkim
żadnej lewicy światopoglądowej, bo przez bycie blisko niej w Koalicji Europejskiej
stracił głosy w wyborach do Unii.
- No ale Schetyna odkleił
się od Czarzastego - skomentowałem.
- A Nowacka? Tak naprawdę
dużo bardziej nawiedzona i krzykliwa. Czarzasty, to stary cwaniak, wprowadził
komuchów do Parlamentu europejskiego, a teraz innych starych czerwonych
wyjadaczy planował wprowadzić do polskiego Sejmu. Taki Jaskiernia, na przykład!
- Pan to specjalnie?!
- Tak trochę, panie Jurku
- uśmiechnął się pan Zenek. - Wiem, że był pan na Jagiellońskim w siedemdziesiątych...
- Tak, pamiętam go z kołchoźnika
w "Żaczku", miał takie cotygodniowe radiowe pogawędki. Jaskiernia, taki
partyjny liberał... jak później Kubiak, członek Biura, pamiętam dobrze
te... "postaci".
- No to widzi pan, dzisiaj
Schetyna powiedział: Czarzasty cwaniaczek - out; PSL nie chce z nami -
too bad. Będziemy koalicją, ale nie "par-tyj-ną", tylko "o-by-wa-tel-ską"...
- Cokolwiek by to nie znaczyło
- wtrąciłem.
- Cokolwiek by to nie znaczyło
- powtórzył pan Zenek. - Ja myślę, że oprócz PO widzi on w tej nowej Koalicji
Obywatelskiej po pierwsze primo, Nowoczesną, której już nie ma, po drugie,
Inicjatywę Polską Nowackiej, która jest chyba jednoosobowa, po trzecie,
tych wszystkich, "którzy podzielają jego pogląd na Polskę, pomysł na Polskę
i chcą bronić praworządności i demokracji", a oprócz nich wszystkich po
czwarte, jeszcze tych "o-by-wa-te-li" z innych opozycyjnych partii, którzy
mają "biorące nazwiska", a więc mogliby stosunkowo łatwo dostać się do
Sejmu.
- Złośliwości w to pan wetkał
co niemiara, panie Zenku.
- Co pan?! To prawie cytaty.
Zresztą... widzi pan, że i pozostałe opozycyjne partie też nagle zaczynają
robić, że tak powiem "razem swoje". Będzie koalicja SLD, Lewicy Razem i
Wiosny i wszystkich innych, którzy z nimi chcieliby iść. Chcą zdobyć kilkanaście
procent głosów.
- Żeby zdobyli osiem, ha,
ha - dodałem rozbawiony. - Jak nie, to out jak cztery lata temu.
- Ale wtedy bez Zandberga,
a teraz "z".
- No tak, ale powinni jednak
uważać, bo DHondt jest nieubłagany i PiS może zdobyć nawet większość konstytucyjną
jeśli i ta koalicja lewicy i PSL - Koalicja Polska wypadną.
- PSL - Koalicja Polska to
następna sprawa - pan Zenek kontynuował swoją analizę. - Kukiz z
nimi? W koalicji? Znów trzeba osiem procent. Kukizowcy pod szyldem PSL?
Nie sądzę, raczej widzę kilku Kukizowców w PiS. Co do niektórych jestem
nawet pewien.
- Ja myślę, że PSL nie będzie
w przyszłym Sejmie, panie Zenku. No chyba, że jednak pójdą w ostatniej
chwili ze Schetyną, bo w polityce nigdy nie mówi się "nigdy". Kukiza zresztą
też nie widzę w przyszłym Sejmie. Nie widzę jakoś Kukiz19 w mojej kryształowej
kuli, ha, ha.
- Chyba racja, panie Jurku.
Ale tak naprawdę, to ja myślę, że Schetyna taktykę wyborczą to ma jaką
ma, ale jego strategia jest całkiem inna. Tu nie chodzi o zwycięstwo w
tych wyborach. Dobrze im powiedział Tusk. Stary leser i cynik podpowiedział
platformersom, że z tego stołu już jest pozbierane, więc nie ma co się
do niego przepychać i tracić niepotrzebnie energię. Teraz jedyna nadzieja,
że ekonomia w końcu padnie, nie będzie forsy na te wszystkie pięćsetki
i wtedy dopiero będzie można skutecznie skoczyć PiS-owi do gardła. Ale
żeby to móc w przyszłości zrobić, teraz trzeba spokojnie przegrać wybory
jako największa partia opozycyjna, wziąć na tę partię pieniądze z budżetu,
nie dzielić się tą kasą z jakimiś niepotrzebnymi koalicjantami i... czekać.
Cykl ekonomiczny załatwi resztę, dołek musi przyjść.
Po takim dictum pana Zenka
pociągnęliśmy w zamyśleniu po głębokim łyku.
- I taka jest najprawdziwsza
prawda, panie Jurku, a cała ta reszta, to taka ogórkowa fanfaronada opozycji
- podsumował pan Zenek.
- Dlaczego zaraz fanfaronada?!
- Panie Jurku, coś pan taki
ociężały dzisiaj? Nie widzisz pan, że najpierw tygodniami się przymierzali
jak tu najsprytniej się połączyć by wykończyć PiS. Badania zamawiali żeby
zobaczyć jaki przekaz, jakie wyborcze obiecanki, co ludowi sprzedać, co
lud kupi. A teraz! Teraz wszyscy fanfary odgrywają, że idą oddzielnie,
każdy po swoich wyborców, że najpoważniejsza jest polityczna tożsamość...
i takie tam pierdy.
- OK, ale ogórkowa?!
- Bo to i sezon ogórkowy
rozpoczął się, panie Jurku, a wiadomo, że jest to czas, gdy rzeczy drobne,
nie powiedzieć miałkie, urastają do epokowych wydarzeń.
spisał Jurek Depa
lipiec 2019
Jurek Depa - studiował na Uniwersytecie
Jagiellońskim w Krakowie i McGill University w Montrealu. "Osoba prywatna"
wielu zainteresowań i wielu profesji; nicująca świat z przymrużeniem oka,
od zawsze z socjologią na ty. jurekdepa@gmail.com |