Wołanie o sprawiedliwość
Powierzchownemu obserwatorowi amerykańskiej
sceny politycznej wydawać by się ostatnio mogło, że Kongres USA zajmuje
się wyłącznie albo "polowaniem" na Donalda Trumpa, albo obroną jego polityki
i osiągnięć. Jest to jednak dalekie od prawdy. Innych kontrowersyjnych
spraw też przybywa.
We wtorek 11 czerwca na sali obrad
izby niższej Kongresu zaroiło się od zaproszonych, idących z wysiłkiem
lub poruszających się na wózkach członków Stowarzyszenia Ofiar 11 września
2001 roku.
Przedmiotem wizyty było w istocie
wysłuchanie ich pilnej sprawy przez Kongres. Po krótkim przywitaniu, ich
rzecznik, do niedawna znany z monologów komediowych w telewizji, a ostatnio
reżyser filmowy, Jon Stewart zwrócił się do obecnych na Sali kongresmenek
i kongresmenów o poważne potraktowanie sprawy ludzi, którym tamten pamiętny
dzień - 11 września 2001 r. - zmienił życie w sposób nieodwracalny. Ratując
swoich bliźnich, a potem pracując tygodniami na rumowisku World Trade Center
ratownicy wdychali wszystkie możliwe toksyny (m.in rtęć, azbest itp.) i
dość szybko zaczęli zapadać na choroby nowotworowe. Pacjentów tego rodzaju
jest obecnie ok. 12 tysięcy, ale liczba ta systematycznie maleje; to rak
we wszelkich odmianach i etapach zbiera swoje tragiczne żniwo. Stewart
na początku swego wystąpienia zwrócił uwagę na liczebną dysproporcję między
prawie setką poszukiwaczy sprawiedliwości, a liczącą ok. dziesięciu osób
- grupką członków komisji Kongresu Stanów Zjednoczonych, która miała wysłuchać
zeznań ofiar tragedii z 11 września 2001 r. i rozpatrzyć wniosek o pilną
pomoc.
Kilka zdań z jego emocjonalnego wystąpienia
wartych jest zacytowania: "Przepisy mówią - czas reakcji 5 sekund.
Tyle to im zajęło. Wszystkie jednostki. Poszli walczyć i ratować swoich
braci i siostry. Setki zginęły na miejscu. Tysiące ich zastąpiły. A potem
.... problemy z oddychaniem zaczęły się od razu. Nikt im nie powiedział
co się z nimi dzieje. Wciąż mam w sobie tyle gniewu jak o tym myślę. Każdy
na tej sali zapewniał nas: "Nigdy nie zapomnimy bohaterów z 11 września".
Gdzie teraz oni są? Wasza obojętność kosztowała tych ciężko chorych ludzi
i ich rodziny coś bardzo ważnego - czas. [...] A teraz słyszę, że możecie
im coś przyznać najdalej na 5 lat, bo nie macie pewności co z nimi będzie
wtedy. Ale ja mam pewność. Coraz więcej z nich będzie chorować, a część
umrze. Ci ludzie pokazali wszystkim, dlaczego ten kraj jest wielki, a wy
ich ignorujecie? Przecież do jutra możecie to załatwić. Nie mogę pojąć,
dlaczego nie możecie uchwalić tej ustawy jednogłośnie. Ci ludzie zrobili
co trzeba w 5 sekund. Wykonali swoją robotę z honorem, determinacją, z
pokorą. Zrobili wszystko co do nich należało. Teraz, osiemnaście lat później
- zróbcie to samo!".
Dwa dni po owym wysłuchaniu ofiar
ataku na World Trade Center, w wywiadzie telewizyjnym jeden z przywódców
ich organizacji John Feal - przypomniał, że przecież już dawno temu w Stanach
Zjednoczonych uznano prawo osób dotkniętych przez choroby zawodowe do korzystania
z dożywotnich świadczeń na leczenie i lekarstwa. Taką sporą grupą są emerytowani
górnicy z Zachodniej Wirginii oraz Kentucky, a także byli pracownicy elektrowni
atomowych i składowisk odpadów radioaktywnych w Tennessee i Południowej
Karolinie.
W opinii Jona Stewarta członkowie
nowojorskich służb policyjnych i ratowniczych - w mundurach lub bez - mają
co najmniej dwa oczywiste powody do ubiegania się nie tylko o stałe świadczenia,
lecz także o adekwatne odszkodowania. Po pierwsze - byli na wojnie. Po
drugie - padli ofiarą kłamstwa rozpowszechnianego przez kilka tygodni po
katastrofie z 11 września przez władze miejskie Nowego Jorku i osobiście
burmistrza Rudiego Giuliani. Mówiono im wtedy, że powietrze na rumowisku
nie stanowi ryzyka dla ich zdrowia. Teraz tysiące ofiar terrorystów Al
Kaidy i swoich lokalnych polityków czeka na docenienie ich poświęcenia.
Ma jeszcze nadzieję, że ustawa pod nazwą "Nie zapominajmy o bohaterach
11 września" będzie uchwalona w najbliższym czasie.
Podczas kiedy prezydent tego wielkiego
kraju pyszni się swoim i nie swoim bogactwem, rzuca miliardami podatnika
na różne, niekoniecznie przydatne inwestycje, co najmniej dwanaście tysięcy
cichych bohaterów 11 września 2001 roku jest na skraju; nie chce już słuchać
tłumaczeń, że w budżecie nie ma dla nich ani centa więcej. Jeden
z nich (świeżo po operacji usunięcia nerki) mówi reporterowi: "Jesteśmy
chorzy i wymieramy, ale nie jesteśmy głupi.
Michał Stefański
Michał Stefański - dziennikarz
radiowy i prasowy, amerykanista. Od ponad 25 lat felietonista w polskojęzycznych
programach radiowych w wieloetnicznej stacji CFMB 1280 AM w Montrealu.
Jego artykuły i komentarze ukazywały się na łamach Gazety Wyborczej, dziennika
polonijnego - Gazeta w Toronto i montrealskiego Biuletynu Polonijnego.
Ma kotkę Zuzię. |