Wojciech Kilar (1932-2013) był bez
wątpienia jedną z najciekawszych postaci polskiego świata muzycznego i,
jak czas później pokazał, również sceny międzynarodowej.
Klasycznie wykształcony w klasie
fortepianu i kompozycji Kilar napisał muzykę filmową do ponad 100 filmów,
porównywalną ilość kompozycji klasycznych lub klasycyzujących, "skumplował"
się z Góreckim, Szabelskim i Pendereckim i razem stworzyli polski ruch
muzyki awangardowej czasem zwanej sonoryzmem i... odkrył Kamień Filozoficzny.
W żadnym wypadku nie należy mnie
podejrzewać o marne dowcipy nt. Wojciecha Kilara. Że zacytuję za Culture.pl:
Kompozytorowi wydawało się - jak mówił - że odkrył kamień filozoficzny, "że nie ma nic piękniejszego,
niż trwający w nieskończoność dźwięk czy współbrzmienie, że to jest właśnie
najgłębsza mądrość, a nie te nasze sztuczki z allegrem sonatowym, fugą,
harmonią".
W ślad za tym odkryciem poszły poczynania
muzyczne, które przejawiały się w uproszczaniu użytej materii dźwiękowej,
czasem idące w kierunku ekstremów, choć to oczywiście kwestia oceny indywidualnej
(np. w Upstairs-Downstairs, 12-minutowym utworze dwa dźwięki trwają od
początku do końca). Dość charakterystyczne były Kilara fascynacje muzyczne:
Bartók, Strawiński, Prokofiew, Szostakowicz, żaden z nich niepiszący muzyki
"lekkiej, łatwej i przyjemnej". Z drugiej strony nic w tym dziwnego, bo
gdyby Kilar był zafascynowany Straussem to by się z PP. Góreckim, Pendereckim
i Szabelskim w żaden sposób nie dogadał.
Należałoby jeszcze wspomnieć o rozlicznych
nagrodach i uznaniach jakie Wojciech Kilar otrzymał w kraju i zagranicą,
ale to byłoby już zbyt wiele dla tego artykułu, który ma przecież mówić
o ludziach w kontekście muzyki filmowej. Tych z Czytelników, których szczegóły
biograficzne Wojciecha Kilara interesują szczególnie odsyłam do Kolegi
Googla, który po kilku milisekundach wyprodukuje tysiące materiałów na
ten temat. A ja wracam do Kilara jako kompozytora dla filmu.
Wojciech Kilar był po prostu "dobry
w te klocki" i szybko się na tym poznali reżyserzy i to ci z górnej półki:
Zanussi, Wajda, Kutz, Kieślowski, Hass, Konwicki, Polański czy Francis
Ford Coppola. Ba, nawet Peter Jackson chciał, żeby Kilar napisał muzykę
do Władcy Pierścieni J.R.R.Tolkiena, ale kiedy do współpracy nie doszło
pałeczkę przejął Kanadyjczyk Howard Shore.
I tu na moment się zatrzymam czysto
muzycznie. Ci z Czytelników, którzy lubią Jacksona filmy o Hobbitach z
pewnością zauważyli, że muzyka Shore'a nie jest nadmiernie skomplikowana
czy poozdabiana różnymi faramuszkami dźwiękowymi. Jest gruba, soczysta
jak tego wymaga materia filmu, ale struktury ma proste, czasem wręcz bardzo
proste. Coś, jakby mały dzwoneczek zaczyna dzwonić w głowie, Kilar piszący "symplistycznie",
Shore piszący podobnie... Czyżby wizja Jacksona od początku miała w tle
muzykę właśnie taką i Kilar był tym najlepszym, z bardzo "górnej" półki
kompozytorem, a Shore tylko dostępną podmianką? A przecież jeszcze był
dostępny inny "symplista", Philip Glass, który rękami i nogami broni się
przed taką klasyfikacją choć jego muzyka mówi całkiem odwrotnie. Nie, Kilar
był najlepszy i o tym Jackson wiedział, ale może Kompozytorowi się nie
chciało? Albo z innych powodów
Ponad 100 filmów z muzyką Wojciecha
Kilara to jest materiał na książkę, a nie na artykuł, toteż musiałem dokonać
wyboru. I wybrałem.
W mojej ocenie to jeden z najlepszych
filmów małoformatowych (czyli bez Hollywood'u) jakie pojawiły się historii
kinematografii, film Romana Polańskiego "Dziewiąta Brama" (The Ninth Gate)
oparty na noweli "El Club Dumas" Arturo Perez-Reverte.
Obsada też wyjątkowo dobra, Johnny
Depp (wciąż potrafiący zagrać niemal wszystko, zanim "Piraci z Karaibów"
przetrącili kark jego talentowi), Frank Langella (późniejszy Nixon w "Frost/Nixon"),
Lena Olin ("Chocolat", "Alias"), Emmanuelle Seigneur (żona Polańskiego)
i jeszcze paru mniej znanych, ale świetnych aktorów. I muzyka Kilara, wielowarstwowa,
soczysta, o strukturze dywanu z wyraźnie widocznym wzorem.
"Opening Titles" skradają się zwartą
ścianą dźwięku sekcji smyczkowej wspieranej blachą z czytelnym, głównym
motywem (lub jak to się mówi w gwarze muzycznej, leitmotivem) wpierw wiolonczel
i altówek, a potem jeszcze skrzypiec. Nic innego nie mogłoby spełnić swojej
roli dla podkreślenia wymyślonej przez Polańskiego dość długiej czołówki...
"Corso", temat dla postaci granej
przez Depp'a znów prosty, czytelny, choć wyjątkowo lekki. Trąbka, klarnet,
smyczki pizzicato, trochę fagotów i klawesyn lub klawikord. A na koniec
cameo z czołówki. Proste? Proste...
"Liana", temat trzeciej pierwszoplanowej
postaci (Lena Olin), również prosty, trochę kobiecy motyw grany w pętli
powtórek przez smyczki, instrumenty dęte drewniane (tzw "drzewo"), fortepian
i prawdopodobnie harfę. Ale w tej całej kobiecości słychać coś nie do końca
czystego, jakby spisek, kto wie, może nawet diabelski...
"Plane to Spain" to bardzo interesujący
koncept zagrania głównego motywu jako bolera. Motyw jest "przewracany"
na różne sposoby, ale w gruncie rzeczy pozostaje ten sam.
"Balkan's Death", temat śmierci drugiej
pierwszoplanowej postaci (granej rewelacyjnie przez Franka Langellę) to
ponownie leitmotif z czołówki, przeorkiestrowany, ciężki, pulsujący płomieniami
pożaru (Balkan ginie w niezamierzonym samospaleniu) i w jedyny możliwy.
"The Ninth Gate", kulminacyjny moment filmu to drąca uszy wokaliza i zaraz
po niej co? Leitmotif, oczywiście.
Sumując, muzyka genialna w swej prostocie,
mówiąca precyzyjnie co powinno być powiedziane i ani jednego słowa ponad
to. Bardzo ważne jest jeszcze coś - tę muzykę można słuchać bez filmu,
samą dla siebie. Ja jej słucham nawet w samochodzie, choć to przecież akustycznie
rzecz biorąc warunki marne. A film polecam gorąco, bo choć cała jego idea
jest oparta na bujdzie na resorach, ale to jest bardzo dobra bujda i jakże
odmienna intelektualnie od hollywoodzkich "zabili go i uciekł".
Wojciech Kilar to była potęga intelektu
muzycznego zauważona przez różnych "możnych tego świata" i bardzo szkoda,
że go zabrakło. Bez wahania wolałbym ścieżkę dźwiękową "Władcy Pierścieni"
Kilara niż Shore'a, "The Illusionist" w reżyserii Neila Burgera ma dobrą
("symplistyczną") muzykę Philipa Glassa, ale jestem pewien, że Wojciech
Kilar napisałby lepszą. I bez wątpienia znalazłbym jeszcze kilka pozycji
kinematografii światowej, dla których nasz Kilar napisałby lepszy "stuff"
niż jakieś Jones'y czy Glass'y. Problem w tym, że już Go nie ma...
Witold Suryn - kompozytor, pianista,
basista i producent muzyczny. Komponuje od ponad 40 lat muzykę filmową,
klasyczną, współczesne gatunki symfoniczne, jazz oraz muzykę do produkcji
kinowych i telewizyjnych, wydaje albumy jazzowe, a ostatnio także gatunki
elektroniczne. Współpracował z kilkoma młodymi reżyserami z Ameryki Północnej
i Wielkiej Brytanii (Montreal) https://musicwitold.wixsite.com/witold-suryn-music
PANORAMA
- MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA