Siedem wierszy o miłości
(z
tomiku - Siedem stopni miłości, 2017)
I. W magicznej latarni
światło ciągle płonie
życie bez miłości
jak łuk bez cięciwy
Amor strzałę puszcza
celu nie dosięgnie
upadnie pod nogi
między liście zwiędłe
jeśli nie pokocham
nie będę szczęśliwy
ryba umiera
na piasku bez wody
w męczarniach kona
powietrze połyka
jestem samotny
strudzony
bez nadziei nie czekam
wciąż uparcie szukam
los daje odbiera
według dziwnego schematu
którego pojąć nie sposób |
|
ziarno powoli nabrzmiewa
wilgotnej potrzeba ziemi
by źdźbłem wystrzeliło
w błękity nieba
i drzewem wysokim się stało
zdolnym rodzić owoce
miłość zaklęta
spełnione marzenia
mistyczne uczucia
do spokojnej przystani
czas bezpiecznie trafić
niech w magicznej latarni
światło ciągle płonie
chcę kochać
być kochanym
II. Błędna hipoteza
dotycząca horyzontu zdarzeń
wędrować ciemną nocą
między mgławicami
szukać gasnącej pięknej gwiazdy
ukrytej tuż za horyzontem zdarzeń
czy to prawda
że niszczy wszystko co się do niej
zbliża
podejść jeszcze bliżej
użyć nieograniczonej
sięgającej nieskończoności siły
aby znaleźć się na granicy
przekroczyć ją w pogoni
za konwulsyjnie zakrzywiającym się
czasem
pędzić tak szybko
że nic już nie będzie pewne
nic nie będzie można zobaczyć
a stożek światła
nie przetnie orbity
na koniec odwrócić się
odgadnąć całą przyszłość
wszystkich wszechświatów
zgodnie z teorią wszystkiego
cierpliwie czekać aż gwiazda zgaśnie
III. Miłość wraca zdziwiona
Wspomnienie tych dni
krzyk mew morską bryzą przywiany
nad piaszczystą plażę
szybko ginie w fal szumie
codziennych szarych zdarzeń
a wydawało się przecież
że czas się zatrzymał nadzwyczajnie
że patrzeć w przyszłość nie trzeba
z obawą
teraz życie będzie wieczne
- będzie zawsze
jakby nic się nie stało
Obłok wiatrem przegnany
odchodzi czasami na chwilę
miłość przekorna
wraca zdziwiona
słońce nadal świeci
nic się nie zmieniło
nadal zwykłe życie
między nimi płynie
takie zwykłe życie
nie tylko kochanie
Rozstanie
choć krótkie
zawsze mocno boli
kiedy miłość płonie
przecież zgasnąć może
a samotne serce
przecież wolniej bije
List miłosny
wyobraźnia składa
zazdrość i tęsknota
w ich myślach się wzmaga
czy kochanek wróci
czy czeka kochanka
Powrót nie jest łatwy
gdy ocean zdarzeń
gwałtownie wzburzony
rwie żagiel nadziei
łódź na skały rzuca kochanków
co chętnie pragną cichej przystani
i żyć jeszcze
i kochać
IV. Rdzewieją zimne kaloryfery
Czekałem na ciebie.
Wciąż jeszcze czekam
w strugach jesiennego deszczu.
Mam stan podgorączkowy.
Atmosferyczne ciśnienie spada,
a chemiczna mieszanina
deszczu i łez
spływa po twarzy
w symbiozie smutku i beznadziei.
Być może to wilgoć sprawia,
że rdzewieją nawet zimne kaloryfery,
a ja nie wiem
czy to początek,
czy to już koniec
naszej namiętnej miłości,
co na głowie postawiła całą poezję
świata.
Może warto było?
I nie mów,
że wszystko ci jedno.
V. Tęsknota
jestem kroplą deszczu
lśniącą kolorami tęczy
w wilgotnym powietrzu
pełnym zaskakującej woni
przywołanych wspomnień
płynę po policzku wzdłuż zmarszczki
do kącika ust
gdzie tańczę nim upadnę
po chwili splątana niewidzialnym
uściskiem
tajemniczych sił własnego mikrokosmosu
toczę się by wkrótce uschnąć z tęsknoty
ty jesteś łzą
płyniemy razem za krawędź wyobraźni
poszukać potrzebnej wilgoci
VI. W zaklejonej kopercie
Przyślij mi swoje pocałunki
w zaklejonej kopercie.
Listem priorytetowym.
Umieść je między wierszami
napisanego tamtej nocy
opowiadania o naszej miłości.
Dotrą przed zachodem słońca.
Wieczorem rozerwę kopertę,
pocałunki rozsypię na stole.
Będę dotykała je
opuszkami palców,
muskała ustami.
Tamtej nocy powiedziałeś,
że pocałunki są zrobione
z tego samego materiału
co marzenia i sny.
Więc zasnę wtulona
w poduszkę,
będę śnić pocałunki,
a rzęsami zmiotę okruszki rozkoszy.
Rano pijąc poranną kawę
wyślę ci esemesa.
Z pocałunkiem.
VII. Cienie
wychodzą
pomiędzy pierwszym a ostatnim dniem
między wypowiedzianym kiedyś słowem
a mgnieniem tęsknej myśli co będzie
dalej
na ścianie ich cienie są coraz
dłuższe
gdy muszą iść z domu w podróż daleką
szumu drzew nie usłyszą nad ranem
to śpiewa ptak zbudzony rychłym
światłem
podrywa się zmęczony zbyt długim
snem
w dzień powszedni
i w niedzielę
być może powrócą dokończyć
mgnieniem jasnej myśli przywołany
dzień
tak dobrze zapowiadające się życie
ugotować strawę na fajerkach
namalować obraz napisać wiersz
a kiedy słowik po zmierzchu
zagłuszy trelem ciche bicie dwojga
serc
zgaszą światło
a cienie -
czemu tak chętnie uciekają
gdy gaśnie światło?
Wiesław Fałkowski
Wiesław Fałkowski - poeta,
autor sztuki teatralnej i tekstów piosenek, dziennikarz, fotograf, bloger.
Popularność zyskały cykle wierszy pełne absurdu i humoru, ale także smutku
i tęsknoty. Jego wiersze ukazały się w autorskich tomikach oraz w
licznych antologiach. Współautor projektu poetycko-muzycznego "Remi &
Falko"; członek Grupy Artystycznej KaMPe w Londynie; współpracuje z Teatrem
Katharsis w Dunstable. Mieszka w Anglii.
|