Mistrz reportażu
Mówi się, że w dojrzałym wieku ludzie
lubią czytać biografie, reportaże, literaturę faktu. Co do mnie, to widzę,
iż wraz z postępującymi latami faktycznie wolę czytać literaturę non-fiction
i że przedkładam literaturę faktu nad beletrystykę. Jeśli taki jest przejaw
starości, to muszę przyznać ze smutkiem, iż starzeję się bez wątpienia.
Pocieszająca natomiast jest mnogość wydawanych pozycji z gatunku biografia
czy też non-fiction. Wydawało się, że po Kapuścińskim nic dobrego się nie
wydarzy w tej dziedzinie, a tu moc niespodzianek. W dziedzinie reportażu
wypada wymienić: Cezarego Łazarewicza, Wojciecha Tochmana czy Justynę Kopińską.
Jeśli chodzi o biografie to wspomnę choćby o Magdalenie Grzebałkowskiej
czy Agacie Tuszyńskiej. Tuszyńska nie ustaje w opowiadaniu o życiu innych.
"Wiera Gran", "Narzeczona Schulza" czy wydany nie tak dawno "Żongler. Romain
Gary" to pozycje, których miłośnicy biografii nie powinni pominąć. Na mojej
liście do przeczytania jest też książka Grzebałkowskiej "Dezorientacje.
Biografia Marii Konopnickiej". Dziś jednak chciałabym zatrzymać się
przy innej osobie.
Mariusz Szczygieł - powszechnie znany
dziennikarz, reportażysta, czechofil, wykładowca akademicki, współzałożyciel
księgarni "Wrzenie świata", autor wielu książek i laureat wielu nagród,
w tym Nike 2019 za tom reportaży "Nie ma".
Jak pisać o tym, czego nie ma? Według
wydawcy: "Nie ma kogoś. Nie ma czegoś. Nie ma ojca. Nie ma pamięci. Nie
ma widelców do sera. Nie ma miłości. Nie ma życia." I tak moglibyśmy sobie
dopowiadać, bo pewnie więcej jest tego, czego nie ma niż tego, co się ma.
Ludzie w książce Szczygła opowiadają o własnym "nie ma", o swoich utratach
i nieobecnościach. Jego rozmówcami-bohaterami są postacie o przeróżnych
narodowościach, zawodach, doświadcze- niach, traumach, do których reportażysta
szuka klucza. Otwiera ich w delikatny sposób tak, by jak najwięcej opowiedzieli
mu o swoich "nie ma". Szczygieł nie jest nachalny. Umie tak rozmawiać,
by wydobyć w niezauważalny sposób najintymniejsze detale. Potrafi to robić
w mistrzowski sposób, bo każdy, kto się z nim zetknął kiedykolwiek wie,
że Szczygieł lubi ludzi, szanuje ich bez względu na to kim i jacy są. Jest
subtelnym rozmówcą. Nie komentuje, nie poucza, nie daje lekcji jak żyć;
po prostu opowiada. Opowiada niezwykle sprawnie posługując się niebanalną
formą, a jej misterność i bezpretensjonalność języka sprawiają, że poddajemy
się tej prozie nie zadając pytań, po prostu wierzymy autorowi. A możemy
przecież mieć wątpliwość czy przedstawione fakty nie są nieco naciągane.
Wierzę, że nie. Zgodnie z pierwszym zdaniem rozpoczynającym tom: "W tej
książce nic nie jest zmyślone. Gdybym zmyślał, byłaby o wiele ciekawsza".
Tematy reportażu Szczygła są przeróżne:
od błahych i zabawnych po takie, które poruszają do głębi. Reportaż pt.
"Śliczny i posłuszny" jest relacją o tym, jak nauczycielka zakatowała na
śmierć swojego pasierba. Jak to się stało, że po odbyciu kary więzienia
i "zatarciu" skazania została ekspertką MEN-u (Ministerstwa Edukacji Narodowej)?
Nauczycielka matematyki i teologii, osoba uduchowiona, niezwykle religijna,
pilna, skrupulatna i gorliwie przykładająca się do swoich obowiązków równie
gorliwie zajmowała się wychowaniem małego chłopca, aż do jego zakatowania.
Podobno chciała po prostu go dobrze wychować. Bywa, że nadgorliwość jest
gorsza niż faszyzm...
Tekst "Rzeka" zadziwia swoją formą.
Wykropkowane fragmenty zdań, pozwalają czytelnikom na swobodne dokończenie
myśli i takie dopowiedzenia, jakie rodzą się w ich głowach. Można je "dopowiedzieć",
ale wcale nie musi się tego robić. Autor pozostawia nam wybór, czy chcemy
wypełnić luki w relacji młodej dziewczyny molestowanej seksualnie przez
swego ojca czy też nie. Opowieść o tym, że jego już "nie ma" wybrzmiałaby
zupełnie inaczej, mniej dramatycznie, gdyby nie było tych "ubytków" w zdaniach.
To nasza wyobraźnia, bagaż doświadczeń, wrażliwość dopisują frazy, których
nie ma. Podobnie jak z filmami, interpretacja zależy od tego, co w nich
zobaczymy poprzez pryzmat naszej osobowości.
Równie zaskakującą formę ma tekst
pt. "Bilans Ewy". Tabelka w Excelu przedstawiająca bilans strat i zysków
w życiu Ewy, która sama określa siebie jako księgową: "504 sukcesy, 17
porażek, 93 stresy". Musi być więcej sukcesów, bo taki bilans jest korzystniejszy
w ostatecznym wyniku.
W "Nie ma" teksty są bardzo różne
- od rozbudowanych opowiadań, po kilkuzdaniowe historie ludzi. Zapoczątkowane
często drobiazgami: a to przeczytanym w metrze wierszem, zaczytaną książką
przeznaczoną na makulaturę czy ogłoszeniem na Facebooku.
"Nie ma" to refleksja na temat utraty,
odejścia, śmierci, nieobecności, o których autor tak pisze: "pojawiają
się nieproszone i jest ich coraz więcej. Lubią przyjść mailem lub Messengerem.
A im jestem starszy, tym bardziej się mnożą. Umarł/Umarła". Szczygieł subtelnie
i z wrażliwością przedstawia owe odejścia, deficyty, utraty, które pojawiają
się w życiu każdego. Zachęca, by przyglądać się światu i ludziom z uwagą,
bo w każdym kryje się coś, co intryguje i każe zadawać im pytania. Szczygieł
czule przytula się do swoich bohaterów. Uczmy się od niego ciekawości ludzi
i ich historii. Póki jesteśmy ciekawi świata, póty żyjemy w pełni.
W "Gottland" - książce o naszych
sąsiadach z południa przedstawia niestereotypowe fakty z życia Czechów
w różnych okresach ich historii. Wydawałoby się, że temat jest niezbyt
porywający, ale Szczygieł tak pisze o ich mentalności, że nie można oderwać
się od lektury. Poznajemy legendarnego producenta butów Batę, który stworzył
prawdziwe imperium obuwnicze istniejące do dzisiaj, ale mające już swoją
siedzibę w Szwajcarii. Można powiedzieć, że świetność jego firmy zrodziła
się z braku pieniędzy
Z powodu brakującej gotówki zaczął
oszczędnie produkować buty z płótna robiąc ze skóry tylko podeszwy. Można
też powiedzieć, że był pierwszym przemysłowym szpiegiem kradnącym idee
wydajności od amerykańskiego przemysłowca samochodowego - Henrego Forda.
Pomysł taśmowej produkcji butów, podczas której robotnik wykonywał tylko
jedną operację, nie forsując przy tym głowy, wyszpiegował od Amerykanów
i przeniósł na grunt czeski. Bata posunął się dalej i stworzył dla swoich
pracowników miasto, w którym mógł (jak późniejszy orwellowski Wielki Brat)
kontrolować wszystko, nawet umysły ludzi, dyktując co jest dla nich dobre,
a co nie.
Inną niezwykle intrygującą historią
jest anegdota o twórcy największego na świecie pomnika Stalina i ofiarach,
jakie zostały poniesione w wyniku konstrukcji tego "dzieła". Otakar
Svec, wbrew sobie samemu, wygrał konkurs na stworzenie największego na
kuli ziemskiej pomnika. Olbrzymi Stalin trzymał w jednej ręce książkę,
a drugą miał założoną za połę płaszcza. Podobno guzik przyszyty do niego
był większy od bochenka chleba, a stopa bohatera miała długość dwóch metrów:
"wysokość cokołu 30 metrów, wysokość Stalina - 15, razem 10 przedwojennych
pięter". Za nim rząd ludzi pracy, a na samym końcu (kolejki po mięso, jak
mówiono uszczypliwie) - żołnierz broniący spokoju tych na przedzie. Projekt
wywołał wiele kontrowersji. Pojawili się niezadowoleni zarzucający mu brak
gustu oraz radosnego i wiernego zobrazowania wspaniałych idei socjalis-
tycznych. Statysta, który był modelem głównej postaci podobno z rozpaczy
zapił się na śmierć, bo cała Praga mówiła do niego per Stalin. Budowa trwała
wiele lat i budziła niesamowite emocje, a partia skrupulatnie nadzorowała
dzieło kontrolując jego powstawanie. Żona Sveca nie wytrzymała nerwowo
i odkręciła kurek z gazem na rok przed ukończeniem pomnika. Rzeźbiarz zaś
przeżył uroczystość odsłonięcia dnia 1 maja 1955 r. (dwa lata po śmierci
Stalina), ale potem sam też popełnił samobójstwo. Pomnik stał osiem lat
aż do 1962 r., a potem po śmierci Generalissimusa, w obliczu zmiany narracji
na jego temat, partia nakazała zlikwidowanie dzieła. Inżynier Vladimir
Krizek, któremu powierzono zadanie wysadzenia pomnika usłyszał: "Macie
zburzyć pomnik, ale z godnością (..). Żeby tylko powagi ZSRR nie naruszyć".
Wywierana na niego presja była tak wielka, że i on źle skończył
w szpitalu
psychiatrycznym.
Reportaże Szczygła przedstawiają
rozmaite wydarzenia, które ukształtowały mentalność Czechów. Niektóre błahe
z punktu widzenia dziejów, inne ważne składają się na obraz narodu "przesiąkniętego"
nie tylko piwem, ale i Szwejkiem, Hrabalem czy Kafką. Z łatwością
przyklejamy Czechom różne łatki i stereotypy. Poprzez lekturę "Gottlandu"
poznajemy ich lepiej, odkrywamy mozaiki ludzkich losów, modelowane poprzez
różne absurdy i mechanizmy historyczne, szczególnie "czasów słusznie minionych".
Równie ciekawą historią jest reportaż
pt. "Gwiazda wszystkich willi". Dom "uszyty na miarę", dopasowany do gabarytów
właścicieli, wybudowany został przez przedwojennego austriackiego architekta.
Był po prostu dziełem sztuki, do którego smutek nie miał wstępu. Przed
wojną państwo Müllerowie wiedli w nim szczęśliwe i piękne życie. Zakończyło
się ono wraz z przejęciem władzy w Czechosłowacji przez komunistów. Wśród
legend, którymi "obrosła" willa krąży domysł, że urządzono w niej ekskluzywny
dom publiczny, że stworzono w niej akademik dla arabskich studentów, że
była zajęta przez Centrum Marksizmu-Leninizmu, że dawna właścicielka została
w nim sprzątaczką i wreszcie, że umarła ona ze strachu, kiedy wkroczyła
do Pragi Armia Czerwona... Ogołocona z mebli i dzieł sztuki, zdewastowana
i zniszczona doczekała się lepszych czasów.
W 1995 r. została odrestaurowana
i przywrócona do dawnej świetności.
"Nie ma" i "Gottland" Mariusza Szczygła
to książki ważne, oscylujące na pograniczu literatury pięknej i non-fiction
napisane przez wspaniałego opowiadacza. Zobaczymy w nich świat ze wszystkimi
jego niuansami, pokazany w sposób kreatywny, z dużą dozą humoru, realizmu,
ale też i metafizyki, nostalgii i empatii. Polecam!
Magda Chylewska
Magda Chylewska - polonistka
i nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej w Szkole Polskiej im. Mikołaja
Kopernika przy Konsulacie Generalnym RP w Montrealu.
|