#NieŚwirujIdźNaWybory
Przez prawie miesiąc
pan Zenek "zrobił się dla mnie niedostępny". Dzwoniłem, próbowałem umówić
się "na piwo", bo przecież działo się co niemiara w ojczyźnie spinającej
się na przyszłe wybory.
Najpierw "afera samolotowa"
marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, która zdaniem pani Kublik z Gazety
Wyborczej miała zachwiać PUP-ą, czyli "wartościami, które PiS miał na sztandarze,
idąc do wyborów: pokora, umiar i praca."
Marszałek złożył rezygnację,
gol dla opozycji; a przyszli wyborcy dowiedzieli się "przy okazji" ile
razy i z kim z rodziny latał na trasie Gdańsk-Warszawa były premier Donald
Tusk i ile kosztowało polskich podatników zrealizowanie "marzenia życia"
owegoż byłego premiera RP, czyli postawienie stopy na Machu Picchu, czy
wreszcie, dowiedzieli się przyszli wyborcy, że marszałkowi Senatu Bogdanowi
Borusewiczowi "zdarzało się" przemieszczać samolotem z Warszawy do Gdańska
tylko po to, by wyprowadzić na spacer swego psa.
Dzwonię, zapodaję panu
Zenkowi, co powyżej, ale on niewzruszony zbył mnie krótko, jak poniżej.
- Sezon ogórkowy, panie
Jurku i tyle. A spadły notowania PiS-u? Retoryczne pytanie, ha, ha! - i
rozłączył się.
Kilka tygodni później
- gdy już po stosownych dymisjach i de-delegowaniach "afera farmy trolli
w Ministerstwie Sprawiedliwości państwa PiS" dojrzała, moim zdaniem, do
głębszej analizy psycho-socjo-politycznej - zadzwoniłem ponownie do pana
Zenka.
- Co pan myśli, panie
Zenku? Ten Ziobro to chyba jest już spalony.
- No fakt, naciągane
to co prawda, bo przecież żeby gołe zdjęcia wysyłać... a w ogóle, ta pani,
ta hejterka, to chyba bardziej związki damsko-męskie i małżeńskie w jej
przypadku tutaj grały, a nie związki polityczne. Panie Jurku, to tylko
dowodzi jak nisko ta kasta sędziowska upadła i że nie tylko reforma systemu
sądownictwa jest konieczna, ale i jak ważne jest w przypadku tej tak kluczowej
przecież grupy zawodowej - i tu pan Zenek zrobił stosowną i wymowną pauzę
- oczyszczenie się ze zwykłych karierowiczów i koniunkturalistów, z ludzi
małych, czy wręcz głupich.
- Panie Zenku, nie
do końca się jednak z tą diagnozą zgodzę. Wiceminister, najbliższy współpracownik
Zbigniewa Ziobro działający razem z internetowymi hejterami? I to jest
OK?
- No nie jest OK, na
pewno nie jest. Pan to zobaczy po wyborach, panie Jurku. Myślę, że będziemy
mieli nowego ministra sprawiedliwości.
- No pewnie, panie
Zenku, bo PiS nie zdobędzie samodzielnej większości i wtedy Koalicja Obywatelska
z Lewicą, a może jeszcze z PSL-plus-Kukiz stworzą rząd koalicyjny.
- Zobaczy się, ale
nie to miałem na myśli. Rząd taki jak pan tu mówi jest możliwy, choć mało
prawdopodobny. Mnie chodzi o to, że ta afera hejterska, choć niebotycznie
przerysowana w mediach, zaszkodzi jednak Ziobrze na dłuższą metę.
Korzystając z tego,
że pan Zenek, skończywszy swoje dictum, nie odwiesza słuchawki jak to uczynił
kilka tygodni wcześniej, odważam się mu wytknąć błędy analityczne z przeszłości.
- A pamięta pan, panie
Zenku, gdy mówiłem, że PSL z Kukizem mogą jednak pójść razem, że taki polityczny
pragmatyzm może dać szansę przeżycia i jednym i drugim?
- To prawda, miał pan
rację, chociaż jest to kombinacja tak karkołomna, że wyborcy mogą jej "nie
zrozumieć" i przy frekwencji wyborczej w granicach sześćdziesięciu procent
Kosiniak-Kamysz z Kukizem mogą wylądować pod wyborczym progiem.
- Rzeczywiście, panie
Zenku, tak być może. No a Konfederacja WiN z drugiej strony? Znów "ociera
się" w sondażach o pięć procent.
- Panie Jurku, o czym
tu gadać! Ja myślę, że frekwencja będzie duża i te drobiazgi wypadną z
gry. Moją prognozą jest, że tylko trzech graczy pozostanie w grze: PiS,
POKO i Lewica, i że PiS będzie miał rząd większościowy! - i znów słuchawkę
odwiesił zgoła arogancko.
I nie zdążyłem - a
przecież chciałem! - podsunąć, wdzięczny chyba panu Zenkowi, temat innej
"farmy hejterskich trolli", tym razem w ratuszu inowrocławskim, a kierowanej
przez syna prezydenta Inowrocławia, posła Krzysztofa Brejzę, szefa sztabu
wyborczego POKO.
Ale może to i dobrze,
że się rozłączył mój interlokutor. Pewnie zgodzilibyśmy się co do tego,
iż mamy sezon ogórkowy, a wiadomo (cytując jego własne przeszłe słowa),
"że jest to czas, gdy rzeczy drobne, nie powiedzieć miałkie urastają do
epokowych wydarzeń".
Do trzech razy sztuka.
Za trzecim telefonem udało mi "wywołać" (mówiąc językiem szpiegów) spotkanie
z panem Zenkiem, t?te-?-t?te.
Za pretekst posłużył
mi tzw. - przez nieżyczliwych prezydentowi Warszawy Rafałowi Trzaskowskiemu,
synowi znamienitego współzałożyciela Jazz Believers, Andrzeja Trzaskowskiego
- "incydent kałowy", tyle że znacznie większy i poważniejszy od podobnie
nazwanego incydentu w brodziku w Powsinie z końca lipca tego roku.
Incydent, określony
przez warszawski ratusz jako "kontrolowany zrzut ścieków" (cokolwiek by
to nie znaczyło) znajdzie się wkrótce w czołówce listy "The Largest Sewage
Spills in Recent History" amerykańskiego portalu worldatlas.com.
Siedliśmy więc przy
piwie wieczorową porą. Spojrzałem na pana Zenka, pan Zenek spojrzał na
mnie.
- No dobrze, panie
Jurku, pogadamy dłużej, ale pod jednym warunkiem.
- A jakim?
- A takim, że pan się
nauczy notować poprawnie to, co do pana mówię. Dla przykładu nazwiska belgijskie
- tu puścił do mnie oko.
- Wiem, wiem - odpowiedziałem
- sam zauważyłem... ale to nie ja, ja zanotowałem jak trzeba, a nawet sprawdziłem
w Wikipedii. To chochlik drukarski, wie pan, technologia.
- Chciałem tę metodę
wyjaśnić panu przystępnie, rozumie pan, coś w rodzaju "DHondt for Dummies",
bo to mogłoby być pomocne przy prognozach wyników wyborów październikowych.
Ale niech to zaczeka, będzie jeszcze na to czas. Niech najpierw zobaczę
jak ta pańska "technologia" zadziała tym razem.
Pan Zenek popatrzył
mi głęboko w oczy, pociągnął przy tym łyk też głęboki i - To o czym pan
chce dzisiaj? O tym zrzucie? - zapytał.
- Zrzut, jak zrzut
- mówię - niech o nim mówią ekolodzy.
- Jacy ekolodzy?
- No ci z Greenpeace
Polska, na przykład.
- Toś mnie pan rozśmieszył,
panie Jurku. Na ich website była jedna wzmianka/komentarz, dwa dni po awarii.
Potem nic. A poza tym, wie pan kto tam rządzi w tym polskim Greenpisie?
Na górze Austriak, a pod nim Niemcy.
Słuchałem zaskoczony,
a pan Zenek kontynuował - Nie chce mi się wracać do starych spraw, ale
chyba pan widzi, co chcę panu uzmysłowić. Panie Jurku, przejrzyj pan na
oczy: gazety - Niemcy, Greenpeace Polska - Niemcy, Nord Stream 2 Niemcy...
mam wyliczać dalej?!
Pogadaliśmy jeszcze
godzinkę z hakiem o tym i owym. Właściwie, to o rzeczach naprawdę ważnych,
które niestety giną często w mizerii codziennych politycznych przepychanek.
I że nie przyjechał
prezydent Trump na 80-tą rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej, bo huragan
Dorian miał uderzyć we Florydę; a Floryda to bardzo ważny stan z punktu
widzenia prezydenckich wyborów, stan z dwudziestoma dziewięcioma elektorami
w tzw. electoral college, trzeci ex aequo ze stanem Nowy York co do ilości
elektorów spośród wszystkich stanów amerykańskich.
I że rzeczy ważne,
bardzo ważne dla nas Polaków powiedział prezydent Niemiec.
(A to, że zamiast "prezydenta
Europy" świeciło puste krzesło,
a pani prezydent Gdańska, Aleksandra
Dulkiewicz powiedziała, co powiedziała, to już pozostanie na "backupach"
serwerów Internetu.)
Tak zwieńczyliśmy nasze
spotkanie.
Choć jednak nie do
końca, bo nie mogliśmy przecież pominąć mającego premierę czwartego września
filmu "polskiego Quentin Jerome Tarantino" vel Patryka Vegi vel Patryka
Krzemienieckiego, czyli filmu "Polityka", czyli filmu, który mógł/miał
wywrócić polską scenę polityczną.
- Nie wywrócił - konkludował
pan Zenek - ha, ha! Bo i czym. Gniot i tyle.
Taka konkluzja pokusiła
mnie do "letkiej prowokacji".
- A może on (pan reżyser
od "Botoksu" przecież) gra do innej bramki niż "warszawka" myśli sobie,
może on tak specjalnie, niby to krytyka, satyra PiS-u, ale taka jakaś prymitywna.
Pan Vega nigdy nie ukrywa, że szmal dla niego jest najważniejszy, więc
może obstawia na tych, co będą mogli dać mu szmal, obstawia po prostu na
zwycięzców.
- Niegłupie co pan
mówi, panie Jurku, niegłupie jako taki intelektualny wywijas. Ale ja w
to nie wchodzę, dla mnie ten film Vegi, to po prostu gniot. No, nie udał
mu się i tyle.
I na tym się rozstaliśmy.
A tu, jak królik z kapelusza,
pani Kidawa-Błońska objawiła nam się nagle w nowej roli in spe; więc ja
znów "wywołuję" spotkanie. Miejsce stałe, napoje też, pogoda coraz mniej
ogórkowa.
- Oglądał pan konwencję
POKO? - zacząłem.
- Tak, widziałem panią
"prawnuczkę", ostatnią nadzieję walczących z dyktaturą.
- I co pan myśli, panie
Zenku, Warszawę wygrają. I to sporo ją wygrają, Kaczyński dostanie po nosie.
- Powiem panu tak,
panie Jurku. Ja obserwuję Schetynę jeszcze od czasów NZS-u. Zawsze grał
ostro, ale i sprytnie. W Warszawie mógł zdobyć nawet mniej głosów niż Kaczyński.
Po co mu to? Mówią, że mu jacyś Izraelici doradzali. Dziwię się, przecież
każdy głupi widział, że powinien się schować tak jak kiedyś Kaczyński.
Po co tracić szekle na doradców, którzy mówią oczywistą oczywistość? Nie
wiem, nieważne. Ważne, że załatwia dwie rzeczy, on wygra spokojnie u siebie,
we Wrocławiu, a Kidawa-Błońska, jeśli będzie miała dobry wynik w Warszawie
- a będzie go miała - stanie się bardzo dobrym przyszłym kandydatem PO
na prezydenta. Nie chodzi o to, że będzie miała jakiekolwiek szanse z Dudą,
ale o to, że Tusk będzie tym samym definitywnie "wyautowany" i Schetyna
będzie miał z nim spokój na następne cztery, a może więcej lat.
Trudno było polemizować
z tą analizą, toteż nie drgnęła mi nawet powieka.
- Ale wracając do "prawnuczki"
- pan Zenek wyrwał mnie z chwilowego letargu. - Pamięta pan, panie Jurku,
ile to było gadania na temat grzebania w przeszłości, w przodkach. Nie
przystoi, mówili, pamięta pan?
- Pamiętam.
- Ile się nagadali
przy okazji tej wspaniałej serii książkowej Kani, Targalskiego i Marosza
z "resortowymi dziećmi" w każdym z tytułów. A teraz DNA premiera Grabskiego
i prezydenta Wojciechowskiego mają gwarantować "jakość polityczną" pani
Kidawy-Błońskiej?
- Niech pan nie będzie
taki ostry, panie Zenku. W czym to przeszkadza?
- No nie przeszkadza,
ma pan rację. Tylko skąd ta selekcja? Jeśli już pani kandydatka na premierę
- że użyję języka poprawnego politycznie - ma dziedziczyć "polityczne DNA",
to dlaczego tylko po pradziadkach, a nie po dziadku Władysławie Janie Grabskim
również?
- Ach, pan to jest,
panie Zenku!
- A dlaczego nie?!
Pan przecież wie kim on był.
- Tak. Pisarz, publicysta,
poeta, ale też bardzo bliski współpracownik Bolesława Piaseckiego w ONR-Falanga.
- No właśnie! To tyle jeśli chodzi
o POKO-kształtne paralele polityczno-genetyczne, ha, ha!
To wyczerpało energię kinetyczną
tego spotkania.
A w ostatnich dniach
września tylko krótki telefon. Tym razem "wywołującym" był pan Zenek.
- Panie Jurku, "podgląda"
pan czasem media społecznościowe?
- Wie pan, panie Zenku,
z facebooka to ja się wypisałem lata temu
och, oglądam dużo youtuba, czasem
twittuję.
- A widział pan te
ostatnie krótkie filmiki przedwyborcze, w których produkują się polscy
aktorzy i inni celebryci?
- Słyszałem coś, ale
nie widziałem żadnego z tych filmików.
- Cała akcja się nazywa
"Nie świruj, idź na wybory", ma hashtag na twitterze #NieŚwirujIdźNaWybory.
Poszukaj pan.
- OK?
- Czasem sobie myślę
podobnie jak Ziemkiewicz - zaczął pan Zenek tym swoim irytującym tonem.
- Przecież to "jakaś piąta kolumna pisowców doradza politycznym marketingowcom
platformersów", ha, ha! To nawet nie chodzi o to, że te filmiki w większości
są głupie i żenujące, i że mogą obrażać niektórych, może nawet wielu, ale
czy oni naprawdę nie rozumieją, że wyższa frekwencja wyborcza oznacza sukces
PiS-u?! Ja, wie pan, rozsyłam te filmiki wszędzie gdzie się da, bo myślę,
że jak ktoś, kto jest jeszcze niezdecydowany zobaczy tę żenadę, to tym
bardziej pójdzie zagłosować, ale na pewno zagłosuje przeciwko takim głupolom!
Żegnam!
I rozłączył się.
spisał Jurek Depa
wrzesień 2019
Jurek Depa - studiował na Uniwersytecie
Jagiellońskim w Krakowie i McGill University w Montrealu. "Osoba prywatna"
wielu zainteresowań i wielu profesji; nicująca świat z przymrużeniem oka,
od zawsze z socjologią na ty. jurekdepa@gmail.com |