Wolnoć, Tomku...?
W nowy rok
jak zwykle wkroczyliśmy z Kevinem, który został sam w domu i obiecuję,
że to już ostatnia wzmianka o tym przedsiębiorczym blondasku, który stał
się trwałym elementem naszej świątecznej świadomości. Zresztą, dlaczego
miałoby go zabraknąć w tym roku, skoro od 1990 r. od debiutu, w niekwestionowany
sposób funkcjonuje w naszej świątecznej tradycji, będąc najbardziej dochodową
komedią familijną w dziejach kinematografii.
W 2010 r.
Polsat zamierzał zrezygnować ze świątecznej emisji i trzeba było zobaczyć,
co się działo! Polacy protestowali głośniej i bardziej energicznie niż
przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego przez rząd. Polsat się ugiął,
film pokazał i tak jest do dziś, tyle, że inne kanały też chcą się zaopiekować
samotnym dzieckiem. Ja znalazłam pięciu Kevinów bez specjalnych poszukiwań.
A wiecie Państwo, że w tym filmie jest polska ciekawostka? Na okładce Playboya,
którego Kevin wygrzebał u starszego brata, pyszni się urodą Erica Eleniak,
aktorka polskiego pochodzenia, która grała m.in. w "Słonecznym patrolu".
A co do oglądania filmu lub nie: ci, którzy nie wyobrażają sobie świąt
bez towarzyszenia Kevinowi, mogą napawać się nim do woli, a ci inni - no
cóż, pilot w dłoń i skaczemy!
Jak Państwo
oczywiście wiedzą istnieje grupa ludzi, którzy chcieliby rozciągnąć zasadę
dobrowolności również na inne sfery. Nie mówię tu na przykład o podatkach,
ale o szczepieniach i innych działaniach, mających zapobiec Covidowi 19.
Są to właściwie dwie grupy, równie głośne, pyskate, hałaśliwe i uparte.
Jedna twierdzi, że Covidem nie ma co się przejmować, koronawirus to zwykła
grypka, nie ma żadnej pandemii, wymyślono ją (Chińczycy, Rosjanie, Amerykanie,
Żydzi, talibowie - niepotrzebne skreślić), żeby zasiać strach i panikę
na świecie, rozwalić światową gospodarkę i zbudować nową, z nowymi podmiotami
łaknącymi wzbogacenia się.
Przedstawiciele
drugiej grupy uznają istnienie wirusa jako broni biologicznej, którą jesteśmy
traktowani w wyniku różnych podłych podstępów i intryg przez Sorosa, Billa
Gatesa, firmy farmaceutyczne lub tajemniczy rząd światowy, masońską organizację
ponad rządową. Oni wszyscy razem i każdy z osobna przebierają nogami, żeby
nas w jak największej masie zaszczepić, żeby nas zniewolić i sobie podporządkować.
Wiadomo, że w każdej szczepionce siedzi podstępny chip, który w pewnym
momencie uaktywni się i przejmie władzę nad naszym mózgiem, zamieniając
nas w małpy. A potem - wiadomo, likwidacja wszystkich struktur państwowych,
zniszczenie dziedzictwa i tradycji, zniesienie patriotyzmu i religii, zniszczenie
struktur normalnej rodziny, a na końcu kontrolowana depopulacja ludności
świata i łagry dla oponentów politycznych.
Chiński wirus
nie trwał długo, jak wszystko made in China, ale wtedy pojawiła się wersja
brytyjska. Jeśli będzie tak dobrze się trzymać jak królowa Elżbieta, to
już po nas - spanikowała nawet zdrowo-rozsądkowa Kanada, której rząd nie
bał się urazić radykałów, fundamentalistów i ignorantów. No i się zaczęło!
Maseczki, rękawiczki, dystans między-osobniczy, zamknięte szkoły, stadiony
i kina, fabryki na pół gwizdka, odwołane loty, zamknięte granice. Ktoś
nawet zaproponował, żeby listonosze pracowali w domu: otworzy taki listonosz
pocztę, przeczyta, a jak coś ciekawego, to zadzwoni i opowie....
Wyjątkowo
drażliwym tematem stały się szczepienia. W Polsce na początku pandemii
na pytanie: "Czy się zaszczepisz?" twierdząco odpowiedziało 36% dorosłych
Polaków, "Nie" - 47%. Reszta wolała poczekać i sprawdzić naocznie czy ci
pierwsi zaszczepieni przeżyją, a może zamienią się w te małpy. Sam prezydent
ogłosił publicznie, że szczepienia na koronawirus nie powinny być obowiązkowe,
a na zaprzysiężeniu rządu tylko niedointernowany Jarosław Kaczyński nie
nosił maseczki. I m.in. dlatego premier musiał potem pięć razy ogłaszać,
że pokonaliśmy pandemię!
A fachowców
od szczepionek ilu się namnożyło! Pani z warzywniaka okazała się być specjalistką
od zabójczych infekcji nanocząsteczek lipidowych, fryzjerka ze swadą zjechała
translacje białek wirusowego mRNA w cytyzolu, a pan od zmiany opon podważa
właściwości prokoagulacyjne pozakomórkowego RNA.
Nasz premier
François Legault od samego początku trzymał nas krótko: jak tylko ktoś
kichnął wprowadzał nowe ograniczenia. Święta Bożego Narodzenia były ostatnią,
legalną dwudniową przerwą w restrykcjach, kiedy mogliśmy spotkać się z
rodziną i przyjaciółmi, śpiewać kolędy, jeść i zakąszać do późnych godzin
nocnych, bez konieczności kluczenia bocznymi uliczkami w ucieczce przed
czujnym patrolem policyjnym. Potem zaatakował nas ostro niejaki Omikron.
Nasz premier odparł intruza z równą mocą, każąc zamknąć absolutnie
wszystko o godzinie 17.00 w samego Sylwestra! Rozpacz restauratorów i całej
sfery rozrywkowej nie miała granic. My jakoś sobie poradziliśmy: w każdym
pokoju postawiliśmy flaszkę innego alkoholu i do samego rana szwendaliśmy
się po klubach.
Niektórzy
zaczęli się krzywić i powarkiwać, kwestionując zasadność tylu zakazów.
Nie chcecie się szczepić? - nadał szef rządu - To pić i palić też nie będziecie!
Łaski bez! I przypomniał nam, do kogo należy SQDC i SAQ - spółki skarbu
państwa. Od 18 stycznia b.r. personel tych jakże użytecznych stowarzyszeń
goni precz każdego klienta bez covidowego paszportu. Nie ma trawki, nie
ma wódeczki ani innych rarytasów bez szczepienia. Oczywiście zawsze można
prosić o przysługę zaszczepionego przyjaciela, ale już trzeba kombinować.
A na dzieci w tej kwestii nie ma co liczyć.
A swoją drogą,
kto by pomyślał, że dożyjemy czasów, kiedy można legalnie palić zioło na
spotkaniach towarzyskich, tyle, że same te spotkania są nielegalne.
Ale sięgnijmy
do statystyk, które na dzień 14 lutego, a więc w same Walentynki wykazują,
że przy porównywalnej liczbie ludności od początku pandemii w Polsce było
5,36 mln. zachorowań i 108 tys. zgonów, a w Kanadzie odpowiednio 3,19 mln
i 35 444. Więc czyja metoda lepsza?
Można oczywiście
powiedzieć, że jeśli niezaszczepieni chcą ściągnąć na siebie i swoich bliskich
ryzyko cierpienia i śmierci to ich sprawa. Ale to nieprawda. Oni podtrzymują
populacyjne krążenie wirusa i to oni prędzej czy później zapełnią szpitale,
zajmą swą chorobą personel medyczny, wyprą z systemu innych pacjentów i
popchną w górę statystyki zgonów. A koszty? Singapur na przykład
wprowadził zasadę, że niezaszczepieni z wyboru będą musieli ponosić pełne
koszty leczenia. Podobna myśl błysnęła naszym politykom, ale nie sadzę,
aby takie rozwiązanie zostało wprowadzone, tym bardziej, że 80% naszych
obywateli jest zaszczepionych.
Wszyscy jesteśmy
zmęczeni i mamy dość. Ale nie chodzi tylko o surowe restrykcje, odosobnienie
i ograniczanie naszych wolności osobistych. Z trwogą zerkamy w przyszłość,
bo rozregulowana gospodarka może nie podołać zapotrzebowaniu, co z kolei
może spowodować lawinę dalszych, tragicznych w skutkach, procesów społecznych
i ekonomicznych.
Były marsze,
wiece protestacyjne, jechał konwój wolności. Na jednym z posiedzeń Parlamentu
minister Zdrowia przyznał, że "management of the pandemic was not perfect".
Ja sama zapragnęłam kopnąć premiera Legault, kiedy zabronił spotkań, a
otworzył kina. Bo czyż nie bezpieczniej i przyjemniej jest zaprosić syna
i synową na domowy krupniczek niż do sali kinowej? Ale pozwólmy rządowi
pracować. Nie zmuszajmy go do podejmowania pochopnych decyzji, nieprzemyślanych
rozwiązań i nielogicznych ustępstw pod publiczkę.
Już wiemy,
że restrykcje zostają złagodzone, w ciągu paru tygodni nastąpią korzystne
zmiany. No i dobrze, bo już baliśmy się, że przy wielkanocnym stole będzie
siedział tylko zając.
Danuta Owczarz-Kowal
Danuta
Owczarz-Kowal - filolog orientalny, prawnik, felietonista.
|