.
NUMER 1 / CZERWIEC 2019

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Sztuka przetrwania

To wszystko się sprowadza do przetrwania. Taki wniosek publicysta Tony Schwartz wyciąga patrząc na zmagania o władzę i wpływy w bagienku waszyngtońskim. Zapytany przez dziennikarza kanału telewizji MSNBC Ari Melbera jaki jest ostateczny sens zmagań prezydenta Trumpa, zarówno dla jego fanów i zwolenników, ale także dla jego zagorzałych krytyków, Schwartz - kolega Donalda Trumpa z lat osiemdziesiątych oraz współautor bestseleru "Prezydent biznesmen" (tytuł oryginału "The Art of the Deal") - odpowiada w ten sposób: Jego niezwykłość polega na stałym podtrzymywaniu swojego wizerunku efektywnego biznesmena. Pracowałem nad tą książką w latach 1986 - 87 i właśnie wtedy zaczynał on mieć kolosalne problemy; tracił dziesiątki, może setki milionów, a jakby pan z nim usiadł przy stoliku, to w ogóle nie miałby pan pojęcia co się dzieje. Zawsze ta sama mantra: "Idzie mi lepiej niż kiedykolwiek dotąd." - A wierzył pan chociaż, że jest miliarderem? - pyta Melber. - Nie wierzyłem w to ani przez chwilę. Faktem jest, że Trump bez przerwy robi wszystko co może, aby odwrócić uwagę ludzi od rzeczywistości takiej, jaką ona jest. Niestety, już dość dawno temu, magazyn "FORBES" uznał go za miliardera. W opinii Schwartza, każda opowieść o Donaldzie Trumpie powinna się zaczynać od próby odpowiedzi na pytanie: jak deweloperowi i politykowi w jednej osobie udało się sprowadzić nasze zbiorowe człowieczeństwo do parteru. Po namyśle wypada przyznać, że jednak jest w tym coś genialnego. Trump zawsze umiał wzbudzać i podsycać strach, gniew, frustrację - prawie jednakowo u swoich fanów, jak też przeciwników. Tych drugich jest w stanie ściągnąć do swojego poziomu, gdzie już nie istnieje nic, ani dobro, ani zło. Ten poziom sprowadza się do nagiej walki o przetrwanie. W kontekście waszyngtońskich zmagań, które są widoczne dla wszystkich, dziennikarzowi MSNBC nie wypadało pytać Tony Schwartza, czy w latach osiemdziesiątych jego eks-kolega Trump samodzielnie napisał książkę "The Art of the Deal", czy może współautor wystąpił też w roli "ghost-writera".  Tak, czy owak, w naszych czasach na takich drobiazgach już mało komu zależy.

Czy nadejdzie chwila, kiedy przyjdzie taki ktoś, kto osuszy waszyngtońskie bagno?  Nieważne, czy będzie się nazywał Robin Hood, Spider-man, Superman, Rocky Balboa, a niechby nawet Donald Trump. Ważne, by to w końcu zrobił. Taka postać - jeśli się zjawi - będzie należeć do świata masowej wyobraźni amerykańskiego świata pracy przesiąkniętej telewizyjnymi serialami i filmami akcji. Bardziej ze świata Hollywoodu niż realnej polityki. Bezwzględny dla magnatów prasowych, naftowych, skorumpowanych policjantów, gangsterów i wszelkich oszustów. Wyrozumiały dla maluczkich, dla potomków tych, o których upomina się od 136 lat pamiętny cytat z poetki Emmy Lazarus wyryty na Statui Wolności strzegącej ujścia rzeki Hudson do oceanu. "Przyjdźcie do mnie wy zmęczone, biedne, stłamszone masy, pragnące wolności." Po kilku pokoleniach okazuje się, że obietnice polityków, nawet tych tak bardzo opatrznościowych, nie odpowiadają na aspiracje współczesnych mas. Wielu młodych ludzi chcących robić karierę skarży się albo na nowojorskie elity, albo na "waszyngtońskie bagno" - tak samo jak ekipa Trumpa, trzy lata temu.  Wymarzonego, przez prezydenta, muru na granicy z Meksykiem wciąż jeszcze nie ma. W najbliższych kilkunastu miesiącach mit Donalda Trumpa albo znajdzie swoje nowe uzasadnienie w realiach, albo niczym zwierciadło z ponurej baśni Andersena rozsypie się na tysiąc kawałków. Aktualnie, wiele wskazuje na to, że spuścizną, którą pozostawi swoim rozczarowanym rodakom główny lokator Białego Domu jest wiara, że liczy się tylko sztuka przetrwania.

W popularnym przed dziesięciu laty serialu "The Apprentice" każdy odcinek kończy się słowami Donalda Trumpa grającego samego siebie jako szefa wielkiej korporacji "Zwalniam was!" (You’re fired!). Patrząc na zapierającą dech w piersiach płynność kadr Białego Domu, nieprzerwanie wymienianych przez dwa lata, można by rzec, iż nadal odgrywany jest kolejny odcinek tego samego serialu. Widzowie mają się zachwycić głównym bohaterem. Tak to on, podobno przewidujący i troskliwy, choć także ostry, kiedy trzeba. On obdarzony wszelkimi zdolnościami, a otoczony samym przeciętniactwem. To znaczy prezydent Trump tak chciałby sam siebie widzieć. Jedno jest pewne - głowa państwa nie cierpi na niską samoocenę. Czas jednak leci nieubłaganie i nadejdzie chwila, w której główny gwiazdor filmu "The Apprentice" uświadomi sobie, że zwyczajne życie różni się bardzo od Hollywoodu. Jeszcze nie wiemy, kto to będzie, ale wiele wskazuje na to, że zbliża się moment, kiedy, tym razem, ktoś inny wypowie magiczne słowa "You’re fired!" Wiemy tylko to, że nie będzie to Donald Trump.
 

Michał Stefański


Michał Stefański - dziennikarz radiowy i prasowy, amerykanista. Od ponad 25 lat felietonista w polskojęzycznych programach radiowych w wieloetnicznej stacji CFMB 1280 AM w Montrealu. Jego artykuły i komentarze ukazywały się na łamach Gazety Wyborczej, dziennika polonijnego - Gazeta w Toronto i montrealskiego Biuletynu Polonijnego. Ma kotkę Zuzię. (Montreal)


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ