.
NUMER 3 / SIERPIEŃ 2019

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

DZIEWCZYNY
 
.... Judyta

Niewierząca. Nie wierzy w przeznaczenie, w przeczucia, w przypadek, w zrządzenie losu, w fatum. Jej nastoletnia bratanica zapytała ją niedawno czy wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia. - A cóż to za bzdura! - zawołała. Nic takiego nie istnieje. Albo strzela cię piorun albo nie i wejrzenie pierwsze, drugie czy dziesiąte nie ma tu nic do rzeczy. Brat przysłuchując się tej rozmowie, skwitował ją jednym zdaniem: - By w nic nie wierzyć trzeba mieć odwagę. Zatem jest odważna. Wierzy sobie i w siebie. Dzięki temu wie, że nic nie musi i że zawsze sobie poradzi. Radziła sobie odkąd pamięta. Na studiach, w pracy, na emigracji, w kolejnych związkach.

Niezamężna. Nigdy nie wyszła za mąż. Ta instytucja jej nie interesuje. Nie chciała poddać się powinności wychodzenia za mąż podczas studiów. W głębokim poważaniu miała maksymę, że jak się nie złapie faceta na studiach, to później jest coraz trudniej. Ona "złapała" sobie żonatego wykładowcę - filozofa. Był mądry jak żaden z jej pryszczatych i wiecznie spoconych kolegów. Często występował w telewizji, a zaraz po programie przyjeżdżał do niej. Najważniejsze, że "po" mieli o czym rozmawiać. Filozof nie zostawał u niej dłużej, ale to nie było wadą a wręcz zaletą, bo nie musiała oglądać go zaspanego, nieogolonego, codziennego. Gdy bywał u niej wyglądał jak młody bóg.

Łowczyni. W młodości po starszych facetów sięgała tak, jak oni sięgali po młode dziewczyny czyli bezmyślnie. Pojawiała się na wernisażach, spotkaniach biznesowych, zjazdach ważnych stowarzyszeń i po załatwieniu służbowych spraw rozpoczynała polowanie. By wyjść z imprezy ze zdobyczą potrzebowała kilkunastu minut, maksymalnie godziny. Potrafiła wyhaczyć faceta nawet z rąk uwieszonej na jego ramieniu partnerki. Wtedy zdobycz była cenniejsza. Czasem z tych imprez wychodziła sama, ale zawsze z wizytówką upolowanego. Ciąg dalszy następował w czasie przyszłym odległym albo nieodległym. To ona decydowała, bo to ona rozdawała karty. O długości gry także. Powszechnie uważa się, że prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna. Jeśli wierzyć tym słowom to ona była stuprocentowym mężczyzną. Zawsze z klasą wyślizgiwała się z każdego związku. Z klasą potrafiła też odmówić, gdy ją namierzano. Wybierała tych, którzy używali mózgu. Najprzystojniejszych ignorowała zakładając, że nie wiedzą jak z niego korzystać. Z czasem zaprzestała polowań. Postawiła na dłuższe relacje. To wtedy zakochała się pierwszą miłością z której wyszła mocno poobijana. Doświadczenia z tego pierwszego razu niczego jej nie nauczyły. Gdy spotyka na swojej drodze kogoś wyjątkowego rzuca się w nowy związek z pasją. 

I nawet jak czasem boli, mówi, że jest OK. Najważniejsze, że czuje żar, bo to sygnał, że żyje. Wszystko inne nie ma wtedy znaczenia.

Emigrantka. Wyniosła się ze swojego kraju, bo miała dość durnych pytań o to, dlaczego nie ma męża. Kochała tę swoją wolność najbardziej na świecie. Nikt nie wierzył, że jest szczęśliwa i ciągle ją swatano. Pewnego dnia powiedziała: Spadam do lepszego świata. Spakowała walizki i wyfrunęła ku wolności nieograniczonej. Nareszcie była wolna od wyborów, od przeznaczenia, od konwenansów, od powinności, od obowiązków, od terroru życia w parze.

Awanturnica. Kiedyś, dawno temu, o mało nie rozwaliła lotniska, bo nie z jej winy spóźniła się na samolot. Tak długo walczyła o miejsce w maszynie, w której miejsc nie było, aż w końcu wysadzili jednego z pasażerów. Ona musiała lecieć właśnie tym samolotem, bo po drugiej stronie oceanu czekał On. I w tej całej historii wcale nie tak ważne było to, że on nie mógł czekać, bo mógł, ale to ona nie mogła i…. nie chciała.

Wariatka. To też o niej. Jesteś wariatką - tymi słowami przywitał ją, gdy niespodziewanie pojawiła się na obronie jego pracy doktorskiej. Leciała na tę obronę z drugiego końca świata, by rzucić się na niego z naręczem tulipanów. Zostawił dla niej towarzystwo kolegów z którymi miał oblewać doktorat i pognał za nią. Powtórzył to o wariatce, gdy następnego dnia rano zobaczył jej blond czuprynę (wtedy była blondynką) w zamykanych drzwiach i rzucone z szelmowskim uśmiechem - zadzwonię.

Inne określenie jakie nosi w sobie to: wydra. Po kilkumiesięcznym związku, pewnego dnia przy kolacji powiedziała, że odchodzi. Bez żadnych wstępów, bez poczucia winy, zwyczajnie oznajmiła, że wyprowadza się. Na pytanie: dlaczego? odpowiedziała, że przestała go kochać. Dopiła wino, wstała od stołu i wyszła. Następnego dnia przysłała ekipę po swoje rzeczy. Nigdy do niego nie wróciła mimo tysiąca telefonów, e-maili i wystawania pod jej pracą. To wtedy po raz pierwszy usłyszała, że jest wydrą.

Podróżniczka. Podróże były i nadal są jej pasją. Zwiedziła niemal pół świata. Urodziła się w Europie, była w Azji i w Afryce, w Australii i Ameryce Południowej. Mieszka w Północnej. Przy czym te jej podróże niewiele miały wspólnego z wypadami na kilka dni czy tygodni, ale zawsze były to kilkumiesięczne lub kilkuletnie postoje. Gdy wołał ją świat, pakowała plecak i wyjeżdżała. Pytana o termin powrotu, odpowiadała, że nie wie. Marzyła o przejściu na piechotę 1500 km. z Paryża do Santiago de Compostela. Przeszła prawie drugie tyle z Warszawy, co zajęło jej ponad 4 miesiące. To wtedy dowiedziała się o sobie najwięcej i wtedy też odnalazła siebie. Kiedyś, dawno usłyszała, że...żeby mieć mężczyznę swego życia, najpierw trzeba mieć siebie. Miała już siebie gdy planowała Hiszpanię, gdzie spędziła ponad rok.  Chciała zaznać przygody na pustyni, więc zamieszkała z takimi jak ona obieżyświatami pod namiotem na Saharze pod opieką miejscowych Berberów. Od zawsze marzyła, by wyrecytować Psalmy w starożytnym Teatrze w Epidavros na Peloponezie. Spełniła swoje marzenie, a przy okazji zwiedziła niemal całą Grecję pomieszkując na różnych wyspach, pracując w tawernach, hotelach albo towarzysząc bogatym Greczynkom podczas ich nudnych, wyspiarskich wakacji. Grecki postój trwał niemal dwa lata. Nie wszystkie jej pomysły podróżnicze były sukcesem. Podróżując po Krecie porządnie najadła się strachu, gdy samotnie przemierzała Wąwóz Samaria i górski potok niespodziewanie zamienił się w rwącą rzekę. W Rosji planowała być kilka miesięcy, wróciła rozczarowana po kilku tygodniach. Podobnie było z Nową Zelandią, gdzie leciała z nadzieją na nowe życie, z którego nic nie wyszło. Do Los Angeles także wyjeżdżała na zawsze. Wracała do Albany z podkulonym ogonem wcześniej niż myślała. Czasem śmieje się, że w dzieciństwie musiał odpiąć się jej jakiś gen głodu świata. Nie tak dawno ktoś w jej obecności powiedział, że życie jest bolesną podróżą. Oburzyła się: - To nieprawda. Jeśli życie jest pasją, to nie ma mowy o żadnym bólu. Jej podróż jest dokładnie taka, jaką sobie wymarzyła i zaplanowała wiele lat temu. Apetyt na życie ma wilczy, mimo że ma już swoje lata. Kocha jednak tę swoją dojrzałość i nie chciałaby być młodsza. W ostatnią podróż także zamierza wybrać się z przytupem. Chce, by żegnano ją muzyką. To ma być jazz, a nie jakieś żałobne smęcenia. Zastrzegła to sobie w testamencie.
I żadnych łez po niej...

Ryzykantka. Nigdy nie bała się ryzyka bycia porzuconą, zostawioną czy niezaakceptowaną. Nie to nie - mówiła. - Trudno. Czy bolało? Jasne, że bolało. Najbardziej wtedy, gdy jej uczucie było odrzucane, ale ryzykowała zawsze. Rzuca się w miłość całą sobą, ale nigdy na oślep. Nie ma, że boli! Ma boleć! Tylko wtedy czuje, że żyje. Gdyby nie bolało byłoby letnio, niemrawo, nijak, a na nijak w życiu szkoda czasu. Nijakich facetów omija z daleka. Czy zawsze wiedziała, kiedy zaryzykować? Zawsze. Przeczucie? Nie. Przecież nie wierzy w te bzdury. Jej wystarczy rozmowa, spojrzenie, muśnięcie, niespodziewane spotkanie dłoni. A potem strzela piorun i nadchodzi czas błyskawic do utraty tchu, do bólu niewypowiedzianej rozkoszy. Mimo, że uwielbia ten stan podniecenia, także intelektualnego, od pewnego czasu nieczęsto ryzykuje. Uważa, że tylko to, na co się czeka nawet latami, ma niewysłowiony smak.

Zakochana. Gdy spada na nią zakochanie trudno jest się z nią dogadać. Nie śpi. Nie ma apetytu. Przestają interesować ją spotkania towarzyskie, imprezy, koncerty. Staje się milcząca, nieobecna. Łagodnieje. Chudnie. Jej duże zielone oczy stają się wówczas jeszcze większe i jeszcze bardziej zielone. Wtedy też gdzieś ulatuje jej pewność siebie, zuchwałość i buta. Gdy to zauroczenie przeistacza się w miłość powraca zadziorność. Wraca do życia z pazurem. Jej wzrok znów płonie. A gdy zdobywa pewność, że jej uczucie jest odwzajemnione, że jest kochana, pławi się w miłości przetykanej błyskawicami i olśnieniami. Taki stan nazywa szczęściem.

Sara Borska


Sara Borska - ghostwriter, blogerka - komentatorka życia nowojorskiej ulicy. Właścicielka papugi i jamnika długowłosego. (Nowy Jork). [email protected]
 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ