W krótkich spodenkach
przez PRL - (cz. 2)
Kopry
To byli nasi najbliżsi sąsiedzi na
drewnianym domu pięterku. Wchodziło się tam dość koślawymi wysłużonymi
schodami o wyrobionych od stąpania stopniach. Korytarz prowadzący do naszego
mieszkania był bardzo ciemny, mimo to nieco światła wpadało przez zawsze
uchylone drzwi mieszkania Koprów. Mimowolne spojrzenie do wnętrza dawało
obraz spokojny, na granicy dostojności, artystycznego odzwierciedlenia
z pozoru tylko martwej natury, skrywał bowiem bujne w skutkach i bardzo
prawdziwe, doczesne Koprów życie: nieco zmęczoną, mało już kobiecą lecz
niewątpliwie Rembrandtowsko malującą się wśród półcieni postać zapalczywie
żującą bób, wypluwającą niedbale skórki na podłogę, obok łoża stojącego
w centrum pomieszczenia tak, aby każdy wiedział, iż mebel ten stanowi podstawę
istnienia rodziny, opokę, oparcie dla życiowych wichrów, centrum wszechświata
Wiśniowej Góry. Łoże było przyczyną i równocześnie skutkiem niepohamowanej
prokreacji pana tego domu. Łoże to poza korpulentną osobą kobiety
w wyraźnie nieświeżej pościeli miało zawsze dość liczną załogę dzieciątek
w wieku co rok to prorok.
Głowa tego domu i sprawca w nim nadzwyczajnej
płodności był węglarzem, użytkownikiem czarnej od węgla fury i kontrastującego
z nią gniadego konia. Każda sobota była w jego zwyczajach dniem uroczystym,
bowiem wracał ze swojej harówki do domu i do swego małżeńsko-rodzinnego
łoża. Koprowa przerywała wtedy na jakiś czas rzucie nasion bobu, aby wspólnie
z mężem nacieszyć się urokami ich stadła. Ruchomą część dziecięcego drobiazgu
przepędzano na tę okoliczność precz na podwórko, resztę pozostawiano w
łożu. Niestety ten miły czas nie trwał zbyt długo. Koper musiał odreagować
swoje, zapewne stresujące węglarskie zajęcia (Prozacu wtedy nie było).
Więc pił.
Ostro, po męsku, jak to węglarze
w zwyczaju mają. I po robocie, a czasem w jej trakcie. Koń i tak wiedział
gdzie ma wrócić, najczęściej trzeźwy przecież był. Koprowy wigor objawiał
się w tych okolicznościach dość szybko, niezawodnie dla amatorów silniejszych
wrażeń, do których my z siostrą i babcią nie należeliśmy. Dalszy bieg zdarzeń
nie był trudny do przewidzenia, bowiem powtarzał się regularnie co tydzień.
Dla tego nasze drzwi zostawały zamknięte na klucz, a zamek przekręcony
podwójnie. Niestety był to typowy zamek pod klamką, nie tam żadna zasuwa.
Ta okoliczność sprawiała, że na wszelki wypadek chowaliśmy się w głębi
pokoju. W sporym strachu oczekiwaliśmy na Koprowe występy. Babcia ustawiała
środkowy palec w poprzek ust jako przykazanie ciszy. Nie prowokować zdarzeń.
Z pokoju Koprów najpierw dochodziły
odgłosy coraz głośniejszej wymiany słów, wnet głos mężczyzny w dialogu
dominował, aż ich drzwi z głośnym stęknięciem eksplodowały na korytarz,
odbijając się od ściany i pojawiała się w nich wyimaginowana w naszych
umysłach postać straszna, znacznie gorsza od baśniowej Strzygi, która w
podobny sposób opuszczała mroczne, kościelne katakumby starych grobowców,
odgarniając z rumorem zalegające na jej drodze stosy trumien. Koper ryczał
już strasznie w ciemnym korytarzu i brał się za demolkę. Walił z całej
siły butelkami po piwie o podłogę, próbując je porozbijać, ale że podłoga
była drewniana butelki rykoszetowały po całym korytarzu wprawiając potwora
w jeszcze większą wściekłość. Z wolna jednak energia sprawcy wyczerpywała
się zmierzając ku uspokojeniu w wyniku zmęczenia tym dodatkowym po pracy
wysiłkiem. W nasze strwożone serca wracała nadzieja na dotrwanie do jutra,
w którym nie będziemy tak daremnie oczekiwać na kogoś, kto nas obroni.
Koper wydaje się, nie był złym człowiekiem,
jego natura na szczęście bardzo odbiegała od strasznej postaci baśniowej
Strzygi. Był skromnego wzrostu, żylastej, szczupłej, wyniszczonej od ciężkiej
harówki postaci. No, a że w sobotnie wieczory przeistaczał się w postać
Quasimoda, to nie jego wina. Prawie każdy nosi w sobie jakiegoś potworka,
który ujawnia się od czasu do czasu i to nie zawsze pod koniec tygodnia
po fajrancie.
Roman Mossor
Roman Mossor - urodzony i mieszkający
od zawsze, choć z długimi przerwami w Warszawie. Zawodowo pasjonat
Telewizji - techniki, organizacji i technologii. Życiowo i rodzinnie związany
z Bałkanami, społecznościami byłej Jugosławii. Od wielu lat w stanie pozornego
spoczynku. (Warszawa)
|