.

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Agnieszka o wielu twarzach

Na początku lutego 1997 roku nagrała na swojej domowej sekretarce: "Nie dzwonić. Umarłam". Odeszła kilka tygodni później - 7 marca. Wiedziała, że kończy się jej czas. Gdy żegnała się z przyjaciółmi mówiła, że żyła jak chciała, ale jednego żałuje... Tego, że nie była wystarczająco czuła dla tych, których kochała. Czuła była tylko w piosenkach. Płakała po niej cała Polska. 7 marca minęło 25 lat, odkąd Jej nie ma. Są Jej piosenki. Zawsze będą. Ona też zawsze będzie. We wspomnieniach.
 

Agnieszka Osiecka - autorka tekstów piosenek, pisarka, reżyserka teatralna i telewizyjna, dziennikarka, poetka. Poetka przede wszystkim. Poetka w każdym calu – od stóp po czubek głowy. Dla swojego pokolenia była również uosobieniem marzeń o wolności, miłości i szaleństwie, tak obcym siermiężnej epoce PRL-u. Każda jej piosenka była wydarzeniem towarzyskim, społecznym, czasem politycznym. Opisywała w nich siebie i otaczającą ją codzienność, od której zawsze uciekała. Większość jej piosenek stała się wielkimi przebojami. 
 
"Piosenki Osieckiej, a także poetycką prozę, kochało się za nietuzinkowość, za liryczny klimat. I za autentyzm. Każda z nich była osobną historią. Uwodziły, wzruszały, innym razem rozśmieszały, tak samo intrygujące jak jej życie, kompletnie różne od tego, jakie wiodła większość rówieśników Agnieszki".

To cytat ze wspomnień o Agnieszce autorstwa Justyny Kobus – dziennikarki Magazynu TVN24. Czytamy dalej....

"Wieczna dziewczyna z końskim ogonem, nie matka, nie żona, ale po prostu poetka, zawsze otoczona tłumem bliskich jej ludzi, nie umiała funkcjonować bez nocy w gronie przyjaciół, spędzanych nad butelką wina, bez poczucia, że jest wolna jak ptak i nigdzie nie musi się spieszyć. Dusza każdego towarzystwa. Zawsze bez śladu makijażu, pełna pogardy dla szminek Diora, przyćmiewała koleżanki w kreacjach jak z żurnala. To w niej kochali się mężczyźni, o których w dobie STS-u, większość warszawskich dam dziewczyn mogła wyłącznie marzyć. Począwszy od Marka Hłaski, pierwszego playboya wśród pisarzy, poprzez Jeremiego Przyborę, Andrzeja Jareckiego, Jerzego Giedroycia, a wreszcie i samego Bułata Okudżawę".
 
Nieodgadniona, tajemnicza, skryta nie lubiła mówić o sobie, ale dopytywana kim tak naprawdę jest odpowiadała ze śmiechem: - "meldowana nielegalnie, gdzie normalnych ludzi setka, wizytówkę mam na wannie - pół kobieta, pół poetka".

Lubiła, kiedy nazywano ja poetessą, mimo że miała do siebie wielki dystans. I często powtarzała, że pisze, bo nie umie robić niczego innego. 

O tym, że pisanie to jej żywioł, Agnieszka wiedziała już jako nastolatka. Wiedziała też jak chce przeżyć życie. "Największy wpływ na to miał ojciec - utalentowany pianista, który wyrobił w niej przekonanie, że jest stworzona do innych, wyższych celów niż większość "zwykłych" kobiet. Osiecka przyszła na świat w domu, w którym panował patriarchat. Ojcu zawdzięczała wykształcenie, jakim nie mogli poszczycić się jej koledzy. Mówiła biegle czterema językami, trenowała pływanie na basenach Legii, świetnie grała w ping-ponga, w tenisa, zaś erudycją i inteligencją nierzadko przyćmiewała dorosłych. Wychowywano ją w duchu szkoły przedwojennej, nie tej zideologizowanej, PRL-owskiej. Była wręcz izolowana od politycznych doniesień - w domu celowo nie kupowano prasy, bo jedyną obecną na rynku była wówczas ta komunistyczna".
Profesor Maria Janion, cytując fragmenty słynnych "Kochanków z ulicy Kamiennej", powstałych w dobie STS-u, a więc w latach 60-tych, nazwała Osiecką "ostatnią romantyczką piosenki". Dostrzegała podobieństwo jej twórczości do wierszy Słonimskiego i Tuwima, którzy również poetyzowali zwyczajność. 

"Czytam w niej zdolność do miłości wielką i przerażającą, ostrą świadomość istnienia. Jak Skamandryci porównywała życie do tańca. Witalizm i zmysłowość są u niej podszyte grozą" - precyzowała Maria Janion.
 
Andrzej Wajda wspomina, że zawsze gdzieś wędrowała albo skądś wracała znowu wyjeżdżała. Choćby statkiem do Ameryki. Albo do Londynu. "Nie wiedziałem, że pisanie wierszy wymaga tyle zachodu. Agnieszka ciągle była w drodze, w podróży. Napisała jeden z najpiękniejszych wierszy o ptakach i zarazem o pożegnaniach - "W żółtych płomieniach liści". To było po 1968 roku, kiedy sporo Polaków żydowskiego pochodzenia emigrowało z Polski" - opowiadał reżyser.
Magda Umer - polska piosenkarka, dziennikarka, reżyserka filmowa, scenarzystka, aktorka, autorka recitali i przyjaciółka Agnieszki mówiła o niej, że miała naturę kota i że chodziła własnymi drogami.

Umer tak oto wspomina swoją przyjaciółkę.

"Mija właśnie kolejna rocznica Jej śmierci. Bardzo trudno jest wyobrazić sobie Agnieszkę, po której nie ma już śladu. Bo przecież jest. Odczuwam także pewną bezradność i lęk przed pisaniem. Niczego nie jestem tak do końca pewna, więc, po co? Z drugiej strony wiem, jak bardzo jest osobą kochaną, jak ciekawi i fascynuje - bardziej jeszcze niż wtedy, kiedy żyła… Z trzeciej strony - to Ona właśnie bez przerwy namawiała do pisania wspomnień, do zapisywania wszystkiego, zanim "czas, jak złośliwy kornik, wywierci dziurkę w pamięci". Z czwartej (już ostatniej) strony - postanowiłam przestać się bać. Przecież napisać o Agnieszce, to znowu trochę z Nią pobyć."

I Magda pisze wspomnienie o Agnieszce alfabetycznie. A jak alkohol. B jak Bóg. C jak ciocia Basia. D jak dyplomacja .... i tak aż do Z. Z – jak zdrada. "Miała do zdrady wielką skłonność, bo często nudziła ją rzeczywistość, w której już trochę pobyła. Nie była w stanie wytrzymać nudy albo po prostu zwyczajności. Rozkochiwała w sobie ludzi, zwierzęta, rośliny i porzucała w pół kroku, w pół zdania, nagle, może nawet nieoczekiwanie dla niej samej. Agnieszka pisała: - "Nie umiem inaczej. Ja się rozwijam przez zdradę".

"No i odchodziła rozwijać się, ale tylko na nasze szczęście. My mieliśmy coraz piękniejsze piosenki, a Ona była coraz bardzie samotna. I nikt nie umiał Jej pomóc, chociaż parę osób próbowało. Niewesoło skończył się mój alfabet wspomnień o Agnieszce. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że w Jej wymarzonym zielonym niebie" pan Bóg cały czas opiekuje się Nią "bezpośrednio", wybacza "czyny sercowe" i zamawia następne piosenki. Może je kiedyś usłyszymy..."- wspomina Magda Umer.

Z Marylą Rodowicz, dla której napisała najwięcej piosenek, łączyła ją szorstka przyjaźń, o której poetka mówiła: "Twórca piosenki i piosenkarz są trochę podobni do małżeństwa. Jeśli chodzi o moją współpracę z Marylą, to gdybym patrzyła na nasze kontakty jak ktoś z boku, pięciu groszy bym za to nie dała". 

Różnił je stosunek do kariery, pieniędzy i mody. Dla Maryli i jej pokolenia stroje były symbolem niezależności. Osiecka natomiast mawiała, że nie interesuje się modą, a moda nią. Marylę nazywała "wielobarwnym, upierzonym ptaszyskiem". O niej mawiano, że jest jak szary wróbelek.  Teksty dla Maryli pisała od ręki, z wielką lekkością. Tak powstały "Małgośka", "Sing Sing", "Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma", "Damą być", czyli - jak mówiła poetka - "piosenki-zabawki, piosenki-figlarki". 

Wielokrotnie powtarzała, że autor, by się spełnić, musi trafić na "swoją Rodowicz". Dla niej napisała wszystkie "Małgośki" świata. Z dobrego tekstu na zamówienie była dumna jak krawiec z dobrze uszytego płaszcza, tworzyła małe arcydzieła poezji użytkowej. Jeśli Rodowicz coś się nie podobało, potrafiła w nieskończoność męczyć o poprawki. Agnieszka ustępowała, przerabiała - z jednym wyjątkiem. Przy "Niech żyje bal" postawiła na swoim, zaparła się. "Bal" po tryumfalnym pochodzie przez festiwale stał się hymnem pokolenia, dostał nagrodę na konkursie w Los Angeles, pokonując trzy tysiące konkurentów.

Krystyna Janda - aktorka i reżyserka, także przyjaciółka Agnieszki, która od lat gra spektakl jej autorstwa - BIAŁA BLUZKA - wspomina.  

"Agnieszka była dobrym człowiekiem i miała ogromną czułość dla ludzi i wielką wyrozumiałość. Sama siebie nazywała człowiekiem słabego charakteru, miała do siebie wiele pretensji jako do człowieka o kręgosłupie nie na tyle bohaterskim co działacze z opozycji, koledzy, za których piła wino. Rozumiała słabości innych ludzi. Chciała być zbiorową łzą i zbiorowym uśmiechem. Myślała, czy wyemigrować z Polski, jednak uznała, że tutaj jest jej miejsce nie tylko dlatego, że kocha język polski, ale także dlatego, że ten język był jej ojczyzną. Agnieszka była bez skrzydła nienawiści, o którym kiedyś pisała Wisława Szymborska. Robiła wszystko, żeby ludzi łączyć, a nie dzielić. To było podstawowe zadanie jej talentu".

Seweryn Krajewski – kompozytor "Agnieszka się wyróżniała. Jej teksty były wyjątkowe. Miała swój styl, a jest to niezwykle rzadkie. Osiecką się rozpoznaje, jak w muzyce rozpoznaje się Mozarta czy Chopina. To jest cud, który przytrafia się niewielu artystom, ale ona to miała. Marzyłem o tym, żeby układać muzykę do jej tekstów i to marzenie się spełniało".

To prawda, że każdy o Agnieszce ma swoją opowieść, a choć większość fanów nie spotkała Jej osobiście, to przecież (osobiście) dotykała nas swoją poezją i piosenkami. Poetkę spotkałam (jeśli mogę tak powiedzieć) podczas jednej z prób w amfiteatrze na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Miała na stopach rozpięte sandały, otulał ją zbyt duży sweter... Było zimno i trochę padało, a ona bez parasola. Siedziała zamyślona, trochę nieobecna, wydawała mi się jakaś straszliwie samotna. Nie odważyłam się podejść. To było chyba w 1987 lub 1988 roku. Moim drugim "spotkaniem" z Osiecką był wywiad z Andre Hubner-Ochodlo w Vancouver. Andre wraz z Markiem Rychterem przylecieli na koniec świata ze spektaklem sopockiego Teatru Atelier im. Agnieszki Osieckiej. Był rok 1999. Z tamtych rozmów z aktorami zostały mi zdjęcia na pamiątkę i ich opowieści o poetce. W serialu telewizyjnym pt."Agnieszka" Marek Rychter zagrał samego siebie, a w rolę Andre: ostatniej miłości Agnieszki - wcielił się Marcin Przybylski.

Moja ulubiona piosenka nosi tytuł: "Byle nie o miłości" - napisała ją, gdy rozstała się z największą miłością swojego życia.

Przez wiele lat nikt nie wiedział kogo obdarzyła tym wyjątkowym uczuciem i dopiero serial o jej życiu odsłonił tę wielką tajemnicę. Otóż największą i niespełnioną miłością Agnieszki Osieckiej był Zbigniew Mentzel - młodszy od poetki o 15 lat prozaik, eseista, krytyk literacki i.… kolega Daniela Passenta z redakcji "Polityki".

Agnieszka Osiecka przez całe życie szukała prawdziwej miłości. Mężczyźni zabiegali o jej względy. Tylko raz role się odwróciły i to ona walczyła o mężczyznę. Dla Zbigniewa Mentzla gotowa była na największe poświęcenie. Spotykali się przez 10 lat, nigdy razem nie zamieszkali.

Ona dla niego porzuciła rodzinę, on nie odwzajemnił jej miłości. Kochała go jak "potępieniec"?
O Agnieszce Osieckiej można długo opowiadać, można o jej miłościach, fascynacjach, przyjaźniach, podróżach, można cytować jej przyjaciół i ludzi, którzy ją znali. Pytanie tylko czy naprawdę ją znali. Po latach wydaje się, że nikt jej nie znał. Zofia Turowska napisała o niej książkę, którą zatytułowała "Agnieszki", tyle ich było. "Gdyby ktoś miał robić film fabularny o Agnieszce (nie serial), to powinien się zaczynać od sceny rozbitego lusterka z wieloma jej twarzami".
 
 

Bożena Szara


Bożena Szara   - dziennikarka radiowa i prasowa, redaktor naczelna Panoramy 

 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ