"Za duży na bajki" -
czyli nadzieja kina familijnego
Polskie kino młodzieżowe, wydawałoby
się, leży. Choć jest w o tyle dobrej sytuacji, że w ogóle jeszcze istnieje.
Na palcach jednej ręki można policzyć filmy z tego gatunku, które powstały
na przykład w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Jeszcze mniej jest takich,
które zasługują na uwagę. Taką produkcją mogą być "Tarapaty" i "Tarapaty
2" Marty Karwowskiej, odpowiednio z 2017 i z 2020 roku. Jednak nie zebrały
one zbyt pochlebnych recenzji, a poza tym nieco trącą Harrym Potterem.
Całkiem nie najgorszej ekranizacji "Klubu Włóczykijów" Edmunda Niziurskiego
z 2015 roku zapewne nikt już nie pamięta. Natomiast o "Panu Samochodziku
i templariuszach" z roku ubiegłego lepiej w ogóle nie wspominać i dobrze,
że Zbigniew Nienacki tego nie dożył.
Dlatego bardzo pozytywnym zaskoczeniem
były dla mnie obie części filmu "Za duży na bajki" Kristoffera Rusa ze
znakomitym scenariuszem Agnieszki Dąbrowskiej, napisanym na motywach jej
powieści. Głównym bohaterem jest dziesięcioletni Waldek (Maciej Karaś),
który mieszka z mamą Teresą (Karolina Gruszka) na warszawskim Grochowie.
Jego życie jest łatwe i przyjemne. Waldi dostaje wszystko pod nos, przygotowane
przez nadopiekuńczą matkę, a jego wolny czas wypełniają gry wideo. Chłopiec
bierze udział w turniejach dla graczy i właśnie wraz ze swoją drużyną "Three
Kings" przygotowuje się do dużych, międzynarodowych zawodów gamingowych,
które mają się odbyć w Kolonii. Sielankę przerywa ekscentryczna ciotka
Mariola (Dorota Kolak), która niespodziewanie pojawia się w ich mieszkaniu.
Od pierwszego dnia zaczyna fundować Waldiemu prawdziwy obóz przetrwania,
w ramach którego chłopak musi sam sprzątać, zmywać, a nawet gotować. Chcąc,
nie chcąc, staje się bardziej samodzielny.
Dodatkowo zwariowana siostra matki
organizuje mu kurację odchudzającą w postaci obowiązkowych przejażdżek
na rowerze. Chłopiec jeszcze nie wie, że powód tych nagłych zmian ma gorzki
smak i że będzie musiał się z tym zmierzyć po męsku. Do tego dochodzą problemy
z rozpadającą się drużyną. To z kolei spowoduje zachwianie przyjaźni głównego
bohatera z jednym z członków "Three Kings", Staszkiem (Patryk Siemek).
Jakby tego było mało, serce Waldka ma drgnąć nieco innym rytmem niż po
wysiłku na rowerze. Mimo że film nie w każdym momencie jest wesoły, to
jednak wciąga właśnie dzięki znakomicie wyważonej fabule.
Druga część ujrzała światło dzienne
w marcu tego roku, dwa lata po pierwszej. O ile poprzedni film traktował
o stosunkach chłopca z matką, o tyle kontynuacja opowiada głównie o więzi
Waldka z ojcem. Ojcem, którego właściwie nie pamięta, a co potęguje w chłopcu
pragnienie jego odnalezienia. Tym razem twórcy postanowili nieco bardziej
zaakcentować wątki komediowe. Rodzina złożona z Waldka, Teresy, jej partnera
Piotra oraz postrzelonej ciotki Marioli wyrusza w Tatry, aby odwiedzić
domowe pielesze obu sióstr. Waldiemu towarzyszy rzecz jasna Staszek i nowa
członkini ich drużyny Delfina (Amelia Fijałkowska). Pobyt u dziadka (Andrzej
Grabowski) zakłóca Waldkowi wiadomość, że jego ojciec po tym, jak porzucił
rodzinę, osiadł właśnie w tych stronach. Z pomocą przyjaciół Waldek wyrusza
na poszukiwania rodziciela. Oczywiście nawet nie przypuszcza, ile po drodze
czeka na nich przygód, włącznie z noclegiem na cmentarzu i ucieczką przed
niedźwiedziem.
Obie części "Za dużego na bajki"
charakteryzują się znakomicie wyważoną dawką emocji. Gdy zaczyna być zbyt
sielsko, zaraz otrzymujemy nieco prozy życia. I odwrotnie twórcy nie
pozwalają widzowi wpaść w dół emocjonalny, bo w końcu jest to film familijny.
Przy tym obie części to dobrze i ciekawie napisana historia. Pod tymi względami
produkcja ta przypomina mi najlepsze książki Edmunda Niziurskiego i Adama
Bahdaja. Przecież ich twórczość to nie tylko wakacyjne przygody w rodzaju
"Awantury w Niekłaju", czy "Podróży za jeden uśmiech", lecz także wielowarstwowe
i nie zawsze beztroskie: "Sposób na Alcybiadesa", "Stawiam na Tolka Banana",
lub "Do przerwy 0:1".
Uwagę zwraca też znakomita gra aktorska
i chodzi głównie o najmłodszych. Zarówno Maciek Karaś, Patryk Siemek, jak
i Amelia Fijałkowska stanęli na wysokości zadania. Zwłaszcza ten pierwszy
znakomicie udźwignął główną rolę, a nie jest to łatwe zadanie, nawet dla
dojrzałych aktorów. A skoro o nich mowa, to zarówno Karolina Gruszka, jak
i Dorota Kolak potwierdzają swoimi rolami przynależność do ścisłej czołówki.
Występujący w roli dziadka Andrzej Grabowski nie miał dużego pola do popisu,
jednak w życiu Waldka odegrał bardzo ważną nomen omen rolę. W drugiej
części pojawia się nieco więcej znaczących postaci. Jedną z nich jest życiowy
partner Teresy, grany przez Pawła Domagałę. Jego usilne próby zyskania
akceptacji Waldka są jednym z największych walorów komediowych "Za dużego
na bajki". Inną ciekawą i zabawną postacią jest góral (Grzegorz Małecki),
mistrz oscypków, którego młodzi bohaterowie spotykają podczas poszukiwań
ojca Waldka. Notabene, ten ostatni, grany przez Michała Żurawskiego jest
jedną z najbardziej tajemniczych postaci, co chyba nie wyszło jej na dobre
i stawia tego znakomitego aktora na końcu mojego rankingu.
Po obejrzeniu obydwu części z dużym
zaskoczeniem widzę, że jednak da się zrobić w Polsce znakomite kino młodzieżowo-familijne,
które nie jest franczyzą lub kopią globalnych korporacji w rodzaju Harryego
Pottera czy sagi o wampirach. W 2024 roku powstaje współczesna, autorska
historia, która opiera się na takich samych relacjach międzyludzkich, co
niezapomniane dzieła Bahdaja, Niziurskiego lub choćby Ożogowskiej. A przy
tym wcale się do nich nie wdzięczy! Historia, która zainteresuje młodego
widza (kto ma dzieci, ten wie, że jest to bardzo trudne) i jednocześnie
przemyci kilka wskazówek dotyczących rozterek, jakich pełna jest głowa
nastolatka. Tym samym warto chyba też sięgnąć po książki Agnieszki Dąbrowskiej
pod tym samym tytułem, na podstawie których powstał scenariusz filmu. A
sam film możemy obejrzeć na Netflixie. Według doniesień prasowych (naekranie.pl)
trwają już prace nad trzecią częścią. Mimo że data premiery nie jest jeszcze
znana, to z pewnością jest to dobra wiadomość dla kinomanów.
Marcin Śmigielski
Marcin Śmigielski felietonista,
krytyk filmowy
Fot.: materiały prasowe
|