.
NUMER 9 / LUTY 2020

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

W krótkich spodenkach przez PRL (cz. 5) 
 

Duchy

Nie wiem/wiem, dlaczego rodzina Duchów, a właściwie ich domek kojarzy mi się z zapytaniem: co polscy chłopi jedli w średniowieczu, jak bytowali, jak mieszkali? Czy rzeczywiście orał nimi Pan? A rozpijał Żyd?

Domek Duchów mieścił się tuż obok naszego, po przeciwnej stronie polnej drogi, która Wiśniową Górę przecinała. To bliskie sąsiedztwo pozwalało od czasu do czasu zajrzeć przez otwarte drzwi do izby, w której mieszkali. W naszym domu nie było bieżącej wody ani kanalizacji, nie mówiąc o elektryczności, ale w domku Duchów było jeszcze gorzej. Po środku izby, która stanowiła przeważającą część ich domu, na klepisku paliło się ognisko. Stąd to średniowiecze w moich skojarzeniach. Tuż obok domku, od strony pól mieściła się górka gnoju, w kałuży gnojowicy. Jak liczna była ta rodzina i jak prezentowali się ich dorośli przedstawiciele nie zapamiętałem. Pamiętam jedynie małą, kilkuletnią dziewczynkę, która przybiegała na nasze podwórko.

Ale wróćmy do tematu. Co jedli średniowieczni polscy chłopi? 

Oj słabo było, cienko. Z przekazów historycznych wiadomo, że mięso na chłopskich stołach było rzadkością, spożywano je może raz w tygodniu, w niedzielę. Ziemniaki z okrasą, to był typowy posiłek. Do tego ryby, w szczególności słodkowodne, produkty mączne, kluski, kopytka w najróżniejszych sosach (sam to lubię) oraz to, co kobiety i dzieciaki nazbierały w lesie: grzyby, jagody, borówki itd. No i oczywiście kasze na czele z gryczaną, pęczaki i podobne. Jak w gospodarstwie była krówka to był też nabiał, sery, żebym nie zapomniał. No i drób pętał się po podwórku, to też od czasu do czasu trafiał do garnka, jako kura, nie kurczak.

Sam uczyłem się zbierania grzybów pod kierunkiem babci. Do tej pory zbieram do spożycia prawie wyłącznie grzyby nie blaszkowe oraz kurki, czasem jak się trafią rydze. Pozostałe blaszkowce omijam, choć zdaję sobie sprawę, jakże dużo przez to tracę, to zresztą opinia bardziej wytrawnych grzybiarzy, którą po spróbowaniu blaszkowej kani podzielam. Powszechnie wiadomo jak łatwo można pomylić kanię z muchomorem sromotnikowym, czy też jesienną gąskę z nim.
Chłop na dodatek nie omijał gorzałki, tak jak Koper był jej zaprzysięgłym wielbicielem, tyle że Koper kupował ją w miejscowym GS-sie, chłop zaś u przysłowiowego Żyda, który opłacał koncesję za swój sklep Panu (wiem to, bo uczono nas w szkole, jak to Panowie wykorzystywali biednych chłopów).

Nie pamiętam, jak często w naszym drewnianym domu na stole gościło mięso, za to pamiętam, że nigdy nie bywałem głodny z powodu braku jedzenia. Spróbowałem kiedyś nawet mleka prosto od krowy, takiego ciepłego i z pianką.... fuuuuj!!!  Bywałem głodny z braku czasu, bo jak wszystkie dzieciaki byłem w ciągłym ruchu, więc pajdę chleba posypaną cukrem jadałem też w biegu, na podwórku.

Duchy zapewne jedli marnie, może przypisuję im średniowieczne obrazy i praktyki niesłusznie, ale ich ciągle w myślach widzę siedzących wokół ogniska pośrodku mrocznej izby. A ta mała dziewczynka z ich domu, jeśli (mam nadzieję) żyje, to jest już starszą kobietą, która doczekała niebywałych zmian cywilizacyjnych będących udziałem większości społeczeństwa, mimo kilku "okresów błędów i wypaczeń", duszącego uścisku "bratniego narodu radzieckiego", nauki z podręczników szkolnych ze zdjęciami "ukochanych przywódców Bieruta i Stalina", kraju pod wodzą marszałka Polski Konstantego Rokossowskiego i wszechogarniającej nas radiowej propagandy, której nie udało się jednak zrobić wody z mózgów "ludu pracującego miast i wsi".

Sytuację na przedwojennej polskiej wsi znam trochę z opisów ojca, trochę też z przekazów babci, zwłaszcza jej stwierdzenia oparte na własnych przeżyciach, obserwacjach niebotycznych różnic społecznych, które wcześniej czy później musiały doprowadzić do wybuchu rewolucji, tym bardziej krwawej im skutki tych różnic były bardziej nabrzmiałe. 

Babcia z gromadką dzieciaków rewolucję widziała z bliska, uciekała przed nią z obszaru wschodnich kresów na Kaukaz, gdzie bytowała jakaś rodzina. Potem powrót do Polski, do surowych warunków prozy tamtej, lecz bliskiej babcinemu patriotyzmowi rzeczywistości.
Dzieciaki oddano do "Zakładu" sierocińca którym matka nas straszyła, babcia dzielnie oddała się zajęciu przy produkcji i sprzedaży kapeluszy.

Może takie, życiowe doświadczenia sprawiły, iż rzeczywistość bytowania rodziny Duchów nie była niczym tragicznym w oczach bliskich mi kobiet, także dla nas był to skrawek naszego realnego świata, w zabitej dechami dziurze, zwanej Wiśniową Górą, ojczyźnie mojego dość ciepłego dzieciństwa i braku pamięci kilku niezwykle dostatnich lat tuż po urodzeniu.
Obraz Duchów skupionych wokół palącego się na środku izby ogniska to być może jeden z ostatnich reliktów epoki która odeszła, ale którą udało mi się jeszcze sprytnie podpatrzeć i zapamiętać.
 

Roman Mossor 


Roman Mossor - urodzony i mieszkający od zawsze, choć z długimi przerwami w Warszawie. Zawodowo pasjonat Telewizji - techniki, organizacji i technologii. Życiowo i rodzinnie związany z Bałkanami, społecznościami byłej Jugosławii. Od wielu lat w stanie pozornego spoczynku. (Warszawa) 

 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ