Wielkanocny Kraków
Czas się żegnać.
Z zimą, z pachnącą lasem i dzieciństwem choinką, ze skocznymi nutami kolęd
i pastorałek, z szopkami, co dopiero cieszyły nasze oczy, z dzielonym z
bliskimi świątecznym czasem. Czas się żegnać, bo anioły już pofrunęły do
Jerozolimy oczekiwać na Paschalne Triduum.
Czas pożegnać
tanecznym krokiem karnawał, przystanąć w Tłusty Czwartek w kolejce, jak
za starych czasów, po pączki i, jak mówią w Krakowie na przekór całej Polsce,
po chrust, a nie po faworki, i nie liczyć absolutnie ich kalorii, w Popielcową
Środę posypać głowę popiołem i zacząć odliczać czterdzieści dni do najstarszego
i najważniejszego święta chrześcijańskiego - do Wielkanocy.
Czy w Jerozolimie,
czy w Montrealu, czy w Krakowie, czy w jakimkolwiek innym miejscu sacrum
Wielkiej Nocy przekracza wszelkie wymiary, jest poza umownym czasem
i przestrzenią, bo dokonuje się symbolicznie w sercu każdego człowieka.
Ale zanim zabrzmi Hosanna Niedzieli Palmowej, zanim usłyszymy radosne Alleluja!,
czas powędrować przez Wielki Post w wyciszeniu, w refleksji, może też z
osobistymi postanowieniami lub wyzwaniami.
Mogą w tym
pomóc odprawiane specjalne nabożeństwa: Droga Krzyżowa i Gorzkie Żale,
ale tylko u krakowskich franciszkanów można wziąć udział w wyjątkowym,
dla niektórych wręcz wstrząsającym, Nabożeństwie XV Stopni Męki Pańskiej.
Sprawowane jest w zapadającej głęboko w pamięć oprawie przez Arcybractwo
Męki Pańskiej, zwane też Bractwem Dobrej Śmierci, ponieważ w przeszłości
opiekowało się więźniami, ubogimi i chorymi, którym urządzało pogrzeby
i pokrywało koszty ich pochówków.
Arcybractwo
istnieje od XVI wieku. Należeli do niego mieszczanie, duchowni, a nawet
królowie: Zygmunt III Waza, Władysław IV, Jan Kazimierz i Jan III Sobieski.
Anonimowość uczestnictwa, bo wobec śmierci wszyscy są równi, miały i mają
zapewniać specyficzne stroje - czarne habity i kaptury z wyciętymi otworami
na oczy. W każdy piątek Wielkiego Postu o godzinie 17 członkowie Arcybractwa
biorą udział w liturgii pasyjnej. Przebrani w czarne habity z kapturami
na głowach wnoszą do kaplicy Bazyli insygnia Męki Pańskiej. W rękach trzymają
laski z trupimi czaszkami i zapalone świece. Powagi, a nawet grozy nadają
rozbrzmiewające w ciszy kościoła słowa wypowiadane po łacinie i po polsku
"Memento homo Mori", co oznacza dosłownie w staropolskim języku "Pamiętaj
człowiecze na śmierci, a za grzechy pokutuj". W trakcie śpiewu psalmów
pokutnych uczestnicy klęczą, a bracia leżą krzyżem. Nabożeństwo kończy
się ucałowaniem relikwii Krzyża Świętego i procesją. Ilekroć by się w tym
misterium nie uczestniczyło, zapewniam, że za każdym razem wywiera ono
na wszystkich niesamowite wrażenie.
Jednak jak
mówi biblijny Kohelet "Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem (
). Jest czas płaczu i czas śmiechu" (Księga
Koheleta 3,1-4). Czas zatem na radość i Hosannę Niedzieli Palmowej.
Jej symbolem,
a także symbolem odradzającego się życia i pamiątką triumfalnego wjazdu
Jezusa do Jerozolimy jest palma. W Polsce palmy nie rosną, dlatego wykonuje
się je obowiązkowo z wierzbowych gałązek z baziami i z zielonego bukszpanu,
symboli życie, a także z suszonych traw i ziół, kolorowej bibuły
i różnobarwnych wstążek. Aby zobaczyć najwyższe palmy, warto wybrać się
w tym dniu do Lipnicy Murowanej, pełnej historii i tradycji podkrakowskiej
miejscowości, gdzie od 1958 roku organizowany jest najbardziej kolorowy
konkurs - konkurs na najwyższą palmę! Warunek jest jeden - palmę trzeba
pionowo postawić jedynie siłą ludzkich rąk, bez używania dźwigów czy innych
urządzeń. Dotychczasowa rekordzistka miała 35 metry i 10 centymetrów. Miejscowa
tradycja nakazuje, aby po rozebraniu poświęconej palmy zrobić z niej krzyżyki,
które w Wielki Piątek umieszcza się w różnych miejscach domostwa, by na
cały rok zapewnić sobie urodzaj i zdrowie.
Dostojne i
barwne, pieczołowicie wykonane, powiewające na wietrze palmy jeszcze wiele
godzin królują nad miejscowością i zachwycają oczy tysięcy turystów. Unikalność
i osobliwość konkursu sprawiły, że stał się on częścią projektu Wizytówki
Małopolski, który obejmuje najbardziej rozpoznawalne i posiadające swój
indywidualny charakter wydarzenia odbywające się w regionie.
W Niedzielę
Palmową także "PUCHEROKI, nieboroki po Bibicach chodzą", bo dziś kwietna
niedziela, od rana do wieczora, chodzi po Bibicach pucheroków wiela." Brzmi
intrygująco? Zaraz wyjaśnię. W podkrakowskich miejscowościach, głównie
w Bibicach i w Zielonkach harcują tego dnia przebierańcy zwani pucherokami.
Unikatowy zwyczaj chodzenia "po pucherach (puer - z łac. chłopiec) w Niedzielę
Palmową to w tych miejscowościach niemal obowiązek każdego chłopca, który
z czasem stał się też popularny wśród dziewczynek. O randze tego cyklicznego
wydarzenia może świadczyć fakt ustawienia w Bibicach i w Zielonkach, malutkich
pomników, figurek, przedstawiających pucheroków, które cieszą oczy przez
cały rok.
I tak jest
od 400 lat. Zwyczaj pucheroków wziął się od krakowskich żaków, którzy
w Niedzielę Palmową po nabożeństwie, ustawiali się w dwa rzędy w kościele
i recytowali żartobliwe wierszowane oracje, aby wyprosić datki. Ponieważ
z czasem były pełne niewybrednych żartów, zakazano wystąpień w kościołach.
Wówczas żacy przenieśli się na podkrakowskie wsie.
Pucheroki
ubrani są w kożuchy odwrócone futrem na wierzch, na głowach noszą wysokie,
stożkowate czapy z kolorowej bibuły, twarze smolą sadzą. W pasie przewiązani
są warkoczami ze słomy. W jednej ręce trzymają koszyk wypełniony sianem,
aby nie potłukły się otrzymywane kiedyś jajka, a w drugiej ozdobioną bibułą
drewnianą laskę podobną do młotka z bardzo długim trzonkiem. Od rana pukają
do drzwi domów. Wygłaszają zabawne oracje, uderzając rytmicznie co trzecie
słowo laskami o ziemię, za co w nagrodę otrzymują łakocie lub pieniądze.
Kiedyś także
ich spotkałam i usłyszałam:
"Pucheroki,
nieboroki po Bibicach chodzą
I śmieszne
oracyje gospodyniom głoszą.
A gadają,
gadają, laseczkami stukają,
Od domu
do domu do drzwi pukają.
Wstańcie
gospodyni, wstańcie gospodarzu,
Bo już
dzień nastaje, pucheroki na podwórzu".
Pucheroki po
całym dniu wyśmienitej zabawy ściągają i chowają barwne czapeczki, laski
i kożuchy, bo już za kilka godzin, już jutro w kalendarzu zacznie się Wielki
Tydzień - dla wierzących połączony z zadumą, wyciszeniem, refleksją nad
sensem życia. Czas powędrować zatem, dosłownie do Kalwarii Zebrzydowskiej,
lub duchowo na kalwarię.
Kalwaryjskie
Misterium Męki Pańskiej co roku gromadzi dziesiątki tysięcy wiernych. Tradycja
ich organizowania sięga XVII wieku, kiedy to ufundowany został w Kalwarii
klasztor bernardynów. Kalwaryjscy przewodnicy i klerycy, a czasem okoliczni
mieszkańcy w strojach z epoki odgrywają ewangeliczne sceny z ostatnich
dni ziemskiego życia Jezusa. Wszystko rozpoczyna się w Niedzielę Palmową
wjazdem Jezusa na osiołku do Jerozolimy i wypędzeniem kupców ze świątyni.
W Wielką Środę uczestniczymy w uczcie u Szymona i stajemy się świadkami
zdrady Judasza. W Wielki Czwartek ma miejsce procesja rozpoczynająca się
obrzędem umycia nóg Apostołom, a potem na kalwaryjskich Dróżkach odtwarzane
są sceny Modlitwy w Ogrójcu i Pojmania. W Wielki Piątek odbywa się Sąd
Piłata, który gromadzi najwięcej pątników, oraz Sąd Kajfasza, po czym procesja
rusza w kierunku Góry Ukrzyżowania, gdzie kończy się liturgią Męki Pańskiej
oraz przeniesieniem Najświętszego Sakramentu do kaplicy Grobu Pańskiego.
W chłodzie
i w deszczu, czasem w śniegu, w błocie po kostki, niejednokrotnie przewracając
się i podnosząc, tysiące wiernych nie bierze po raz kolejny udziału w przedstawieniu
teatralnym, nie bierze udziału w biblijnej lekcji "dla ubogich", ale bierze
udział w rzeczywistości, która dotyka ich tu i teraz, i tym samym stają
się świadkami i współuczestnikami, a nie widzami drogi krzyżowej.
A jeśli ta
głęboka modlitewna zaduma nie na kalwaryjskich Dróżkach, to Triduum Paschalne
warto przeżyć z krakowskimi dominikanami - piękna i bogata oprawa liturgiczna
oraz śpiewy od bardzo wielu lat przyciągają do bazyliki nawet "letnich"
katolików często także spoza Krakowa.
Wielka Sobota
to oczywiście święcenie pokarmów. W pięknie przystrojonych koszykach znajdują
się zawsze: baranek, ugotowane jajka, kolorowe pisanki, chleb, sól, chrzan
i wędlina. Zwyczajem stało się nawiedzanie w tym dniu Grobu Pańskiego w
krakowskich kościołach. W jego centrum zawsze umieszcza się figurę zmarłego
Chrystusa oraz monstrancję z Najświętszym Sakramentem okrytą welonem, na
pamiątkę całunu, w który zostało owinięte ciało Jezusa. W każdym roku wiele
grobów nawiązuje dodatkową aranżacją do aktualnych wydarzeń, którymi żyje
świat lub Polska.
Wieczorne donośne
bicie dzwonów wzywa na uroczystą Mszę z procesją zwaną rezurekcją (łac.
resurrectio, co znaczy dosłownie zmartwychwstanie). Kiedyś odprawiana była
w Wielką Niedzielę wcześnie rano i zaraz po niej wszyscy udawali się do
domów na wielkanocne śniadanie, poprzedzone składaniem sobie życzeń i dzieleniem
się poświęconym jajkiem.
Wielkanocny
stół przykryty odświętnym obrusem ugina się pod ciężarem świątecznych potraw.
Obowiązkowo gości na nim gęsty żur, biała kiełbasa, szynka, ćwikła z chrzanem,
pieczone mięsa, wędliny, lukrowane baby wielkanocne, mazurki, pascha, kołacze
i serniki. Nie może zabraknąć także przygotowanych na różne sposoby jajek,
będących symbolem odradzającego się życia. Zielona rzeżucha i młody owies
dodają stołowi wiosennej świeżości, a także symbolizują witalne siły. Celebrowanie
posiłku i długie rozmowy podkreślają rodzinny charakter Świąt.
Drugi dzień
Wielkanocy, Poniedziałek zwany też Wielkim lub Lanym, kojarzony jest ze
śmigusem-dyngusem. Do XV wieku śmigus-dyngus oznaczał dwie odrębne czynności:
śmigus to smaganie wierzbową gałązką, a dyngus polegał na wymuszaniu datków,
pod groźbą oblania wodą. Dzisiaj przekształciło się to w jedną czynność,
oby tylko z umiarem, polewania wodą.
W Wielkanocny
Poniedziałek czytana jest w kościołach Ewangelia o uczniach Jezusa zmierzających
do Emaus. Krakowianie od stuleci podążają w ten dzień na lokalny Emaus
- odpust, który zagościł pomiędzy kościołem Najświętszego Salwatora a klasztorem
sióstr Norbertanek na Zwierzyńcu. W tym roku zostanie złamana ta tradycja
z powodu remontu i wyjątkowo odbędzie się on na pobliskich Błoniach.
Kiermaszowe
stragany pełne są tradycyjnych emausowych zabawek, m.in. glinianych ptaszków
i kogucików, gwizdków i kołatek. Stoją na nich także obowiązkowo drewniane
figurki Żydów ze skrzypcami lub z walizką. Pierścionki z kolorowymi oczkami
dla małych dam, piernikowe serca zapewniające o miłości do grobowej deski,
obowiązkowa cukrowa wata oraz tradycyjne, małe precelki nawlekane na nić
i tworzące wieniec, przyciągają jak magnes. Obok nich kręcą się i cieszą
się dużym zainteresowaniem karuzele i loterie fantowe. Można też sprawdzić
celność oka i pewność ręki na strzelnicach sportowych.
Odpustowym
zabawkom często przypisywano ściśle określoną symbolikę. Na przykład tzw.
emausowe drzewko, wykonane z patyka z przyczepionymi listkami, na szczycie
którego znajduje się figurka ptaka lub gniazdo z pisklętami nawiązuje do
przedchrześcijańskich wierzeń, wg których dusze zmarłych pod postaciami
ptaków szukały schronienia w gałęziach drzew, a dzisiaj jest symbolem odradzającego
się wiosną życia.
A jeśli nie
na Emaus, to może warto się wybrać na spotkanie z Siudą Babą? W oddalonej
od centrum Krakowa o 14 kilometrów Wieliczce już od rana przebiera się
ona w długie i niechlujne stare kobiece ubrania (nomen omen Siuda Baba,
mimo że jest rodzaju żeńskiego, to zawsze wciela się w jej postać mężczyzna!),
zakłada dziurawą pończochę na usmoloną twarz, na szyi zawiesza korale z
kasztanów lub ziemniaków. Nieodzownym jej atrybutem jest trzymany w ręce
mały, również usmolony krzyżyk oraz puszka na "wymuszone" pod groźbą usmolenia
datki. Ale nikt się nie obraża, bo to na szczęście, chociaż jest i bat,
z przymrużeniem oka, na opornych, a z którego strzela dla podkreślenia
grozy i wywołania hałasu.
Korzeni tej
tradycji należy szukać w słowiańskich obrzędach wypędzania zimy, a dokładniej
w legendzie o pogańskiej świątyni bogini Ledy w Lednicy Górnej obok Wieliczki.
Znajdowała się ona w pobliżu źródełka w świętym gaju. Rozpalonego w nim
ognia strzegła kapłanka, która każdego roku - wraz z nadejściem wiosny
- mogła tylko jeden raz opuścić świątynię, by poszukać swojej następczyni.
Nie można było ani odmówić, ani się wykupić, więc dziewczęta starały się
dobrze ukryć, aby przez kolejny rok nie pilnować ognia.
Siuda Baba,
czarna od sadzy, ponieważ, gdy pilnowała ognia, nie mogła wyjść ze świątyni
ani się myć, jest odzwierciedleniem postaci tej kapłanki.
W dzieciństwie,
wraz z innymi dziećmi, biegałam za nią, wykrzykując:
Siuda, ruda
popielata
Z batem
lata.
Siuda,
ruda popielata
Co kominy
wymiata.
I pewnie z
tej tradycji wzięło się popularne do dziś w okolicy powiedzenie - ubrać
się (lub wyglądać) jak Siuda, co znaczy, że ubranie jest za długie, za
szerokie, niepasujące, niedbałe, po prostu byle jakie.
W Krakowie
wszystko długo się celebruje i jak tylko można, przedłuża się świąteczny
czas. A zatem, kolejnego dnia, we wtorek, wypada iść na Rękawkę na Wzgórze
Lasoty i Kopiec Krakusa. Chodzili tam dziadkowie, pradziadkowie, prapradziadkowie,
i wszyscy prapraprapraprapra
aż od czasów słowiańskich.
Nazwa Rękawka
pochodzi od czeskiego słowa rakew - trumna lub od serbskiego raka - grób,
co mogłoby potwierdzać, że kopiec był miejscem kultu zmarłych przodków
lub po prostu mogiłą. Natomiast legenda mówi, że poddani króla Kraka nosili
ziemię na jego kurhan w rękach i rękawach, co uwieczniła nazwa.
Do tradycji
Rękawki należało i należy m.in. rzucanie oraz toczenie jaj, symbolu nowego
życia. Źródła historyczne podają, że jeszcze w XVII wieku ze szczytu kopca
w czas odpustu we wtorek zamożni krakowianie zrzucali owoce, słodycze i
pieniądze, zaś biedni, żacy i dzieci zbierali je u podnóża. Podczas badań
archeologicznych odnaleziono już w powierzchniowej warstwie ziemi monety
z różnych okresów dziejowych, co jest dowodem na te praktyki.
Z czasem tradycyjny
odpust przeniósł się na pobliskie Wzgórze Lasoty (235 n.p.m.) przy kościele
św. Benedykta - najmniejszego i najbardziej tajemniczego w Krakowie. Przypuszcza
się, że umiejscowienie tego pochodzącego z XI wieku kościoła i ustanowienie
święta patrona w dniu 21 marca (pierwszy dzień wiosny), było kościelnym
antidotum na słowiańskie pogańskie praktyki sprawowane w tym miejscu od
wieków. Kościółek dawniej był otwierany jedynie dwa razy w roku: na odpust
w uroczystość św. Benedykta oraz w czasie Rękawki. Obecnie można go zwiedzać
prawie we wszystkie soboty wakacji.
Festyn natomiast
odbywa się na Kopcu Kraka. Powstaje tam średniowieczna osada, w której
można poznać ówczesny styl życia, stroje, rzemiosło i broń dawnych Słowian.
Festyn rozpoczyna się obrzędem rozpalenia ognia oraz toczenia jaj i kołaczy
z kopca. Atrakcji jest bez liku: bieg przebranych wojów dookoła kopca,
wyścigi w workach, wspinanie się po słupie, wróżby, obrzędy, tańce, rekonstrukcja
słowiańskiego pochówku, koncerty, gawędy historyczne, pokazy życia
codziennego w średniowieczu i tradycyjnych rzemiosł są atrakcją dla całych
rodzin.
Wszystko dobre,
co się dobrze kończy lub wszystko co dobre, szybko się kończy. Mimo że
jeszcze, a może właśnie dlatego, że zieleni się rzeżucha, że dobre świąteczne
życzenia niczym barwne pisanki zagościły w naszej pamięci i oby na długo,
że w uszach ciągle rozbrzmiewa radosne Alleluja, pamiętajmy, że wszystkie
zewnętrzne znaki Świąt ułatwiają nam tylko coś doświadczyć, coś zrozumieć,
coś przeżyć. Że obfitość stołu i wielkanocnego koszyczka tak naprawdę jest
zupełnie bez znaczenia. Pamiętajmy, że to, co najważniejsze, najcenniejsze,
jak mawiał Mały Książę, jest niewidoczne dla oczu. I właśnie takiej, przeżytej
sercem Wielkanocy życzę wszystkim.
Maryla Kania
Maryla
Kania - harcmistrzyni z Hufca ZHP Kraków Śródmieście. maryla.kania@onet.eu
|