Dziedziczka
"Nie wiem jak wielu z nas zdaje sobie
sprawę z faktu, że 40% obywateli Stanów nie jest w stanie pokryć jakiegoś
nagłego wydatku w wysokości czterystu dolarów (!). Jeśli coś takiego im
się przydarzy, wtedy muszą zaciągnąć dług albo coś swojego sprzedać." Słowa
te pochodzą z wywiadu dla kanału Yahoo udzielonego przez Abigail Disney,
dziedziczkę ogromnej fortuny swojego dziadka Walta Disneya i jego brata
Roya, twórców m.in. słynnych filmów rysunkowych, a także właścicieli lunaparków
i terenów rekreacyjnych opatrzonych wspólną, znaną na całym świecie, nazwą
Disneyland, Nie tak dawno, na zaproszenie jednego z pracowników obsługi,
Abigail odwiedziła incognito park disneyowski w kalifornijskim mieście
Anaheim i tam na miejscu zapoznała się z warunkami pracy. Z tego, że są
one dość surowe, zdawała sobie sprawę, ale żeby aż tak? "...Mój ojciec
i dziadek szanowali ciężką pracę nawet tego członka naszej ekipy, który
zbiera z chodnika śmieci i rozdeptaną gumę do żucia. To dzięki takim jak
on, nasi goście wchodzą każdego ranka do czystego, schludnego parku."
Kiedyś, przypomina pani Disney - ok. 50 lat temu - tacy ludzie byli na
pełnym etacie, z emeryturą i różnymi świadczeniami, ale to już zapomniana
przeszłość. Może się to niektórym wydać sentymentalnym kaprysem, ale pewnego
wiosennego dnia Abigail Disney - trzeba przyznać, w przebraniu - stanęła
w pikiecie pracowników obsługi korporacji Disneya upominając się o godne,
ludzkie wynagrodzenie za dobrze wykonywaną ciężką pracę.
Abigail Disney chętnie przyznaje,
że pochodzi z bardzo konserwatywnej rodziny, ale tę nić zerwała szybko
z chwilą pójścia na studia. Przyznaje, że jeszcze w domu jej zachowanie
nie całkiem pasowało do stereotypu. "Próbowano każdego z nas dopasować
do jakiejś foremki czy szablonu. Ze mną się to nie udawało. Pójście na
studia odczuwałam jak wypuszczenie z więzienia." Okres studenckich protestów
i demonstracji, w przypadku dziedziczki rodu Disneyów, właściwie nigdy
się nie skończył. Na pytanie dziennikarki, dlaczego Abigail tak bardzo
krytykuje fakt posiadania ogromnej fortuny, pada odpowiedź przecząca: "Ależ
ja nie krytykuję samego faktu bycia bogatym. Tylko nie mam komfortu psychicznego,
jak pomyślę o tej rozbieżności między ludźmi - faktycznie przepaści bez
dna dzielącej nas wszystkich".
Po akcji protestacyjnej w Anaheim
dyrektor zarządzający korporacją Bob Iger otrzymał od współwłaścicielki
długi list e-mailowy. Jego główna treść mieści się w trzech zdaniach: "Jest
pan świetnym managerem, może najlepszym w Ameryce. Ma pan w rękach ogromną
władzę pozostawienia tej cząstki świata, która od pana zależy w lepszym
stanie. Czy zdaje pan sobie sprawę, że pana zarobki są przeszło tysiąc
razy wyższe niż pracowników korporacji Disneya na najniższym szczeblu?"
- Dostała pani odpowiedź? - pyta prowadząca wywiad. - Do dzisiaj nie -
odpowiada Abigail. Każdy, kto ją zna, wie, że jej głównym postulatem jest
znaczące obcięcie premii (tych osławionych "bonusów") na szczytach piramidy
korporacyjnej i jednoczesne podwyższenie zarobków najgorzej zarabiającym
członkom personelu. W przypadku Boba Igera ostatni wypłacony mu "bonus"
wyniósł 66,5 miliona dolarów. Wyliczono, że nawet gdyby te premie obciąć
o 50%, to i tak ludzie na szczytach korporacji zgarnęli by miliony. O co
więc im chodzi? W dużym stopniu - obawiają się naruszenia systemu działającego
jak zegarek szwajcarski co najmniej od trzystu lat. Zarówno oni jak i my,
wszyscy znamy tę teorię, co się stanie z piramidą, jeśli wyjąć tylko jeden
klocek na dole. Niezależnie od jej działalności filantropijnej i charytatywnej
Abigail Disney jest już uznanym twórcą filmów dokumentalnych i krytykiem
filmowym, poruszającym w swej twórczości temat rosnących prawie wszędzie
nierówności społecznych.
Nasza miliarderka, od dawna zaliczająca
sama siebie do progresywnego skrzydła partii Demokratów, idzie w swych
pomysłach dalej. Niedawno, dołączyła do akcji Georgea Sorosa i dwunastu
rodzin miljarderskich, wystosowując list otwarty do IRS czyli Urzędu Skarbowego
USA z prośbą o podwyższenie swoich podatków. "Mam więcej niż mi potrzeba"
- mówi z przekonaniem pani Disney. "Nasz system podatkowy potrzebuje strukturalnej
zmiany." Choć już od dawna nie jest dwudziestolatką, surowo ocenia głównych
kandydatów demokratycznych na fotel prezydenta Joe Bidena i Bernie Sandersa.
Wydają się jej jak z innej epoki, a w związku z tym nie waha się mówić,
"W roku 2020 będziemy potrzebować kogoś młodego, nowego i całkiem innego.
To jest konieczność."
Michał Stefański
Michał Stefański - dziennikarz
radiowy i prasowy, amerykanista. Od ponad 25 lat felietonista w polskojęzycznych
programach radiowych w wieloetnicznej stacji CFMB 1280 AM w Montrealu.
Jego artykuły i komentarze ukazywały się na łamach Gazety Wyborczej, dziennika
polonijnego - Gazeta w Toronto i montrealskiego Biuletynu Polonijnego.
Ma kotkę Zuzię. |