Gość Panoramy - Liliana Arkuszewska,
autorka książek "Odyseja dżinsowych kolumbów. Czy było warto?" i "Patka".
B.Sz. - Minęło kilka lat
od naszego spotkania w Montrealu. Cieszę się, że ponownie możemy porozmawiać.
L.A. - Czas płynie nieubłaganie.
O ile mnie pamięć nie zwodzi, było to w jesiennym, chłodnym już wrześniu,
dziesięć lat temu, gdy przyjechałam do mojego ulubionego miasta w Kanadzie,
na spotkanie z polskimi czytelnikami "Czy było warto?", a po nim naszą
rozmowę w studio "Jedynki" radia CFMB w Montrealu. Wspominam tę naszą rozmowę
na antenie z wielkim sentymentem.
B.Sz. - Pamiętam, że wówczas
zadałam Ci pytanie o to, czy będzie druga książka? Obiecałaś nam wówczas
kontynuację "Odysei dżinsowych kolumbów" i słowa dotrzymałaś! Widziałam,
że w polskich księgarniach ukazała się już Twoja druga książka, pod tytułem
"Patka". Gratulacje! Ciekawi mnie czy drugie dzieło pisało Ci się
łatwiej?
L.A. - Pierwsza książka zajęła
mi trzy lata codziennego pisania. Akcja toczy się na trzech kontynentach,
porusza wiele różnych aspektów, poczynając od politycznych, jakby nie było
największego exodusu Polaków w ubiegłym stuleciu i naszych osobistych -
dobrych, radosnych, jak również tych ciężkich, wyciskających łzy przeżyć,
w nieznanym choć wybranym przez nas kraju. Mówiąc krótko, nie była łatwa
do napisania. Toteż, zabierając się do jej kontynuacji byłam dobrej myśli.
Sądziłam, że przyjdzie mi z łatwością, ponieważ dotyczy ona w zasadzie
historii naszej córki, Patki. Jedna historia dziejąca się w Kanadzie i
w Meksyku podczas dalszych dziejów bohaterów "Czy było warto?" Z góry wiedziałam,
że nie będzie to już pięćsetstronicowa "cegła", lecz opowieść, o tym jak
szybko i drastycznie zmieniło się nasze życie. Miałam wrażenie, że po latach,
opanowałam swoje emocje, i że z łatwością przywołam do życia tamte czasy.
Opowiem o czymś najpiękniejszym, jak chyba się domyślasz, jest miłość.
O miłości matczynej, ojcowskiej, siostrzanej, miłości córki do rodziców,
miłości małżeńskiej, miłości młodzieńczej, nieokiełzanej. Miałam wrażenie,
że nie będą już bolały rozczarowania i bojaźń, które były mordęgą trzymającą
nas w napięciu i nie opuszczając przez cztery lata. Pomyliłam się. I to
jak!
Emocje odżyły! Często brały mnie
w swoje szpony, ściskały swoją siłą. Dusiły. Oczy miałam tak mokre, że
ekran komputera widziałam jak przez mgłę, będąc zmuszona przerwać pisanie.
Na dni. Musiałam oderwać się od tego wszystkiego, ale równocześnie nie
chciałam zapomnieć. Potrzeba uwolnienia się od przeżyć, które kiedyś zdawały
się nie do pojęcia, była silniejsza.
B.Sz. - Przypominam sobie,
że w naszej rozmowie sprzed wspominałaś, jak bardzo były ci pomocne rodzinne
rozmowy, podczas których odtwarzaliście przeróżne sytuacje, analizując
fakty, detale skomplikowanej drogi jaką była emigracja. Czy tym razem było
inaczej?
L.A. - Zupełnie inaczej. Zaczęłam
pisać w Meksyku, po wydaniu "Was it Worth it?", czyli angielskiej wersji
"Czy było warto?", jednak nakazano nam wrócić do Kanady o wiele wcześniej
niż zwykle, ponieważ wybuchła pandemia. Nie miałam innego wyboru,
jak pisać w samotności i chyba można powiedzieć, w izolacji. Andrzej raczej
nie był skłonny wracać do wspomnień. Tylko z Patką, zazwyczaj elektronicznie
weryfikowałam pewne fakty. Teraz, z perspektywy czasu mam wrażenie, że
tak było lepiej. Lżej, przynajmniej dla mnie, osoby, która swój los, wówczas
niedolę, woli przetrawić bez pośrednictwa innych. Własnoręcznie przenieść
do głuchej maszyny, tam ją zostawić by poczuć ulgę.
B.Sz. - Ty? Taka optymistka,
musiałaś dostrzec pozytywy, dobre strony tamtych lat. Znając Ciebie, na
pewno były, prawda?
L.A. - Naturalnie! Nie byłabym
Lilką, gdybym nie koncentrowała się również na szczęśliwych, obfitujących
w optymizm doznaniach, nie podkreślała walorów miejsc, w których toczyła
się fabuła Patki oraz wszystkiego dobrego co mnie wówczas otaczało. Mimo
że były to czasy niełatwe, miały także wiele niezapomnianych, bajkowych
zdarzeń. Takich wątków jest sporo. Wzniecały we mnie entuzjazm do kontynuacji
tworzenia. Inspirowały. To, co mnie obecnie bawi, to, że często wracałam
do tych happy scenerii, by pozytywnie nakręcić się do kolejnych rozdziałów.
Można powiedzieć, że używałam je do pobudzenia weny, niejako doping.
B.Sz. - Rozumiem, że "Patka",
tak jak Twoje poprzednie dzieło, jest oparta na faktach, ale czy używałaś
fantazji, kreacji autorskiej?
L.A. - Według mnie fantazja
jest konieczna w pisaniu powieści, nawet nieunikniona. Pewna jej
doza; rozłożenie skrzydeł, odfrunięcie w przestworza. Innymi słowy, jest
to wizja, niczym tworzenie skryptu, w którym autor widzi realizację swoich
intencji i dążeń. Często występuje w moich refleksjach.
B.Sz. - A czy masz swój
ulubiony fragment lub rozdział w tej książce? Jest nim kreacja czy
fakty z życia wzięte?
L.A. - Nie zastanawiałam się
nad tym, ale teraz, kiedy pytasz, przyszły mi na myśl dwa takie rozdziały.
Jednym z nich jest Nieśmiały Demosthenes, w którym jest prawda z dozą fantazji,
natomiast Copacabana jest całkowicie oparta na faktach.
B.Sz. - Czym jest dla Ciebie
ta książka?
L.A. - To trudne pytanie.
Na pewno jest spełnieniem obietnicy. Drugą książkę obiecałam nie tylko
czytelnikom, ale przede wszystkim sobie.
Kiedy podzieliłam się z jedną z koleżanek
widomością o wydaniu tej książki, wówczas ona, bez zastanowienia zareagowała
tymi słowami: "To już zabieraj się na następną!" Zaśmiałam się, ponieważ
czułam, że Patka jest zamknięciem pewnego okresu naszego życia. W zamyśle
końcem pisania. Jednak, jak wiesz, jestem osobą, sięgającą po gwiazdy i
te gwiazdy, nazwijmy je marzeniami, spełniam. W tym wypadku, jestem uparta.
Jak sobie coś postanowię to nie spocznę, dopóki tego nie zrealizuję, a
marzenia się spełniają, tylko wtedy, kiedy realizuje się je z pasją. Niewykluczone,
że tak jestem zaprogramowana.
Pomimo to dziwi mnie fakt, że poza
satysfakcją i relaksem, jaki czuję po napisaniu tej książki, wciąż spoglądam
w rozświetlone gwiazdami niebo i spostrzegam nowe, pełne blasku gwiazdy.
Świecą tak jaskrawo, jakby dawały mi znać o kolejnych wyzwaniach.
B Sz. - W związku z tym,
życzę niekończących się sukcesów i serdecznie dziękuję za rozmowę. Wierzę,
że jeszcze nie raz się spotkamy.
L.A. - Dziękuję bardzo.
Rozmawiała Bożena Szara
Bożena Szara - dziennikarka,
redaktor naczelna Panoramy.
|