Uśmiech Schetyny
Dałem temu tydzień; żeby się
trochę uleżało i w sejmie i w senacie, i na Nowogrodzkiej i na Wiejskiej-Czerskiej,
i w telewizjach publicznych i w prywatnych, i w internetach polskich i
w niemieckich, i w pana-zenkowej głowie, a i w mojej też.
Dłużej się nie dało, bo tu
Bożena pisze, że tzw. cut-off date się nieubłaganie skrada, a w ogóle,
"co się miało wydarzyć już się wydarzyło". Takie życie.
Spiąłem się w sobie, wygospodarowałem
kilka godzin free time i zawezwałem pana Zenka do naszego stałego miejsca
by uczcić to wyborcze zwycięstwo Dobrej Zmiany.
- Pomylił się pan, panie Zenku!
- zaatakowałem od razu, boć najlepszą obroną jest atak. - Pomylił się pan
kompletnie w swoich prognozach.
Pan Zenek zamarł, spojrzał
na mnie, odstawił na stół szklankę Molsona, którą miał już przy ustach
i odparł tymi słowy.
- Przecież wygraliśmy najlepszym
wynikiem jaki kiedykolwiek uzyskała jakakolwiek partia od 89-tego roku
- powiedział z naciskiem na słowa "kiedykolwiek" i "jakakolwiek". - Dostaliśmy
ponad osiem milionów głosów. To mało?
- Ale ja nie o tym, ja o
tym, że prognozował pan... mówił pan, że przy dużej frekwencji "drobiazgi"
- jak pan określił PSL i Konfederację - wypadną z gry. A widzi pan co się
stało. Nie tylko "są w grze", ale mogą nawet nieźle namieszać.
- Pan myślał podobnie, panie
Jurku, więcej powiem, wszyscy panowie doktorowie politolodzy w mediach
też tak myśleli, renomowanych sondażowni sondaże to również sugerowały.
- To co się stało, panie
Zenku? Tutaj musiał być jakiś przepływ elektoratu w końcówce. Może to planowane
podniesienie płacy minimalnej przestraszyło drobnych przedsiębiorców?
- Nie przeceniałbym wagi
tego elektoratu, choć to prawda, oni mogli głosować na PSL.
- Właśnie! Panie Zenku, przecież
PSL stracił na wsi na rzecz PiS-u, a zyskał w małych i średnich miastach.
A może też prezes NIK-u Banaś, jego niejasne rozliczenie majątkowe i jego
podejrzane znajomości ostudziły zapał PiS-owskich wyborców. Słyszał pan,
panie Zenku, on nie podał się do dymisji, tylko właśnie wrócił do pracy.
Pancerny Marian, ha, ha!
- No właśnie, tu muszę się
z panem zdecydowanie zgodzić, panie Jurku. Powinien podać się do dymisji,
to by na pewno "oczyściło teren".
- Nie takie to proste, ha,
ha, panie Zenku - no nie mogłem sobie odmówić, nie mogłem. - Proszę pana,
Marian Banaś to doradca Macierewicza, gdy tamten był ministrem spraw wewnętrznych
w rządzie Olszewskiego, to również współpracownik śp. prezydenta Lecha
Kaczyńskiego w NIK-u, zresztą, do kręgu zaufanych braci Kaczyńskich należał
Banaś jeszcze w epoce Porozumienia Centrum. Mam mówić więcej?!
- A co tu mówić? - pan Zenek
odparł zdecydowanie niechętnie.
- A można, można. Były rzeczywiście
uprawnione podejrzenia, że Marian Banaś ustąpi zaraz po wyborach, a sejm
jeszcze ten stary wybierze szybko nowego szefa NIK-u, a senat, też ten
stary szybko to "klepnie" w niezamkniętej przecież jeszcze sesji starego
parlamentu i... będzie prezes NIK-u z nadania PiS mimo większości opozycji
w nowo wybranym senacie. Senat musi zatwierdzić wybór prezesa Najwyższej
Izby Kontroli przez sejm, więc taki trik. Skomplikowane to i naciągane,
ale całkiem legalne i zgodne z konstytucją.
- Ale nie stało się tak,
więc o czym tu gadać, panie Jurku... są naprawdę ważniejsze sprawy do dyskusji.
- Są oczywiście i dlatego
już kończę. Powiedziałem "naciągane", ale może bardziej pasowałoby "niemoralne
i nieetyczne", o ile polityka jest kiedykolwiek moralna i etyczna. Może
na przykład stwierdzono, że nawet twardemu elektoratowi PiS-u nie spodobałaby
się taka ordynarna zagrywka, nie wiem. Pan Banaś wrócił więc do pracy (stary
doświadczony druh!) i jeśli się trochę "opłucze" z tych pomyj, co to na
niego jakoby opozycja wylała, a sprawa w końcu przycichnie przykryta skutecznie
bieżączką polityczną, to ma przed sobą świetlaną sześcioletnią kadencję...
oczywiście, jeżeli naczelnik pozwoli.
- Skończył pan?! - zniecierpliwienie
i wyraźna "niechęć w oczach" pana Zenka.
- OK, może przydługo nieco,
panie Zenku, ale to dobrze obrazuje polityczną praxis, że się tak z grecka
wyrażę, aktualnej władzy...
- Wielkie odkrycie! - przerwał
mi pan Zenek. - Oni w polityce już tak mają, mówi pan jakby się pan dzisiaj
urodził. Ta gra na tym polega. Gra w demokracji toczy się o wyborców, o
ich głosy. Idee, etyka, moralność, to tylko hasła, które są ważne tylko
wtedy, gdy da się je dobrze wykorzystać w spotach wyborczych. Popatrz się
pan tutaj, panie Jurku, tu w Kanadzie. Też mamy wybory. I co pan widzisz?
To samo. Tak drogi panie działa demokracja. Nie wiedziałem, że będę musiał
tłumaczyć panu takie oczywiste oczywistości. A wracając do Polski, gdybym
chciał być złośliwy, to mógłbym panu przypomnieć innego byłego prezesa
NIK-u, prezesa "z nadania" innej władzy. Niejakiego pana Kwiatkowskiego,
który właśnie przed tygodniem został wybrany senatorem, ba, nawet senatorem
specjalnym, ha, ha, a to takim, który ma zarzuty prokuratorskie. Ja wiem,
pan powie, że prokuratura nie jest już niezależna, że jest sterowana przez
ministra Ziobro...
- A nie jest tak?!
- Panie Jurku, naprawdę!
Nie traćmy czasu! Nie chce mi się tutaj przypominać jak premier Tusk co
roku "przyjmował" sprawozdania (niezależnego, a jakże!) prokuratora generalnego
Seremeta, czasem przeciągając to "przyjęcie" o ponad osiem miesięcy. Pogadajmy
o wyborach. Po to się przecież spotkaliśmy, prawda?
- Ma pan rację. OK, to gdzie
tu zacząć?
- Wytykał mi pan, panie Jurku,
złe prognozowanie... Właściwie, to myliliśmy się obydwaj co do PSL i Konfederacji
Wolność i Niepodległość.
- To prawda. Szczególnie
Konfederacja w sejmie jest szokiem dla wielu.
- Ja, panie Jurku, zgadzam
się jak zwykle z Ziemkiewiczem. To Telewizja Polska wypromowała Konfederację
pomijając ją kompletnie w swoich przekazach, a właściwie, ignorując ją
do tego stopnia, że została zaskarżona w trybie wyborczym przez Konfederację
i ten proces przegrała.
- A TVN, który w ostatnim
tygodniu przestał określać Konfederację swoimi typowymi epitetami: naziole
i faszyści? A wszystko to w nadziei by odebrać część prawicowych wyborców
PiS-owi. I może część z nich zagłosowała na Konfederacje, zamiast na PiS.
- Aż dziwne, że pan też dostrzega
te TVN-owe manipulacje, panie Jurku.
- Nic w tym dziwnego. To
było widać. Dlaczego miałbym być ślepy na takie manipulacje? Zresztą to
było powtórzenie "skryptu" z majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego,
w tamtej "końcówce przedwyborczej" TVN prezentowało tę samą narrację w
stosunku do Konfederacji.
- No dobrze, dobrze - powiedział
pan Zenek protekcjonalnie (czego bardzo u niego nie lubię) i uśmiechnął
się do mnie tak trochę "z góry", niby do kolejnego PiS-u akolity. - Widzę,
że pan wreszcie zaczyna dostrzegać jak poważny i silny jest ten prawdziwy
przeciwnik. Pogadamy o tym kiedyś. Dzisiaj skupmy się na tym co jest tu-i-teraz.
Co pan myśli o senacie? Bo tu zdecydowanie nie wyszło.
- Cóż, senator Jackowski
powiedział wyraźnie, że przynajmniej w dwóch konkretnych przypadkach PiS
sam się podłożył. Zamiast dogadać się i poprzeć lokalnych kandydatów sympatyzujących
z PiS-em, wystawił swoich konkurencyjnych. A gdzie dwóch się bije, wiadomo...
Zlekceważono opozycyjną wspólną listę. To moim zdaniem duży błąd. Tylko
te dwa miejsca plus senator niezrzeszony, jak pani senator Lidia Staroń,
i już byłaby większość.
- Ma pan rację, panie Jurku
- pan Zenek podejrzanie zgadzał się ze się ze mną dzisiaj wyjątkowo często.
Plan jakiś? Kombinuje? A może głębsza refleksja.
- Będzie trzeba rządzić inaczej
- kontynuowałem ośmielony tym "przyzwalaniem" pana Zenka. - Już nie da
się w ciągu jednej nocy ustawę w sejmie uchwalić, a w ciągu następnej nocy
przegłosować ją w senacie. Rekordem świata chyba, była jedna z ustaw, która
w dziewięć godzin przeszła cały proces legislacyjny - od sejmu, przez senat,
do podpisu prezydenta. No, proszę pana, tak się już nie da! I to może tylko
wyjść na dobre jakości prawa stanowionego, mniej bubli ustawowych zostanie
przepchniętych w pośpiechu kolanem.
- Tu racja, panie Jurku -
i znów, i znów ten brak kontry! - Jest to nowa sytuacja legislacyjna. Wcześniej
takiej nie było. Widzę jednak ryzyko obstrukcji. Bezsensowne by to było,
ale różne rzeczy już widzieliśmy przez te cztery lata. Senat ma trzydzieści
dni na zgłoszenie poprawek do ustawy. Przy większości opozycji w senacie
może się zdarzyć, że każda niemal ustawa PiS-u będzie tak przewlekana.
- Sejm odrzuca senackie poprawki
zwykłą większością - wtrąciłem.
- Tak, ale to będzie utrudniało
sprawowanie rządów. I boję się, że totalsi pójdą na to, przynajmniej na
początku, bo na dłuższą metę, to jednak jest strategia samobójcza.
- No właśnie, wyborcy nie
są głupi.
- Ale przed wyborami prezydenckimi?
Kto wie. Ludzie lubią spokój, mogliby zagłosować nawet na jakąś Kidawę-Błońską
dla świętego spokoju właśnie, panie Jurku.
- Pan naprawdę w to wierzy,
panie Zenku? Nie, ona nie będzie kandydatem, który przejdzie do drugiej
tury.
I tu "wciągnęło nas" w głęboką
i merytoryczną dyskusję, której kilka tylko wątków dla porządku tutaj zgrubnie
wymienię; i nie ośmielam się podać szczegółowszych szczegółów, bo jestem
pewien, że mogłyby być one nie do końca czytelne w swej profetycznej pozornie
zależnej treści.
Patryk Jaki, ziobrysta, aktualnie
w Brukseli, poszedł na ogień pierwszy. Oddelegowany zapewne przez swojego
szefa ustawił przetargową poprzeczkę bardzo wysoko (pan Zenek stwierdził,
że za wysoko) sugerując zmianę premiera i przyjęcie strategii zdecydowanej
ideowej walki z propagatorami "wrogiej socjalizacji społeczeństwa", gdyż
obiektywne i widoczne sukcesy rządu nie przekonały jednak większości społeczeństwa,
która głosowała przeciwko Zjednoczonej Prawicy. To, że Solidarna Polska
zwiększyła liczbę mandatów z dziewięciu w poprzednim, do siedemnastu w
nowym sejmie pobudziło najwyraźniej apetyt Zbigniewa Ziobry (szefa p. Jakiego)
i stąd zapewne ta hucpa.
Przelicytowana ona, zgodziliśmy
się z panem Zenkiem, a do jakiego stopnia przelicytowana, czas pokaże.
Premier Gowin, drugi koalicjant,
który podwoił do osiemnastu liczbę posłów swojego Porozumienia w nowym
sejmie, wraz z poczuciem większego udziału w koalicji Zjednoczonej Prawicy,
wyraźnie przypomina o profilu liberalnym swojej partii i będzie dążył by
przyszły rząd znalazł remedium na odwrócenie się przedsiębiorców
od Zjednoczonej Prawicy. Gowin, zwykle układny i ważący słowa, mówi jeszcze
o podniesieniu jakości funkcjonowania państwa, w tym służby zdrowia.
Zgodziliśmy się z panem Zenkiem,
że o poprawie służby zdrowia każdy polityk "gładko" mówi, ale gdy przychodzi
do konkretów, to wtedy zaczynają się odwieczne "schody" i jest to - można
powiedzieć - ogólnoświatowa prawda ogólnie znana.
Tak mniej więcej było o wzmożonej
aktywności - dowartościowanych po wyborach - dwóch mniejszych koalicjantów
Zjednoczonej Prawicy.
Mówiliśmy jeszcze z panem
Zenkiem trochę o senacie i czy warto by ktoś i czy będzie ktoś podchody
o większość Dobrej Zmiany tam robił i jak wielka jest agresja broniącej
się przed tym opozycji. Najpierw tweet Schetyny z ostrzeżeniem, że "każda
próba korupcji politycznej ze strony PiS wobec wybranych w demokratycznych
wyborach z woli suwerena senatorów opozycji będzie ujawniana i piętnowana",
tak jakby zachowanie w tajemnicy przed wszystkimi innymi zmiany klubu przez
jakiegoś parlamentarzystę nie było samo w sobie sprzecznością. A kilka
dni później senator Jerzy Fedorowicz już wyraźnie grozi, że ktoś kto "nagle
zmieni front i odejdzie od ludzi, którzy na niego głosowali, będzie obłożony
anatemą do trzech pokoleń, to jest pewne", a więc "jeżeli ma odwagę taką,
żeby zaryzykować swoje życie, swoich dzieci i wnuków, to proszę bardzo".
Zgodziliśmy się z panem Zenkiem,
że niektórym z naszych wybranych ("z woli suwerena"?!) senatorów nieźle
jednak "odbija" (a to mówiąc bardzo, bardzo delikatnie).
|
..... |
W końcu przeszliśmy
do rzeczy najważniejszych. Najpierw wyjazd Schetyny do Tuska.
Chyba nie po pochwały.
- "Na Zachodzie bez zmian",
myśli pan, że przedłużyli pakt o nieagresji? - zapytałem.
- Wygląda na to. Schetyna
zgłasza oficjalnie kandydaturę Tuska na przewodniczącego Europejskiej Partii
Ludowej, co jednocześnie nie wyklucza jego startu w polskich wyborach prezydenckich...
- No tak, Tusk lubi tak grać...
bezpiecznie. - wtrącam.
- I bezpiecznie i sprytnie,
panie Jurku. Bo zaraz potem puszcza w eter kandydaturę Kosiniaka-Kamysza
na prezydenta.
- A to by definitywnie przeciąć
szansę "rozmów" PSL-u z PiS-em w senacie - podpowiadam.
- No może nie definitywnie
przeciąć, bo wie pan, że w polityce nigdy nie ma "nigdy". Jednak to połechta
ego Kosiniaka i kto wie... zresztą o Kosiniaku może za chwilę. Wracając
do Brukseli, dla Schetyny rzecz najważniejsza by Tusk powstrzymał swoich
hunwejbinów, bo przecież zadanie może nie spektakularnie, ale jednak wykonane.
Senat wygrany, w sejmie wynik wyborczy choć poniżej trzydziestu procent,
to jednak Platforma jest nadal największą partią opozycyjną. |
- Tak, tak. Młodzi ostrzą
sobie kły na Schetynę, Budka jest gotów.
- No właśnie, panie Jurku,
wychylili się niektórzy, a to niebezpieczne, gdy przeciwnikiem jest Grzegorz
"Zniszczę Cię" Schetyna, ha, ha.
- A więc pakt o nieagresji
podpisany. Wiedziałem, wiedziałem zaraz po wyborach, że coś jest na rzeczy.
Ten uśmiech Schetyny po przegranych przecież wyborach. On wiedział! - wykrzyknąłem.
Pan Zenek znów spojrzał na
mnie tak jak nie lubię.
- Panie Jurku, w polityce
nigdy nic nie wie się na pewno. Jednak, z dużą dozą prawdopodobieństwa,
że tak powiem, mógł Schetyna przypuszczać, że dalej dzierży tarczę, a nie,
że będzie niesiony na niej.
- Pamięta pan tę piosenkę
"Mazowsza"? Mówiono, że to o Cyrankiewiczu. "I choć padało, choć było ślisko,
to się przywlokło..."
- Pamiętam, pamiętam, przecież
jesteśmy z tego samego pokolenia - przerwał pan Zenek ze zniecierpliwieniem.
- Niech pan da skończyć jednak. Otóż teraz najważniejsze są wybory prezydenckie.
Senat kontrolować? To dobrze, ale to tylko utrudnienie dla PiS-u, jak mówiliśmy
wcześniej. Z tym da się żyć, to znaczy sejm z opozycyjnym senatem
może działać w miarę sprawnie. No chyba, że jakieś bezsensowne obstrukcje
każdej ustawy. Ale tego jednak na dłuższą metę naprawdę nie przewiduję.
Natomiast weto prezydenta do ustawy sejm może odrzucić tylko tak zwaną
większością kwalifikowaną, czyli musi to być trzy piąte głosów w obecności
połowy ustawowej liczby posłów. I dlatego tak ważne są wybory prezydenckie
w maju przyszłego roku, a to już niedługo. Myślę, że o tym głównie była
brukselska rozmowa dwóch panów, Schetyny i Tuska.
- Schetyna musi zostać.
- Raczej tak. Pewnie postraszył
Tuska rozłamem w Platformie, a może i kompletnym jej rozpadem w przypadku
odsunięcia go od sterów. A możliwy scenariusz na prezydenturę byłby taki
- w pierwszej turze prezydent Duda zmierzyłby się z kandydatami wszystkich
ugrupowań, bo opozycja, przynajmniej na razie nie chce uzgodnić wspólnego
kandydata. A w drugiej turze, pewnie pozostaliby Kosiniak-Kamysz i Duda,
bo Tusk chyba będzie jednak wolał tylko dopingować zza linii autowej, dokładnie
tak jak lubi.
- A nim do tego dojdzie,
Schetyna zajmie się tymi, którzy zbyt wcześnie wyszli przed szereg.
- I z tym swoim uśmiechem,
rodem z Transylwanii, panie Jurku!
spisał Jurek Depa
październik 2019
Jurek Depa - studiował na Uniwersytecie
Jagiellońskim w Krakowie i McGill University w Montrealu. "Osoba prywatna"
wielu zainteresowań i wielu profesji; nicująca świat z przymrużeniem oka,
od zawsze z socjologią na ty. jurekdepa@gmail.com
|