Dobrowolnie zniewoleni
Powiedzmy sobie szczerze: ani Ty,
ani ja, ani ktokolwiek inny nie jest i nigdy nie będzie całkowicie wolnym
człowiekiem. Wiążą nas relacje, obowiązki, czas pracy od-do, przyzwyczajenie
do codziennej dawki kofeiny, poranny budzik i szczekanie psa, domagającego
się wyjścia za potrzebą. Wiążą nas uczucia i doświadczenia, które powodują
określone reakcje, przeszłość, która odciska swoje piętno i przyszłość,
do której dążymy.
Ale w ramach naszej niewoli jedni
mają nieco większe poletko robienia tego, co im się żywnie podoba i na
co mają ochotę. Czasem wielkości boiska do gry w piłkę nożną, czasem nawet
takie jak pyszniące się zieloną trawą rozległe pole golfowe. Inni duszą
się w swoich celach, zapominając zupełnie o tym, co na zewnątrz, o rozległości
i rozmaitości świata i życiowych wyborów, których są w stanie dokonać.
Czasami nawet nie uświadamiając sobie, że poza małymi wnętrzami, do których
sami się ograniczyli, istnieje coś więcej - i warto po to sięgnąć, by odnaleźć
to, na co godzą się świadomie.
Stworzyłam, prawie jak rasowa blogerka
:), listę takich cel, w których dobrowolnie się zamykamy, poświęcając swoją
wolność wyboru.
Cela numer jeden - dla
tych, co nie dorośli, mimo że metryka wskazuje co innego. Zaczynam od początku,
czyli od rodziny, w której się wychowywaliśmy. Odcięcie pępowiny to warunek
konieczny, aby zacząć poszukiwania własnego głosu, własnego ja. Tak długo,
jak tego nie uczynisz, będziesz zniewolony - tym, co pomyśli mama, poszukiwaniem
sposobu na jej uszczęśliwienie, na sprawienie, by tata był z ciebie nareszcie
dumny. Będziesz szukał poklasku, podziwu dla swoich dokonań i żył tak,
by się im podobało. Lub odwrotnie - robił wszystko im na przekór. Niezależnie
od tego, czego naprawdę pragniesz, twoim punktem odniesienia będą rodzice.
Pół biedy, jeśli nie masz dzieci.
W momencie, gdy one się pojawią, sprawa się nieco komplikuje, bo dochodzą
nowe problemy związane z wychowywaniem potomstwa i współuczestniczeniem
w nim dziadków. Nawet jeśli nie ma ich w pobliżu, podejmując decyzję związane
z dziećmi i mając w głowie co powie mama, przestajesz być rodzicem pewnym
swoich kompetencji i nie dajesz dzieciom właściwego oparcia. Przed
założeniem rodziny odetnij pępowinę - to ważniejsze niż się wydaje. Większość
osób, które znam, ma silne związki z rodzicami, typowe dla polskich rodzin.
Czasem jest to bardzo komfortowe, bo gdy dziecko wychowuje sześć osób,
a nie dwie, rodzice mają znacznie więcej czasu na odpoczynek, odsapnięcie.
Jednak kij ma dwa końce - dziadkowie biorący czynny udział w wychowaniu
wnuków często przejmują rodzicielskie stery. Zastanów się, czy chcesz być
postrzegany przez swoje dziecko jak starsza siostra lub brat.
Cela numer dwa - powszechne
przekonania. Przyznaję, że ta cela wydaje się wyjątkowo kusząca. Wyściełana
aksamitem cudzych marzeń, ozdobiona płatkami róż, oświetlona blaskiem świec.
Z kawą latte w kubku ze Starbucksa siedzisz sobie w niej, uszykowana, umalowana,
czekasz na księcia z bajki, który padnie na kolana. Wyznając miłość, pokaże
pierścionek z wielokaratowym brylantem, podaruje bukiet róż.
A później, gdy już ten książę zabierze
cię w podróż przez życie na swym białym koniu (czyli najlepiej w porsche
z wielokonnym silnikiem), będziecie wspólnie wychowywać dzieci w skandynawskim
domu. A tam panuje hygge, a po szarych dywanach z Ikei
wędrują dzieci, urocze pyzate przedszkolaki o bosych stópkach.
Potem długo, długo nic, bo niewiele
się mówi o idealnym życiu z nastolatkiem (ciekawe dlaczego), aż nareszcie
staniesz się dumnym rodzicem absolwenta prestiżowej uczelni i będziesz
mógł się zająć swoją pasją - garncarstwem, ziołolecznictwem, medycyną alternatywną,
jogą, medytacją, malowaniem. Będziesz uśmiechał się pięknym, śnieżnobiałym
uśmiechem implantów, naciągnięta twarz nie wyrazi niczego ponad szczęście
- kropka w kropkę powtórzoną wizję, która wchodzi do naszych domów za pośrednictwem
kina, telewizji, książek, mediów społecznościowych. Wszyscy w niej tkwimy,
jak w Matriksie, niestety nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jak
bardzo powtarzalne są nasze marzenia. Zbyt rzadko pytamy samych siebie,
czy rzeczywiście tego pragniemy. Zbyt często się frustrujemy, gdy nasze
życie nie przypomina Instagrama i więcej w nim powszedniego chleba niż
kawioru popitego szampanem.
Cela numer trzy - mogę
sobie kupić szczęście. Jeszcze kilka lat temu naprawdę wierzyłam w to,
że mogę sobie kupić szczęście i dobre samopoczucie. Że właśnie ta torebka,
te perfumy, te dżinsy sprawią mi nie tylko frajdę, lecz przynajmniej przez
pół roku pozwolą mi się cieszyć bardziej każdym dniem. Miałam kilka ulubionych
marek, składałam grosz do grosza i z bijącym sercem wydawałam w sieci jednej
z nich. Pamiętam jak dziś moją radość z wymarzonych martensów, brązowych,
o skórze twardej jak kamień. Były bardzo modne w epoce grunge, raniły pięty
przez dobry miesiąc od zakupu, ale tak miało być. To była część przyjemności.
Z perspektywy kilkunastu lat wydaje
się to chore, lecz zastanów się - jak często marzyłaś o jakiejś rzeczy
tak bardzo, że gotowa byłaś zapożyczyć się, żyć o chlebie i wodzie przez
resztę miesiąca, wykorzystać limit na karcie kredytowej? Nieraz widzę
wpisy dotyczące must haveów sezonu, ale odkąd całkowicie się uwolniłam
od potrzeby posiadania, patrzę na nie ze smutkiem. Wydajemy szalone pieniądze
na ciuchy, które wkrótce idą do kosza, mimo wielu kampanii uświadamiających
nam, jak wielkim ludzkim kosztem są one produkowane. Czy naprawdę potrzebujesz
dżinsów od Calvina Kleina? Czy nie jest wyrazem totalnego szaleństwa, że
słynna torebka Birkin Bag jest wielokrotnie droższa niż wysokość rocznej
pensji pielęgniarki? Zastanów się, czy chcesz być mieszkańcem celi numer
trzy. Za pobyt w niej możesz zapłacić zbyt słono, nie tylko pieniędzmi.
Cela numer cztery - tutaj
się ścigamy. Gonimy króliczka, lecz nie po to, by go złapać, sięgamy
po gwiazdkę z nieba, ciągle mając zbyt krótkie ręce. Biegniemy, ścigamy
się z innymi, ale i z własnym cieniem. Przedłużamy sztucznie zbyt krótką
dobę, podłączając się do kroplówki z kofeiny, kokainy, adrenaliny. Podniecamy
się, ileż to nie dokonaliśmy w jak krótki czasie, bierzemy udział w rankingach
na największego, najbardziej ogarniętego, zorganizowanego pracusia.
Mówimy o innych z podziwem - ta dziewczyna to petarda, wulkan, to najbardziej
pracowita osoba, jaką znam, a potem dziwimy się, że nagle znika z horyzontu,
zmorzona chorobą, przytłoczona obowiązkami. Oczywiście, zdarzają się osoby
wyjątkowo aktywne, którym takie życie służy. Lecz większość z nas ma dość
ograniczony czas działania, a odpoczynek jest tak samo ważny dla higieny
psychicznej jak praca. I nie da się go pominąć, tak jak zdrowego snu, rozsądnego
jedzenia i aktywności, podczas których nie musimy myśleć. O chwilach ciszy
i relaksu pisałam tutaj. Zachęcam cię do wpisywania ich w swój harmonogram,
niezależnie od tego, jak drobnym maczkiem go już zapełniłeś.
Cela numer pięć - skoro
nie przedmioty, to przeżycia. I tu cię zaskoczę - to też nie do końca tak.
Nie da się zrobić z życia wiecznego wesołego miasteczka, w którym jeździsz
na rollercoasterze z zawrotną prędkością. To znaczy, owszem, można, lecz
za to też płacisz - zmęczeniem, niepokojem, zniewoleniem. Bo jeśli
postanawiasz w każdy weekend przeżyć coś wyjątkowego, nie zostawiasz czasu
na spokojne konsumowanie swoich przeżyć. Na powolne przyglądanie się światu. Nieraz
przebywałam w tej celi i znam jej zwodniczy urok. Gdy w pewnym momencie
zwolniłam, bo moje dzieci mnie (na całe szczęście) ograniczyły - swoimi
chorobami i niechęcią do nadmiaru bodźców - każde wyjście do kina, teatru,
każda podróż za miasto smakują inaczej. Cieszymy się nimi z mężem podwójnie,
poczwórnie, sprawiamy, że są dla nas wyjątkowo atrakcyjne. Nie stają się
kolejnymi, odhaczanymi wydarzeniami, nie popartymi głębszą refleksją. A
randki na wyjazdach, o których wspominałam w tym tekście, mają
zupełnie wyjątkowy wymiar. Nie mogę się doczekać następnej :).
Dumna jestem z posiadania odrobiny
trawnika, może nawet uda mi się wyhodować coś wyjątkowego w moim małym
ogródeczku. Naprawdę podziwiam tych, którzy nie dają się nabrać na luksus
przebywania w zamkniętych pokojach, zastawionych przedmiotami, na których
wybór mieli ograniczony wpływ. Sama wytrwale pielęgnuję moje poletko i
się nim cieszę.
Co o tym myślisz? Czy rzeczywiście
są to pułapki, czy dobrodziejstwa naszej codzienności? Jesteś szczęśliwym
mieszkańcem którejś z cel, czy też rzeczywiście któraś Cię ogranicza?
Małgorzata Żebrowska
Małgorzata Żebrowska -
pisarka, literaturoznawczyni, autorka nagradzanych opowiadań, recenzentka
i dziennikarka. Absolwentka filologii angielskiej. Wierzy, że świat
zmienią kobiety. Laureatka 15. konkursu Międzynarodowego Festiwalu
Opowiadania. Autorka bloga: www.pelnia.eu
|