Genius loci Krakowa
Kraków jako
pierwsze europejskie miasto w 1978 roku został wpisany na Listę Światowego
Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO. Urzeka pięknem pałaców, kamieniczek,
tajemniczymi zaułkami. Liczne wieże i wieżyczki, niczym zadarte nosy, zachwycają
urokiem o każdej porze dnia i roku - płaczą razem z deszczem, czasem zasypiają
otulone kołderką śniegu, latem uśmiechnięte słońcem, wołają do przechodniów:
Hej, ciągle tu jesteśmy. Trwamy.
Tyle wieków,
tyle historii, tylu zachwyconych i ciągle powracających turystów.
Wydaje się,
że swoisty Genius loci na dobre zadomowił się w tym miejscu i na szczęście
ani myśli go opuszczać. Ta, według mitologii rzymskiej, opiekuńcza siła,
sprawia, że to miasto jest jedyne w swoim rodzaju i nawet warszawiacy,
będący obiektem żartów krakusów, lubią odnajdywać się w jego niepowtarzalnym
klimacie, chociaż, jak śpiewa krakowski zespół "Pod Budą" "...odmiennym
jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu
powietrze, złote nuty spadają na Rynek i muzyki dokoła jest w bród, po
królewsku gotuje Wierzynek, a kwiaciarki czekają na cud".
A on dokonuje
się każdego dnia. Wystarczy oprzeć się plecami o mury Sukiennic lub przysiąść
na ławeczce na Plantach, by usłyszeć głosy przekupek krakowskich, zachęcających
do zakupu obwarzanków, rajców miejskich spierających się od wieków o wszystko,
gruchanie wszędobylskich gołębi - honorowych obywateli miasta, a nade wszystko
kroki i rozmowy tych, bez których tego niematerialnego Krakowa by nie było.
Słyszycie odgłos
dłuta? Tak, to mistrz Wit Stwosz ciągle rzeźbi i wygładza pachnące lipowym
drewnem święte postacie, przed którymi od wielu wieków na kolanach zanoszone
są szeptem modlitwy. Pokolenia krakowian odchodzą i przychodzą, a średniowieczny
ołtarz w kościele Mariackim przypomina o wertykalnym wymiarze życia ludzkiego,
skłania do refleksji lub po prostu zachwyca pięknem.
Nie wyobrażam
sobie Krakowa bez Jana Matejki i Stanisława Wyspiańskiego. Ten pierwszy
to twórca narodowej szkoły malarstwa. Pędzlem, jak nikt przedtem, uwiecznił
na monumentalnych płótnach, w trudnych czasach, historię Polski. Wybitny
malarz, dyrektor krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, patriota, filantrop
zabiegający o renowację zabytków, teraz przysiadł na swoim pomniku przy
Barbakanie prawie jak jego "Stańczyk" zadumany nad losami Ojczyzny. Odpoczywa
zmęczony licznymi obowiązkami i pracą, a przede wszystkim gderliwą i chorobliwie
zazdrosną żoną. O! Słyszycie kolejną kłótnię? Lepiej zostawmy ich samych.
Stanisław Wyspiański
- czwarty wieszcz. Bez niego Kraków nie byłby Krakowem. Nie byłoby także
"Wesela", "Wyzwolenia", "Nocy Listopadowej", "Bolesława Śmiałego". Nie
wzruszalibyśmy się przed obrazami "Śpiącego Stasia", "Główką Helenki",
"Dziewczynką z wazonem z kwiatami", "Macierzyństwem", widokiem "Plant o
świcie" czy "Chochołami". Polichromie i witraże, w tym ten najsłynniejszy
"Bóg Ojciec" z kościoła franciszkanów, to rozpoznawalne wizytówki Artysty
i Krakowa. To także cała barwna prawda o młodopolskiej secesji. Kolory
i kwiaty, kwiaty i kolory sprawiają, że ciągle się je chce oglądać, że
pobudzają wyobraźnię, że zachwycają tak, że aż dech zapiera, że chochoły
z "Wesela" tańczą w błędnym kole, że zgubiła się czapka z pawimi piórami
i że na próżno nadsłuchiwać złotego rogu. Czasem tylko w szumie liści na
Plantach można usłyszeć znajome słowa: "miałeś, chamie, złoty róg. Miałeś,
chamie, czapkę z piór: czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci
się ino sznur, ostał ci się ino".
Kiedy Wyspiański
odchodził, podobnie jak i Matejce, bił "Zygmunt" (dzwon Zygmunta z wawelskiej
katedry), bo on zawsze bije Wielkim.
Co roku, w
rocznicę śmierci poety, w miejscach związanych z jego życiem, wywieszane
są nekrologi:
"Dnia 28
listopada 1907 roku zmarł w Krakowie Stanisław Wyspiański.
Poeta wielki
i wszechstronny artysta, był jednym z największych synów umęczonej Ojczyzny,
umiał kochać i cierpieć za miljony, umiał do Narodu przemówić tonem Adama,
Juljusza i Zygmunta, bo z Wieszczów był.
W przeszłość
wpatrzony, w mitach greckich za rodów wnętrznego rozwoju Ludzkości dopatrując,
w bajecznych dziejach Polski pierwiastki narodowej duszy śledząc, zdobył
się na głos, który jest "z tego pokolenia": wołał o wyzwolenie spod obcej
przemocy, nie tylko materjalnej ale i duchowej, wołał o budowanie zrębów
NOWEJ POLSKI!
Targany
wątpliwościami wieku, nie przestał nigdy wierzyć w duchowy cel życia, w
nieśmiertelność, bo w śmierci widział tylko drogę do nowego, wyższego bytu,
ku któremu Naród wieść pragnął.
W wołaniu
o dzielność duchową, o wolność i niepodległość narodową i indywidualną,
o skon bohaterski na polu walki o Polskę. Twa doniosłość, powaga i sława,
Wieszczu, dla nas - spadkobierców Idei Filaretów, Towiańczyków, Mickiewiczowskich
Legjonistów..."
To już
tyle lat... A ja ciągle, kiedy gasną światła w teatrze po trzecim gongu,
powtarzam w myślach fragment jego wiersza:
"I ciągle
widzę ich twarze, ustawnie w oczy ich patrzę -
ich nie
ma - myślę i marzę, widzę ich w duszy teatrze.
Teatr mój
widzę ogromny, wielkie powietrzne przestrzenie,
ludzie
je pełnią i cienie, ja jestem grze ich przytomny.
(...)
Ja słucham,
słucham i patrzę - poznaję - znane mi twarze,
ich nie
ma - myślę i marzę, widzę ich w duszy teatrze!"
Ciągle wypatruję
go także na Plantach, przy wylocie ulicy Szewskiej, gdzie, jak wspomina
Roman Brandstaetter w Kręgu biblijnym", siedział skulony, szepczący coś
cicho do siebie, bo po kilkudniowym czytaniu Pisma Świętego bez jedzenia
i spania, jego umysł i mieszkanie wypełniły biblijne postacie. Mam nadzieję,
że kiedyś go tam spotkam, bo w Krakowie przecież wszystko jest możliwe.
Kraków dla
krakusów? Nie tylko, bo przecież oprócz Wita Stwosza zadomowiło się w nim
wielu innych cudzoziemców. Był i taki, który został zatrzymany w 1903 roku
pod zarzutem włóczęgostwa i osadzony w areszcie miejskim "Pod Telegrafem"
- Jarosław Haszek. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...
Zdaniem Leszka Mazana, wybitnego szwejkologa, w więzieniu spotkał krakowskiego
dziwaka Władysława Durdzielskiego, który - być może - stał się jednym z
pierwowzorów Szwejka. Wydarzenie to upamiętnia tablica na kamienicy przy
ul. Podzamcze, na rogu Kanoniczej.
A jeśli o cudzoziemcach
mowa, to w Krakowie zamieszkał na dłużej także pewien Litwin - ojciec dynastii
Jagiellonów, król Polski - Władysław Jagiełło. Trafił na pomnik na Placu
Matejki, a także na stuzłotowy banknot, ale można także przystanąć w zadumie
przy jego doczesnych szczątkach w katedrze wawelskiej. W niej bowiem odbywały
się uroczystości koronacyjne, monarchowie i ich dzieci zawierały w niej
śluby, tutaj były chrzczone ich dzieci. W katedrze i w podziemiach znajdują
się groby niemal wszystkich władców Polski, a także zasłużonych Polaków
m.in. Tadeusza Kościuszki, Józefa Piłsudskiego, Adama Mickiewicza i Juliusza
Słowackiego. Paradoks - ci dwaj ostatni, za życia ze sobą rywalizujący,
po śmierci obok siebie... Wszak Wawel górujący nad miastem jednoczy - za
życia i po śmierci.
Wczoraj, dzisiaj,
jutro - strażnicy genius loci trwają na posterunkach, by dobry duch nie
opuścił grodu Kraka. Są nimi hejnaliści z Wieży Mariackiej niestrudzenie
od wieków, co godzinę, obwieszczający dźwiękami ze złotej trąbki mijający
czas, to także uprzywilejowani dzwonnicy wawelscy pilnujący, aby rozkołysany
ręcznie przez nich "Zygmunt" towarzyszył wzniosłym wydarzeniom, to przemierzający
raz w roku ulice Krakowa Lajkonik, konik zwierzyniecki, w stroju, a jakże,
zaprojektowanym przez Stanisława Wyspiańskiego, to kwiaciarki na Rynku
od świtu do nocy z pachnącymi bukietami, to przemierzające ze stukotem
brukowe ulice dorożki, to tajemniczy wawelski czakram, no i oni - bohaterowie
z niezliczonych pomników, a wśród nich Adam Mickiewicz - wieszcz z krakowskiego
Rynku, Mikołaj Kopernik od wieków pilnujący, aby Ziemia kręciła się wokół
Słońca i Tadeusz Kościuszko - polski i amerykański bohater narodowy. Taki
właśnie od wieków jest Kraków - tu rodzą się wiersze, tu nauki strzeże
Uniwersytet Jagielloński, najstarsza uczelnia w Polsce i jedna z najstarszych
na świecie, to wreszcie tu odbywa się bez przerwy lekcja patriotyzmu.
I dlatego,
jak śpiewa Elżbieta Adamiak w "Krakowskiej balladzie", "...trzeba zajrzeć
do Krakowa (...) póki jeszcze słychać Szalom na Szerokiej, póki wciąż Floriańska
Brama wszystkich wita, póki czas secesji w popiół nie rozsypał, póki jeszcze
hejnalista gra z pamięci, póki wiatr dorożkom wszystkie koła kręci, póki
nad Plantami widać skrawek nieba, to do szczęścia nic naprawdę nie potrzeba".
Maryla Kania
Maryla
Kania - harcmistrzyni z Hufca ZHP Kraków Śródmieście. maryla.kania@onet.eu
|