.

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: kontakt@panoramanews.org

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Jazz ponad wszystko 

Montreal w okresie lata przypomina ul, w którym pracowite pszczoły zastąpiono watahami turystów z całego świata. Na przełomie czerwca i lipca ściągają nad Rzekę Św. Wawrzyńca, by wziąć udział w misterium zwanym jazzem. Nikomu niestraszny upał z piekła rodem, brak miejsc w hotelach ani drożyzna. Liczy się tylko jazz.

Place Des Arts przypomina rozgrzaną patelnię. Skwar leje się z nieba. Nieco chłodniej jest tylko przy fontannach i kaskadach wody spadającej z wysokich stopni - uskoków. Unosząca się ponad nimi mgiełka kropelek obiecuje tylko zbawczą ochłodę. Ani jeden listek, ani źdźbło trawy nie śmią nawet drgnąć, za to powietrze leciutko wibruje. Zwykle o tej porze roku Place Des Arts tętni wielojęzycznym tłumem, bo jazz, bo Festival International de Jazz de Montreal.

Dla wielu z nich jazz jest liturgią, obrzędem, misterium. Reklamówki, plakaty, foldery od lat zawsze tak samo zapowiadają kilkaset koncertów. Reklama festiwalowa jest wszędzie, w całym mieście; na przystankach autobusowych, w metrze, w oknach wystawowych sklepów, restauracji i kawiarenek, w ulicznej reklamie, w prasie, telewizji i radiu.

19 scen, w tym aż 11 wyrasta wprost na ulicach i skwerach. Ponad 1000 wykonawców, wśród których królują tuzy światowego jazzu, bo do Montrealu przyjeżdżają najlepsi, najsławniejsi. W tym roku  podczas 44 edycji, wśród gwiazd usłyszymy i zobaczymy m.in. Norah Jones, Killer Mike, Laufey, Roberta Glaspera, Orville Peck I mój ulubiony, fenomenalny zespół Pink Martini.  

W każdym roku na Festiwal przybywa kilka milionów melomanów z całego świata. Koncepcja programowa Festiwalu jest dość prosta i przez lata sprawdzona. Większość koncertów (w tym roku 350) odbywa się na scenach ustawionych na ulicach, placach na i wokół Place Des Arts. Główna, największa z nich króluje przy zbiegu ulic Saint Catherine i Jeanne Mance. Występy pod gołym niebem są bezpłatne. Gromadzą dziesiątki tysięcy widzów, którzy, gdy nie ma upału, rezydują na okolicznych murkach, schodach i krawężnikach od wczesnego popołudnia. Miejscowi fani jazzu zasiadają na własnych krzesełkach i leżakach. Przyjezdni muszą zadowolić się zieloną trawką, schodami albo siedziskiem zbitym z desek w zaimprowizowanych amfiteatrach. 

Drugi nurt Festiwalu to recitale i występy w salach koncertowych. Te widowiska są już płatne, i to wcale nie tak mało. Tutaj spotykają się koneserzy, ci dla których jazz jest wszystkim i ponad wszystko. W największych, najbardziej renomowanych salach koncertowych Montrealu, w salach zarezerwowanych dla artystów klasy światowej, dla artystów dostojnej opery i czasem baletu, dla najznamienitszych orkiestr i zespołów muzycznych, teraz króluje jazz i jazzowi artyści klasy najwyższej. Festiwalowi towarzyszą wystawy malarstwa, pokazy filmów, przeróżne parady i setki małych pokazów, mających z jazzem niewiele wspólnego lub zgoła nic. Od 44 lat, przez dziesięć, jedenaście lub dwanaście dni Montreal żyje jazzem ( w tym roku od 27 czerwca do 6 lipca), a Place Des Arts zamienia się w ogromną salę koncertową, która może jednorazowo pomieścić 200 tysięcy widzów. Koncerty zaczynają się w południe i trwają do późnych godzin nocnych. 

Gospodarze imprez towarzyszących w klubach i barach jazzowych żegnają gości, gdy już świta.
W Montrealu zwanym też Party Town, bogatym w dziesiątki, setki, tysiące muzycznych atrakcji, publiczność jest nasycona muzyką i niełatwo poruszyć ją czymkolwiek, niełatwo ściągnąć na koncert. Jednak stary dobry jazz dokonuje cudów, bo tutaj wszyscy go kochają. I dlatego mimo upału każdego roku, gdy słońce nieco odpuści Place Des Arts i przyległe ulice znów pęcznieją muzyką i roztańczonym tłumem.

Wieczór nie przynosi ochłody. Stopy zanurzone w wodzie wcale nie odpoczywają. Rozświetlone kule jak wielkie bombki zawieszone na wygiętych szyjach latami zdają się mrugać porozumie- wawczo. One też kochają jazz. Na Place Des Arts jak okiem sięgnąć tłum. Atmosfera jak co roku, mimo upału i duchoty... znakomita, bo jazz dobry, improwizowany, autentyczny - emanuje pewnym klimatem, wyzwala niepowtarzalny nastrój; podniecenie, ekscytację, trans, ekstazę. Jazz, prócz tego, że jest czystą muzyką, jest jeszcze mniej łub bardziej wysublimowaną erotyką, zabawą i... religią.

Być może jest namiastką tego wszystkiego, bo jedyną jego prawdą jest żywioł muzyki czystej, lecz ponad wszystko, wydaje się być wielką manifestacją tęsknoty do muzyki wyzwolonej.

Każdy koncert wyzwala spontaniczność, a publiczność jak w transie ma świadomość uczestnictwa w misterium. Jak wznoszą ręce, to wszyscy, jak kiwają rytmicznie głowami, to też wszyscy, jak zalega martwa cisza, w której niesie się głos a cappella, to ta cisza staje się absolutna, niemal namacalna. Każdy festiwal jazzowy od 44 lat jest roztańczony, rozbujany, rozedrgany.

Przysłuchując się koncertom, nietrudno oprzeć się wrażeniu, że jazz, do niedawna muzyka kontestatorów i buntowników, jest składnikiem kultury masowej. Jako jeden z atrybutów jazzu podaje się często jego czynny, opozycyjny charakter, zaś rewolucyjność ma tu być celem i zasadniczym warunkiem istnienia jazzu jako sztuki. Montrealskie święto jazzu zdaje się zaprzeczać tym pojęciom. Fenomen jazzu przestał już dziwić kogokolwiek. 
Jazz jest jak rzeka: nie trzeba jej popychać, bo naprawdę sama płynie. 

Tak jak nie sposób opisać atmosfery całego Festiwalu, tak nie sposób przekazać siły ani nastroju poszczególnych koncertów, i to nie tylko dlatego, że niemożliwe jest uczestnictwo choćby w dziesięciu procentach festiwalowych propozycji. By zasmakować klimatu tego wyjątkowego święta jazzu, trzeba zmęczyć się przepychaniem przez tłum, muszą zaboleć nogi i kręgosłup od wielogodzinnego stania, powinno zatańczyć się z nieznajomym na ulicy, a zajmując miejsce w pobliżu upatrzonej sceny, czekać na koncert w pełnym słońcu. Trzeba poczuć strużki potu płynące po całym ciele i gotujący się własny mózg. Ponadto niekoniecznie trzeba rozumieć czy specjalnie interesować się jazzem, by zaznać tego niepowtarzalnego, dziwnego uroku, który niesie ze sobą ta wyjątkowa muzyka. Bo w jazzie obok buntu, kontestacji i niezgody na istniejący świat jest też ukojenie, radość, szczęście, miłość i pasja. Pasja jest przede wszystkim. Każdy próbuje w jakiś sposób zarejestrować wrażenia, spostrzeżenia, skupienia powstałe w danym momencie, specjalnie mocno przeżywanym lub szczególnie pięknym, jeśli nie dla innych, to przynajmniej dla samego siebie. I ilekroć dochodzi do próby takiej rejestracji spotkań z muzyką, zwłaszcza w przypadku tak ulotnej kreacji, jaką jest akt tworzenia muzyki jazzowej - staję bezradna. Ale jest w tej bezradności swoista siła: siła muzyki, która wymyka się słowom.
 

Bożena Szara 


Bożena Szara – dziennikarka, redaktor naczelna PANORAMY.
 
 
 
 
 
 

 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: kontakt@panoramanews.org
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ